Adam Gac napisał(a):xpert17 napisał(a):No, nie znam tamtego pana i jego upodobań, ale gdyby do mnie tak ktoś powiedział, to bym odrzekł: "ja już jestem w stałym związku"
To raczej nie była propozycja, bo facet zaraz się zmył zaraz po tym jak to powiedział, śmiejąc się dosadnie. Być może powinienem zareagować ostrzej, np dać mu w pysk. Jednak stałem lekko zamurowany i że tak powiem języka w gębie mi zabrakło.
Wciąż jednak uważam, że wielu mężczyzn sądzi, iż jedzenie mięsa daje siłę i potencję i nie jedząc mięsa nie jest się w stu procentach facetem.
Całe szczęście, że wśród wegan, także na tym forum są ojcowie dzieci, którzy są żywym przykładem jak bzdurny jest to pogląd.
Skoro stwierdziłeś, że mężczyźni weganie posiadający dzieci mają być dowodem na to, że można być stuprocentowym facetem nie jedząc mięsa, to znaczy, że uważasz, że bezpłodny facet nie jest facetem. No, ciekawa teoria, nie powiem. Czyli w ostatecznym rozrachunku okazało się, że rozmawiamy nie o zależności między płodnością a jedzeniem zwłok zwierzęcych, ale o rzekomym wpływie jedzenia zwłok zwierzęcych na procent mężczyzny w genetycznie męskim osobniku gatunku Homo sapiens. Czyli wkraczamy na ścieżkę mitologii, czy mitomanii, czy jakoś tak.
Wracając do Twojego rozmówcy, czy uważasz, że "danie mu w pysk": (a) przywróciłoby Ci odebraną przez niego męskość, (b) przywróciłoby jemu utraconą lub nigdy nienabytą zdolność do racjonalnej oceny rzeczonego problemu?
Swoją drogą, wracając do kwestii płodności, to mamy przecież całe społeczności niejedzące mięsa i rozmnażające się tradycyjnie, czyli płciowo. Mamy też kliniki leczenia bezpłodności, do których udają się również mężczyźni jedzący mięso, a repertuar leczenia bezpłodności w takich klinikach, o ile mi wiadomo, nie zawiera zaleceń w stylu: "proszę jeść jeszcze więcej mięsa", względnie "okładać członka kiełbasą krakowską na noc".