Posty: 612
Dołączył(a): 29 cze 2008, o 14:42
Homeopatia
http://wyborcza.pl/1,75476,6448687,Home ... mozgu.html
Jak zwykle artykuł na dole , a wymieniam co ciekawsze:
Jak robi się lek homeopatyczny:
Do kropli leku dodaje się 99 kropli wody i gwałtownie potrząsa (ortodoksyjne podejście każe dziesięciokrotnie uderzyć fiolką z roztworem w skórzaną poduszkę albo w oprawioną w skórę książkę). Do kropli tak otrzymanej mikstury znowu dodaje się 99 kropli wody i potrząsa. Rozcieńczanie powtarza się kilkaset razy. Już po 12. ginie najmniejszy ślad po substancji czynnej.
Ten cytat radzę wkuć na pamięć i atakować nim zwolenników homeopatii:
"Po 200-krotnym rozwodnieniu otrzymany roztwór teoretycznie ma stężenie 1 do 10 do potęgi 400. To niewyobrażalna liczba. Dość powiedzieć, że gdyby cały Wszechświat był złożony z wody i gdybyśmy rozpuścili w nim jedną jedyną cząsteczkę (i dobrze wymieszali!), uzyskany roztwór miałby stężenie zaledwie 1 do 10 do potęgi 80."
To także ważne:
skuteczności preparatów homeopatycznych na razie nie udało się potwierdzić w żadnym metodologicznie poprawnym badaniu naukowym - wykonanym na odpowiednio dużych próbach, by wyeliminować ryzyko przypadku
mimo tego:
Tymczasem w Polsce blisko 70 proc. dorosłych przynajmniej raz w życiu sięgnęło po preparat homeopatyczny.
a wskutek tego:
co roku przynajmniej 5 tysięcy Polaków umiera z powodu zbyt późno rozpoczętej terapii - najpierw bowiem próbują tzw. alternatywnych metod leczenia.
Ci głupi Amerykanie nie są jednak tacy głupi:
w Stanach Zjednoczonych żaden lekarz nie przepisze preparatu homeopatycznego, bo grozi mu za to utrata licencji, a medykamenty o nieudowodnionej skuteczności nie mogą być sprzedawane w aptekach.
I w Szwajcarii poszli po rozum do głowy:
W 1998 roku rozpoczęto w Szwajcarii zakrojone na ogromną skalę badania, które miały ocenić skuteczność medycyny komplementarnej, m.in. antropozofii, homeopatii i medycyny chińskiej. Trwające ponad sześć lat badanie kosztowało blisko 4,5 mln euro, a po przeanalizowaniu jego wyników w 2005 roku rząd Szwajcarii zdecydował o zaprzestaniu finansowania wszystkich form terapii alternatywnych z systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego jako nieprzydatnych w lecznictwie.
I cały artykuł:
Homeopatia, czyli uzdrawianie wodą... z mózgu
Irena Cieślińska
Z chemicznego punktu widzenia w lekach homeopatycznych zwykle nie ma nic - poza cukrem i wodą. Dlaczego więc wydajemy na nie kilkaset milionów złotych rocznie?
Najpierw bierze się kroplę substancji leczniczej. Co nią jest? Różnie: może to być wyciąg z ziół albo preparat pochodzenia zwierzęcego. Do kropli leku dodaje się 99 kropli wody i gwałtownie potrząsa (ortodoksyjne podejście każe dziesięciokrotnie uderzyć fiolką z roztworem w skórzaną poduszkę albo w oprawioną w skórę książkę). Do kropli tak otrzymanej mikstury znowu dodaje się 99 kropli wody i potrząsa. Rozcieńczanie powtarza się kilkaset razy. Już po 12. ginie najmniejszy ślad po substancji czynnej.
