Strona 1 z 1

Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

PostNapisane: 11 paź 2009, o 21:34
przez gzyra
Artykuł był publikowany na portalu gazeta.pl. Tekst ma już kilka lat, ale warto przeczytać. Warto wciąż mówić o problemie "szczęśliwego mięsa", "mięsa bez okrucieństwa", (i innych szczęśliwości mleczno-jajecznych). O problemie promowania tego sposobu instrumentalizacji, wykorzystania i zabijania zwierząt - nie tylko przez producentów, ale i przez organizacje ekologiczne i animal welfare/new welfare.

Tym, którzy nie rozumieją na czym polega problem (bo jest to problem, a nie rozwiązanie problemu wykorzystywania zwierząt), polecam tekst Kaśki Biernackiej "Happy meat" (po polsku).

__

Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

Andrew Martin, The New York Times
2006-11-08

Wiele krów, świń i kurczaków czeka bardziej wygodne życie, choć ich koniec będzie jednak taki sam - trafią na nasze talerze. Firma Whole Foods Market ma zamiar uruchomić linię produktów mięsnych oznaczonych etykietką "zwierzęta traktowane z szacunkiem", sugerującą, że zwierzęta były hodowane w humanitarnych warunkach nim trafiły do rzeźni

Decyzja tej sieci sklepów spożywczych wpisuje się w rosnący trend wśród sprzedawców, którzy umieszczają na opakowaniach mięsa i jaj podobne oświadczenia na temat dobrostanu zwierząt - "hodowane na wolności", "certyfikat humanitarnej hodowli", "hodowla bez klatek" czy "wypasane na otwartym terenie".

Liczba takich etykietek wprawdzie wzrasta, ale nie jest jasne czy przekonują one kogoś więcej niż niewielką grupę miłośników zwierząt, tym bardziej, że mięso i jaja z humanitarnych hodowli są dwa razy droższe od zwykłych produktów.

Mike Jones, farmer z Louisburga w stanie Północna Karolina, zajmujący się humanitarną hodowlą świń na potrzeby sklepów Whole Foods jest przekonany, że nowe etykietki skuszą ekologów i osoby preferujące zdrową żywność.

- Ekolodzy to kupią, bo uwielbiają taki rodzaj rolnictwa - mówi pan Jones. - Ci od zdrowej żywności kupią to, bo kochają ten smak.

Większa dbałość o dobrostan zwierząt wynika częściowo z aktywności organizacji chroniących ich prawa. Amerykańskie stowarzyszenie Humane Society od dwóch lat walczy z hodowlą kur w klatkach. Podobnie jak w przypadku żywności ekologicznej i naturalnej, etykietki podkreślające szacunek dla zwierząt hodowlanych są dla sprzedawców sposobem na wyróżnienie się wśród konkurencji.

- Zawsze należy szukać czegoś, co będzie inne - mówi Ted Taft, dyrektor zarządzający w Meridian Consulting Group. - Można wprawdzie uznać, że kurczak to kurczak i tyle, ale widząc kurczaka hodowanego na otwartym terenie, konsument powie "to mi się podoba". "

- Kupujący powiedzą jeszcze "lepiej się dzięki temu poczuję" - dodaje Taft. - To taki dodatkowy punkt zapewniający przewagę.

Moda na produkty z "humanitarnej hodowli" w sklepach i restauracjach

Restauratorzy również podchwycili etykietowy trend. Kilka wysokiej klasy restauracji podaje już mięso z "certyfikatem humanitarnej hodowli". Sieć restauracji Chipotle Mexican Grill zorganizowała kampanię reklamową w internecie i na billboardach, aby obwieścić, że podaje się w niej wieprzowinę z humanitarnej hodowli.

Założyciel i prezes sieci Steve Ells uzasadnia decyzję o przyrządzaniu burritos z wolnej od antybiotyków i hormonów wieprzowiny z humanitarnych hodowli częściowo wstrętem do hodowli przemysłowych, częściowo przeświadczeniem, że takie mięso smakuje lepiej. Gdy sześć lat temu włączono do menu naturalną wieprzowinę, sprzedaż wieprzowych burrito podwoiła się, mimo wyższej o jednego dolara ceny.

