W
Tygodniku Forum ukazały się w tym tygodniu teksty dotyczące corridy, w tym dwie krótkie wypowiedzi Llosy i Savatera. Co charakterystyczne wiele razy mówi się o hipokryzji osób krytykujących corridę uzasadniając to tym że te osoby nie protestują przeciwko innym rodzajom wykorzystywania zwierząt co jak wiadomo nie jest prawdą (a na pewno nie zawsze).
Arena bez byka
Zakaz korridy w Katalonii to decyzja bardziej polityczna niż powodowana pragnieniem ochrony losu zwierząt. Dla cudzoziemców korrida ze wszystkimi jej brutalnymi niuansami i stylizowanym, archaicznym rytuałem jest czymś nie do pojęcia.
Jej przeciwnicy mówią wprost, że to torturowanie zwierząt. Nie można jej zakwalifikować jako dyscypliny sportowej, bo główny uczestnik nie bierze w niej udziału dobrowolnie. Jak dowcipnie zauważył satyryk największej hiszpańskiej gazety „El País”: „Nikogo nie zmusza się, żeby szedł na korridę. Nikogo, oprócz byków”.
Sprawozdanie z korridy nie trafi na sportową kolumnę dziennika. W hiszpańskich gazetach o walkach byków pisze się na stronach poświęconych kulturze, tych samych, gdzie znajdują się recenzje przedstawień teatralnych i operowych. Rzeczywiście – walki byków, wymagające nieprawdopodobnej odwagi i zręczności, od dawna interesują artystów. Pokazują bowiem ludzką zdolność do okrucieństwa.
Dzieła Goi i Picassa inspirowane korridą uczyniły ją nieśmiertelną. Ernest Hemingway miał obsesję na punkcie walk byków, prochy Orsona Wellesa zostały pochowane w ogrodzie słynnego torreadora Antonia Ordóneza. Dla Lorki walki z bykami były „prawdopodobnie największym bogactwem Hiszpanii, ożywczym i poetyckim”. Dziś korrida nie jest już tak modna. Z badań opinii publicznej wynika, że 70 proc. Hiszpanów wykazuje wobec niej całkowitą obojętność. Do antitaurinos, przeciwników korridy, należą najsłynniejsi hiszpańscy aktorzy, projektanci mody i muzycy, a także Carles Puyol, kapitan drużyny piłkarskiej FC Barcelona, Katalończyk z krwi i kości, pochodzący z miasteczka liczącego raptem trzy tysiące mieszkańców.
UWIECZNIONA W SZTUCE
Bardzo wymowny jest podział wewnątrz rodziny królewskiej: król Juan Carlos i jego córka Elena są zagorzałymi miłośnikami walk byków, natomiast królowa Sofia dystansuje się od korridy, zasłaniając się brakiem czasu i dodając: Zadawanie bykom cierpienia na arenie ku uciesze gawiedzi, by kilka osób mogło na tym zarobić? Nie jestem zainteresowana taką rozrywką.
Sprawa korridy podzieliła kraj podobnie jak rodzinę królewską. Nic dziwnego zatem – biorąc pod uwagę odwieczne animozje między Madrytem a Barceloną – że w Katalonii została zabroniona, a w stolicy Hiszpanii urosła do rangi symbolu kultury narodowej, podobnie jak zabytkowe gmachy czy dziełasztuki. Z kolei wielu Katalończyków mówi wprost, że to „zagraniczny” obyczaj. Walki byków to rzeczywiście bardzo mocny symbol hiszpańskiej tradycji, zwłaszcza na południu kraju. Nie jest to natomiast tradycja katalońska, łatwo więc krytykować korridę właśnie w Katalonii. Łatwo też ugrzęznąć w jałowych sporach: Hej, ci ludzie zakazują walk byków, bo są wrogami Hiszpanii. Druga strona argumentuje: Nieprawda, korrida to barbarzyństwo.
