Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
Re: Peter Singer w Warszawie - 11 maja
Ponieważ Peter Singer poruszył kwestię prawa zwierząt do życia tylko jako przedmiot dyskusji filozoficznej, a w praktyce radzi zająć się ograniczaniem cierpienia zwierząt w ramach ich hodowli i zabijania, to nie mamy tu już nawet new welfare - czyli pomysł, że małymi krokami zmierza się do wyzwolenia zwierząt, ale krok wstecz do welfare - czyli hodować i zabijać w uregulowany sposób.
Peter Singer sam podkreślił, że to przemysł spożywczy generuje najwięcej cierpienia i śmierci zwierząt. Jest to blisko 60 miliardów (tak, miliardów, nie milionów) zwierząt lądowych rocznie, zwierzęta wodne są liczone w tonach - nie wiadomo więc ile ich ginie w ramach rybołówstwa. Ale nawet jeśli nie zawracamy sobie głowy kwestią prawa zwierząt do życia (ja osobiście sobie zawracam), a myślimy jedynie o zredukowaniu niepotrzebnego cierpienia, to oczywistym rozwiązaniem, które powinniśmy przyjąć i propagować wśród innych to weganizm. Tak robi na przykład Vegan Outreach. Skoro wiemy (a wiemy rzeczywiście), że właściwie zaplanowana dieta wegańska jest odpowiednia na każdym etapie życia, to wniosek jest banalnie prosty: każde cierpienie zwierząt w ramach produkcji zwierzęcej (hodowli i zabijania) jest niepotrzebne. Nie rozumiem więc dlaczego zamiast wspierać edukację obejmującą informacje o diecie wegańskiej i jej praktycznym zastosowaniu oraz o tym, czym jest dla zwierząt hodowla i rzeźnia (rutynowe praktyki wystarczą w zupełności), Peter Singer chwali regulacje prawne zmniejszające udrękę zwierząt w bardzo niewielkim, często żenująco niskim i mało skutecznym stopniu, tak jak na przykład tzw. wzbogacone klatki dla kur zastępujące klatki bateryjne w Unii Europejskiej. Nie rozumiem, dlaczego zwycięstwem ruchu prozwierzęcego w USA, Peter Singer nazywa Proposition 2. Nie rozumiem, to mało powiedziane. Jestem rozgoryczona. Autor "Wyzwolenia Zwierząt" mógłby apelować o tyle więcej, również o upowszechnianie się dyskusji o prawie zwierząt do życia - bo dyskusja ta ma jak najbardziej praktyczne konsekwencje.
A teraz słyszę o inicjatywie utworzenia Pracowni Praw Zwierząt na UW. Pod apelem o jej utworzenie podpisał się Peter Singer, jak i szefowa Eurogroup for Animals, grupy, która w żadnym ze swoich obszarów strategicznych nie zawiera praw zwierząt do życia czy choćby unikania niepotrzebnego cierpienia. Nie sądzę, by członkowie Eurogroup for Animals nie słyszeli o weganizmie, powinni więc wiedzieć, że całe cierpienie zwierząt w przemyśle spożywczym jest niepotrzebne i diametralnie zmienić swoją taktykę odchodząc od kuriozalnych propozycji w stylu "ochrony zwierząt podczas zabijania", a przechodząc do regulacji np. odnoszących się do obowiązkowej edukacji w szkołach odnośnie zwierząt jako czujących istot a nie biologicznych automatów, a także obowiązkowej edukacji z zakresu diety wolnej od okrucieństwa - czyli weganizmu. Jeśli zaś cierpienie zwierząt Eurogrupie przeszkadza tylko w pewnym stopniu, a ich celem jest tylko regulacja tego cierpienia w ramach hodowli i zabijania, nie powinni nazywać się Eurogroup for Animals - bo to mylące, lecz np. Eurogroup for Regulated Exploitation of Animals. Jedno wiem na pewno, nie chciałabym, by analogiczna Eurogroup for Women "broniła" moich interesów.