Homeopaci twierdzą, że im więcej rozrzedzeń, tym leki są skuteczniejsze. W najpopularniejszym środku homeopatycznym - oscillococcinum - proces rozcieńczania, jak możemy przeczytać na opakowaniu, powtarzany był 200 razy (mówi o tym oznaczenie K200). Po 200-krotnym rozwodnieniu otrzymany roztwór teoretycznie ma stężenie 1 do 10 do potęgi 400. To niewyobrażalna liczba. Dość powiedzieć, że gdyby cały Wszechświat był złożony z wody i gdybyśmy rozpuścili w nim jedną jedyną cząsteczkę (i dobrze wymieszali!), uzyskany roztwór miałby stężenie zaledwie 1 do 10 do potęgi 80.
Pisane po wodzie
Wróćmy jednak na ziemię, a konkretnie do produkcji homeopatycznych specyfików. Co pozostaje w tak rozcieńczonym roztworze? Nic, z wyjątkiem nieuniknionych zanieczyszczeń (nawet woda destylowana nie jest od nich całkowicie wolna). Czym różni się ona od zwykłej wody? Homeopaci przekonują, że choć z chemicznego punktu widzenia niczym, to istota sprawy tkwi w jej "pamięci". Woda poddana magicznym procesom dynamizacji (potrząsania) miałaby przechowywać w swojej strukturze informację o leczniczej cząsteczce. "To podobnie jak z dyskietką komputerową - tłumaczył Peter Fisher, dyrektor Royal London Homeopathic Hospital, podczas debaty w telewizji BBC - jeśli pokażesz ją chemikowi i zapytasz, z czego się składa, powie ci, że to kawałek plastiku pokryty tlenkiem żelaza. Tyle że jeden kawałek plastiku może być zupełnie pusty, a inny nieść wirusy lub mieć zapisane poezje Szekspira, bo całe bogactwo informacji pozostaje zaszyfrowane w strukturze namagnesowanych cząstek. Istota leku homeopatycznego - podobnie - nie leży w jego składzie chemicznym, ale w zmienionej strukturze wody".
Słodka odpowiedzialność
Ta analogia ma jeden słaby punkt. O ile informację na dyskietce umiemy świadomie odczytywać i zapisywać, a doświadczenia przeprowadzane (przez każdego z nas na domowych komputerach) są powtarzalne i naukowo weryfikowalne, o tyle nie sposób powiedzieć tego samego o informacji zapisanej w wodzie.
Nie stwierdzono jej istnienia w żadnym doświadczeniu naukowym. Nie wiadomo, na czym miałaby polegać. Nie wiadomo, jak długo miałaby trwać. Na ile pamiętliwa jest woda? Czy pamięta tylko ostatnią rozpuszczoną w niej cząsteczkę? Czy wszystkie - na przestrzeni wieków? Czy i jak można z niej tę pamięć wymazać? Ach, no i najciekawsze następuje na końcu, bo rozcieńczony roztwór, a właściwie wyposażoną w uzdrawiającą "pamięć" wodę, miesza się z cukrem. Na tym rola wody się kończy - może odparować. Całą odpowiedzialność za przechowywanie "zapisanej w strukturze wody" informacji przejmuje cukier. To jego kuleczki trafiają ostatecznie do opakowań z homeopatycznymi lekami. Nikt nie wie, w jaki sposób cukier dziedziczy "pamięć" wody.
Brak zrozumienia, jak działa lek, oczywiście nie jest żadną przeszkodą - ważne, żeby działał. Problem w tym, że skuteczności preparatów homeopatycznych na razie nie udało się potwierdzić w żadnym metodologicznie poprawnym badaniu naukowym - wykonanym na odpowiednio dużych próbach, by wyeliminować ryzyko przypadku. Przeciwnie, opublikowane trzy lata temu w prestiżowym piśmie "Lancet" badania międzynarodowego zespołu kierowanego przez profesora Matthiasa Eggera zadały poważny cios zwolennikom homeopatii. Przeanalizowano 220 programów naukowych, biorąc pod lupę najróżniejsze dziedziny - m.in. ginekologię, neurologię, chirurgię, anestezjologię i choroby układu oddechowego. - Nie znaleźliśmy żadnego dowodu na to, że skuteczność homeopatii w którymkolwiek przypadku przewyższyła skuteczność podawania placebo - ogłosili członkowie zespołu Eggera .
