Post 8 sty 2011, o 22:54

Historia pewnego kota

Podkreślenia moje.

5 stycznia 2011
Wyrok za znęcanie się nad wiejskim kotem

Bogumiła Rzeczkowska

Na trzy miesiące ograniczenia wolności skazał we wtorek prawomocnie słupski Sąd Okręgowy Mariusza D. z Bobrownik za znęcanie się nad kotem sąsiadów.

Kot jak to wiejski kot. Domowy-podwórkowy biało--czarny dwulatek Felek. Lubi odprowadzać przez wieś domowników, ale chadza też własnymi ścieżkami. 14 listopada 2009 roku zapuścił się w sąsiedztwo, w okolice gołębnika 40-letniego Mariusza D.

– To dziwne, bo Felek mięsa raczej nie jada. Woli karmę. Nigdy nie upolował ptaka, niczego nie przyniósł do domu – opowiada pani Lidia, właścicielka kota. – No, może zboczył do gołębnika. Ale żadnych uduszonych gołębi nikt nie widział.

Czy Felek wyprawił się na łowy, tego oprócz kota nie wie nikt. Ludzkie dochodzenie wykazało, że tak. Najpierw kot miał udusić osiem gołębi. Gdy zaczaił się na wolierze drugi raz, właściciel ptactwa zwalił go stamtąd, stłukł metalowym prętem, a później złapał za ogon i wyrzucił na śmietnik.

Kot miał obtłuczony łepek, porażenie kończyn i doznał wstrząsu. W takim stanie właściciele zawieźli go do lecznicy. Na szczęście leczenie poskutkowało. Felek wrócił do formy, choć była obawa, że może mieć padaczkę pourazową.

Sprawa trafiła do prokuratury dzięki Straży Ochrony Zwierząt.
– Przygotowaliśmy dokumenty z obdukcji, zrobiliśmy zdjęcia obrażeń kota i zawiadomiliśmy prokuraturę – mówi Renata Cieślik, szefowa straży.

Oskarżonemu groził rok więzienia. W październiku ubiegłego roku słupski Sąd Rejonowy skazał Mariusza D. na trzy miesiące ograniczenia wolności, nakazując mu w tym czasie 20 godzin pracy społecznej w miesiącu. Od wyroku odwołała się obrona.

– Ta sprawa nie powinna znaleźć się w sądzie, bo mamy do czynienia z sytuacją, że oskarżony, tracąc gołębie, poniósł większą szkodę od pokrzywdzonej. Do zdarzenia by nie doszło, gdyby ona pilnowała kota. Ten człowiek stanął w obronie zwierząt, którymi się opiekuje – twierdzi adwokat Alicja Natkaniec, która domagała się umorzenia postępowania.


Prokuratura wniosła o nieuwzględnienie apelacji i Sąd Okręgowy z nią się zgodził.
– Jak tak można bić zwierzęta – pytał w uzasadnieniu wyroku sędzia Witold Żyluk.
– Jeśli ktoś bije zwierzę metalowym prętem, to oznacza, że chce mu zadać krzywdę. Nie da się tego inaczej wytłumaczyć. To jest znęcanie.

Sędzia dodał, że oskarżony jest zdemoralizowany, a wcześniej był wielokrotnie karany. – Takie zachowanie wynika ze sposobu życia, lekceważenia zasad prawnych i moralnych.

Renata Cieślik uważa, że ten wyrok jest dobrym sygnałem
: – Wcześniej zdarzały się sprawy bardziej maltretowanych zwierząt, które były umarzane.

Pani Lidia niezbyt miło wspomina proces. Na wczorajszą rozprawę w drugiej instancji w ogóle nie przyjechała.

– Ten pan mnie przeprosił. Ja mu wybaczyłam. Prosiłam o jak najlżejszy wyrok, ale mam dość chodzenia po sądach i tłumaczenia się za kota, bo adwokat twierdzi, że drapieżny – komentuje właścicielka kota. – Felek doszedł już do siebie.