Strona 1 z 2

Freeganizm

PostNapisane: 13 cze 2009, o 10:04
przez Adam Gac
Hej,

Weganizm, weganizmem. Jednak w dobie z jednej strony kryzysu a przez to rosnącym bezrobociu a z drugiej przy nadwyżce żywności na rynku, także w Polsce myślę, że warto pomyśleć o freeganiźmie. Ba, można nawet nie tylko pomyśleć ale podejść do niego od praktycznej strony.

W związku z tym od razu zapytam. Kto z Was jest na diecie ( przynajmniej częściowo) freegańskiej?
Powiedzcie też proszę, gdzie w Warszawie warto wybrać się po darmowe wegańskie żarcie ( bo przecież Freeganizm do darmowy Weganizm)?
Mieszkam na warszawskich bielanach, jest tu jeden bazar na wolumenie ale przyznam, że raczej mało warzyw i owoców zostaje tu po zakończeniu dnia handlowego. A jeżeli już coś zostaje to w okolicy jest wielu biednych ludzi, którzy też przychodzą i zbierają , podobnie jak ja żywieniowe resztki.
Może polecicie jakieś inne miejsce, gdzie więcej żarcia do zabrania zostaje?
W razie czego można by się umówić w jakiś dzień na wspólne jedzeniobranie. Mam autko do którego sporo takiego jedzonka się zmieści.
pozdrawiam,
--
adam

Re: Freeganizm

PostNapisane: 13 cze 2009, o 15:50
przez a_meba
Adamie, jest sporo fajnych miejsc. ;) Hala Banacha, bazar przy DT Wola, bazar Szembeka, Wałbrzyska... na Sadybie też coś można znaleźć. ;) Tak naprawdę to każdy większy bazar pozwoli Ci się zaopatrywać. Że mało rzeczy zostaje pod koniec dnia - to tylko się cieszyć, bo to znaczy, że sprzedawcy nie marnują jedzenia. Zawsze najwięcej zostaje przed niedzielą lub jakimś długim weekendem, bo wtedy bazary zamknięte i przez ten jeden wolny dzień więcej się może popsuć.
A, i zapraszam na www.darmowazupa.blogspot.com ;)

Re: Freeganizm

PostNapisane: 14 cze 2009, o 20:59
przez Adam Gac
Dzięki A-mebo ;-)
będę się musiał wybrać jakoś w tygodniu na te bazarki, które polecasz ;-)
pozdro,
--
adam

Re: Freeganizm

PostNapisane: 15 cze 2009, o 16:35
przez imbir
A_mebo, naprawdę super blog. Będę częstym gościem :D

Re: Freeganizm

PostNapisane: 16 cze 2009, o 18:19
przez Natasha
jak się kiedyś tam wyprowadzę od rodziców i trzeba się będzie samej utrzymywać to chyba z konieczności zostanę freeganką xD

Re: Freeganizm

PostNapisane: 27 cze 2009, o 22:41
przez Adam Gac
To ja jeszcze pozwolę sobie pociągnąć ten temat. :)
Powiedzcie proszę, czy nie czujecie się czasem po prostu głupio chodząc po bazarze i zbierając leżące na kupkach przypominających śmieci nienajświeższe warzywa i owoce. Parę razy tego próbowałem i prawie zawsze czułem się jakbym chodził po śmietniku i zbierał śmieci.
Uczucia upokorzenia dopełniał fakt, że osoby , na szczęście nieliczne, które patrzyły na mnie miały wyraz albo pogardy, albo zdumienia , względnie litości. :shock:
Mam wrażenie, że lepiej bym się czuł idąc na freegańskie wypady z kimś innym lub lepiej nawet w grupie.
Nie macie przypadkiem podobnych odczuć?
pozdrawiam,
--
adam