Pomaga dzieciom i psom
Tymczasem w Polsce blisko 70 proc. dorosłych przynajmniej raz w życiu sięgnęło po preparat homeopatyczny. Na alternatywne medykamenty wydajemy niemal miliard złotych rocznie. Nie jesteśmy pod tym względem wyjątkowi - podobną popularnością cieszy się medycyna niekonwencjonalna we Francji i w Niemczech. Amerykanie wykładają na nią blisko 30 mld dolarów rocznie - więcej, niż przeznaczają na leczenie tradycyjne.
Jakże często słyszy się zapewnienia: "A mnie (sąsiadce, znajomym) homeopatia pomogła". Albo jeszcze inne: "Pomaga - i nie może to być tylko efekt placebo (siła sugestii), bo leczy skutecznie nawet malutkie dzieci i zwierzęta". Może więc jednak coś w tym jest?
Powodzenie homeopatii można zrozumieć w kontekście historycznym. Leki proponowane przez XIX-wieczną medycynę bardziej przypominały trucizny (rtęć, antymon), a i stosowano je w zabójczych zwykle dawkach. Odstąpienie od zatruwania organizmu na rzecz nieszkodliwego placebo ze słodkiej wody często miało zbawienny efekt - bo mógł bez przeszkód zadziałać naturalny układ odporności chorego.
Dokładnie w ten sam sposób homeopatia działa dziś - przeziębienie minie zdecydowanie szybciej, jeśli nie osłabiać pacjenta nieskutecznymi w przypadku wirusów antybiotykami. Słodkie granulki zapewne są wciąż dobrą alternatywą dla źle dobranego lekarstwa.
Dlatego też najprawdopodobniej lekarze tak chętnie przepisują homeopatyczne środki dzieciom. Młode organizmy są nastawione na przeżycie. Przy wszystkich przeziębieniach i innych infekcjach wirusowych wystarczy tylko "dać się wychorować" w cieple i spokoju, nie obciążając wysiłkiem ani ciężkostrawną dietą. Niestety, to ciężka próba dla rodziców, którzy widząc cierpienia swoich pociech, często chcą je leczyć za wszelką cenę.
Wspomóc rakiety lewitacją
Skoro preparaty homeopatyczne są chemicznie obojętne, co więcej - skoro z naukowego punktu widzenia nie mają prawa działać i nie działają, to nie mają też żadnych niepożądanych skutków ubocznych. A jeśli tak - o co tyle krzyku? Pierwszą zasadą medycyny jest przecież "nie szkodzić". Co więc komu przeszkadza, że ludzie łykną sobie trochę cukrowych kuleczek? Dlaczego podobnych emocji nie budzi - dajmy na to - słodzenie herbaty?
Chodzi o to, że chorzy sięgają po preparaty homeopatyczne w nadziei wyleczenia. Zwykle nie zdają sobie sprawy z ich mizernej skuteczności, niekiedy - o zgrozo - zastępują nimi klasyczną terapię. Profesor Marek Pawlicki z krakowskiego Instytutu Onkologii szacuje, że co roku przynajmniej 5 tysięcy Polaków umiera z powodu zbyt późno rozpoczętej terapii - najpierw bowiem próbują tzw. alternatywnych metod leczenia.
A czy nie można by - stosując się do wszystkich zaleceń konwencjonalnej medycyny - używać leków homeopatycznych niejako uzupełniająco, równolegle do tradycyjnego leczenia? Oczywiście można. Tyle tylko że takie postawienie sprawy przypomina propozycję, by wspomóc inżynierię kosmiczną lewitacją. Nie bez znaczenia jest tu również kwestia finansowa - choć leki składające się głównie z substancji obojętnych mogłyby być tanie, to jednak zwykle kosztują całkiem sporo. A pieniądze wydane na nie uszczuplają pulę, którą chorzy mogą przeznaczyć na klasyczne leczenie.
Nie mieszać magii z medycyną
Choć jestem głęboko przekonana o nieskuteczności homeopatii, kilkakrotnie już zdarzało mi się, że po wizycie w aptece, realizując receptę wystawioną przez pediatrę, wracałam do domu z homeopatycznym syropem lub innym specyfikiem. Zaufałam lekarzowi, który przepisywał kurację dla dziecka, i moje zaufanie zostało boleśnie nadszarpnięte. Dlatego o wiele bardziej odpowiada mi model amerykański: w Stanach Zjednoczonych żaden lekarz nie przepisze preparatu homeopatycznego, bo grozi mu za to utrata licencji, a medykamenty o nieudowodnionej skuteczności nie mogą być sprzedawane w aptekach.
To zupełnie inaczej niż w Polsce. W świetle panującego u nas prawa (art. 21 ustęp 7 ustawy z 6 września 2001 r. Prawo farmaceutyczne) produkty homeopatyczne nie wymagają dowodów skuteczności terapeutycznej, by zostały dopuszczone do sprzedaży! Oznacza to, że aby zarejestrować i wprowadzić do aptek lek, producent nie musi wcale wykazywać, że on działa. Z kolei pacjent, płacąc za takie lekarstwo w aptece, nie ma najmniejszej gwarancji jego skuteczności.
Ten stan rzeczy skrytykowała niedawno Naczelna Rada Lekarska: "Istniejące obecnie regulacje prawne mogą wprowadzić pacjentów w mylne przekonanie, że produkty homeopatyczne są produktami leczniczymi".
Naczelna Rada Lekarska uznała też, że "stale rośnie liczba dowodów oraz przekonanie medycznych środowisk naukowych, że homeopatię należy zaliczać do nienaukowych metod tzw. medycyny alternatywnej, która proponuje stosowanie bezwartościowych produktów o niezweryfikowanym naukowo działaniu". Co za tym idzie, Rada sugeruje, iż doktor, który stosuje leki homeopatyczne, narusza kodeks etyki zawodowej.
Homeopatia budzi też zastrzeżenia etyczne innych gremiów. Zespół Orzekający Komisji Etyki Reklamy uznał reklamę oscillococcinum za sprzeczną z kodeksem etyki reklamy, ponieważ w reklamie zasugerowano, że ten lek skutecznie leczy grypę, na co nie ma wiarygodnych wyników badań.
Gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze
W 1998 roku rozpoczęto w Szwajcarii zakrojone na ogromną skalę badania, które miały ocenić skuteczność medycyny komplementarnej, m.in. antropozofii, homeopatii i medycyny chińskiej. Trwające ponad sześć lat badanie kosztowało blisko 4,5 mln euro, a po przeanalizowaniu jego wyników w 2005 roku rząd Szwajcarii zdecydował o zaprzestaniu finansowania wszystkich form terapii alternatywnych z systemu powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego jako nieprzydatnych w lecznictwie.
Jeśli wszyscy zgodnie twierdzą, że lek składa się tylko z cukru i wody o pewnych niezwykłych, magicznych - bo i niepotwierdzonych przez naukę - własnościach, to przekonanie o jego skuteczności może płynąć tylko z wiary, a nie siły racjonalnych argumentów. Walka z wiarą w leczniczą moc homeopatii przypomina tłumaczenie, że krasnoludki nie wychodzą nocami paskudzić do mleka albo że słonie nie latają.
Jedyną realną i mierzalną rzeczą w tej historii są pieniądze, które zarabiają na homeopatii koncerny farmaceutyczne.
Źródło: Gazeta Wyborcza