poranek napisał(a):skoro dla wielu Polaków ryby to nie mięso, to (...)
No widzisz i tu, w moich oczach, leży problem. Choć nauka ma teoretycznie służyć całej ludzkości (i nie tylko, mam nadzieję), w tym wielu Polakom (lol), to zawsze tworzyły ją elity.
Oczywiście nie elity w sensie "nadludzi", tylko Ci których wiedza i poziom myślenia pozwalają rzeczową naukę uprawiać. Tylko tak da się mówić o rozwoju wiedzy.
Wiemy wszyscy, że dla wielu Polaków "ryby to nie mięso", ale to przecież nie jest powodem abyśmy przyjęli, że tak jest.
Nie chcę tu przytaczać innych kwestii które też wydają się oczywiste wielu Polakom, a jednak uznanie ich za fakt nikomu nie przyniosłoby ani chluby ani korzyści.
poranek napisał(a):Zależy ci na utrwalaniu mitu, że wegetarianie jedzą ryby? Bo tym właśnie poskutkowałoby okrojenie słownikowej definicji wegetarianizmu do frazy "niejedzenie mięsa".
Pytanie zadałeś retoryczne, bo odpowiedź znasz.
Nie mogę też zgodzić się z uproszczeniem jakim jest podany przez Ciebie skutek. Wegetarianizm JEST "niejedzeniem mięsa".
Moim zdaniem nie należy w wydawnictwie naukowym przeinaczać faktów tylko po to, aby Kowalski mógł coś zrozumieć.
To Kowalski musi się dokształcać. Zwykle nie będzie chciał, ale co to zmieni? Czy ciało ryb dla specjalnie Kowalskiego przestanie być "mięsem"?
Czy zresztą sam Kowalski, ten nieco bardziej ciekaw, nie zaduma się, na miarę możliwości swej zadumy, nad faktem, że "ryby to nie mięso", ale jedzenie "mięsa ryb" jest zalecane przez dietetyków?
poranek napisał(a):Mamy składać jasność przekazu na ołtarzu hiperpoprawności?
Jaka to hiperpoprawność? Zwykła poprawność.
Niestety język sam w sobie często staje w sprzeczności z przekazem naukowym. Dla wielu osób to nie wydaje się być problemem, dla innych, w tym dla mnie, jednak jest.
Podobna kwestia to notoryczne powtarzanie "ludzie i zwierzęta". Powiesz: co w tym złego, przecież tak się przyjęło a my wiemy, że to przenośnia.
No właśnie, może MY wiemy, ale czy Kowalski wie i czy taki wniosek z tego wyciągnie? Z mojego doświadczenia wynika, że raczej NIE.
Już kilkukrotnie spotkałem się z mieszanymi rekacjami (ot taki miks zdumienia, politowania, irytacji, i agresji) mówiąc komuś, że "ludzie są zwierzętami".
Teraz poprzyjmy to jeszcze autorytetem językowym i... jak tu dalej krzewić świadomość?
poranek napisał(a):Język jest dla ludzi, a nie ludzie dla języka.
Rozumiem Twój przekaz i szanuję go. Ale to sformułowanie automatycznie przywodzi mi na myśl powszechne stwierdzenie "zwierzęta są dla ludzi, a nie ludzie dla zwierząt" (abstrachując od tematu poruszonego kilka linijek wyżej).
To oczywiste, że język ulega ewolucji, zmienia się, rozwija i trzyma pewnych ram jasnej funkcjonalności. Z drugiej jednak strony, jeśli zanadto ulega uproszczeniom, wyświadcza nauce niedźwiedzią przysługę.
Nawet sami poloniści spierają się między sobą o pewne kwestie, między innymi te dotyczące uproszczeń czy definicji.
Moje wykształcenie to akurat nie polonistyka, więc absolutnie nie zamierzam uchodzić za autorytet w tej dziedzinie, bo nim nie jestem.
Ale czasami rażą mnie kompromisy jakie język zawiera z ludźmi. Szczególnie wtedy, kiedy stoją one w sprzeczności z wiedzą i faktami.
To bardzo ciekawa i potrzebna dyskusja. Ot, taka jest w końcu rola for dyskusyjnych.
Oczywiście mam nadzieję, że będziemy tu sobie dyskutować w tonacji pokojowej, pełnej wzajemnego zrozumienia i... empatii...