Re: Freeganizm

PostNapisane: 29 cze 2009, o 19:57
przez Adam Gac
Dzisiaj bez skrupułów postanowiłem wykorzystać zasłonę dymną w postaci ,,brzydkiej" pogody czyli po prostu siorpiącego deszczu i wybrałem się na pobliski bazarek w celu freeganobrania. Tym razem nikt nie spoglądał na mnie z politowaniem gdyż poza mną i jednego człowieka sprzątającego śpiesznie bazarek po dniu handlowym nie było tam nikogo.
Może nie rozbiłem freegańskiego banku warzyw i owoców niemniej jestem spokojny o losy mojego jutrzejszego śniadania dzięki temu wypadowi.
Tu jest fotka, tego co udało mi się zebrać :-)

Obrazek

Re: Freeganizm

PostNapisane: 11 lip 2009, o 15:59
przez gzyra
Jak podaje portal dlahandlu.pl (za Gazetą Krakowską):

Sprzedawcy wyrzucają niesprzedaną żywność

Gazeta Krakowska
26-06-2009, 11:51

Wiosenno-letni wysyp warzyw i owoców to czas, w którym marnuje się ich najwięcej. By się o tym przekonać wystarczy wieczorem odwiedzić krakowskie targowiska - pisze Gazeta Krakowska.

Około godziny 18.30 pani Małgorzata powoli zaczyna składać swoje stoisko na Starym Kleparzu. - O tej porze roku mam szczególnie dużo warzyw i owoców - mówi kobieta, pokazując na swój towar. Niestety, czasem coś zostaje. - Ciężko przewidzieć, ile się sprzeda - tłumaczy handlarka. Straganiarze niechętnie przyznają się do wyrzucania jedzenia. - Robię to bardzo rzadko, tylko gdy towar nie chce zejść i nie mam komu go dać - wyjaśnia pani Małgorzata. Jednak na stołach wokół zalegają pozostawione skrzynki z często jeszcze dobrymi owocami i warzywami. - Jeśli nikt tego nie zabierze, wszystko trafi do kontenera na śmieci - przyznaje sprzedawczyni.

Według szacunków, na śmietnik w miastach zachodniej Europy trafia nawet 40 proc. żywności. Żywność marnuje się nie tylko na targach warzywnych. Nieoficjalnie wielu producentów i sprzedawców przyznaje, że wyrzuca jej nadmiar. Na szczęście jest też wiele pozytywnych przypadków. - Firmy przekazują nam produkty spożywcze, które my kierujemy do organizacji charytatywnych - tłumaczy Justyna Rzepczyńska z krakowskiego Banku Żywności. - Chodzi głównie o partie z błędami na opakowaniach oraz produkty o krótkiej dacie ważności - dodaje.

Winni marnowania jedzenia na równi z producentami są konsumenci. - Po prostu za dużo i nieracjonalnie kupujemy - stwierdza Justyna Rzepczyńska. W badaniach, przeprowadzonych na zlecenie Banku Żywności, do wyrzucania pokarmu przyznało się aż 30 proc. społeczeństwa.

Re: Freeganizm

PostNapisane: 13 lis 2009, o 13:46
przez gzyra
Artykuł z Deutsche Welle:

13.11.2009
Kolacja ze śmietnika

Coraz więcej młodych ludzi grzebie w śmietnikach w poszukiwaniu jedzenia. Nie robią tego z potrzeby, lecz z przekonania. Ruch „kontenerowców” z USA dotarł również do Niemiec.

Większość z nich działa w ukryciu, tylko nieliczni ujawniają się. W Niemczech nazywa się ich „kontenerowcami” albo „śmietnikowymi nurkami”. Szukają w kontenerach żywności zdatnej do spożycia. Nie robią zakupów w supermarketach. Wielu żywi się w ten sposób z przekonania. Ich zdaniem wyrzucanie tak ogromnych ilości dobrego jedzenia jest niemoralne. Z danych Instytutu Worldwatch w Waszyngtonie wynika, że, w 30-40 proc. artykułów spożywczych z amerykańskich supermarketów ląduje w śmietniku. Oficjalnych danych z Niemiec nie ma.