CZYSTA HIPOKRYZJA
Można się spierać, ale to rzeczywiście jest tradycja. Kwestia kulturowa. Ludzie mówią: Zabijacie zwierzęta dla rozrywki. Ale jeśli ktoś chciałby dyskutować o okrucieństwie wobec zwierząt – a to bardzo ważny temat – bądźmy poważni. Zabijamy mnóstwo zwierząt w o wiele okrutniejszy sposób, na skalę przemysłową, by je zjadać czy przeprowadzać na nich doświadczenia.
Te byki zostają zabite – to prawda, kiedyś nadchodzi ten dzień – ale zanim to nastąpi, mają królewskie życie. Mieszkają na farmach, gdzie bardzo się o nie dba. Czas mija im na rozrywkach godnych celebrytów, aż wreszcie pewnego dnia trafiają na arenę, na której giną we wspaniałym spektaklu. Nikt z przeciwników korridy nie wdaje się jednak w tego rodzaju dyskusje, bo nie mają one odpowiedniej politycznej oprawy. Nie można za to winić
Katalończyków ani Hiszpanów, bo wszyscy torobią. Mnóstwo z tej gadaniny to czysta hipokryzja. Wszędzie jej pełno.
POWRÓT MATADORA
Dziś w Barcelonie jest tylko jedna arena do walk z bykami. Kiedyś były trzy. Jedna z nich, Las Arenas, wspaniałe koloseum tuż za głównym dworcem kolejowym Sants, została zamieniona w galerię handlową.
Bohater korridy, słynny matador José Tomás Román Martín, w 2007 roku postanowił przerwać trwającą od pięciu lat emeryturę, by wystąpić na ostatniej czynnej arenie Plaza de Toros Monumental mieszczącej 19,5 tys. widzów. José Tomás to fascynująca postać. Unika rozgłosu, nie chce, by jego popisy na arenie były transmitowane w telewizji, bardzo rzadko
udziela wywiadów. Podczas walk wykazuje się taką odwagą, że nawet jego koledzy po fachu są zszokowani. W kwietniu br. został poważnie ranny podczas walki. Trzeba było przetoczyć mu krew, by uratować jego życie. Nadal powraca do zdrowia, być może wystąpi na arenie we wrześniu przed końcem sezonu, jak na bohatera legendy przystało. Gdy rozpoczynał karierę pod koniec lat 90. XX wieku, przywrócił do życia sztukę, która – jak mówią nawet jej wielbiciele – chyliła się ku upadkowi. Powrót Martína w 2007 roku stał się sensacją. Bilety na jego występy natychmiast znikały z kas, a te, które kosztowały normalnie od 23 do 130 euro, spekulanci sprzedawali po trzy tysiące. Powrót słynnego torrero podsycił tylko ruch antitaurino. Tego samego dnia ulicami Barcelony przeszedł pochód protestacyjny złożony z pięciu tysięcy osób. To była ich największa demonstracja w historii. Następnie zebrano 10 tys. podpisów, co doprowadziło do powstania projektu ustawy głosowanej w katalońskim parlamencie.
Na podstawie El Pais, The Irish Times
OSTATNIE CHWILE
Zabicie byka zajmuje około 20 minut. Spektakl składa się z trzech części i jest starannie zaplanowany.
W pierwszej części matador wchodzi na arenę, a wraz z nim wkraczają trzej banderilleros,człowiek z mieczem i dwóch pikadorów na koniach. Arena jest okrągła jak rzymskie Koloseum, gdzie odbywały
się walki gladiatorów, rzędy siedzeń dla publiczności ułożone są amfiteatralnie.Panie, których jest mniej więcej połowa, poruszają wachlarzami,panowie w wytwornych słomkowych kapeluszach palą cygara.
Matador i jego ludzie przedstawiają się lokalnym dygnitarzom, po czym na arenę wchodzi byk. Matador i banderilleros robią kilka rund po arenie, po czym jeden z pikadorów prowokuje byka do ataku na swojego konia, który ma na sobie peto, czyli ozdobny ochraniacz w średniowiecznym
stylu. Pikador wychyla się z siodła i wbija lancę w grzbiet byka mniej więcej w jednej trzeciej jego
długości. Ta szarża pozwala matadorowi zaobserwować, czy byk chętniej atakuje z lewej czy z prawej strony.
