Strona 1 z 3

powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 2 lis 2009, o 20:11
przez faf
miewacie gorsze dni? takie, że najchętniej walnęlibyście tym całym weganizmem w trzy doopy (jak mawiają starzy górale), i poszli ze znajomymi na grilla. i jedli mięso (a nie szczątki zwierząt). i dali sobie wyciąć tę część mózgu odpowiedzialną za świadomość tego, czym/kim mięso było wcześniej?

gdy już Wam się nie chce po raz dwutysięczny dziewiąty tłumaczyć wszystkim dlaczego.

gdy nie macie ochoty się wyróżniać.

gdy macie po dziury w nosie dosyć gadania o wege.

gdy macie już za sobą okres neofickiego pobudzenia.

gdy nie macie już ochoty oglądać kolejnych newsletterów z vivy, empatii, czy czegokolwiek innego.

gdy brak wam kasy na to, żeby płacić europejskie ceny za wegańskie żarcie, podczas gdy wasza wypłata na wskroś słowiańska

bo ileż razy można mierzyć sobie poziom homocysteiny?

i... najgorsze jest to, że nie za bardzo widzę szanse na powrót. bez błogosławieństwa amnezji jest to chyba niewykonalne. pozostaje modlić się o anemię, by z czystym sumieniem uratować swoje własne życie (kosztem innego życia) i wrócić do spożywania mięsa, kupić szampon w sklepie na rogu, buty, czy kobiałkę sera pleśniowego. itp. itd. a potem wchrzanić go w siebie z butelką wina. szkoda, że krowy jednak nie dają nam tego mleka... tylko je wciąż notorycznie okradamy.

gówniane to nasze życie, nieprawdaż? nie jest bajką, a szkoda.

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 2 lis 2009, o 20:43
przez gzyra
faf napisał(a):miewacie gorsze dni?


Tak.

takie, że najchętniej walnęlibyście tym całym weganizmem w trzy doopy


Nie, naprawdę nie. Bywam zmęczony tzw. aktywizmem, czyli czymś więcej niż codzienny, kuchenno-sklepowy weganizm, niż takie ciche życie weganina. Miewam dosyć trudnej współpracy z ludźmi z tzw. środowiska. Ale mam dokąd uciekać, więc nie ma problemu.

Nie przeszkadza mi konieczność tłumaczenia, wyróżnianie się, mus pamiętania o B12, nie mam z tym żadnego problemu. Neofitą nie jestem, no chyba, że neofityzm może trwać tak długo, jak mój weganizm (10 lat).

gówniane to nasze życie, nieprawdaż? nie jest bajką, a szkoda.


Bajek nie oczekiwałem. Życie ciężko znieść, to fakt, ale mi weganizm pomaga żyć, a nie przeszkadza.

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 3 lis 2009, o 09:29
przez Alispo
U mnie jak u gzyry :)

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 3 lis 2009, o 20:08
przez Shape
faf napisał(a):miewacie gorsze dni? takie, że najchętniej walnęlibyście tym całym weganizmem w trzy doopy (jak mawiają starzy górale), i poszli ze znajomymi na grilla. i jedli mięso (a nie szczątki zwierząt). i dali sobie wyciąć tę część mózgu odpowiedzialną za świadomość tego, czym/kim mięso było wcześniej?

Co prawda na razie mogę pochwalić się jedynie wegetarianizmem, ale zjedzenie schabowego równałoby się u mnie ze zjedzeniem człowieka. Nie jest to żadna przesada albo przenośnia, wydaje mi się to całkowicie naturalne. Nie wiem, być może są weganie bez wytchnienia walczący ze swoją mięsną żądzą. :)

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 4 lis 2009, o 17:15
przez Adam Gac
faf napisał(a):miewacie gorsze dni?



Tak. mam często złe dni, np. dzisiaj.

Przez chwilę przeszło mi rzucenie w cholerę ( na dzisiaj) weganizmu. Odrzuciłęm jednak tę myśl.
Odnośnie butelki wina, można ją wypić jedną lub dwie, bez kanapki z serem, lub z tofu.
Też będzie smakować.
pozdrawiam,

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 4 lis 2009, o 18:48
przez Alispo
A skąd takie myśli?z jakiś trudności wynikają?

