Chwileczkę. Tego tak się nie da podsumować, chociaż to z pewnością byłby wygodny argument.
Jeśli ograniczymy się tylko do tego, co promowały organizacjezajmujące się problemem zwierząt, to o podejściu reformistycznym możemy mówić już w pierwszej połowie XIX wieku. Przecież polski TOnZ ma prawie 150 lat! Mamy więc grubo ponad 150 lat zorganizowanego reformistycznego działania dla zwierząt w wielu miejscach świata. Mówisz o okresie, w którym dopiero likwidowano niewolnictwo i zaczęto zauważać, że kobiety i dzieci mogą też mieć jakieś prawa. Ludobójstwa zdarzały się dosyć regularnie w najróżniejszych wersjach. Jakich sukcesów można było się wtedy spodziewać po działaniach na rzecz zwierząt? Coś jednak zrobiono. Przede wszystkim doprowadzono do uznania, że człowiek może mieć jakieś moralne obligacje wobec zwierząt. Zaczęła się edukacja społeczna o tym, że zwierzęta są czującymi istotami. Przynajmniej niektóre otoczono jakąś formą ochrony.
Ruch wegański ma lat ponad 60. Jakie sukcesy odniósł przez pierwsze 50 lat ?
Jeśli chodzi o porównanie skali, widać jeszcze wyraźniej zasadnicze różnice. Organizacje wegan - w przeciwieństwie do organizacji reformatorskich - miały i mają niewielkie budżety, niewielu darczyńców, członków i sympatyków. Nikt nad nimi nie obejmował królewskich patronatów, czyniąc z nich "Royal Vegan Society".
To prawda. Jednak jakiekolwiek fundusze na rzecz zwierząt można było zebrać tylko w ten sposób. Obawiam się, że gdyby chcieć skierować je na działania stricte wegańskie, to zrobiłaby się bardzo mizerna kwota, i koło się zamyka. Znów trzeba by narzekać, że ruch wegański nie ma pieniędzy. Przy okazji, nie byłoby też na żadne działania na rzecz zwierząt.
I jeszcze na dodatek istnienie tych niewielkich organizacji nie jest tożsame z istnieniem wegańskiego ruchu abolicjonistycznego, ponieważ być weganinem/weganką nie oznacza automatycznie być abolicjonistą/stką. Żeby nie szukać daleko - polski oddział Vivy! tworzy wielu wegan, a jednak jest to organizacja new-welfare.
O ile się orientuję też promuje weganizm. Tu na przykład:
http://www.zostanwege.pl/czym-jest-weganizm/Główny nacisk kładziony jest na wegetarianizm, bo jego wybór zazwyczaj poprzedza zostanie weganinem. Można by stwierdzić, że przejście z jedzenia mięsa na wegetarianizm to tylko takie uspokajanie swojego sumienia, ale trudno od innych wymagać w tym względzie radykalnej wegańskiej zamiany.
PETA promuje weganizm chyba bardzo wyraźnie.
Świat nie miał jeszcze okazji przetestować skuteczności zorganizowanego abolicjonistycznego działania prowegańskiego na dużą skalę.
Jeśli po dekadzie ilość wegan wzrosłaby dwukrotnie pewnie wszyscy by sobie gratulowali.
O tym, czy wegańska abolicjonistyczna edukacja przyniosłaby większe zmiany niż grubo ponad półtora wieku skupienia na reformach rzezi moglibyśmy wiedzieć, gdyby wiele organizacji wspólnie i konsekwentnie przez następną dekadę się nią zajęło, wielu aktywistów zaczęło ją uskuteczniać na każdym poziomie, od prywatnego począwszy, do państwowym kończąc. Przy każdej okazji do tego zachęcam. Sądzisz, że sama edukacja może przynieść aż taki skutek?
Obecny ruch new-welfare stara się zmianę obecnej sytuacji wymusić. Organizacje takie jak PETA, Viva, czy austriaccy reformiści tam gdzie jest szansa starają się różne rodzaje tej eksploatacji po prostu likwidować. W pozostałych przypadkach wprowadzać zmiany korzystne dla zwierząt, które jednocześnie prowadzą do podwyższania kosztów produkcji. Wszelkie zmiany administracyjne przynoszą najszybszy efekt
Póki co mamy sytuację odwrotną, z różnych przyczyn organizacje utrudniają promowanie weganizmu jako rozsądnego i dostępnego wyboru.Mógłbyś podać przykłady?
Czy ktoś postuluje, aby człowiek stał się "gatunkiem roślinożernym"? Weganizm tego nie wymaga. Poszczególni ludzie, im większa ilość, tym lepiej, powinni stać się weganami. Nie ma decydującego znaczenia, czy staną się nimi wszyscy, czy 99 proc., a może 75. Człowiek, jako zwierzę wszystkożerne, może być weganinem.
Eksploatacja zwierząt nie zostanie zakończona, póki ogromna większość ludzi nie przestanie spożywać produktów odzwierzęcych, więc ma to decydujące znaczenie, czy mówimy o 50% czy o 95 % ludzi. A i wtedy pozostałym trzeba by coś zaproponować.
Poza tym sądzenie, że większość wszystkożernej ludzkości będzie mogła dobrze żyć na diecie roślinnej jest zdecydowanie zbyt optymistyczne. Natomiast zakładanie, że ludzie mogliby się godzić na pogorszenie ich życia byłoby już fantazjowaniem.
Nie rozumiem zarzutu, że abolicjoniści "nie interesują się sytuacją zwierząt w hodowli".
Co dla nich robią? Mnie się wydaje, że chyba nawet nawołują do tego, żeby nic dla nich nie robić. Ale może jestem w błędzie.
Przecież to reformatorzy na pewnym etapie tracą zainteresowanie - pracują nad tym, aby uspokoić sumienia mięsożerców, zaciekle walcząc o centymetry klatek, inne techniki więzienia, kaleczenia i zabijania.To jest chyba bardzo tendencyjne spojrzenie.
Więcej wegan to mniejszy popyt na produkty odzwierzęce. Mniejszy popyt to mniejsza opłacalność wykorzystywania zwierząt. Więcej wegan to większy popyt na produkty wegańskie - coraz większa opłacalność produkcji w ramach tego segmentu rynku.Przy dalszym wzroście ludności na świecie i tak konsumpcja produktów odzwierzęcych będzie rosła. Później, zważywszy na to jaki jest jeszcze potencjał wśród ludności, która spożywa mniej niż by chciała należy poczekać na to, aż i oni będą mogli jeść tyle, ile chcą. Następnie trzeba odwrócić tendencję, że w miarę bogacenia się ludzie są skłonni do większej konsumpcji produktów odzwierzęcych (mniej chleba, mniej ziemniaków, za to coś „konkretnego”). Patrząc z perspektywy życia w kraju rozwiniętym często się o tym światowym aspekcie zapomina.
Gdy to wszystko się stanie, każdy dodatkowy procent wegan może mieć jakiś mały wpływ na opłacalność. Oczywiście, gdy ten wpływ zacznie być już jakoś widoczny spotka się to z silną kontrreakcją przemysłów zwierzęcych, które mają ogromne środki na promocję swoich wyrobów.
Generalnie myślę, że w skali światowej większą role mogą odegrać jakieś globalne, nie związane z ideą weganizmu ograniczenia. Ale i tak warto je wspierać, choć będzie pewnie chodziło o interes czysto ludzki.