Jak zmieniła się
Ustawa o ochronie zwierząt, że w tej chwili można ją stosować w kierunku ryb? Zmienił się artykuł 2 tej ustawy.
Teraz brzmi tak:
Art. 2.
Ustawa reguluje postępowanie ze zwierzętami kręgowymi, w tym:
1) domowymi;
2) gospodarskimi;
3) wykorzystywanymi do celów rozrywkowych, widowiskowych, filmowych,
sportowych i specjalnych;
4) (uchylony)
5) utrzymywanymi w ogrodach zoologicznych;
6) wolno żyjącymi (dzikimi);
7) obcymi faunie rodzimej.
Wcześniej brzmiał tak:
Art. 2.
Ustawa reguluje postępowanie ze zwierzętami:
1) domowymi,
2) gospodarskimi,
3) wykorzystywanymi do celów rozrywkowych, widowiskowych, filmowych, sportowych i specjalnych,
4) używanymi do doświadczeń,
5) utrzymywanymi w ogrodach zoologicznych,
6) wolno żyjącymi (dzikimi),
7) obcymi faunie rodzimej.
Różnica jest taka, że o ile wcześniej mieliśmy do czynienia z katalogiem zamkniętym, czyli konkretnymi (wymienionymi w rozporządzeniu) gatunkami zwierząt kręgowych, pośród których ryb nie było, o tyle teraz mamy katalog otwarty, zawierający wszystkie kręgowce, a więc i ryby.
Oczywiście "otwartość" katalogu zwierząt jest złudna, gdyż zwierzęta to przecież nie tylko kręgowce. Ustawa jednak bezkręgowców nie obejmuje, mimo, że są w kolejnych obserwacjach, czy doświadczeniach, naukowcy wykazują, że np. kraby są zdolne do odczuwania bólu, a ośmiornice do używania narzędzi. Świat zwierząt okazuje się coraz bardziej złożony, niż kiedyś nam się to wydawało, a nasze ich traktowanie wciąż jest najczęściej okrutne i jednowymiarowe – ich ciała są dla nas narzędziem lub surowcem, Ustawa o ochronie zwierząt odzwierciedla tę mentalność człowieka jako Pana i Władcy od czasu do czasu wykazującego, w drodze łaski, drobne odruchy współczucia.
Jeśli ktoś myśli, że Ustawa o ochronie zwierząt uchroni karpie przed zbędnym cierpieniem, to grubo się myli. Ustawa jak dotąd obejmowała przecież krowy, konie, świnie czy kury i czy chroni je przed zbędnym cierpieniem? Ustalmy może najpierw dwie rzeczy: kogo chroni ustawa o ochronie zwierząt i czym jest "niezbędne cierpienie"?
Ustawa o ochronie zwierząt nie chroni zwierząt, zajmuje się głównie interesami tych, którzy z eksploatacji zwierząt korzystają – chroni np. zyski hodowców pozwalając im zabijać zwierzęta w związku z "potrzebą gospodarczą", chroni interes konsumentów, którzy za wszelką cenę, ale nie w każdej cenie, chcą mieć na stole schabowego, cielęcinę czy kurczaka, chroni też wreszcie interesy myśliwych, którzy mają prawo zabijać sami dla własnej przyjemności zwierzęta leśne oraz psy, które w okolicy lasu napatoczą im się pod lufę dubeltówki. Legalne i metodyczne eksploatowanie zwierząt i zabijanie ich dla różnych celów człowieka. Dziś wiemy już, że ta eksploatacja i zabijanie nie są nam niezbędne do zdrowego życia. Wiemy też, że zwierzęta to nie biologiczne maszyny kierowane wyłącznie instynktem. Zadawanie całej masy cierpienia i odbieranie życia istotom, które są zdolne do odczuwania bólu, strachu i stresu i które pragną żyć jest z tą eksploatacją nieodłącznie związane. Skoro ta eksploatacja i zabijanie nie są potrzebne, całe cierpienie z nimi związane jest zbędne. Jeśli ustawa o ochronie zwierząt pozwala na zabijanie zwierząt motywowane potrzebą gospodarczą – nie traktuje serio ich życia. Jeśli ta ustawa mówi o niezadawaniu "zbędnego" cierpienia zwierzętom rzeźnym – to uznaje całe cierpienie wpisane w hodowlę i zabijanie jako niezbędne! Tym samym o jakiej ochronie w Ustawie o ochronie zwierząt mówimy? Jakie cierpienie, jakie jego skrawki uznaje się za zbędne, skoro całe morze cierpienia pozostaje nietknięte i niezakwestionowane? Gdzie szacunek i opieka, o których mowa w artykule pierwszym Ustawy, skoro zwierzęta można zabijać, żeby mieć kiełbasę na grilla, można przetrzymywać w klatkach i ćwiczyć batem na arenie cyrku, trzymać w klatkach przez parę lat, żeby sprzedawać jaja na jajecznicę, zabijać, kiedy przestaną pracować czy produkować żądaną ilość mleka czy jaj?
Teraz czas na zabawę w udawanie ochrony ryb. Ryby są objęte Ustawą o ochronie zwierząt i od tego momentu mają być chronione tak jak inne kręgowce. Koń by się uśmiał, gdyby nie jechał akurat do rzeźni, lub nie był zarzynany w tzw. uboju domowym. Kura by się uśmiała, gdyby akurat nie próbowała rozwinąć skrzydeł w klatce, gdzie będzie znosiła jaja dopóki nie zostanie odesłana do rzeźni. Uśmiałaby się wreszcie świnia, gdyby akurat nie była unieruchomiona przez kilka tygodni pod rząd w szczękach kojca porodowego, a po paru latach wydawania na świat potomstwa nie kończyła w rzeźni przerabiana między innymi na smalec, który, przeciwnie do psiego, nikogo nie dziwi.
Ze strony wielu organizacji działających w sprawie zwierząt słyszymy sygnały, że teraz, za pomocą tej ustawy będzie można rybom pomóc. Nie wiem skąd czerpią takie przekonanie.
Art.6 ust. 2 pkt.5 Ustawy o ochronie zwierząt mówi:
Przez znęcanie się nad zwierzętami należy rozumieć zadawanie albo świadome
dopuszczanie do zadawania bólu lub cierpień, a w szczególności:
transport zwierząt, w tym zwierząt hodowlanych, rzeźnych i przewożonych
na targowiska, przenoszenie lub przepędzanie zwierząt w sposób powodujący
ich zbędne cierpienie i stres;
Przepis jest tak sprytnie skonstruowany, że wydaje nam się przez chwilę, że rzeczywiście mowa tu o ochronie zwierząt i sprzeciwie wobec ich cierpienia i stresu. Ale przyjrzyjmy się bliżej. Skoro ustawodawca mówi o zwierzętach "hodowlanych" i "rzeźnych" – znaczy akceptuje hodowanie i rzeź zwierząt w ubojni. Akceptuje ich przedmiotowe traktowanie, bo w hodowli zwierzę jest towarem, przedmiotem kupna i sprzedaży, sztucznej inseminacji, tuczenia, tłoczenia, oddzielania bardzo młodych zwierząt od matek, brakowania stada (usuwania z niego osobników, które są nieekonomiczne), miażdżenia jednodniowych piskląt – kogutków traktowanych jako produkt uboczny w hodowli kur "niosek". Ustawodawca przyjmuje do wiadomości hodowanie zwierząt po to, by je zabijać i zjadać. Metoda eutanazji zwierząt "domowych" jest zarezerwowana tylko dla nich. Zwierzęta "rzeźne" są zabijane w rzeźni metodami, z których żadna nie uznana byłaby za humanitarną, gdyby zaproponowano ją do zabicia chorego psa czy kota. Powód, dla którego zwierzęta zabijane są w rzeźni jest trywialny – ludzie chcą jeść mięso. Zabicie psa na smalec wzbudza zaś oburzenie i niesmak i jest zasadniczo nielegalne. W samym przyjęciu do wiadomości hodowli i uboju zwierząt, ustawodawca przyjmuje za oczywistą i dopuszczalną ogromną ilość cierpienia, a obiektywnie niepotrzebne zabijanie zwierząt uznaje za bezdyskusyjne, skoro dopuszcza je kwitując krótkim uzasadnieniem: potrzeba gospodarcza. Czym więc jest to "zbędne cierpienie i stres", przed którymi chce uchronić zwierzęta?
W przypadku ryb ma to być karalność sprzedawców, którzy sprzedali żywe karpie w plastikowej siatce bez wody lub trzymają ryby zbyt mocno ściśnięte w małych kadziach z wodą. Ta końcówka agonii karpi ma zostać ukrócona i już będzie się mówić o "ochronie" ryb, "humanitarnym" traktowaniu, niezadawaniu "zbędnego" cierpienia i zapewne o "wrażliwym i odpowiedzialnym" kliencie, który "poświęcił" swoją wolność dla zwierząt i kupuje filety. Najgorsze jest to, że to wszystko mówią już ludzie z organizacji, które mają działać na rzecz zwierząt. Nieważne, że karpie cierpią już podczas brutalnych odłowów i podczas transportu bez wody. Nieważne, że same karpie w Polsce stanowią tylko ułamek tego co ludzie robią z rybami chociażby w rybołówstwie morskim, gdzie złapane w sieci ryby wyrzuca się brutalnie na pokład, gdzie duszą się i gniotą by zostać zabite – nawet nie wiemy jak – dla ustawy o rybołówstwie czy rozporządzeń ryby są tylko produktami rybołówstwa. Klepanie kogoś po plecach za kupowanie fileta jest jak gratulowanie złodziejowi, który wyrwał staruszce torebkę z rentą za to, że jej przy tym nie pobił. Mówienie ludziom, że humanitarnie traktują zwierzęta biorąc, nawet bierny, udział w zadawaniu zwierzętom cierpienia i zabijaniu ich jest nieprawdą. Sugerowanie, że kupowanie fileta w znaczący sposób ogranicza cierpienie ryb jest również nieprawdą.
Rozporządzenie MRiRW w sprawie kwalifikacji osób uprawnionych do zawodowego uboju oraz warunków i metod uboju i uśmiercania zwierząt nie określa sposobów i warunków uboju ryb. Dowiadujemy się tylko jak mogą uśmiercać ryby naukowcy. Dwie z czterech metod zaleca
Główny Lekarz Weterynarii.
Jeśli chodzi o kwalifikacje osób uprawnionych do zawodowego uboju, Rozporządzenie podaje 3 punkty: ukończone 18 lat, co najmniej szkoła zawodowa, ukończony kurs teoretyczny i 3-miesięczna praktyka pod opieką osoby o udokumentowanym 3-letnim stażu na stanowisku ubojowym. Z tego do uboju ryb w handlu detalicznym GLW zaleca tylko pierwsze dwa wymogi. Można się oczywiście kłócić, że potrzebne też jest szkolenie i praktyka, ale w tym momencie warto przyjrzeć się bliżej Rozporządzeniu (które nota bene z samym faktem zabijania już zdążyło nas oswoić i większość doprowadzić do wniosku, że skoro jest rozporządzenie na temat zabijania, samo zabijanie jest uporządkowane i jest generalnie cool).
Najpierw mamy, że ma być wykwalifikowany ubojowiec, że zwierzęta mają być unieruchomione, ogłuszone (takimi jak urządzenie z zablokowanym bolcem, urządzenie udarowe, elektronarkoza, dwutlenek węgla, czy pałka – w przypadku małej ilości królików) i zabite w stanie ogłuszenia (bronią palną, prądem, dwutlenkiem węgla, przez odcięcie głowy lub skręcenie karku), potem wykrwawianie.
Proponuję wyobrazić sobie w przypadku psiego czy kociego członka rodziny zastosowanie powyższych "wzorcowych norm": ubojowca zamiast weterynarza, rzeźni zamiast gabinetu weterynaryjnego i powyższych metod zamiast iniekcji środka usypiającego i śmiertelnego oraz przeznaczenie na smalec zamiast odebrania życia z powodu nieuleczalnej, dręczącej choroby. Humanitaryzm?
Potem dowiadujemy się, że istnieją pewne odstępstwa od owych "wyśrubowanych humanitaryzmem" zasad. Ogłuszania nie stosuje się w przypadku uboju zwierząt zgodnie z zasadami zarejestrowanych związków wyznaniowych (paragraf 8 ust.2). A więc jednak ogłuszanie okazuje się nie być obowiązkowe. W przypadku krowy, konia, czy kury zabijanych na własny użytek w gospodarstwie, ogłuszanie również nie jest wymagane, nie ma też mowy o konieczności zatrudnienia zawodowego ubojowca. (paragraf 11 ust. 1-3).
Organizacja autentycznie zaangażowana w ochronę zwierząt i promocję ich praw nie powinna w kontekście hodowli i uboju zwierząt używać terminów "ochrona", "humanitarne traktowanie", "prawa zwierząt". One nie mają z tym nic wspólnego. Przekonywanie ludzi, że jest coś takiego jak "happy meat", "happy fish", "happy eggs" czy "happy milk" jest wprowadzaniem ich w poważny błąd i uspokajaniem sumień tych, którzy zaczęli mieć jakieś wątpliwości.
Pamiętam jak sama zaczęłam mieć wątpliwości. Mogłam posłuchać tekstów "kupuj karpia z lodu" i zapomnieć o problemie. Na szczęście zetknęłam się z szerokim ukazaniem problemu zwierzęcego cierpienia, zwierzęcej natury, zwierzęcia – jako jednostki z określoną biografią, a nie zastępowalnego surowca.
Propozycja Klubu Gaja "karp z lodu" czy filet z karpia nie tylko nie ograniczają w znaczący sposób cierpienia miliardów istnień. One odwracają uwagę od sedna problemu. Są nie tylko hamulcem, ale biegiem wstecznym.
Przeczytajcie fragment
"Apelu Karpia" napisanego przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami – gdzie karp domaga się własnej śmierci, a jego oprawcy (w sensie dosłownym i przenośnym) będą przez TOZ nagrodzeni.
Dlatego zwracamy się do Państwa z prośbą o przerwanie tej okrutnej “tradycji”. Najlepszym sposobem uśmiercenia ryby jest włożenie jej do pojemnika z wodą, przez którą jest przepuszczony stały prąd. Powoduje to błyskawiczne, niepowodujące cierpienia zwierzęcia, uśnięcie. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce liczy, żee każdy sklep sprzedający wigilijnego karpia przyczyni się do zmiany świadomości społeczeństwa w zakresie krzewienia humanitaryzmu w stosunku do zwierząt oraz poszanowania obowiązującego prawa ochrony zwierząt w Polsce. Uprzejmie informujemy, że zostanie opublikowana lista sklepów, które włączyły się do kampanii “Karp też zwierzę” i będą one promowane w mediach oraz Internecie, co przyczyni się do wzrostu ich prestiżu i szacunku wśród klientów.