neofelis napisał(a):Ech, ja mam największy problem z jedzeniem na mieście z przyjaciółmi. Często wypada tak,że na przykład w weekend gdzieś idziemy albo jedziemy na jakąś wycieczkę, wszyscy chcą jeść i ze mną jest problem. Dopóki byłam wegetarianką to jeszcze jakoś szło, ale teraz gdy przechodze na weganizm to niestety jest z tym problem. Jedzenie jest dla mnie bardzo socjalną czynnością, no ale nic, może się przyzwyczaję do zamawiania greckiej sałatki bez fety
No niestety u nas to problem. Może gdy bywasz w jakimś że tak powiem porządniejszym lokalu to poproś kelnerkę, czy nie zapytałaby kucharza o przygotowanie dla Ciebie czegoś wegańskiego? Wiem, że to nie Anglia (koleżanka robiła tak w Londynie na wakacjach i rzadko był problem).
Aha i taka rada. Niektórzy może się oburzą, ale w naszych warunkach to jest pomocne. Swoją prośbę uzasadnij bardzo silną reakcją alergiczną na produkty mięsne i wszystko pochodzenia zwierzęcego. Wtedy masz większą gwarancję, że nie potraktują cię na przysłowiowe odpiep* się. Tak samo jeśli pytasz o to czy danie jest smażone na smalcu, mów, że masz silną alergię. Nawet jak nie przygotują na oleju to masz pewną gwarancję, że nie powiedzą, że usmażą na oleju (a zrobią na smalcu) w obawie o konsekwencje, gdy coś się stanie przez alergię. Może to mało wegańskie postępowanie, ale dosyć skuteczne.
Tylko z tą alergią nie przesadzajcie. Koleżanka od Londynu pisała mi, że była zdesperowana postawą babci, która nie mogła pogodzić się z weganizmem wnuczki. W pewnym momencie K. powiedziała babci (która mieszka w Londynie), że jak zje coś od zwierząt to dostanie wstrząsu anafilaktycznego. Babcię zabrała karetka, bo martwiąc się o zdrowie wnusi wsadziła cichaczem trochę ugotowanych żółtek z jaj do gulaszu warzywnego.