-To jest super, bo jednocześnie możemy oferować smaczniejsze potrawy i robić coś dobrego dla systemu żywienia, dla zrównoważonego rozwoju - mówi Ells.

Rynek jaj pochodzących z hodowli bezklatkowych szybko rośnie, chociaż jaja takie kosztują nawet 60 procent więcej niż tradycyjne. Ani rząd federalny, ani grupa producentów United Egg Producers nie prowadzą statystyk dotyczących udziału tego rodzaju jaj w rynku.

Trudno jest ustalić ile opakowań produktów mięsnych opatrzonych zostało etykietkami na temat dobrego traktowania zwierząt. Uznaje się jednak, że nadal stanowią one rynkową niszę, która prawdopodobnie powiększy się, gdy Whole Foods wprowadzi do swojego asortymentu w 186 sklepach linię produktów humanitarnych.

W pewnym sklepie spożywczym mięso z "certyfikatem humanitarnej hodowli" zawsze idzie jak woda. D'Agostino, niewielka sieć sklepów w Nowym Jorku odnotowała 25-procentowy wzrost sprzedaży po wprowadzeniu takiego logo, pomimo tego, że ceny podskoczyły o 30-40 procent.

Inni sprzedawcy również twierdzą, że etykietki o dobrym traktowaniu zwierząt pomogły im na różne sposoby. - Prawdopodobnie udało nam się zwiększyć sprzedaż, ale nie da się tego ustalić - mówi Steve Gold, wiceprezes ds. marketingu w zajmującej się produkcją drobiu firmie Murray's Chicken, która stosuje etykietę "certyfikat humanitarnej hodowli". -To pomaga wizerunkowi naszej firmy.

Whole Foods, która zrezygnowała ostatnio ze sprzedaży żywych homarów ze względu na wątpliwości dotyczące ich dobrostanu, od trzech lat pracuje nad stworzeniem norm humanitarnej hodowli zwierząt i planuje prezentację specjalnego logo za kilka miesięcy, gdy ustalone zostaną wytyczne dla badań kontrolnych mających na celu sprawdzanie, czy rolnicy działają zgodnie z tymi normami. Inicjatywa wyszła od prezesa Whole Foods, Johna P. Mackey'a, weganina coraz częściej poruszającego kwestię praw zwierząt.

- Chcemy, żeby ludzie wierzyli, że to wszystko prawda - mówi Margaret Wittenberg, wiceprezes ds. komunikacji i norm jakości. - Żeby wiedzieli, że to nie tylko marketing.

Krytycy twierdzą jednak, że nowe etykiety wprowadzą tylko zamieszanie wśród konsumentów, którzy już teraz z trudem poruszają się wśród asortymentu żywności ekologicznej, bez dodatku antybiotyków, pochodzącej od zwierząt wypasanych i naturalnej.

- Bardzo mi zależy na dobrostanie zwierząt i programach humanitarnych hodowli. Chcę, aby to wszystko miało sens, a nie tylko było sugestią, że taka żywność jest lepsza od ekologicznej, mówi George Siemon, prezes Organic Valley, działającej w stanie Wisconsin spółdzielni sprzedającej nabiał. Zwraca on uwagę, że opracowane przez rząd federalny normy dla żywności ekologicznej zawierają zakaz trzymania kur niosek w klatkach czy wymóg zapewnienia możliwości przebywania na świeżym powietrzu dla żywego inwentarza.

Aby przypomnieć konsumentom o zaletach żywności ekologicznej, kampania reklamowa oferowanej przez spółdzielnię marki produktów mięsnych Organic Praire nawiązuje do zalewu nowych etykietek na rynku. - Zapomnij o modnych powiedzonkach marketingowców - nawołuje reklama przedstawiająca opakowanie szynki opatrzone sześcioma różnymi etykietami. - Nazwa Organic Praire mówi sama za siebie.

W gąszczu certyfikatów

Pojawiają się jednocześnie pytania o zasadność programów wydających certyfikaty dbałości o zwierzęta, ponieważ niektóre z nich zezwalają np. na obcinanie świniom ogonów czy na hodowlę zwierząt wyłącznie w pomieszczeniach.

