Post 9 lis 2010, o 21:43

Przystań Ocalenie w tarapatach

Uratowane z rzeźni zwierzęta potrzebują pomocy i paszy
2010-11-09

Przystań Ocalenie z Ćwiklic za tydzień zabierze dwie kobyłki z fabryki koni. Mogą to być ostatnie zwierzęta, które ocali przed rzeźnią. Innym organizacjom, które ratują konie, też zaczyna brakować na to pieniędzy. Wysłużone zwierzęta czeka śmierć.

Fabryka koni to hodowla licząca nawet trzysta sztuk. Zwierzęta są masowo produkowane do sportu. Jeśli nie osiągają wyników w skokach czy wyścigach, sprzedaje się je do rzeźni jako odpad hodowlany. Często mają najwyżej cztery lata, czasem ledwo ponad rok. Podobny los czeka konie, które nie są w pełni zdrowe (w fabryce nie poświęca się czasu ani pieniędzy na rekonwalescencję), kończą karierę albo przestają rodzić - jak te dwie kilkunastoletnie kulawe kobyłki, po które w poniedziałek do hodowli w woj. mazowieckim pojedzie Dominik Nawa.

Proszą go o to sami pracownicy fabryk, którzy litują się nad zwierzętami, ale nie mają warunków, żeby im pomóc. A Nawa w Ćwiklicach pod Pszczyną prowadzi znane, drugie w Polsce pod względem wielkości schronisko dla koni. Obecnie ma ich 98, miesięcznie przyjmuje średnio dwa. Zwane jest Przystanią Ocalenia i jako jedyne w Polsce trzyma również inne zwierzęta gospodarskie. We wrześniu przywieziono z Mazur 10 gęsi, 12 kaczek, 26 kur i 2 psy, gdy ich właściciel wylądował w szpitalu. Żył z nimi pod jednym dachem, a potem jego sąsiedzi próbowali je rozkraść, widząc biegające po polu darmowe mięso. Żadna inna organizacja nie chciała przyjąć takich zwierząt na emeryturę.

W czerwcu Nawa zabrał z Pilchowic siedem sztuk bydła. Krowy i byki tonęły w oborze we własnych odchodach, od lat nie były wyprowadzane i wyły z głodu tuż pod urzędem gminy. Gdy Nawie udało się uzyskać od wójta wsi decyzję o odebraniu zwierząt, ich właściciel zdążył je sprzedać na rzeź. Ale Nawa ruszył śladem transportu aż na Podhale i uratował stado. Akcja kosztowała go 1 tys. zł, ale najgorsze miało nadejść. Wójt Pilchowic wycofał się z decyzji o odebraniu zwierząt i tym samym odpowiedzialności za dalszy los krów i byków. Sprawa toczy się w SKO, tymczasem wyżywienie bydła kosztuje Nawę 1,5 tys. zł miesięcznie.

Przystań funkcjonuje głównie z wpływów z 1 procentu od podatku. W tym roku przekazało 1 procent tyle samo ofiarodawców co w poprzednich latach, ale sumy było o wiele mniejsze. Budżet nadwerężył również wykup pastwiska - dzierżawionego, póki gospodarz nie postanowił go sprzedać. Do tego deszczowa pogoda zniszczyła uprawy Przystani, zgniły sadzone ziemniaki, marchew, kabaczki, dynie. - Brakuje nam 100 tys. zł - mówi Nawa.

Zrezygnował z remontów i inwestycji. Ale pustoszeje magazyn z paszą. Zwierzęta zjadają cztery tony miesięcznie. Cena jednej to 2 tys. zł. Potrzeba pilnie 15 tys. Dostawca nie sprzeda Nawie na kreskę, bo ten już mu jest dłużny 7 tys.

Wyżywienie to nie wszystko - do codziennych kosztów trzeba doliczyć ogrzewanie i leki. Zwierzęta, które trafiają do Przystani, często są chore - obecnie cztery konie mają problemy z oddychaniem (co pochłania 800 zł miesięcznie), a dziesięć reumatyczne (600 zł), nie wspominając o kwotach za samo ich wykupienie - koń rzeźny kosztuje tyle co mięso, od 1200 do 1800 zł, ale jeszcze trzeba go przewieźć.

Przedszkolaki, które niedawno odwiedziły Przystań, zachwycały się Karolem i Trzecim. "Świnki, świnki" - wołały, odkrywając, że wieprz to inteligentne i sympatyczne zwierzę. Ćwiklickie schronisko spełnia przy okazji funkcję edukacyjną, ucząc szacunku do zwierząt. Co ciekawe, Karol i Trzeci przyjechały do Przystani w te wakacje właśnie z uczelni. Akademia Rolnicza z Krakowa, gdy wieprze się zestarzały, chciała je sprzedać do rzeźni. Studenci mówili o nich "uczłowieczone" i zaalarmowali Przystań.

Nawa: - Właśnie dostaliśmy apel, że 60 koni z mazurskiej hodowli idzie na kabanosy - konie młode, rasowe, pełnej krwi angielskiej. Nie możemy im pomóc, inaczej nie dalibyśmy rady utrzymać naszych. W ostateczności to my będziemy zmuszeni oddać zwierzęta.

Więcej informacji na http://www.przystanocalenie.pl lub telefonicznie pod nr. 501 241 784