Post 11 kwi 2013, o 06:33

IGNOROWANIE WEGAN .

Cześć :o

Ignorowanie wegan - Urszula Zarosa - Portal Etyki Akademickiej
http://etykapraktyczna.pl/wpis/2011/11/ ... anie-wegan
Wiele mówi się dziś o dyskryminacji i nietolerancji wobec osób o odmiennych cechach czy poglądach. Najczęściej poruszane są kwestie dotyczące narodowości i orientacji seksualnej. Choć w obliczu takich historycznych doświadczeń, jak prześladowanie Żydów czy apartheid w RPA, mówienie o dyskryminacji wegan wydać się może nie na miejscu, to stanowią oni mniejszość, której interesy niejednokrotnie są pomijane. Warto zwrócić uwagę na obszary naszego życia, w których weganom jest prostu trudniej, choć wcale nie powinno.

Kim są weganie?

Weganie to osoby, które z różnych względów (etycznych, zdrowotnych, ekologicznych) odrzuciły ze swojej diety wszelkie produkty pochodzenia zwierzęcego, a także wyeliminowały (bądź starają się wyeliminować) z życia codziennego: wszystkie przedmioty, które wykonane zostały z ciał zwierząt bądź substancji pochodzenia zwierzęcego; produkty, które były testowane na zwierzętach lub zawierają odzwierzęce składniki oraz nie uczestniczą w rozrywce, w której wykorzystywane są zwierzęta. Dieta wegan jest zatem zrównoważoną dietą roślinną, opartą na świeżych owocach i warzywach, ziarnach, nasionach oraz grzybach. Weganin nie nosi skórzanego obuwia, toreb, nie korzysta z kosmetyków zawierających tłuszcze lub białko zwierzęce. Stroni również od cyrków, delfinariów, pokazów i walk z udziałem zwierząt.

Szacuje się, że liczba wegetarian w Polsce może wynosić od 500 tys. do nawet 3 mln. osób, trudno określić jak duży procent z tej liczby stanowią weganie, sądząc jednak po coraz większej popularność wegańskich restauracji, kawiarni, posiłków i produktów, może być to ok. 1/3 (to jednak jedynie domysły).

Dlaczego są pomijani?

Jak każda mniejszość światopoglądowa, dopóki jej liczba nie osiągnie pewnego pułapu, który stanie się ważny, bądź to dla polityków, bądź dla producentów, jest jedynie traktowana w kategorii osobistego wyboru danej jednostki i nie jest uwzględniania w szerszych planach dotyczących nowych przepisów, czy planów sprzedaży. Można by rzec, że trudno się dziwić, nie stworzono jeszcze systemu, w którym możliwe byłoby uwzględnienie interesów każdego wyznania, orientacji politycznej czy stowarzyszenia. Zanim jednak wsadzimy wegan do jednego worka ze wszystkimi innymi niezadowolonymi i sfrustrowanymi obywatelami, warto się przyjrzeć w czym tkwi problem.
Przedszkola, szkoły, uniwersytety

Powszechnie znane są nam problemy dotyczące obecności lekcji religii w szkołach czy neutralności wyznaniowej miejsca na ścianie tuż nad klasową tablicą. Przedszkole wydaje się jednak takich problemów unikać i kojarzy się raczej z dobrą zabawą i beztroską, niestety niekoniecznie dla wegan. Mowa oczywiście o przedszkolnych obiadach, które w większości przypadków zawierają mięso, a na pewno składniki odzwierzęce. Rodzice wegańskich dzieci mają czasem możliwość zamówienia opcji wegetariańskiej, ale zdarza się to tylko w niektórych, najczęściej prywatnych przedszkolach i nie spełnia kryteriów etycznych weganizmu. W takiej sytuacji rodzice starają się radzić sobie poprzez przynoszenie codziennie gotowych obiadów do odgrzania, często przygotowywanych tak, by wyglądem przypominały opcję mięsną (z uwagi na pragnienie dzieci bycia częścią grupy przedszkolnej). Ten brak wygody byłby jeszcze do zniesienia, ale najczęściej staraniom rodziców towarzyszą bardzo nieprzychylne reakcje, zwłaszcza w przedszkolach publicznych, w których traktuje się ich prośby jako fanaberie i poucza o tym jak powinno się żywić dzieci w tym wieku. Często też dochodzi do nieporozumień przy przygotowaniu posiłków, gdy pani kucharka podaje dziecku zupę ugotowaną na kościach (uznając, że skoro mięso nie pływa w zupie to jest ona wegetariańska), czy ziemniaki zagniecione z masłem (bo to przecież nie jest mięso, więc co w nim złego).

