Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
O źródłach moralności
fragment:
Marcin Rotkiewicz: – Od dawna wykracza pan dość daleko poza swoją naukową dziedzinę. Świadczą o tym choćby tytuły dwóch ostatnich pańskich książek: „Primates and Philosophers. How Morality Evolved” (Naczelne i filozofowie. Jak wyewoluowała moralność) i „The Age of Empathy” (Era empatii).
Frans de Waal: – Rzeczywiście, trochę to tak wygląda, jakbym ostatnio sporo filozofował. To przypadek. Po prostu w ostatnich latach coraz częściej uczestniczę w dyskusjach, w których biorą też udział ekonomiści, antropolodzy i właśnie filozofowie, więc siłą rzeczy muszę wkraczać na ich pola.
Czego dotyczą te dysputy?
Źródeł ludzkiej moralności.
Co ma z tym wspólnego pańska profesja?
Badając zachowania m.in. szympansów, można dowiedzieć się wiele np. o korzeniach naszej życzliwości dla innych.
Bada pan, czy małpy są w jakimś stopniu moralne?
Z grubsza można by to również tak określić. Zjawisko agresji wśród naczelnych było pierwszym obiektem moich studiów. Później zainteresowałem się również rozwiązywaniem konfliktów i współpracą wśród małp.(...)
Nigdy nie łudziłem się, że szympansy czy inne naczelne, w tym ludzie, to anioły. Małpy bywają brutalne, ale mają też dobre, empatyczne oblicze. Dlatego irytuje mnie, gdy szukamy w ich zachowaniach wyłącznie źródeł ludzkiej agresji i wojen. Dlaczego nie widzimy w naszych najbliższych kuzynach protoplastów altruizmu, współczucia i wszystkich tych dobrych cech, którymi się tak chlubimy?(...)
Bo to, co zwierzęce, od wieków uznawane jest za bezrozumne, prymitywne i groźne.
Niestety, tak. Sporo złego w tej sprawie zrobił Thomas Huxley, biolog, przyjaciel Darwina i żarliwy obrońca jego teorii, stąd też nazywany buldogiem Darwina. Głosił on, że przyroda jest pełna śmierci, bezwzględności i cierpienia. Sposób patrzenia Huxleya na nasz gatunek znalazł odzwierciedlenie np. we freudowskiej psychoanalizie, m.in. w postaci konfliktu pomiędzy tym, co nieuświadomione, a tym, co świadome. Do tego należałoby również dodać popularność poglądów Thomasa Hobbesa – jego słynne zdanie, że „człowiek człowiekowi wilkiem”. Na to wszystko nakłada się jeszcze cała tradycja filozoficzna – nazwijmy ją kantowską – podkreślająca prymat rozumu, a nie uczuć podczas podejmowania decyzji moralnych. Na tej glebie wyrosły w ostatnich dziesięcioleciach teorie biologów, których sztandarowym przykładem jest słynny „samolubny gen” Richarda Dawkinsa. W ten sposób mamy cały nurt myślenia, który nazywam teorią cienkiej warstwy. Głosi ona, że człowiek do szpiku kości jest zły i jedynie owa cienka warstwa racjonalności pozwala nam być cywilizowanymi, moralnymi istotami, z trudem panującymi nad własną zwierzęcą naturą.
Czy jednak w ewolucji biologicznej nie chodzi wyłącznie o powielenie własnych genów, często kosztem innych? Trudno wyobrazić sobie bardziej egoistyczny i bezwzględny proces.
Ależ oczywiście, że liczy się tylko sukces jednostki. Jednak okazuje się, że nawet tak skrajnie egoistyczny proces może prowadzić do współpracy, bo to się po prostu opłaca. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku dokonała się pewnego rodzaju rewolucja w biologii. Kilku naukowców wykazało, że po pierwsze, chętnie poświęcamy się dla członków własnej rodziny, bo oni są nosicielami naszych genów. A po drugie, że altruizm odwzajemniony – czyli ja pomogę dziś tobie, a ty jutro mnie, nawet jeśli nie jesteśmy połączeni więzami krwi – się opłaca.
W tym wszystkim pozostaje pytanie na ile etyka towarzyszy nam gdy badamy moralność innych.