Druga część przedstawienia: matador i pikadorzy odchodzą, banderilleros prowokują byka do kolejnych ataków, podczas których wbijają w niego kolorowe piki nieco dłuższe niż policyjna pałka. Sterczą z ciała zwierzęcia, wyglądając jak parasolki przy koktajlach. Podczas przedstawienia przygrywa orkiestra dęta. Po ciele byka spływają strugi krwi. Gdy jest już słaby i zmęczony, zdarza się, że uginają się pod nim przednie nogi i zwierzę pada na kolana. Byk miota się po arenie całkowicie
zdezorientowany, ciężko dyszy. Widok jest groteskowy. To oczywiście obrzydliwe, ale trudno oderwać oczy od spektaklu.
Wtedy następuje ostatni etap. Przez sześć do siedmiu minut matador, sam na środku areny, wykonuje
dziwny taniec z czerwoną muletą. Jego partnerem jest byk o wadze pół tony. Matador zręcznymi ruchami zaprasza byka do ataku, zachęca,by rozszarpał jego ciało rogami, od czasu do czasu zaś odwraca się do bestii tyłem, co wywołuje aplauz publiczności. Wreszcie gra się kończy.
Matador podchodzi do krawędzi areny, gdzie otrzymuje miecz, którego ostrze wcelowuje w byka w wyprostowanej ręce z odległości niecałego metra, prowokując go do ostatecznego
ataku, który umożliwi mu wbicie miecza między łopatki zwierzęcia i zabicie go. Walka nie zawsze jednak kończy się szybko i sprawnie. Niektórzy matadorzy wbijają miecz za bardzo z tyłu, muszą go wyjąć i spróbować znowu, raz czy dwa razy. Czasem walka kończy się w ten sposób, że banderillero
dobija byka w śmiertelnych drgawkach ciosem noża. Tego typu finał wywołuje niezadowolenie publiczności, która bywa niezmiernie wymagająca. Ostatnia chwila zawsze wygląda jednak tak samo. Martwego byka przypina się do dwóch koni. Wywlekają go poza arenę, jakby ciągnęły pług. Pośród braw zostawia za sobą ścieżkę krwi.
NADUŻYCIE I HIPOKRYZJA
Dla tych, którzy czerpią przyjemność z oglądania imponujących zmagań,walka byków to rodzaj duchowej i emocjonalnej strawy, równie treściwej i wzbogacającej, co koncert Beethovena, komedia Szekspira czy wiersze Cesara Vallejo. Aby się o tym przekonać, nie trzeba wcale jej oglądać. Wystarczy poczytać wiersze i utwory literackie wielkich poetów takich jak Federico García Lorca czy Rafael Alberti, dla których korrida i życie torreadorów stanowiły inspirację. Wystarczy obejrzeć obrazy, na których malarze tacy jak Goya czy Picasso uwiecznili sztukę walki byków, aby zdać sobie sprawę, że dla wielu ludzi jest to coś znacznie bardziej złożonego i subtelnego niż sport. To widowisko, w którym elementy tańca i malarstwa, teatru i poezji, w którym odwaga, zwinność, intuicja, wdzięk, elegancja i bliskość śmierci łączą się w jeden uniwersalny symbol kondycji ludzkiej.
