rise napisał(a):To oznacza, że Empatia w odróżnieniu od innych organizacji występuje przeciw zmniejszeniu cierpienia zwierząt, które są hodowane.
Wydaje mi się, że nie ma innej możliwości jak tylko stopniowo, krok po kroku, zmieniać sytuację zwierząt. Rewolucja w tej dziedzinie mogła by mieć miejsce chyba tylko wtedy, gdyby okazało się, że dalsza eksploatacja zwierząt jest bardzo niebezpieczna dla ludzi, i to nie dla przyszłych pokoleń, a dla żyjących teraz. Dobrze wszyscy wiemy, że wykorzystanie zwierząt to po prostu gałąź gospodarki, gigantyczny przemysł, kwestia dochodu narodowego, polityka najwyższego szczebla, rzecz wpisana w rzeczywistość na wielu poziomach - nie ma mowy o żadnej natychmiastowej zmianie. Nawet całkowity zakaz jakiegoś szczególnego rodzaju wykorzystania zwierząt na danym terenie może skutkować wzmożeniem takiej działalności gdzie indziej. Wiedza na ten temat, czyli po prostu chodzenie po ziemi i rozglądanie się gdzie się właściwie żyje i gdzie mówi o weganizmie, z jaką nadzieją na zmianę, to jest podstawa. Tylko że ta wiedza nie powinna wpływać demotywująco, bo jednak były w historii przypadki efektywnych ruchów społecznych, które miały postulaty określane przez większość współczesnych jako utopijne.
Postępowe idee na początku wydają się większości zbyt postępowe. Żeby zmienić przekonanie większości, idea musi być sformułowana i wyraźnie zaistnieć w pstrokaciźnie innych idei. O to w tej chwili walczymy w przypadku weganizmu. Chcemy go sformułować, zaprezentować i poddać ocenie większości. To jest praca na lata i to dla cierpliwych. Żadnych spektakularnych przełomów nie oczekuję. Bardzo ważne jest takie formułowanie idei i postulatów, aby było to spójne i konsekwentne. I dalekosiężne. Śmiałe w określaniu celów.
Wielu ludziom w Empatii, przynajmniej tym aktywnym, bliski jest abolicjonizm, tzn. postulat całkowitego odejścia od eksploatacji. Wysuwanie takiego postulatu nie oznacza, że powolne zmiany wykorzystania zwierząt w ogóle nie będą występować, że będzie albo brak ruchu albo rewolucja. Będą jedynie powolne zmiany, ale jeśli już, to równie dobrze mogą być efektem zarówno abolicjonistycznych, jak i reformistycznych postulatów. Jeśli jednak mówię o abolicjonistycznych, mówię o takich, które nie zamykają drogi dalej, nie sugerują, że celem jest mała zmiana, nie piętnują jedynie odosobnionych przypadków wykorzystania zwierząt, nie zwodzą, że chodzi wyłącznie o regulację.
Większość organizacji nie mówi otwarcie o tym, że chce całkowitego odejścia od wykorzystywania zwierząt. Niektóre nie mówią tego, bo tego nie chcą,. Inne nie mówią, bo nie chcą wystraszyć społeczeństwa, uważają, że nie ma możliwości recepcji daleko idących postulatów. Czasem, obawiam się, niechęć do "straszenia" jest pochodną sytuacji finansowej organizacji, które funkcjonują dzięki darowiznom, więc nie chcą radykalizmem zrażać do siebie potencjalnych darczyńców. W tej sytuacji głos organizacji (chciałbym, żeby należał do Empatii), która idzie krok dalej, kwestionuje i postuluje więcej, chce kształtować opinię publiczną, a nie przede wszystkim spełniać jej wymagania, jest nieoceniony. Trzeba poszerzyć spektrum potencjalnych zmian (nawet, jeśli mają przez długie lata pozostać potencjalne).
Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas nie chciał zmniejszenia cierpienia zwierząt, nawet niewielkiego wobec ogromu tego, którego doświadczają codziennie. Jeśli ptaki zabijane poprzez zagazowywanie rzeczywiście cierpią trochę mniej niż te, które ogłusza się prądem i którym podrzyna się gardła, to zapewne każdy z nas wolałby, żeby ptaki zabijane były gazem. Na podobnej zasadzie z pewnością wszyscy wolelibyśmy, żeby naszych znajomych (ludzi) zabito tak, żeby mniej cierpieli. Nie tu jest problem i nie tu kontrowersja. Problem pojawia się wtedy, kiedy zaczynamy zauważać, że w ramach logiki produkcji przemysłowej, zamiana jednego sposobu zabijania na inny ("lepszego" na "gorszy") nie skutkuje zmniejszeniem ilości śmierci. "Produkcja" rośnie, a więc walka wyłącznie o zmianę sposobu zabijania nie przybliża nas do celu - do zaprzestania jakiegokolwiek zabijania. Problemem jest skupienie się na walce o regulacje rzezi, a nie na zabieganiu o zwiększenie ilości konsumentów, którzy wybiorą produkty roślinne. Konsekwentne wybieranie produktów roślinnych to weganizm, abolicjonizm na poziomie prywatnych wyborów. Wiele organizacji walczy o regulacje nie mówiąc najważniejszego - że wybór pomiędzy zagazowywaniem, a podrzynaniem gardeł, nie jest jedynym wyborem. Istnieje lepszy - dla ludzi, dla zwierząt i dla planety. To jest podstawowy przekaz, który wszyscy powinniśmy nieść. Gdyby sprawa dotyczyła naszych znajomych, zapewne bylibyśmy abolicjonistami i nie miałoby to nic wspólnego z tym, że nie chcemy ograniczać ich cierpienia.