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 4 lis 2009, o 20:30
przez faf
Shape napisał(a): Nie wiem, być może są weganie bez wytchnienia walczący ze swoją mięsną żądzą :)


nie znam żadnego z mięsną żądzą- za to odruch wymiotny, wewnętrzne wzdrygnięcie pojawia się zawsze, gdy widzę jak kawałek ciała (ze skórą!!!!) jest wkrajany do bigosu...

a gorsze dni... no cóż. weganizm to wybór polityczny. wpływa nie tylko na naszą kuchnię. decyduje o naszych zakupach, wyborze pracy etc. czasem tego zbyt wiele, zwłaszcza że zasadniczo jest się w mniejszości. przerażającej mniejszości.

stąd te słabsze dni.

z dziecięcego marzenia, by życie znów było bajką.

z niezrozumienia "jak oni tak mogą...". z niepojęcia, że czyste zło może być tak powszechnie akceptowane.

a najbardziej ze świadomości, że there is no way back.

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 5 lis 2009, o 08:28
przez Andrzej
Adam Gac napisał(a):Tak. mam często złe dni, np. dzisiaj.


Ależ Adam, żaden problem. Fleksitarianizm jest jedną z form weganizmu. ;)

A tak na serio, to ja dosyć często przeklinam ten dzień, w którym zdecydowałem się na zaprzestanie konsumpcji mięsa. Gdyby nie ona, nie byłbym weganinem, nie miałbym pewnie żadnych wątpliwości, być może psioczył bym sobie gdzieś pod nosem na "ekologów". A tak codziennie czytam, że łamią kręgosłupy myszom, stosują kojce porodowe czy zarzynają setki wielorybów. Im więcej wiem, tym gorzej się czuję po prostu.

Ale z tego samego powodu nie ma też stety powrotu. Nie wiem jakich technik wyparcia, autosugestii czy zaprzeczenia trzeba by użyć, by z wiedzą na powyższe (i setki, ba, tysiące) tematy wrócić do poprzednich nawyków.

Z drugiej strony są też miliardy pozytywnych stron tego wszystkiego, na przykład to jako pierwsze z brzegu.

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 5 lis 2009, o 11:21
przez gzyra
Andrzej napisał(a):Z drugiej strony są też miliardy pozytywnych stron tego wszystkiego (...)


Jakie? Napiszmy je, zróbmy listę, to fajny sposób pokazania, że weganizm nie jest jednym wielkim pasmem rozterek.

Re: powrót do diety mięsnej

PostNapisane: 14 wrz 2010, o 20:23
przez magda
Pomijając fakt, ze słabo mi się robi jak mam poszerzyć moją wiedzę na jakiś weg*ański temat związany bezpośrednio z wykorzystywaniem zwierząt + kilka innych wymienionych powyżej to:

- moja wiedza z zakresu zdrowego żywienia wzrosła z poziomu 1,5 do poziomu 6 (w skali 0-10), niby banalne, ale np. przy wegetarianizmie (nie wspominając o okresie miesożerstwa) pojęcie zdrowej / umiarkowanie zdrowej etc. diety dla mnie nie istniało
- zniknął problem podpuszczki w serze i żelatyny w jogurcie (fakt, ze na to miejsce odbiło mi trochę z cukrem i lectyną sojową, ale produkty je zawierajace nie są podstawa mojego żywienia, więc skala problemu jest jednak mniejsza)
- zaczęłam bardziej wspierać weg*ańskie sklepy i jadłodajnie, im nas więcej tym więcej takich miejsc (obsługa jest fachowa, wie co oznacza termin "weganizm", więc nie muszę drążyć kwestii składników)
- weganizm zmobilizował mnie do ruszenia wreszcie tyłka z domu i wziecia udziału w tygodniach weganizmu i wegetarianizmu, czego nie żałuję

pewnie coś by się jeszcze znalazło (w tym zrealizowanie ogólnych postulatów weganizmu, które w skali pojedyńczego człowieka znaczą niewiele, ale jak to mówią "ziarko do ziarka..."), może inni mają jeszcze jakieś pomysły?