Nie da się zaprzeczyć, że walka byków to okrutne widowisko. Nie jest jednak okrutniejsze od wielu innych działań człowieka w stosunku do zwierząt. Byłoby hipokryzją koncentrować się tylko na tej działalności i zapominać lub udawać, że nie widzimy pozostałych Kto chce zabronić tauromachii, najczęściej – tak jak to ma miejsce teraz w Katalonii – robi to z powodów, które więcej mają wspólnego z ideologią i polityką niż z miłością do zwierząt. Gdyby ci ludzie naprawdę kochali byki rasy toro bravo, hodowane do korridy, nie próbowaliby zakazać tego widowiska, ponieważ taki zakaz oznaczałby całkowite zniknięcie tego gatunku. Istnieje on tylko dzięki korridzie, a bez niej będzie skazany na wyginięcie. Toros bravos mają wrodzony instynkt atakowania i zabijania, o czym torreadorzy
wychodzący na arenę, by się z nim zmierzyć, nie tylko dobrze wiedzą, ale często doświadczają tego na własnej skórze. Z drugiej strony byki te aż do chwili wejścia na arenę są najbardziej zadbanymi i najlepiej traktowanymi stworzeniami spośród miliardów zwierząt zamieszkujących naszą planetę, co mogli stwierdzić wszyscy, którzy zadali sobie trud, by odwiedzić jedną z hodowli.
Wprowadzanie oficjalnego zakazu jest niedopuszczalne. To nadużycie i hipokryzja, tak jak nadużyciem i hipokryzją byłby zakaz jedzenia krewetek i langust pod pretekstem, że nie wolno zadawać bólu skorupiakom (można jednak zadawać ból świniom, gęsiom czy indykom). Taki krok oznaczałby także ograniczenie wolności, autorytarne narzucenie gustów i upodobań. Byłby zakwestionowaniem najważniejszego fundamentu naszej demokracji, czyli prawa do wolnego wyboru.
Na podstawie El País
Mario Vargas Llosa (ur. w 1936 r.) – peruwiański pisarz, publicysta i myśliciel. Autor popularnych również w Polsce powieści „Rozmowa w Katedrze”, „Ciotka Julia i skryba”, „Święto kozła”, „Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki”. Jedna z najważniejszych postaci latynoskiego boomu literackiego, wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla.
KWESTIA WOLNOŚCI
Nie uważam, żeby los byka przeznaczonego na korridę był aż tak godny współczucia…
Na pewno nie powinni o tym mówić ci z nas, którzy jedzą wołowinę, wieprzowinę i drób, noszą buty i torebki ze skóry. Być może byki biorące udział w korridzie, podobnie jak konie wyścigowe, również zasługują na to, by uronić nad nimi łzę, ale nie bardziej niż inne żywe stworzenia, a przede wszystkim my sami i nasze dzieci. Nie wydaje mi się słuszne również bezapelacyjne stwierdzenie, że przyjemność, jaką wielbiciele korridy czerpią z jej oglądania, to nic innego jak wyraz okrucieństwa i żądzy krwi. Patrzeć z przyjemnością na walkę to nie to samo, co patrzeć z przyjemnością na cierpienie: tutaj jest kodeks honorowy i symboliczne, pełne szacunku gesty, które mogą nam się nie podobać, ale nikt nie ma moralnego prawa ich z góry przekreślać. W końcu, co najważniejsze, mamy tu do czynienia z kwestią wolności. Oglądanie walki byków jest dobrowolne, każdy też może mieć na jej temat własne zdanie. Doskonale rozumiem, że są ludzie, którzy czują niechęć i niesmak na myśl o tym widowisku, tak jak wielu z nas z niesmakiem reaguje na różne spektakle, obyczaje i wydarzenia w świecie kultury. Poważnym nadużyciem wydaje mi się jednak, by władze jakiegokolwiek regionu miały jako wszechwładne instytucje decydować, czy te zjawiska są zgodne z naszą moralnością i wrażliwością, czy nie.
FERNANDO SAVATER © El País SL, 2010
Fernando Savater (ur. w 1947 r.) – hiszpański filozof, etyk, publicysta, pisarz, dramaturg i polityk. Autor ponad 40 książek, z których kilka ukazało się po polsku (m.in. „Etyka dla syna”, „Polityka dla syna”, „Proste pytania”, „Dziennik Hioba”). Laureat Nagrody Praw Człowieka im. Andrieja Sacharowa
- corrida.jpg (186.02 KiB) Przeglądane 14080 razy