Post 24 lip 2011, o 09:52

"Dyskryminacja gatunkowa - temat przemilczany przez etykę"

WITAM :o

"Dyskryminacja gatunkowa - temat przemilczany przez etykę"
dr Marek Miedziński - wydział Filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego
http://www.vege.com.pl/component/conten ... -etyk.html
http://etykapraktyczna.pl/katalog-etyki ... k=viewlink
Czy postępowanie etyczne jest naszym prawem, czy też obowiązkiem? Jeśli jest prawem, to oznacza to, że jest to akt woli, a nie przymus. Chcę postępować etycznie, zatem tak postępuję, taka jest moja wola. Mogę też wybrać postępowanie nieetyczne, ale nie robię tego - ponieważ takiego dokonuje wyboru. Jeżeli etyczne postępowanie jest jednak naszym obowiązkiem, a nie wyborem, to musi istnieć coś, co nam ów przymus narzuca. Prawo, religia, sumienie, kultura, lub coś innego, będzie decydować o tym, czy moje wybory uznawane są za etyczne czy nie.

Nie ulega wątpliwości, że istnieje wiele różnych kryteriów oceny. Przez wzgląd na owe kryteria kwalifikujemy czyjeś działanie jako etyczne, bądź nie. Jak pokazuje historia, tego rodzaju kryteria mogą się zmieniać pod wpływem panujących zwyczajów. W czasach bardziej odległych, niektóre akty uznawane raczej były za wyraz obywatelskiej postawy, niż za przejaw agresji, czy sadyzmu. Był czas, w którym niewolnictwo, czy dyskryminacja kobiet, uznawane były za normę społeczną, czas, w którym nikt nie rozpatrywał szowinizmu rasowego w kategoriach przestępstwa.
Czyny dziś postrzegane jako patologiczne, w wiekach poprzednich znajdowały uznanie społeczne. Powstaje zatem pytanie: dlaczego nasze postawy, aż tak się zmieniają? Czy owe zmiany w nas spowodowane są tym, że "dojrzewając" jako społeczeństwo dostrzegamy krzywdę innych i staramy się niwelować podziały poprzez ustalanie równych praw? A jeśli "dojrzewamy", to czy oznacza to, że nasze działanie będzie również zmieniać się w przyszłości, zmieniając tym samym nasze etyczne wzorce? Czy to, co dziś jest akceptowane społecznie, w przyszłości obierane będzie jako patologia?
Trudno dać jednoznaczną odpowiedź, lecz gdy spoglądamy wstecz, odnajdujemy historyczne ślady takich zmian. Dostrzegamy różnice w sposobach wartościowania uprawianych przez wcześniejsze pokolenia, możemy więc chyba pokusić się o antycypację przyszłych zmian.
Zadajmy zatem pytania, które pozwolą uwidocznić naturę naszego dzisiejszego postępowania etycznego i porównajmy je z naturą postępowania w wiekach przeszłych. Pytania te pomogą nam uwypuklić różnice w odbiorze wcześniejszych i obecnych postaw etycznych.
Możemy wobec tego zapytać: czy jest moralnie usprawiedliwione krzywdzenie żywej istoty, ze względu na jej kolor skóry? Czy usprawiedliwione jest unicestwianie żywej istoty, ze względu na jej odmienność rasową? Czy etycznie poprawnym jest agresja wobec żywej istoty ze względu na jej odmienną płeć? Czy bezpodstawne zniewolenie żywej istoty, ze względu na jej pochodzenie społeczne, jest aktem moralnym?
Może wydawać się, że zadawanie tego rodzaju pytań kończyć się będzie ? w każdym przypadku - odpowiedzią przeczącą. Przyznamy jednak, że w czasach nie tak odległych, odpowiedzi te z pewnością różniły się od dzisiejszych. Postawmy zatem kolejne pytanie i sprawdźmy, czy i ono również straciło już dziś swoją aktualność.
Czy jest moralnie usprawiedliwionym zniewalanie, unicestwianie, wykorzystywanie, poniżanie, maltretowanie żywej istoty ze względu na jej odmienność gatunkową?
Co sprawia, że na to pytanie nie tak łatwo już odpowiedzieć, jak na poprzednie?
Wspomniana wyżej powszechna akceptacja społeczna daje nam przyzwolenie na takie działania, a poprzez to gubimy się między odpowiedziami płynącymi z rozsądku i z bezkarności. Niewielu z nas oburza się, gdy wcześniej maltretowane zwierzęta kończą swoje życie na naszych stołach. Nie oburzają masowe mordy i zadawanie cierpienia, ponieważ sprawa ta dotyczy istot innego gatunku.