Stowarzyszenie United Egg Producers zastosowało na przykład logo "certyfikat dbałości o zwierzęta", uznany przez niektórych prokuratorów stanowych za mylący, ponieważ sugeruje on, że kury hodowane były w humanitarnych warunkach. Grupa odpierała zarzuty, zmieniając jednocześnie etykietę na "certyfikat United Egg Producers".

Musimy zrozumieć mechanizm oddziaływania takich pieczęci - tłumaczy Bill Niman, założyciel i prezes Niman Ranch, firmy produkującej mięso zgodnie z, jak sam twierdzi, rygorystycznymi protokołami dotyczącymi traktowania zwierząt. Gdyby konsumenci wiedzieli w jakich warunkach hodowane są zwierzęta, których mięso zostało opatrzone stosowną pieczęcią, okazałoby się, że rzeczywistość odbiega od ich wyobrażeń. Żywią się oni taką sielankową wizją, która często nie ma wiele wspólnego z faktyczną sytuacją.

Rząd federalny z zasady nie reguluje sposobu traktowania zwierząt hodowlanych, nie sprawdza także zasadności etykiet na produktach. Rząd wymaga, aby treść etykietek była zgodna z prawdą, opracował też definicje takich określeń jak "hodowane na wolności", "naturalne" i "ekologiczne".

Organizacje obrońców praw zwierząt same chcą weryfikować etykiety, aby podnieść ich wiarygodność. Na przykład American Humane Association nadzoruje program "hodowli na wolności", a Humane Farm Animal Care zarządza etykietami "certyfikat humanitarnej hodowli". Animal Welfare Institute planuje zaprezentować własną etykietę w przyszłym miesiącu.

Podobnie jak w przypadku Whole Foods, ich normy dobrostanu zwierząt są bardziej rygorystyczne niż normy przemysłowe. Kury nioski na przykład nie mogą stale przebywać w drucianych klatkach, co jest normą przemysłową. Z kolei krowy mleczne, które rutynowo wypasa się na powietrzu, muszą być aktywne fizycznie przynajmniej przez cztery godziny dziennie. Nie można także obcinać im ogonów, co jest akceptowaną praktyką w przemyśle.

Whole Foods nie ma jeszcze gotowych norm dla krów mlecznych.

Programy certyfikacji hodowli humanitarnych różnią się jednak od siebie i prowadzący je działacze spierają się, który jest najlepszy.

Animal Welfare Institute i programy "hodowli na wolności" dopuszczają na przykład kolczykowanie nosów świń, co utrudnia im rycie w ziemi. Inne programy zabraniają kolczykowania.

Humanitarna hodowla? - To proste

Mike Jones, farmer z Północnej Karoliny mówi, że wypełnianie norm nie stanowi dla niego problemu. Na 29 hektarach porośniętej krzakami ziemi stworzył własną wersję raju dla tuczników.

Teren jest w większości podzielony na ogrodzone drutem zagrody przed domem Jones'a. Nad ranem pięć potężnych macior ucinało sobie tam drzemkę na grubej warstwie siana, a banda świń ganiała po lesie lub zaglądała do pojemników z kukurydzą i soją.

Podczas, gdy większość świń w Stanach Zjednoczonych hodowana jest w budynkach nazywanych szyderczo "farmami-fabrykami", Jones, lat 42, celowo stworzył gospodarstwo z jak najmniejszą ilością technologii. Nawet reprodukcja świń, zazwyczaj oparta na sztucznym zapłodnieniu, pozostawiona została kaprysom natury.

Jak to w romansach bywa, nie zawsze wszystko idzie gładko. Na przykład, ważąca 250 kilogramów różowa maciora zaczęła chrząkać i kwiczeć, aby zniechęcić zalecającego się do niej większego czarnego knura.

- On próbuje być romantyczny, a ona daje mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowana - wyjaśnia Jones. Gdy knur odgryzł kawałek krzewu i pogonił za maciorą, Jones stwierdził: - Zobaczcie, przyniósł jej bukiet kwiatów. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

W sklepie Whole Foods w Durham w stanie Północna Karolina kilkoro klientów powiedziało, że zastanowiliby się nad zakupem mięsa z etykietką "zwierzęta traktowane z szacunkiem", inni natomiast nie byli przekonani.

- Szczerze mówiąc, nie wiem -mówi 44-letni Christopher Martin. - Nie zastanawiałem się nigdy nad tym.