„Kontenerowanie” z biedy

Nocą, po zamknięciu sklepów, Rasol Eramouni i Joerg Bergstedt wyruszają na polowanie. Zabierają ze sobą koszyki, rękawice ochronne i latarki i przeszukują kontenery, stojące w pobliżu supermarketów. Żywią się wyłącznie tym, co znajdą. Dziś Rasol trafił na banany, jabłka, chleb tostowy, Nutellę, słodycze i kwiaty. Niektórym artykułom upłynęła data ważności, inne wyrzucono ze względu na uszkodzone opakowanie.

Jedzenie ze śmietnika należy w niektórych kręgach do dobrego tonuBildunterschrift: Großansicht des Bildes mit der Bildunterschrift: Jedzenie ze śmietnika należy w niektórych kręgach do dobrego tonu

W Syrii, skąd pochodzi Rasol, nie marnuje się prawie niczego – opowiada 28-latek. Sam przeszukuje śmietniki ze względów finansowych, choć jest zdania, że wyrzucanie jedzenia to wielkie marnotrawstwo.

Szukanie po śmietnikach pomaga mu związać koniec z końcem, bo jest bezrobotny a ma rodzinę na utrzymaniu.

„Kontenerowanie” z przekonania

Wielu młodych ludzi „konteneruje” z przyczyn politycznych. Jedzenie ze śmietnika w niektórych subkulturach jest modne i należy do dobrego tonu. Joerg Bergstedt jest rzecznikiem ruchu „kontenerowców”. Od 15 lat, wraz z innymi działaczami, przeszukuje pojemniki z odpadami. Nie wydaje ani centa na artykuły spożywcze. Nie płaci również za mieszkanie. Dla „kontenerowców politycznych” wyrzucanie dobrej żywności jest czymś niemoralnym, kiedy w innych częściach świata ludzie umierają z głodu.

Joerg Bergstedt nie chce uzależniać się od stałej pracy. Chce mieć czas na działalność polityczną. Dlatego buszowanie w śmietnikach stało się jego sposobem na życie. Nie wydaje pieniędzy na jedzenie, czynsz, ani na bilet na pociąg. Zamiast tego jeździ autostopem po Niemczech i protestuje przeciwko uprawianiu genetycznie zmodyfikowanej kukurydzy albo bierze udział w innych akcjach. Przyjaciół, u których może pomieszkiwać ma wystarczająco – zapewnia.

Zmniejszyć konsumpcję

Ruch „kontenerowców” narodził się w połowie lat 90- tych w USA. Nazywają się „freegans”, odrzucają konsumpcję i bronią praw zwierząt. W Stanach Zjednoczonych traktuje się ich bardzo różnie. Np. oddziały sieci sklepów „7 Eleven” same decydują, czy zezwalają na korzystanie ze swoich kontenerów.

Buszowanie legalne czy nie?

„W Niemczech korzystanie z kontenerów jest w określonych przypadkach dozwolone” - wyjaśnia prawnik Michael Biela - Baetje z Kolonii. „Jednak, kto wbrew woli właściciela znajduje się na jego terenie, może być ukarany, zgodnie z paragrafem 123 prawa karnego. Jeżeli teren jest otwarty, to wychodzę z założenia, że proceder ten jest legalny” - dodaje. Zabronione jest natomiast otwieranie zamkniętych kontenerów i wybieranie ich zawartości.

Grzebanie w śmietnikach jest dla wielu supermarketów solą w oku. Niemieckie sieci spożywcze REWE, Real i grupa Tengelmanna nie chciały zająć stanowiska w tej sprawie.

