Post 27 lis 2011, o 23:11

"Kolega" z Korridy urósł i mogą przerobić go na steki

"Kolega" z Korridy urósł i mogą przerobić go na steki"

Afera z korridą wybuchła wiosną. Grzegorz Śleziak, właściciel i twórca kilkuhektarowego Leśnego Grodu w Milówce, wpadł na pomysł, by organizować bezkrwawe korridy. Tłumaczył, że utrzymanie Leśnego Grodu kosztuje go coraz więcej, więc musi szukać nowych pomysłów na zarabianie.

Myślał, myślał i wymyślił, że przyciągnie ludzi i "grosz" organizacją bezkrwawej korridy, co - jak podkreślał - przybliży ludziom kulturę Hiszpanii. Pomysł wzbudził wiele kontrowersji, a ekolodzy z Klubu Gaja przypominali, że w Polsce jakiekolwiek walki z udziałem zwierząt są zakazane.
Śleziak z pomysłu nie zrezygnował i sprowadził do Milówki ze Słowacji byka Fernando. Pierwszemu pokazowi, urządzonemu w Dniu Dziecka, towarzyszył protest obrońców praw zwierząt z różnych stron Polski. Z wielkiej chmury mały deszcz i korrida skończyła się pokazowym karmieniem Fernanda. Właściciel nie mógł się przy okazji nachwalić byka, że grzeczny, mądry i łagodny. Miałam wtedy wrażenie, że protesty przeciwko korridzie były mu bardzo na rękę, bo przede wszystkim chodziło o rozgłos.

Śleziak byka chwalić nie przestał, mówi o nim nawet "mój kolega, z którym pijam rano kawę". Problem w tym, czego właściciel nie kryje, że ze zwierzęciem jest coraz większy problem, bo Fernando podrósł i waży ponad pół tony. Utrzymanie takiego "kolegi" kosztuje, więc Śleziak poprosił nas o znalezieniu bykowi nowego domu. Chętnie sprzedałby go np. agroturystycznemu gospodarstwu, w ostateczności wspomina o rzeźni, wszak to zwierzę rasy mięsnej, a więc do tego przeznaczone.


Problem w tym, że najwyraźniej Śleziak od początku traktował zwierzę instrumentalnie: innymi słowy jako instrument do osiągnięcia konkretnego celu. Dodatkowo, cel od samego początku był podejrzany, na pewno chodziło o zarobienie pieniędzy kosztem zwierzęcia, nie wiadomo było tylko dokładnie jakim kosztem. Bardzo możliwe, że protest Gai, odwiódł właściciela od skrzywdzenia byka. Mogło też być tak, że Śleziak żadnej formy korridy de facto nie zamierzał przeprowadzać, chcąc tylko zarobić na rozgłosie, jaki zrobił zapowiadając wydarzenie, które nawet w gatunkowistycznych do bólu społeczeństwach potrafi wzbudzać gorący sprzeciw.

Tak czy owak, prawdziwe oblicze podejścia do zwierzęcia objawiło się teraz, kiedy Śleziak bierze poważnie pod uwagę sprzedanie go do rzeźni. Narzekanie, że byk urósł jest co najmniej żenujące. Właściciel żyje nie od dziś i mógł się tego po zwierzęciu spodziewać. Jak się okazuje, zwierzęta wykorzystywane do pracy, produkcji, rozrywki nie mają prawa do biografii. Urodzić się muszą to fakt, dorosnąć do roli - również. Ale chorować, starzeć się, przywiązywać, umierać na czyjś koszt? Nigdy.

Los byka jest w niebezpieczeństwie. Wykupienie go jest możliwe, lecz rodzi szereg wątpliwości:

Wykupienie Fernanda jest jak najbardziej możliwe, bo ludzie w wielu sytuacjach pokazali, że mają dla zwierząt serce. Pytanie, czy właściciel Leśnego Grodu za kilka miesięcy nie wpadnie na pomysł sprowadzenia do Milówki lamy albo foki, by potem znów poprosić o znalezienie im innego domu.

Ratując Fernanda, pomożemy nieodpowiedzialnemu człowiekowi. Tyle że czasem trzeba samemu zmagać się z konsekwencjami decyzji, by kolejne podejmować racjonalnie i ostrożnie. Może więc niech sobie Śleziak radzi sam? Niech boryka się z wyrzutami sumienia, że oddał "kolegę" do rzeźni? Z drugiej strony - to nie Fernando zawinił...

Jacek Bożek nie podjął jeszcze decyzji, co zrobić, i wcale mu się nie dziwię. Dlatego pytamy naszych czytelników: czy Klub Gaja powinien zorganizować akcję ratowania Fernanda?