Post 25 sie 2014, o 20:33

Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci–Bernd Heinrich

Cześć :o

Książka emerytowanego profesora biologii na Uniwersytecie w Vermont Bernda Heinricha
"Wieczne życie. O zwierzęcej formie śmierci"- wyd.Czarne, 2014
Obrazek
"Wieczne życie. O zwierzęcej forme śmierci"- wyd.Czarne 2014

Berndt Heinrich „Wieczne życie”
http://www.otwarteklatki.pl/berndt-hein ... _uYSqPQRkh
Najbardziej trafione motto książki „Wieczne życie” Bernda Heinricha znajdziemy już w pierwszych akapitach. „W rzeczywistości nie powstaliśmy z prochu, ani nie obrócimy się w proch” mówi autor książki o „zwierzęcej formie śmieci i pogrzebach wśród zwierząt i roślin”.

Berndt Heinrich dużo miejsca w książce poświęca swoim ulubionym chrabąszczom z rodzaju Nicrophorus, które najpierw przenoszą padlinę w odpowiednie miejsce i dopiero wtedy ją grzebią. Z książki Heinricha dowiadujemy się, że owady te składają jaja bezpośrednio pod padliną tworząc „stołówkę” dla jaj oraz że piskliwym dźwiękiem zwołują się na przygotowany posiłek.

W kolejnym rozdziale autor poświęca uwagę niezwykle ciekawej kwestii związanej ze słoniami. Zwraca uwagę na fakt, że „na lądzie jesteśmy w stosunku do słoni tym, czym w głębinach mórz w stosunku do wielorybów są rekiny polarne i śluzice, a mianowicie ostatecznymi recyklerami”

Spostrzeżenia autora dotyczą też polowań na kilkutonowe słonie przez ludzi pierwotnych zaopatrzonych jedynie w dzidy. Naukowe stwierdzenia i informacje przeplatają się z prywatnymi wspomnieniami Heinricha, który dzieciństwo spędził w niemieckim lesie, uzbrojony we własnoręcznie wykonaną procę. Sam uczył się sztuki polowania, z której utrzymywała się jego rodzina. W kontekście przetrwania chudych powojennych lat Heinrich zamieszcza ciekawe spostrzeżenie, że w tym czacie rozróżnienie między padlinożercami a drapieżnikami straciło ostrość. Rodzina autora nierzadko sama pożywiała się znalezioną padliną.

Samo polowanie, do którego Heinrich podchodzi z świadomym swego miejsca w łańcuchu pokarmowym szacunkiem, nie ma w książce nic wspólnego z praktykowaną współcześnie rozrywką dla spragnionych adrenaliny majętnych biznesmenów, płacących krocie za możliwość ustrzelenia zwierzęcia, wyznających sztuczny kult możliwie największej schwytanej zwierzyny.

Heinrich wskazuje na olbrzymią rolę „współodczuwania ze zwierzętami” – niezbędną umiejętność myśliwego, który musiał niejako wcielić się w zwierzę, żeby móc przewidywać jego posunięcia.

Kolejne rozdziały „Wiecznego życia” poświęcone są krukom, sępom, grabarzom roślin, czyli wszelkiej maści owadom „grzebiącym” martwe lub półmartwe drzewa, wędrówkom łososi po śmierć, pogrzebom kilkudziesięciotonowych wielorybów.

Bernd Heinrich w „wiecznym życiu” w zajmujący sposób zestawia naukowe tezy i informacje z dziedziny biologii z własnymi przemyśleniami na temat życia i śmierci, przemijania, roli gatunków, rytualnych i praktycznych pochówków, oddawaniu życia życiu i przyrodniczego recyklingu.

Ola Stawińska 15.08.2014



"Wieczne życie", czyli opowieść o tym, jak żegnają się zwierzęta-Trójka,08.08.2014 - ok.11 min do odsłuchu ( wystarczy kliknąć w megafonik )
http://www.polskieradio.pl/9/399/Artyku ... -zwierzeta
Ta książka opowiada o tym, o czym nie bardzo lubimy rozmawiać i często nie potrafimy. O śmierci. - "Wieczne życie" Bernda Heinricha każe nam spojrzeć na ten moment z perspektywy zwierząt - mówi Michał Nogaś.

Kiedy jeden z przyjaciół Bernda Heinricha poważnie zachorował, zapytał, czy Heinrich byłby gotów wyprawić mu "zielony pogrzeb” w swojej posiadłości w lasach Maine. To był impuls, który skłonił wybitnego biologa do rozważań nad zagadnieniem fascynującym go od dawna. Czym w świecie zwierząt jest śmierć? Jak różne gatunki traktują przechodzenie na drugą stronę? Czy poznanie procesów zachodzących w naturze może przynieść człowiekowi duchowe korzyści?