DW/Monika Sędzierska
red. odp. Marcin Antosiewicz

Re: Freeganizm

PostNapisane: 29 lis 2009, o 15:19
przez Paxi
http://wiadomosci.onet.pl/1587089,2677,1,dzieci_smieci,kioskart.html
Dzieci śmieci

Kontenerowiec, w Stanach Zjednoczonych znany jako freegan, to przeczesywacz miejskich śmietników

Założyłem stare łachy, skrzyknąłem przyjaciół i poszliśmy w miasto szukać jedzenia po śmietnikach. Znaleźliśmy składników na 120 talerzy zupy.
– Rękawiczki dostałam gratis, do farby do włosów. Czy będą dobre? – zastanawia się Meg, hungarystka, księgowa w międzynarodowej korporacji. Za chwilę będzie przeczesywać śmietniki i przysklepowe kontenery w poszukiwaniu przeterminowanego jedzenia.

– Najchętniej to bym znalazł pizzę, ale zadowolę się chlebem baltonowskim i skwarką – rzuca Marcin M., wychowawca szkolny. – Zawsze chciałem być śmieciarzem – dodaje.

– A ja nie chcę, żeby sąsiedzi się dowiedzieli – przyznaje Michał, socjolog. – Dlatego nurkować możemy wszędzie, byle nie w kontenerach Ochoty.

– Ja tylko będę cykał foty, te lateksowe rękawiczki obrzydliwie przyklejają się do rąk – wtrąca Marcin W., student zarządzania na SGH. – Czy możesz wskoczyć do tego kontenera? Chcę cię mieć po szyję w śmieciach – zwraca się do mnie i wyjmuje aparat.

Kontenerowiec, w Stanach Zjednoczonych znany jako freegan, to przeczesywacz miejskich śmietników, który szuka jedzenia zdatnego do spożycia. Nie z konieczności, ale z wyboru. Kontenerowcy sprzeciwiają się marnotrawieniu produktów spożywczych.

– Wyrzucanie przeterminowanych o jeden dzień jogurtów na śmietnik jest niemoralne – uważa Eleonora, Niemka, która przywiozła modę na śmieciowe poszukiwania z Drezna. – No bo czy ten jeden dzień rzeczywiście robi różnicę? – pyta.

Eleonora udziela nam kilku rad

Pierwsza rada: Szperanie po osiedlowych śmietnikach to ostateczność. Wiele zdatnych do spożycia produktów znajduje się w przysklepowych kontenerach i w plastikowych pojemnikach na tyłach barów.

Druga rada: Zachowajcie następującą hierarchię - najlepsze są produkty fabrycznie zapakowane – chipsy, pierniki w blaszanych pudełkach, jogurty, napoje i wszystko, co hermetycznie zamknięte. Później szukajcie chleba, owoców i warzyw, ale tylko tych, szczelnie zamkniętych w plastikowych workach. Nie spisujcie na straty delikatnie przegniłych jabłek. Wystarczy odciąć miękkie kawałki i już jest wkład do szarlotki. Wysoka temperatura w piekarniku zabija wszystkie zarazki. Nigdy nie sięgajcie po napoczęte jedzenie – niedojedzone hamburgery i obskubane frytki. Mógł je skubać szczur.

Trzecia rada: Szukanie śmieci nie jest ani legalne, ani nielegalne. Policja może was zatrzymać za śmiecenie lub wtargnięcie na teren prywatny.

Czwarta rada: Kontenerowiec powinien mieć gumowe rękawiczki, latarkę, plastikowe worki i ubranie, w którym następnego dnia nie pójdzie do pracy albo na uniwersytet.

Piąta rada: Zostawiajcie po sobie porządek.

– Czy kontenerowcy grzebią czasem w śmietnikach z powodów ekonomicznych? – pytam Eleonorę. – Niektórzy tak. Na przykład niedojadający studenci, którzy wolą wydać pieniądze na książki albo kino. Ale wielu decyduje się na nocne wyprawy z powodów ideologicznych – mówi Niemka. – To często ludzie z dobrych domów, którym chce się rzygać, gdy myślą o przepastnym życiu, które wiodą ich rodziny – dodaje.