Wystarczy chwila namysłu, aby zrozumieć, że prawo do tak bestialskiego działania nie wchodzi, (w naszym przekonaniu), w konflikt z obecnym wzorem postępowania etycznego. Gdy jednak przesuniemy środek ciężkości - z dostrzegania międzygatunkowych różnic, na dostrzeganie cech wspólnych - widzimy tę kwestię w innym świetle. Kiedy rozpatrujemy problem dyskryminacji nazywając siebie ludźmi, rozumiemy, że podobnie jak i inni ludzie, mamy jednakowe prawa bez względu na odmienność jaką przejawiają nasze ciała i umysły. Nie tolerujemy już działań (usprawiedliwianych różnicami) wymierzonych przeciw innym ludziom. Jeżeli zaś siebie nazywamy ludźmi, a inne istoty zwierzętami, to ? używając tego podziału ? w prosty sposób odnajdujemy argumentacje usprawiedliwiające nasze bezlitosne działania. (Przecież nie krzywdzimy ludzi). Kiedy zaś nazwiemy siebie żywą istotą, o wiele łatwiej wówczas zrozumieć fakt, iż posiadamy te same cechy co i inne żywe istoty, (między innymi, skłonność do odczuwania cierpienia). Argumentacje, które z taką łatwością powoływaliśmy wcześniej ? mające obronić nas przed głosem rozsądku i sumienia ? tracą moc. Wraz z utratą mocy, pojawia się zrozumienie, że nie mamy prawa do tak okrutnych aktów i nawet jeśli - w naszym rozumowaniu - mamy to prawo, to z całą pewnością nie można go nazwać naszego działania postępowaniem etycznym. Rozpatrując tę kwestię w kategoriach logiki, możemy powiedzieć, iż najczęściej traktujemy ludzi i zwierzęta jako dwa osobne zbiory. Prawie każdy jednak zgodzi się, że oba zbiory są podzbiorami jednego zbioru, który nazwać możemy zbiorem wszystkich żywych istot. Dostrzeżenie tego zbioru może ułatwić nasz dalszy wywód logiczny.
Ludzie poprzednich epok nie traktowali niewolnictwa jako aktu niemoralnego, dziś taki model myślenia skazany jest na fiasko już w punkcje wyjścia. Możliwe więc, że naturalną konsekwencją zmian w nadchodzących wiekach będzie piętnowanie aktów agresji wobec innych żywych istot właśnie na mocy dostrzegania, iż jesteśmy elementami tego samego zbioru. Skoro "dojrzeliśmy" do idei głoszonych przez jednostki w odległych stuleciach, zapewne w przyszłości "dojrzejemy" do idei głoszonych i dziś.
Jednostki, które w przebłyskach swej świadomości rozumiały, że krzywdzenie ludzi, tylko dlatego, że różnią się od nas, jest niemoralne, stawały się, nie tylko latarniami oświetlającymi drogę przyszłym pokoleniom myślicieli, ale i symbolem, który uświadamia, że nawet wówczas, gdy norma społeczna nie stawia granic aktom nieetycznym, kultywowanie wyższych idei ma sens i daje wymierne rezultaty w przyszłości. Niewątpliwie takie postacie stają się inspiracją dla jednostek walczących o prawa zwierząt.
Zdajemy sobie sprawę z tego jak wiele słów - przez ostanie dziesięciolecia - zostało wypowiedzianych w obronie zwierząt. Zjawisko to wciąż rozrasta się w dużym tempie. Pomimo tak wielkiego zainteresowania i tak potężnej skali podjętych działań, nikt chyba nie ma wątpliwości, jak wiele jeszcze dzieli nas (w sensie globalnym) od przejawiania postaw umocowanych na głębokich etycznych fundamentach. Postaw, w których następuje przeniesienie uwagi z "nas" - ludzi, na "nas" - żywe istoty.
Przyzwyczailiśmy się, że źródłem wzniosłych wzorów zachowań są myśliciele stający w opozycji do czynów nagannych. Filozofowie, mędrcy, duchowni, mistycy dawali wyraz swym przemyśleniom i objawieniom dzieląc się nimi ze społecznością. W obecnych czasach szukamy ich substytutów na akademiach i uniwersytetach. Do lat siedemdziesiątych poprzedniego stulecia, niewiele jednak prac naukowych traktowało obronę praw zwierząt, z należytą uwagą. Zaledwie znikoma liczba wykładowców etyki podejmowała ten temat jako przedmiot swoich rozważań i dyskusji. Pomimo tego, że sporo się zmieniło w tej kwestii, nadal na wielu uczelniach w naszym kraju temat ten trzymany jest z dala od programów nauczania. Trudno chyba się temu dziwić, bo czyż nauczanie tego rodzaju postaw nie wiąże się także z dawaniem odpowiedniego przykładu?