- Zauważyłem etykietę "hodowla bez klatek" - dodał. - Nigdy nie rozumiałem, co to znaczy. Nie dotarło to do mnie.

62-letnia Martha Warburton stwierdziła, że nie widzi problemu w jedzeniu mięsa, ale nie chciałaby, aby zwierzęta były źle traktowane. Gdy zobaczyła na mięsie etykietkę "humanitarnej hodowli", odparła: - Właściwie to nie mam ochoty na mięso.

Re: Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

PostNapisane: 12 paź 2009, o 20:04
przez Adam Gac
gzyra napisał(a):
( cytat z artykułu):

62-letnia Martha Warburton stwierdziła, że nie widzi problemu w jedzeniu mięsa, ale nie chciałaby, aby zwierzęta były źle traktowane. Gdy zobaczyła na mięsie etykietkę "humanitarnej hodowli", odparła: - Właściwie to nie mam ochoty na mięso.


Odpowiedź tej amerykanki dała mi nieco do myślenia. Może jednak działalność organizacji promujących happy meat i umieszczające tego typu certyfikaty czy etykiety na produktach z hodowli ,,humanitarnych" w ogóle spowoduje, że część konsumentów pomyśli o mięsie nie jako o towarze, lecz o ciele zabitych zwierzą. Może jest szansa, że część z nich skieruje się dzięki tego typu certyfikatom ku weg(....)nizmowi?
Myślę, choć mogę sie mylić, że ludzie promujący ,,humanitaryzm" wobec zwierząt przeznaczonych do zabicia i spożycia jednak też w pewnym stopniu mogą przyczyniać się do zainicjowania u pewnej grupy osób procesu myślowego wiodącego ku weganizmowi.
Także nie potępiał bym w czambuł organizacji welfare.

Re: Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

PostNapisane: 12 paź 2009, o 20:22
przez Alispo
A część wahających się wybierze "happy meat" skoro krowa ponoć była usmiechnięta.Inna kwestia to na ile eko-hodowle różnią się od tradycyjnych,w dużej mierze to etykietka..

Re: Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

PostNapisane: 13 paź 2009, o 14:55
przez K.Biernacka
Adam Gac napisał(a):
gzyra napisał(a):
( cytat z artykułu):

62-letnia Martha Warburton stwierdziła, że nie widzi problemu w jedzeniu mięsa, ale nie chciałaby, aby zwierzęta były źle traktowane. Gdy zobaczyła na mięsie etykietkę "humanitarnej hodowli", odparła: - Właściwie to nie mam ochoty na mięso.


Odpowiedź tej amerykanki dała mi nieco do myślenia. Może jednak działalność organizacji promujących happy meat i umieszczające tego typu certyfikaty czy etykiety na produktach z hodowli ,,humanitarnych" w ogóle spowoduje, że część konsumentów pomyśli o mięsie nie jako o towarze, lecz o ciele zabitych zwierzą. Może jest szansa, że część z nich skieruje się dzięki tego typu certyfikatom ku weg(....)nizmowi?
Myślę, choć mogę sie mylić, że ludzie promujący ,,humanitaryzm" wobec zwierząt przeznaczonych do zabicia i spożycia jednak też w pewnym stopniu mogą przyczyniać się do zainicjowania u pewnej grupy osób procesu myślowego wiodącego ku weganizmowi.
Także nie potępiał bym w czambuł organizacji welfare.


Adam, ja nie potępiam w czambuł organizacji welfare. Po prostu uważam za oczywiste, że tam, gdzie traktuje się zwierzę jak towar a nie podmiot, jak odnawialne zasoby, a nie jak niepowtarzalną jednostkę, tam słowo ochrona jest szyderstwem lub pustosłowiem, a o prawach zwierząt (czyli chronieniu ich żywotnych interesów - takich jak ochrona przed zadawaniem niepotrzebnego cierpienia, zdrowie, życie i wolność) nie ma co w ogóle wspominać! Czy wiesz do jakich absurdów posuwają się zwolennicy "ochrony"? Postulują nawet "ochronę zwierząt podczas ich zabijania" :!: :!: :!: To słowo zostało już chyba kompletnie wyprane z treści, jeśli pojawia się w takim kontekście.

