Posty: 1
Dołączył(a): 29 gru 2012, o 21:13
Mięsożerni goście i związane z tym dylematy
Witajcie,
przeszukiwałam forum, ale mam wrażenie, że taki temat nie pojawił się jeszcze na forum.
Otóż mam problem ze znajomymi mięsożercami, którzy przychodzą do nas jutro na imprezę.
Właściwie to nawet nie jest impreza, co spotykamy się w niewielkim gronie (miała nas być czwórka, ale moi goście zaprosili (!) jeszcze jedną osobę...), żeby pograć w planszówki, pogadać itp. Do tej pory spotykaliśmy się w ten sposób kilkukrotnie, ale było to, zanim "zadeklarowałam się" jako wegetarianka (wcześniej również nie jadłam mięsa i poza jednym wypadkiem - grill - nigdy nie było go na naszych spotkaniach).
Od kilku dni toczy się smsowo-telefoniczna dyskusja na temat menu.
Wcześniej nigdy nie przynosili swojego jedzenia, teraz stwierdzili, że "coś" zrobią.
Najpierw miała to być ryba. Kiedy powiedziałam, że ryby to też mięso, bardzo się zdziwili. Dziś dostałam smsa "Czy uznaję krewetki". Odpisałam, że nie i czy to dla nich problem.
Usłyszałam, że nie, ale chwilę poźniej dostałam smsa z menu (sic!), w którym był łosoś, parówki (cytat: żeby było też mięso --> bo przecież łosoś to NIE mięso) i inne cuda.
Nie bardzo rozumiem tą sytuację. Czy oni próbują dać mi do zrozumienia, że nie aprobują mojego wyboru? Czy nie potrafią wytrzymać ok. 6 godzin "w gościach" bez pożarcia krowy? Czy nie rozumieją, że dla mnie jako wegetarianki i gospodyni już sam fakt, że przynoszą mięso do mojego domu, jest jak policzek? Czy uważają, że alternatywą dla mięsnego wieczoru jest śmierć głodowa?
A może przesadzam? Czy powinnam za przeproszeniem olać sprawę i udawać, że wszystko jest OK?
Czy jako gospodyni powinnam im pozwolić na takie zachowanie?
Mam wrażenie, że właśnie tracę dobrych znajomych...
M.
przeszukiwałam forum, ale mam wrażenie, że taki temat nie pojawił się jeszcze na forum.
Otóż mam problem ze znajomymi mięsożercami, którzy przychodzą do nas jutro na imprezę.
Właściwie to nawet nie jest impreza, co spotykamy się w niewielkim gronie (miała nas być czwórka, ale moi goście zaprosili (!) jeszcze jedną osobę...), żeby pograć w planszówki, pogadać itp. Do tej pory spotykaliśmy się w ten sposób kilkukrotnie, ale było to, zanim "zadeklarowałam się" jako wegetarianka (wcześniej również nie jadłam mięsa i poza jednym wypadkiem - grill - nigdy nie było go na naszych spotkaniach).
Od kilku dni toczy się smsowo-telefoniczna dyskusja na temat menu.
Wcześniej nigdy nie przynosili swojego jedzenia, teraz stwierdzili, że "coś" zrobią.
Najpierw miała to być ryba. Kiedy powiedziałam, że ryby to też mięso, bardzo się zdziwili. Dziś dostałam smsa "Czy uznaję krewetki". Odpisałam, że nie i czy to dla nich problem.
Usłyszałam, że nie, ale chwilę poźniej dostałam smsa z menu (sic!), w którym był łosoś, parówki (cytat: żeby było też mięso --> bo przecież łosoś to NIE mięso) i inne cuda.
Nie bardzo rozumiem tą sytuację. Czy oni próbują dać mi do zrozumienia, że nie aprobują mojego wyboru? Czy nie potrafią wytrzymać ok. 6 godzin "w gościach" bez pożarcia krowy? Czy nie rozumieją, że dla mnie jako wegetarianki i gospodyni już sam fakt, że przynoszą mięso do mojego domu, jest jak policzek? Czy uważają, że alternatywą dla mięsnego wieczoru jest śmierć głodowa?
A może przesadzam? Czy powinnam za przeproszeniem olać sprawę i udawać, że wszystko jest OK?
Czy jako gospodyni powinnam im pozwolić na takie zachowanie?
Mam wrażenie, że właśnie tracę dobrych znajomych...
M.