Obawiam się zatem, że Pracownia Praw Zwierząt, jeśli powstanie, może być kolejnym tworem o postępowej nazwie, którego postępowość na nazwie się zakończy, a idea "praw" zwierząt zostanie po raz kolejny zdewaluowana i zdegradowana do np. prawa zwierzęcia do możliwości zrobienia obrotu w klatce.
Peter Singer sam podkreślił, że to przemysł spożywczy generuje najwięcej cierpienia i śmierci zwierząt. Jest to blisko 60 miliardów (tak, miliardów, nie milionów) zwierząt lądowych rocznie, zwierzęta wodne są liczone w tonach - nie wiadomo więc ile ich ginie w ramach rybołówstwa. Ale nawet jeśli nie zawracamy sobie głowy kwestią prawa zwierząt do życia (ja osobiście sobie zawracam), a myślimy jedynie o zredukowaniu niepotrzebnego cierpienia, to oczywistym rozwiązaniem, które powinniśmy przyjąć i propagować wśród innych to weganizm. Tak robi na przykład Vegan Outreach. Skoro wiemy (a wiemy rzeczywiście), że właściwie zaplanowana dieta wegańska jest odpowiednia na każdym etapie życia, to wniosek jest banalnie prosty: każde cierpienie zwierząt w ramach produkcji zwierzęcej (hodowli i zabijania) jest niepotrzebne. Nie rozumiem więc dlaczego zamiast wspierać edukację obejmującą informacje o diecie wegańskiej i jej praktycznym zastosowaniu oraz o tym, czym jest dla zwierząt hodowla i rzeźnia (rutynowe praktyki wystarczą w zupełności), Peter Singer chwali regulacje prawne zmniejszające udrękę zwierząt w bardzo niewielkim, często żenująco niskim i mało skutecznym stopniu, tak jak na przykład tzw. wzbogacone klatki dla kur zastępujące klatki bateryjne w Unii Europejskiej. Nie rozumiem, dlaczego zwycięstwem ruchu prozwierzęcego w USA, Peter Singer nazywa Proposition 2. Nie rozumiem, to mało powiedziane. Jestem rozgoryczona. Autor "Wyzwolenia Zwierząt" mógłby apelować o tyle więcej, również o upowszechnianie się dyskusji o prawie zwierząt do życia - bo dyskusja ta ma jak najbardziej praktyczne konsekwencje.
A teraz słyszę o inicjatywie utworzenia Pracowni Praw Zwierząt na UW. Pod apelem o jej utworzenie podpisał się Peter Singer, jak i szefowa Eurogroup for Animals, grupy, która w żadnym ze swoich obszarów strategicznych nie zawiera praw zwierząt do życia czy choćby unikania niepotrzebnego cierpienia. Nie sądzę, by członkowie Eurogroup for Animals nie słyszeli o weganizmie, powinni więc wiedzieć, że całe cierpienie zwierząt w przemyśle spożywczym jest niepotrzebne i diametralnie zmienić swoją taktykę odchodząc od kuriozalnych propozycji w stylu "ochrony zwierząt podczas zabijania", a przechodząc do regulacji np. odnoszących się do obowiązkowej edukacji w szkołach odnośnie zwierząt jako czujących istot a nie biologicznych automatów, a także obowiązkowej edukacji z zakresu diety wolnej od okrucieństwa - czyli weganizmu. Jeśli zaś cierpienie zwierząt Eurogrupie przeszkadza tylko w pewnym stopniu, a ich celem jest tylko regulacja tego cierpienia w ramach hodowli i zabijania, nie powinni nazywać się Eurogroup for Animals - bo to mylące, lecz np. Eurogroup for Regulated Exploitation of Animals. Jedno wiem na pewno, nie chciałabym, by analogiczna Eurogroup for Women "broniła" moich interesów.
Obawiam się zatem, że Pracownia Praw Zwierząt, jeśli powstanie, może być kolejnym tworem o postępowej nazwie, którego postępowość na nazwie się zakończy, a idea "praw" zwierząt zostanie po raz kolejny zdewaluowana i zdegradowana do np. prawa zwierzęcia do możliwości zrobienia obrotu w klatce.