Gdy dziecko jest starsze i świadomie podejmuje decyzje o tym co je, sprawa staje się łatwiejsza, ale znów amożna trafić na opór. W ostatnim czasie we Francji z uwagi na uszanowanie tradycyjnej, mięsnej narodowej kuchni i rzekomo troskę o zdrowie dzieci, wydano rozporządzenie, w którym nakazano, by każdy posiłek podawany w szkolnych stołówkach zawierał zwierzęce białko, co jest już jawną dyskryminacją wegańskich konsumentów. Na szczęście w Polsce problem ogranicza się jedynie do dostępności wegańskich opcji. Moja ostatnia próba zjedzenia wegańskiego posiłku w stołówce uniwersyteckiej, zakończyła się kupnem gruszki - jako jedynej wegańskiej opcji. Przepytałam kucharkę o wszystkie potrawy. Usłyszałam: Ziemniaki to proszę pani zagniatane z masłem, gotowe do odgrzania. Pierogi - to z paczki, więc sama nie wiem co tam w nich jest. Pizza - do ciasta dajemy mleka. Surówka - z majonezem, albo śmietaną. Frytki - no na fryturze smażymy, a jak? Makaron - sos na śmietanie... W menu nie było ani jednego dania, ba, nawet dodatku do dania, które mogłabym zjeść. Nie zaoferowano mi przyrządzenia posiłku od podstaw, a jedyną rzeczą do zjedzenia, którą mogłam nabyć była gruszka bądź jabłko do wyboru. Oczywiste jest, że skoro nie ma zapotrzebowania, wegańskie opcje się nie pojawiają, szkoda tylko, że jako klientka sama musiałam dopytywać o każde danie, traktowano mnie z opryskliwością, a kilka miesięcy wcześniej podano mi w tym samym miejscu frytki (jakoby nie smażone na fryturze) oraz pierogi (jak mnie wtedy przekonywano, na pewno wegańskie).

Kawiarnie, restauracje, bary.


W największych polskich miastach pojawia się coraz więcej restauracji i kawiarni wegańskich bądź wegetariańskich, w których zamówić można wegańskie posiłki. Problem pojawia się, gdy nie mamy dostępu do takiego miejsca. W przeciętnej restauracji weganie i wegetarianie często traktowani są jak intruzi, a czasami wręcz oszukiwani. Niestety sama wielokrotnie padłam ofiarą takich oszustw, zanim nauczyłam się, by nigdy nie jadać w nie-wegetariańskich jadłodajniach. Wspomniałam już o małym przekłamaniu z uniwersyteckiej stołówki, kolejny przykład to chociażby chińska restauracja, gdzie z uwagi na moją dietę prosiłam o przygotowanie warzyw na osobnej, czystej patelni, tak by nie zawierały żadnych składników odzwierzęcych. Kelnerka zapewniała mnie wielokrotnie o tym, że dostaję wegański posiłek. Co więcej wybierałam go z listy dań wegetariańskich. W miejscu tym jadłam 3 razy, za każdym razem dopytując i prosząc o przygotowanie posiłków w sposób wegański. Dopiero za 4 razem nowa osoba poinformowała mnie: Ale przecież oni i tak do wszystkiego dodają bulion wołowy. Jak się okazało myślenie, że "jeśli mięsa nie widać to mamy danie dla wegan" jest bardziej powszechne niż potrafimy to przewidzieć. To oczywiście nie odosobniony przypadek, w restauracja meksykańskiej mój znajomy poszedł dopytać się o dostępność dań wegańskich, gdyż w karcie widniała cała grupa potraw wegetariańskich. Odpowiedź jaką otrzymał była zatrważająca: Wie pan, kucharz dodaje bulionu z kury do wszystkiego, ale gościom to nie przeszkadza. Cóż, ja też nie wyczułam dodatku bulionu wołowego w mojej chińszczyźnie, czy znaczy to, że można mnie oszukiwać podając do jedzenia produkty z ciał zwierząt, których życie i cierpienie szanuję?

Takiego traktowania doświadczyło za pewne wielu wegan, co więcej zdarzają się one w restauracjach wegetariańskich, w których obsługa często nie uchwytuje diametralnej różnicy pomiędzy dietą wegan i wegetarian. Lecz nie chodzi tylko o samą wiedzę weganin już na starcie powoduje irytację kelnerów, wypytując dokładnie o skład potraw, sosów, deserów. Kolejna porcja nerwów pojawia się przy odsyłaniu potraw. Nie będę więc chyba odosobnionym przypadkiem, gdy wspomnę o tym, jak kiedyś po niemal 60 minutach czekania, odsyłania potrawy i ponownie czekania wyszłam głodna z wegetariańskiej restauracji, nie mówiąc już o aroganckim i nieuprzejmym traktowaniu moich próśb.

