Andrzej napisał(a): "zrezygnowanie z wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego" (...) jest przede wszystkim krokiem szalenie otwierającym oczy na naszą codzienną dietę
Tak, to z pewnością potwierdzi wiele osób. Człowiek instynktownie zaczyna szukać nowych rzeczy, nawet niekoniecznie dokładnie w miejsce starych (np. jogurtów sojowych zamiast z krowiego mleka), ale po prostu bacznej się rozglądać. I więcej kombinować z tych składników, które się ma. I nagle okazuje się, że jest ich mnóstwo, w tylu wariacjach. Weganizm, pomimo że jako dieta polega na ograniczeniu jedzenia pewnej ilości produktów, jest odkrywaniem i wzbogacaniem, takie jest moje doświadczenie.
(...) prawdę mówiąc osobiście nie znam ludzi, którzy od razu skoczyliby na głęboką wodę weganizmu
Znam takiego delikwenta! AdamZ, czytasz to?
po jakimś czasie (...) weganizm wchodzi w krew i wszelkie schematy zachowań, czy wręcz chorobliwa podejrzliwość wobec kupowanych produktów stają, się naturalne i oczywiste.
Podejrzliwość wymuszona jest praktykami przemysłu spożywczego i tym, że żyjemy w ramach całkiem niewegańskiej normy społecznej, ale kiedy ta podejrzliwość staje się
chorobliwa, zaczyna być niedobrze. Ostatnią rzeczą, której weganizm potrzebuje, jest kojarzenie go z rytuałami paranoicznie drobiazgowego sprawdzania nawet śladowych ilości czegoś
be w jedzeniu, czegoś
niekoszernego, nieczystego do któregoś pokolenia wstecz. Jeśli zaczniemy promować weganizm za pomocą rozważań ile wołków zbożowych zginęło przy produkcji bochenka chleba (bo mieszkały w ziarnie w spichlerzu), to nigdy nie będzie nas więcej. Nie chodzi o to, żeby nie dbać o wołki zbożowe (czort wie co one czują), chodzi o to, żeby nie budować skojarzeń, które są niekorzystne. Inaczej rozłożyć akcenty. Nie mówmy, że weganizm jest aptekarski, w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu.
PS. A nazywanie odpowiedniego dla wegan żarełka koszernym jest już klasyką, pamiętam to sprzed wielu lat z Usenetu.