Pierwszy odruch wymiotny

Na Woli lądujemy w listopadowy, pochmurny dzień. Jest kwadrans po północy. Unosi się nad nami duch Oliviera Twista. Jesteśmy bandą uzbrojoną w lateksowe rękawiczki, latarki, ortalionowe spodnie i bluzy, niemal z czasów pierwszej komunii. Ta noc jest naszą pierwszą kontenerską komunią – wcześniej nie zbieraliśmy nawet odchodów po naszych psach
Wybieramy śmietnik na tyłach Carrefoura przy Górczewskiej. Wątłe światło latarń, opustoszały parking i gęsta mgła jak osłona dymna - czujemy się bezpieczni. Krępujące uczucia szybko odchodzą.

Meg, Marcin M. i ja wskakujemy do kontenera. Michał w tym czasie przeczesuje plastikowe worki, zgromadzone wokół śmietnika jak gruppies przy gwieździe pop. Znajduje cukinię.

– Zanotuj. Godzina 0:27, pierwszy odruch wymiotny – zagaja Marcin M., który spod sterty kartonu wyciąga kloc zgniłego mięsa. – Z tej wołowiny nic już nie będzie. Leżała luzem, przy poplamionych chusteczkach – dodaje.

– Nie sądziłam, że to może mnie tak wciągnąć – cieszy się Meg. – Czuję się dziwnie wolna i odprężona – mówiąc to, macha do nas podgniłym bananem.

Banan to wartościowe znalezisko. Można go ususzyć i zrobić z niego chipsy. Albo ciasto z cynamonem. Pięć minut później znajdujemy trzy saszetki cynamonu. Przeterminowanego o dwa dni.

Zostaw alkomat, to świry

Kreślimy koła po wolskich ulicach. Prymasa Tysiąclecia dostarcza nam lokówkę. Płocka – chleb, pączki i niezniszczony wykaz płac pracowników jednego ze sklepów. Dowiedzieliśmy się z niego, że pani Krystyna, kasjerka zarabia 1,6 tys. zł brutto. A pan Krzysztof, który jest kierownikiem działu, dostaje 800 zł więcej. Do kontenerów McDonald’s nie sposób się dostać, bo są wewnątrz budynku.

Przed dyskoteką „Magnetic” przy forcie Wola nie znajdujemy nic. Znajdują nas policjanci. Spoglądają na bandę oszołomów w gumowych rękawicach i latarkach przyklejonych do czół.

– Tadek, świry. Zostaw ten alkomat – mówi funkcjonariusz drogówki do swojego partnera. Sprawdza dokumenty i pozwala odjechać.

Na ulicy Olbrachta zatrzymujemy się przy osiedlowym spożywczaku. Ciemno jak w kopalni, ale wspomagamy się reflektorami auta. Trzy plastikowe kontenery wypełnione po czub wzgardzonym jedzeniem. Pieczarki można usmażyć i nafaszerować bułę. Foliowana kapusta pekińska spokojnie może posłużyć do sałatki z kukurydzą i majonezem. Jest i kukurydza - dwie puszki jakiegoś „bondjułela” i suszony koperek w słoikach.

Z kalafiora można od biedy ugotować zupę, ale może warto przeprosić się z podgniłymi pomidorami i w wysokiej temperaturze upichcić sos do spaghetti. Trzeba nam kwadransa, żeby znaleźć przyprawy – sproszkowana bazylia i zioła prowansalskie. Ziele kuchni włoskiej i rozmaryn. - Warszawskie śmietniki, festiwal ziół, bogatszy niż arabski suk – krzyczy Marcin W..

– A ja to bym tych świństw nie włożył do ust – wtrąca Marcin M.