Zakupy

Kolejnym problemem jest całkowite ignorowanie wegan przez producentów kosmetyków i żywności. Większość z nas ma zapewne za sobą pisanie e-maili z prośbą o listę produktów nie zawierających odzwierzęcych składników. Sama napisałam takich maili setki - do producentów kosmetyków czy margaryn. Otóż wydawałoby się, że wystarczy przecież przeczytać listę składników na etykiecie, sprawa nie jest jednak taka prosta. Jest wiele składników, które wytwarzane mogą być z surowców roślinnych bądź zwierzęcych, jak chociażby obecna w większości kosmetyków gliceryna czy wszechobecne w margarynach mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych. Na moje maile otrzymuję zwykle 2 do 3 odpowiedzi, które mają charakter wymijający: Nasza firma nie testuje kosmetyków na zwierzętach, ponieważ jest to niedozwolone w krajach UE a przecież pytałam o listę kosmetyków wegańskich (dokładnie opisując kryteria). Oczywiście na rynku dostępne są już etyczne kosmetyki, zwłaszcza w sklepach internetowych. Niezrozumiałe wydaje mi się jednak ignorowanie pytań tysięcy konsumentów.

Jakkolwiek w przypadku kosmetyków znalezienie wegańskich alternatyw jest dość łatwe, tak problemy pojawiają się w przypadku leków. Obecnie na rynku nie ma np. tabletek antykoncepcyjnych, które nie zawierałyby dodatków odzwierzęcych. Przy zwykłym przeziębieniu bardzo trudno znaleźć produkt, który oferowany byłby przez firmę zupełnie nie związaną z testowaniem na zwierzętach i choć na przeziębienie najlepsza jest herbatka z lipy z plasterkami imbiru i cytryną, to przy anginie, czy grypie sytuacja się komplikuje

U lekarza

Na mojej karcie pacjenta widnieje napis: weganka, wydawać by się mogło, że pojawił się tam w celu altprzypomnienia lekarzowi podczas wypisywania leków o moich preferencjach. Niestety, nie tylko. Gdy pewnej zimy czułam się osłabiona, a moje wyniki krwi były lekko poniżej normy, od razu zostałam wysłana na zastrzyki z witaminy b12, przezornie jednak sprawdziłam osobnym badaniem poziom tej witaminy (weganką byłam wtedy chyba od 6 lat) i był on jak najbardziej w normie. To z uwagi na moją dietę zostałam od razu zakwalifikowana jako anemiczka. Nie mówiąc już o każdorazowym upominaniu podczas wizyt o szkodliwości mojej diety mimo, że Światowa Organizacja Zdrowia zbilansowaną dietę wegańską uważa za zdrową, zarówno dla dorosłych jak i dzieci oraz kobiet w ciąży, a wręcz zalecaną dla osób chorych na cukrzycę, choroby serca czy nowotwory. Prośby o leki wegańskie kończą się zazwyczaj wielokrotnymi wycieczkami z apteki do lekarza i na odwrót, ponieważ lekarze nie dysponują informacjami czy dany lek ma otoczkę żelatynową, zawiera laktozę itd.

Kolejne trudności czekają wegan podczas wizyty w szpitalu. Powitani radosną wiadomością o możliwości zamówienia wegetariańskich posiłków, bardzo szybko napotykamy rozczarowanie, gdyż właściwie żaden z nich nie będzie wegański, co więcej nie będzie to również pełnowartościowy posiłek wegetariański. Podczas tygodniowego pobytu w szpitalu nie zjadłam ani jednego posiłku. Opcja wegetariańska składa się zazwyczaj z sera białego, topionego, żółtego (na śniadanie i kolację) oraz klusek z serem, pierogów z serem etc. (na obiad). Co więcej do śniadań i kolacji, a bardzo często również do obiadów nie podaje się świeżych warzyw. Po 3 dniach pobytu poprosiłam o zmianę diety na mięsną, ponieważ posiadała ona jako dodatki świeże warzywa, surówki, które dostawałam i mogłam dodać do przyrządzanych przez siebie samodzielnie posiłków. Całe szczęście byłam w szpitalu tylko na ćwiczeniach ortoptycznych, nie wyobrażam sobie sytuacji wegan, którzy trafiają do szpitala na poważną operację. Wiązałoby się to chyba z koniecznością codziennej obecności kogoś z rodziny, kto przygotowywałby wszystkie posiłki.