- Autor książki stawia pytanie: czy rzeczywiście zwierzęta się żegnają? To opowieść o tym, jak podchodzą one do tego zagadnienia, do śmierci, do tego, jak to w ich świecie wygląda - mówi Michał Nogaś w "Trójkowym znaku jakości".

Żeby odpowiedzieć na te pytania, Heinrich obserwował zachowania istot, których ludzie na ogół nie dostrzegają, a jeśli już, to często odwracają się z obrzydzeniem. Efektem obserwacji jest wyjątkowa książka, w której opisał tak niezwykłe - z naszego punktu widzenia - zdarzenie jak pogrzeb myszy wyprawiony przez chrząszcze grabarze. Zbadał też sposoby porozumiewania się kruków, które są "naczelnymi grabarzami” w krainach północnych, "niezamierzoną współpracę” wilków i dużych kotów, lisów i łasic, bielików i kowalików, które pomagają jedne drugim żerować w najtrudniejszym zimowym okresie. Przyjrzał się też uważnie temu, gdzie i w jaki sposób odwieczną i doniosłą rolę padlinożerców i grabarzy odgrywają ludzie, umożliwiając tym samym nie przemianę prochu w proch, lecz przemianę życia w życie.

Zapraszamy do wysłuchania całego materiału.


Przeczytaj fragment
http://www.empik.com/wieczne-zycie-hein ... ,ksiazka-p
Bywa że koty nagarniają liście i źdźbła trawy na zewłok upolowanej ofiary w celu ukrycia go, a niektóre osy wloką sparaliżowanego jadem, ale żywego owada do gniazda, tak aby ich larwy mogły bezpiecznie pożywiać się na świeżym ciele. O ile jednak wiem, tylko jedna grupa zwierząt, a mianowicie chrząszcze z rodzaju Nicrophorus, regularnie przemieszcza padlinę w odpowiednie miejsce, po czym z rozmysłem ją grzebie. W odróżnieniu od ludzi, którzy na ogół grzebią tylko osobniki własnego gatunku oraz te zwierzęta domowe, które stały się namiastkami ludzi, owe chrząszcze grzebią najrozmaitsze ptaki i ssaki, ale nigdy nie czynią tego z okazami własnego rodzaju. Chrząszcze te zagrzebują padlinę jako źródło pożywienia dla swoich larw, a ów pochówek jest konstytutywną częścią ich rytuału parzenia się i rozmnażania.
Nazwy wiele mówią, ale te podszepty bywają mylące. Nazwa rodzajowa Nicrophorus pochodzi od greckiego nekros, które znaczy tyle co „martwy”, i philos lub philia, które znaczą tyle co „kochany” i „przyjaźń” . (Forma nicro wynikła zapewne z błędu ortograficznego czy fonetycznego osoby, która ukuła tę nazwę rodzajową, a zgodnie z przyjętą w nauce konwencją nazwy pierwotne mają pierwszeństwo przed innymi). Ponadto Nicrophorus, czytane jako „śmierciolubny”, nie jest całkiem adekwatne. Bardziej odpowiednią nazwą tych chrząszczy byłoby w istocie słowo „życiolubny”, czyli viviphorous , ponieważ owady te poszukują padliny wyłącznie po to, aby stworzyć z niej nowe życie. Na przykład zewłok myszy wystarczy do wykarmienia tuzina lub więcej nowych chrząszczy.
Chrząszcze grabarze (w angielszczyźnie zwane również sexton beetles, „zakrystianami”) są mistrzami sztuki grzebania myszy. Są uderzająco piękne, ich głęboka czerń kontrastuje z z błyszczącymi, jaskrawopomarańczowymi plamami na grzbiecie. Fascynujący cykl życiowy tych zwierząt obejmuje monogamię i troskliwą opiekę rodzicielską nad potomstwem. Grabarze są tak pospolite i rozprzestrzenione, że niemal każdy mieszkaniec północnej strefy klimatu umiarkowanego może je zobaczyć w drugiej połowie lata, jeżeli tylko chce. Ja spotykam je regularnie każdego lata, chociaż tylko dlatego, że podsuwam im martwe myszy i ptaki zabite przez samochody.
Romantyczna historia wpisana w żywot chrząszczy z rodzaju Nicrophorus (obejmującego sześćdziesiąt osiem opisanych gatunków na całym świecie, z czego dziesięć występuje w północnozachodniej Ameryce Północnej, gdzie mieszkam) polega na tym, że chrząszcze te tworzą stadło, kiedy znajdą padlinę. Kiedy samiec natrafi na odpowiedni zewłok, wykonuje figurę będącą w istocie staniem na głowie i z gruczołu umieszczonego w końcu odwłoka rozpyla szczególną substancję zapachową. Ten wabiący zapach niesie się z wiatrem, a jeżeli poczuje go samica, poleci pod wiatr jego śladem, odnajdzie samca i padlinę, po czym utworzą parę. (Jeżeli zaś pojawi się inny samiec, zostanie agresywnie przegnany przez odkrywcę zwłok.) Para grabarzy po części w celu zabezpieczenia znaleziska przed innymi amatorami wspólnymi siłami pogrzebie padlinę, co nieraz wymaga przemieszczenia jej na grunt pozwalający na wykopanie komory grzebalnej.
Grabarze nie mają chwytnych stóp, wobec czego przemieszczają zewłok wpełzając pod niego, po czym odwrócone na grzbiety przesuwają truchło nogami nad sobą, jak gdyby „szły” po nim zamiast po ziemi. Póki leżące na grzbietach chrząszcze unoszą zewłok na nogach, póty go przesuwają. Sztuka polega na przemieszczaniu truchła w odpowiednim kierunku. Chrząszcze rzeczywiście obierają określony kierunek i trzymają się go. Za rzecz iście cudowną uważam to, że zarówno samiec, jak i samica najwyraźniej „wiedzą”, dokąd zmierzają, ponieważ zgodnie popychają zewłok w tym samym kierunku, a nie działają losowo, co byłoby nieskuteczne.
Po przemieszczeniu zewłoku w wybrane miejsce chrząszcze rozkopują ziemię pod padliną i wypychają na boki. Stopniowo powstaje zagłębienie, a już mięknące truchło myszy (lub innego małego zwierzęcia) klęśnie i powoli pogrąża się w ziemi. Wkopując zewłok na kilka cali w głąb ziemi, chrząszcze metodycznie nadają mu formę kuli i jednocześnie usuwają sierść (lub pióra). Spryskują padlinę antybiotyczną wydzieliną z odbytu, która zabija bakterie i grzyby, dzięki czemu zapobiega rychłemu gniciu cennego pożywienia. Następnie samica składa jaja w ziemi blisko padliny. Po kilku dniach wylegają się larwy, które pełzną do padliny i sadowią się we wklęśnięciu na wierzchu. Zanim larwy potrafią przebić się przez skórę do mięknącego mięsa, obydwoje rodzice karmią je zwracanym pokarmem, który czerpią z padliny.
Podobnie jak rodzice gniazdowników (czyli ptaków, których pisklęta wylęgają się nagie i bezradne) dorosłe grabarze wydają piskliwy dźwięk, aby oznajmić, że zamierzają nakarmić młode. Z kolei pędraki, podobnie jak pisklęta unoszą się, a rodzice karmią je bezpośrednio z gęby do gęby. Starsze pędraki żywią się same, ale rodzice mogą nadal zwoływać je na posiłek i karmić bezpośrednio. Po kilku dniach samiec zazwyczaj wychodzi na powierzchnię i rusza na poszukiwania nowej padliny, aby założyć następną rodzinę. Samica na ogół zostaje dłużej przy larwach.
Po tygodniu do dziesięciu dni dojrzałe larwy zagrzebują się w pobliżu i tam się przepoczwarczają. W przypadku większości gatunków północnych poczwarki hibernują przez jesień i zimę, a w dorosłe grabarze przeobrażają się wiosną lub w lecie, przy czym kalendarz przemian zmienia się w zależności od gatunku.
Cykl życiowy chrząszczy z rodzaju Nicrophorus jest badany coraz bardziej gruntownie i szczegółowo od ponad stu lat, niemniej nie przestaje zadziwiać. Najnowsze badania ogniskują się wokół hormonalnej regulacji cyklu życiowego, a także różnic między gatunkami grabarzy. Na przykład pewien gatunek grzebie jaja węży, a nie martwe zwierzęta. Chrząszcze na ogół zachowują się w sposób wyżej opisany, o czym świadczą zapiski z mojego dziennika.
11 sierpnia 2009 roku. Piąta po południu. Świeży zewłok myszy (myszaka białostopego, Peromyscus leucopus), który wystawiłem rano, jest już niewidoczny; został prawie pogrzebany przez grabarze. Kiedy wyciągnąłem padlinę z ziemi, ujrzałem na niej tylko jednego chrząszcza.
12 sierpnia 2009 roku. Przy ponownej inspekcji o trzeciej po południu mysz jest znowu pogrzebana. Zgodnie z oczekiwaniami zajmuje się nią teraz para grabarzy.
(...)


:o