Można nauczać ornitologii nie będąc ptakiem, można uczyć medycyny nie praktykując jako lekarz, ale czy można nauczać etyki, nie postępując etycznie? Czy ktoś może wyobrazić sobie sytuację, w której, osoba propagująca wegetarianizm nie byłaby wegetarianinem? Obecnie jednak tak wiele energii poświęca się na nauczanie podstaw moralności, przy jednoczesnym utrzymywaniu agresywnych, krzywdzących przekonań. Jak wielu dziś nauczycieli etyki podejmuje wysiłki by roztrząsać niemodne i niewygodne kwestie okrucieństwa wobec zwierząt? Żyjemy w miejscu i czasie, w którym nawet duchowni - nie tylko etycy ? nie odmawiają sobie kolacji okupionej cierpieniem innych żywych istot. Nie można zatem winić społeczeństwa za brak pożądanych zachowań, skoro nauczyciele postaw moralnych nie dają odpowiedzi na podstawione wyżej pytanie, skoro nie dają przykładu, skoro nie są głosem sumienia, ani nie są adwokatami najsłabszych i skrzywdzonych. Czyż nie taka właśnie powinna być ich rola? Nie mamy dobrych wymówek, nie dziwimy się więc, kiedy ktoś, kierowany sumieniem, zwraca się w swych poszukiwaniach na wschód, odnajdując tam księgi mówiące o równości wszystkich żywych istot.
Brak rodzimych idei, o podobnym charakterze, zastępuje tymi, które wydają się bliższe, choć geograficznie odlegle bardziej. Ukierunkowana edukacja etyczna może spowodować dostrzeżenie problemu dyskryminacji zwierząt, a to może poprowadzić do zmian w zachowaniach. Jako ludzkość przerabialiśmy już lekcje rasizmu, seksizmu, szowinizmu klasowego etc. Lekcja, w której zorientujemy się, że mamy do czynienia z szowinizmem gatunkowym, dopiero przed nami. Na razie dostrzegają ją najbardziej uwrażliwieni, a gdy ją dostrzegą starają się bić w dzwony naszego sumienia. Stają się chórem głosów budzącym w innych wrażliwość i współczucie.
W powyższych rozważaniach nie rozpatrujemy jednak pustych sentymentów. Nie omawiamy też wegetarianizmu z punktu widzenia zdrowego odżywiania, czy ekologii. Nie rozpatrujemy go również z punktu widzenia ekonomicznego. Mowa tu bowiem o postępowaniu etycznym. Tu tkwi oś, na której obracamy nasze poszukiwania? Wszystkie społeczne zmiany w postępowaniu, musiały być kiedyś zainicjowane zmianami indywidualnymi. To jednostki stają się wzorcem i inspiracją wyznaczającą kierunek. Jeśli na uniwersytetach nie zabraknie dyskusji, będzie szansa na to, by nasza moralność wzniosła się na wyższy poziom. Aby etyka, jako nauka, mogła spełniać dobrze swoją role, nie może omijać tematu dyskryminacji gatunkowej. Jej postulaty będą niepełne, kiedy skażemy ją na brak głosu w sprawie, w której możemy się wznieść ponad zabobony przeszłych pokoleń. Osłabimy argumenty etyki, kiedy omijanie tematu cierpienia czujących istot będzie "oszpecało" jej sale wykładowe. Dlaczego tak ważna jest właśnie etyka? Bo to ona ustanawia standard, jaki przyjmujemy. Kiedy ona milknie, milknie także i nasze sumienie. To etyka sprawia, że to, co w nas najbardziej subtelne może się urzeczywistniać. Gdy w naszych rozważaniach dojdziemy do przekonania, iż jest ona, nie tylko wyborem, lecz i obowiązkiem, będziemy musieli wówczas przyznać, że wypełniamy ten obowiązek w zaledwie znikomym stopniu. Niech zatem nie zabraknie nam etyki.

Autor: Marek Miedziński - jest doktorantem Uniwersytetu Wrocławskiego na wydziale Filozofii. Prowadzi zajęcia z Filozofii Społecznej, Mistyki Wschodniej i Mistyki Zachodniej.
Jego dotychczasowe prace koncentrowały się na próbach filozoficznego ujęcia natury Czasu oraz na problemie nieadekwatności sądów o Absolucie. Od wielu lat zajmuje się Filozofią Wschodnią, w szczególności studiami nad Wedyjskimi koncepcjami: Duchowości, Mistycyzmu, Etyką, Epistemologią i Fenomenologią. Pisane przez niego prace publikowane są w czasopismach naukowych. Jest autorem dwóch książek.



POZDRAWIAM ZIELONEJ GÓRY :sloneczko: :bye: