Post 14 sty 2012, o 21:18

Barnes: "A History of the World in 10 1/2 Chapters"

Julian Barnes: "A History of the World in 10 1/2 Chapters"

Julian Barnes to współczesny, znany angielski pisarz. Jest laureatem Booker Prize z zeszłego roku. "A History ..." powstała dość dawno, bo w 1989 roku. Napisałam jej krótką recenzję, poniżej wstawiam część dotyczącą zwierząt.
- - -
Pierwszy raz czytałam tę książkę na studiach. Pozostało mi wspomnienie przyjemnej lektury i dowcipu autora. Pamiętałam też o korniku podróżującym Arką Noego. Zawsze tak mam stety lub niestety, że pamięć co do szczegółów książek mnie zawodzi, pozostają tylko lub głównie wrażenia – dobre, złe lub mieszane. Ponieważ ta książka pozostawiła wspomnienie dobrej, inteligentnej zabawy, stała sobie spokojnie na półce nie obawiając się, że oddam ją, sprzedam czy wyrzucę. Jej kartki zdążyły nieco pożółknąć, kiedy sięgnęłam po nią ponownie. Mam zwyczaj wracania do dawno przeczytanych książek czy obejrzanych filmów, które zrobiły na mnie kiedyś pozytywne wrażenie. Są czymś na kształt testu ciążowego, pokazującego, czy autor lub autorka nadal posiada moc zapładniania mojej wyobraźni, czy też stracił/ straciła ją bezpowrotnie. „A History...” przeszła ten test pozytywnie. Nadal w jakiś sposób mi ciąży.

Okazało się, że tak naprawdę, to nie powieść lecz zbiór opowiadań/esejów, a korników jest dużo więcej i pojawiają się w paru tekstach, w odległych od siebie epokach. Pierwszy kornik, który przeżywa biblijną Powódź podróżując na gapę w Arce Noego, pozwala Barnesowi opowiedzieć ten mit z nowej perspektywy, z punktu widzenia zwierzęcia, które nie było wpisane na listę tych przeznaczonych do ocalenia. Kiedy przyjrzymy się bliżej mitowi ocalonych, okaże się, że część tych istot, którym udało się wsiąść do Arki, mogła z góry zostać uznana za nic więcej jak prowiant na drogę.

Zastosowano podział zwierząt na czyste i nieczyste, tych pierwszych miano wziąć po 7 par a tych drugich po parze. Kilka linijek później w Biblii napisano, że Noe wziął jednak po jednej parze nie przywiązując wagi do gatunku. Ponieważ posłuszeństwo jest jedną z najbardziej premiowanych w Starym Testamencie cnót, podejrzewam, że autorowi pomyliło się w tym drugim fragmencie, i wiążące dla sensu opowieści jest wcześniej opisane polecenie wydane przez Boga. Tym tropem poszedł również Barnes, dodając, że paradoksalnie to właśnie tzw. czyste zwierzęta czekał wcześniejszy koniec. Nigdy nie opuściły Arki. Nagrodą za pozorne wyróżnienie był dla nich finał podróży w kiszkach ludzkich wybrańców Jahwe.

Barnes rozwija swoją opowieść pisząc, że Arka była nazwą całej flotylli, nie zaś jednego statku i że nie wszystkie przetrwały powódź. Jednym, który zniknął i prawdopodobnie zatonął był statek prowadzony przez najmłodszego syna Noego, Varadiego, który nie był tyranem tak jak ojciec i bracia i podobno bratał się ze zwierzętami (Marek Suski z PIS-u w tym miejscu zapewne pomyślałby o zoofilii). Narrator kornik uznaje to za olbrzymią stratę, że z puli ludzkich genów zniknął bezpowrotnie ktoś tak wartościowy. Dodając opowieść o Varadim, o którym w biblijnym micie nie ma ani słowa, Barnes ostro krytykuje naturę ludzką - lub to co z niej pozostało - jako skłonną do tyranii i okrucieństwa.

(...)

Dzisiaj - lepiej niż za pierwszym razem - dostrzegam w tej książce wątki zwierzęce, nie wiem na ile prozwierzęce a na ile być może bardziej anty-ludzkie. To oprócz zwierząt w Arce, również historia średniowiecznego procesu przeciwko kornikom, które przegryzły nogę tronu biskupiego doprowadzając duchownego do upadku i ciężkiej choroby. Doprawdy komiczne, gdyby nie prawdziwe. Takie procesy faktycznie się odbywały, a skazane zwierzęta zabijano. Najwyraźniej, jeśli tylko pomyślano, że zwierzęta mogą być do nas podobne w tym, że wiedzą co robią, skłaniało to wyłącznie do nakładania na nie odpowiedzialności i kary, a nigdy praw czy nagrody. I wreszcie bardzo niemiły (czy to właściwe słowo?) akcent w postaci naukowo-kulinarnej sekcji zakupionego u rzeźnika serca wołu w trakcie rozprawy o miłości. Autor zdaje się nie zauważać, że ma do czynienia z fragmentem zwłok zwierzęcia. Traktuje je jak rekwizyt przydatny do ucieleśnienia pewnej filozoficznej narracji. To serce, choć realnie biło przecież w klatce piersiowej konkretnego zwierzęcia, jest w pisarskich rękach wyłącznie instrumentem do opisywania cudzych uczuć. Występuje wyłącznie jako znak czegoś innego, kogoś innego. Potem, ewentualnie posłuży jako składnik obiadu.

Podobnie było w jednym z odcinków programu Top Model, gdzie uczestniczki telewizyjnego konkursu muszą sprostać kolejnym zadaniom. Rekwizytem sesji zdjęciowej – obok atrapy karabinu – była noga zabitej świni. Tak jak karabin był plastikowy, tak noga była sobie świńska. Przymiotnik określa dodatkowe cechy rzeczy, w tym przypadku materiał, z jakiego jest zrobiona. Wołowe serce czy świńska noga jest więc rzeczą tak samo jak plastikowy karabin. Szkoda, że w ten moment historii Barnesa nie zechciał ponownie wkroczyć kornik, a wegetariańska modelka nie odmówiła udziału w tej sesji.