Nie mogę tutaj również pominąć kobiet w ciąży, które jeśli nie trafią na oczytanego i mądrego lekarza oraz położną są niemalże oskarżane o stwarzanie zagrożenia dla życia swojego dziecka. Dopiero, gdy kolejne wyniki okazują się bardzo dobre, a dziecko rodzi się zdrowe lekarze przyznają się do błędu.

Wegańskie fanaberie.


Opisane przeze mnie przykłady może nie są tak rażące jak pobicie kogoś z uwagi na kolor skóry, czy wyznawaną religię, na czym więc polega problem? Otóż przede wszystkim na trywializacji weganizmu, traktowaniu go jako indywidualną fanaberię danego klienta, czy pacjenta, z którą wcale nie trzeba się liczyć. Oczywiście takie postrzeganie wynika z wielowiekowej tradycji traktowania zwierząt jako towar, rzecz, owo mięso, czy serek, nie zaś istotę czującą, często społeczną, która może cierpieć i odczuwać radość, pamiętać urazy i czynić plany na przyszłość.

Zjedzenie kawałka mięsa dla mnie jako weganki jest tak, jak zjedzenie kawałka ludzkiego mięsa dla przeciętnego mięsożercy - nie do pomyślenia. Gdy dowiaduję się, że przez oszustwo w restauracji zjadłam fragmenty ciała zwierząt (np. w owym wołowym bulionie dodanym do moich warzyw), czuję nie tylko obrzydzenie, ale ogromną porażkę i smutek... porażkę moją, że nie udało mi się wszystkiego dopilnować (choć ewidentnie zostałam oszukana) oraz porażkę ludzkości, która nie potrafi dostrzec interesów zwierząt, tak jak kiedyś nie dostrzegała interesów czarnych, kobiet czy dzieci. Lekarz wypisując lek w żelatynowej kapsułce, traktując prośby pacjenta jako zwykłe widzi mi się, stawia go w bardzo trudnej sytuacji, nie każdy ma zapał i czas by szukać innych lekarzy, by chodzić i zamieniać recepty, a gdy ostatecznie okaże się, że zastępnika nie ma, znów pojawia się to poczucie porażki (bo przecież otoczka z olei roślinnych byłaby dostępna dla wszystkich, mięsożerców i wegan), a jednak większość producentów wybiera produkt uboczny przemysłu rzeźnego.

Choć w dzisiejszym świecie (zwłaszcza w krajach wysokorozwiniętych, gdzie mamy dostęp do produktów z niemal całego świata) nie ma żadnej potrzeby by zwierzęta musiały cierpieć i umierać dla tak banalnej zachcianki jaką jest smak polędwicy, wciąż żyjemy w przekonaniu, że weganizm jest tylko kaprysem. Zapominamy, że jest to jedyny, w pełni etyczny, wybór szanujący status moralny, życie i cierpienie zwierząt. Weganie traktowani są jako naprzykrzający się klienci, ich prośby, listy, maile są ignorowane, przez niedouczony personel medyczny traktowani są wrogo i z wyższością.

Oczywiście to się dziś zmienia, dzięki tworzeniu przyjaznych weganom miejsc, jak przedszkola, kawiarnie, restauracje, dzięki przyjaznym lekarzom, dentystom i personelowi. Należy jednak pamiętać, że nasze życie to nie tylko sfera publiczna, weganin zaproszony do cioci na imieniny, też nie ma łatwo, a przecież w internecie i w księgarniach jest tyle przepisów z daniami wegańskimi i wegetariańskimi. Nie wystarczy tylko wyciągnąć kurę z rosołu, by podać ją weganom. Trzeba pamiętać, że to co może wydawać się jedynie dietetycznym wyborem, tak naprawdę jest poczuciem etycznej niesprawiedliwości i ogromnej krzywdy, która dzieje się zwierzętom. Nie można jej zwyczajnie lekceważyć, tylko dlatego, że lubimy jeść mięso. Należy uważniej przyjrzeć się temu, co weganie mają do powiedzenia, gdyż może się okazać, że to nie oni powinni się tłumaczyć i prosić o zrozumienie, ale wszyscy Ci, którzy w XXI wieku pozwalają na zabijanie i cierpienie miliardów zwierząt rocznie.

Urszula Zarosa Aktualnie zajmuje się tematem moralnego statusu zwierząt w Zakładzie Etyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Od czasu do czasu publikuję artykuły popularnonaukowe związane z tematyką mojej pracy oraz prowadzę wykłady o prawach i interesach zwierząt pozaludzkich.
Obrazek


:x