– Ludzie mają blokadę, ale wystarczy zrobić eksperyment. Zaproś przyjaciół na kolację i upichć dania ze śmietnikowych składników. Nie poczują różnicy – radzi Eleonora.
Jak chcę jeść, idę w miasto…

Eleonora jest córką profesora matematyki i wziętej architekt. Przede wszystkim jest jednak globtroterką i bywalczynią wielkomiejskich squatów. Zjechała pół świata, bo zamiast jedzenia kupowała benzynę.

Trafiliśmy na siebie na Wyspach Owczych – kraju najdroższych bułek, szynek, warzyw i owoców. Za najtańszy bochenek chleba trzeba zapłacić 22 korony (15 zł). Tyle samo za pomarańczę.
Lodówka Eleonory pękała od cytrusów, jogurtów, ketchupów i kabanosów. Z jej zapasami mogły się równać co najwyżej stołeczne knajpy. Od dwóch lat nie wydała na jedzenie złamanego grosza.

– Jeśli mam ochotę na ciasto ze śliwką, to idę w miasto i znajduję – mówi. – Nie kupuję dezodorantów, mydeł, szamponów i kremów. Wszystkiego dostarczają śmietniki – dodaje.

Wyjątkiem są ubrania i książki. – No bo przecież nie jestem brudasem! – wzdryga się.

Wystarczyła jedna noc penetrowania stolicy Wysp Owczych – Torshavn, żeby zaopatrzyć się w 53 banany, 37 jabłek, 51 marchewek, 18 jogurtów, 30 półlitrowych sosów „remolada”, ser żółty, 11 bułek pszennych, cztery chleby pełnoziarniste i 42 paczki chipsów – solonych i paprykowych. Później była kolacja na 20 osób. Farerzy (mieszkańcy Wysp Owczych) zajadali się bananowym ciastem i marchwią w czosnkowym dipie. Komplementowali Eleonorę za jej talent kulinarny.

– W Polsce ruch „kontenerowców” dopiero raczkuje. Na Zachodzie niektóre sieci supermarketów zabezpieczają odpady przed bakteriami z myślą o kontenerowcach – tłumaczy Niemka. – Istnieje symbioza. Kontenerowcy otrzymują pokarm, a hipermarkety są łaskawiej traktowane przez alterglobalistów.

Liczby

Specjalistyczny portal amerykański www.foodproductiondaily.com szacuje, że nawet połowa wyprodukowanej żywności w USA może trafiać na śmietnik. Neapol, Nowy Jork, aglomeracje w Indiach, Indonezji i na Filipinach zmagają się z poważnym kryzysem ekologicznym. Obecne wysypiska są przepełnione, a miejsc na nowe jest coraz mniej.

Organizacja Bread For The World podaje liczby: 16 tys. – tyle dzieci każdego dnia umiera z głodu; 1,02 miliarda – tylu ludzi zmaga się obecnie z głodem. 6,7 miliarda – tylu ludzi żyje na Ziemi.

Instytut Pracy i Spraw Socjalnych szacuje, że ponad 2 miliony Polaków żyje poniżej granicy ubóstwa.

Meg, Michał, Marciny i ja nie gromadziliśmy jedzenia, jedynie je archiwizowaliśmy. Spędziliśmy na Woli cztery godziny. W tym czasie wygrzebaliśmy ze śmieci ok. 15 kg warzyw. To wkład na 45 litrów zupy - 120 talerzy.

– Lubię sobie pomyśleć, że nasze grzebanie w śmieciach jest przejawem istnienia globalnego społeczeństwa obywatelskiego – tłumaczy Janek „Zwierzak” - „kontenerowiec” z Warszawy, punk i nauczyciel gry na gitarze. Janek opowiada o jednorazowej akcji, którą zorganizował ubiegłej zimy z trojgiem przyjaciół. Przez noc zebrali trzydzieści kilogramów warzyw. Pojechali na Służew, pod most, i ugotowali zupę dla bezdomnych „kanalarzy”. – Stare dziadki, a dziękowali nam ze łzami w oczach…