Równie dobrze do kategorii "happy meat", które bezwzględnie trzeba pisać w cudzysłowie, można dodać "humanitarny handel niewolnikami" czy "humanitarne wykorzystywanie niewolników w burdelach". Czy gdyby organizacje zajmujące się homo sapiens walczyły o ilość stosunków, jakie dziennie może odbyć ludzka niewolnica zamknięta w domu publicznym zanim nie zostanie zabita po parunastu latach eksploatacji, w wieku np. 30-40 lat, uznałbyś, że podnosi się w ten sposób poziom świadomości klientów, którzy krok po kroku zrezygnują z korzystania z tak wymuszonych usług? Jeśli w ogóle przyjęłabym to za działanie w dobrej wierze, uznałabym je nie tylko za bezproduktywne, ale gorzej - za kontrproduktywne - usypiające sumienie, dające do zrozumienia, że cały proceder jest w porządku, a niewolnictwo jest etycznie neutralne, a zatem można je kontynuować i szerzyć!

Nie ulega żadnej wątpliwości, że zwierzęta w jakiejkolwiek hodowli, której celem jest wykorzystanie ich do uzyskania mięsa, jaj, mleka itp, cierpią w mniejszym lub większym stopniu. Nawet gdyby całe ich życie było sielanką (a nie jest, nie zapominajmy, że hodowla nie jest opiekuńczym obcowaniem ze zwierzętami, ale biznesem, który ma przynosić określone zyski), wszystkie kończą w rzeźni, która sielanką nie była, nie jest i nie będzie (dla przykładu możecie obejrzeć sceny z rzeźni w Wielkiej Brytanii, kraju, który ma największy odsetek wegetarian wśród krajów zachodnich a więc jest miejscem, gdzie standardy ochrony zwierząt w hodowli powinny być wysokie). Nie dość tego, trzeba dodać, że wszystkie zwierzęta hodowane na mięso jadą do rzeźni w młodym wieku, jak tylko osiągną pożądane przez hodowcę wymiary, zaś kury "nioski" i krowy "mleczne" są zabijane w rzeźni po paru latach intensywnej eksploatacji. Nie ma w tym równaniu miejsca na dożywanie spokojnej starości.

Certyfikowany humanitaryzm spełnia za to doskonale następujące funkcje:
1. Uspokaja sumienie, wyłącza skrupuły klientów
2. Tworzy pozytywny wizerunek firm zajmujących się dla zysku eksploatacją i zabijaniem zwierząt
3. Pozwala organizacjom działającym na rzecz zwierząt dopisać sobie "sukcesy" do swojego dossier
4. Usuwa całkowicie w niebyt kwestię praw zwierząt (np. prawo do życia, do niebycia środkiem do czyichś celów, towarem, własnością)
5. Usuwa w cień fakt, że człowiek może żyć i zdrowo się rozwijać nie konsumując żadnych produktów odzwierzęcych, także każde cierpienie zadawane zwierzętom w ramach hodowli na mięso, jaja, mleko i inne produkty jest cierpieniem zbędnym

Re: Czas na mięso dla wrażliwego konsumenta

PostNapisane: 13 paź 2009, o 18:05
przez Adam Gac
Kasiu, ,,świetny" jest ten film z rzeźni w Wielkiej Brytanii. Mam propozycję aby umieścić go na naszej stronie głównej, lub na stronie Tygodnia Weganizmu.
Chcę tylko powiedzieć, że dobrze by było gdyby doszło do debaty publicznej pomiędzy organizacjami welfare a organizacjami abolicjonistycznymi. Np dyskusja między Empatią a Klubem Gaja. W tym kontekście mówiłem, że promowanie certyfikatów ,,happy meat" miało by pozytywny efekt, gdyż z pewnością spowodowało by to natychmiastową reakcję Empatii i mam nadzieję Vivy. Gdyby taka debata została dobrze zobrazowana w mediach myślę, że miała by ona kolosalny wpływ na wzrost ilości wegetarian/wegan w naszym kraju.
Na razie jednak nie zapowiada się aby do takiej dyskusji miało dojść.
Zgadzam się, że sam fakt nadawania certyfikatów, których i tak w Polsce nikt nie nadaje z tego co wiem skutkuje tym co wypunktowałaś w swojej wypowiedzi.