Posty: 612
Dołączył(a): 29 cze 2008, o 14:42
Medycyna alternatywna i inne niekonwencjonalne metody
Na początku może nawet nie tyle o medycynie alternatywnej co o hochsztaplerach. Ciekawy reportaż ukazał się w ostatnim Dużym Formacie, poniżej to co najważniejsze , cały artykuł "Chiński cud" jest tu
Dla Chińczyków wyleczenie raka, nawet takiego z przerzutami, jest proste, bo mają metody najlepsze na świecie [...]
- Chińczycy najpierw lokalizują guz tomografem - mówi. - Później wbijają dwie igły do tętnicy, docierają nimi bezpośrednio do guza i zalewają go chemią podgrzaną do 35 stopni. Chemia nie rozlewa się po całym organizmie tak jak w Polsce... Mają też inną metodę: mrożą raka. Albo robią jeszcze inaczej - podają specjalny gen. To najnowsza, wciąż niestosowana na świecie terapia.
- Skąd pani wie, że skuteczna?
- Przeczytałam na stronie.
[...]
Na blogu napisał: "Po wstępnych konsultacjach przez internet lekarze z Tianjin Cancer Hospital stwierdzili, że podejmą się próby wyleczenia mnie. Koszt około dwumiesięcznej kuracji wynosi 150 000 zł.[...]
Kiedy przeczytała w internecie o Chinach, o nowoczesnych metodach, o ludziach, którym się udało w Tianjin, błysnęło światełko w tym nieszczęściu. Postanowiliśmy oboje, że musimy spróbować. [...]
Co czwarta osoba w Polsce - tak mówią statystyki - umrze na raka. To ogromny rynek. Na stronie http://www.opgivet.dk Frank nie ukrywa, że zależy mu na pacjentach znad Wisły. Pod linkiem "pacjenci" wypisał "osoby, które przyjechały do Tianjin na leczenie". Na czele listy Duńczycy, później, coraz częściej, polskie imiona. [...]
Z informacji na http://www.opgivet.dk wynika, że chińscy lekarze mogą przeprowadzić: "chemioterapię na kilka sposobów, laserowe wycinanie guzów, napromieniowanie, zamrażanie, terapię genową i kultywację krwi". [...]
Z informacji na http://www.opgivet.dk wynika, że chińscy lekarze mogą przeprowadzić: "chemioterapię na kilka sposobów, laserowe wycinanie guzów, napromieniowanie, zamrażanie, terapię genową i kultywację krwi".
Cztery pierwsze metody stosuje się także w Polsce, niżej wyjaśnimy - jak.
Tajemnica chińskiego cudu tkwić ma w dwóch ostatnich.
Najpierw kultywacja.
Według strony Franka polega na podłączeniu pacjenta do maszyny, która pobiera krew, a potem - przez dziesięć dni - "kultywuje" ją poprzez namnażanie rakobójczych komórek CIK (Cytokine Induced Killer). "Nowa" krew może być podana z powrotem bezpośrednio do guza, który będzie przez komórki CIK atakowany i niszczony.
O terapii genowej Frank pisze (cytujemy dosłownie): "Shenzhen SiBiono Gene Tech Co. jest jedyną firmą farmaceutyczną z licencją na produkowanie Gendicine. Gendicine jest głównym składnikiem normalnego genu ludzkiego p53. Kiedy pojawia się guz, uciska on i zmienia ten gen. Leczenie genami podanymi w wysokim natężeniu tak, by atakowały komórki rakowe, zapobiega rozwojowi komórek raka przez ich otoczenie tak, by nie były już więcej odżywiane i się nie namnażały.
By terapia genowa działała, musi być połączona z innymi formami leczenia dla lepszego rezultatu. Samo leczenie genami w wielu przypadkach nie przynosi efektów.[...]
u Prof. Maciej Krzakowski, krajowy konsultant w onkologii klinicznej: - Czary-mary, nic ponadto. Ale w Chinach wiele jest podobnych niekontrolowanych eksperymentów. Byłem tam na konferencji naukowej, rozmawiałem z lekarzami, włos się na głowie jeży, co oni wyprawiają.
u Dr Jerzy Tujakowski, wojewódzki konsultant ds. onkologii klinicznej w Kujawsko-Pomorskiem: - Przeczytałem opis na stronie tego pana Franka, nie wiem, o co chodzi z kultywowaniem. Coś podobnego do autoprzeszczepu szpiku, ale brzmi absurdalnie. Jedno wiem na pewno: w ten sposób nie da się wyleczyć nowotworu.
u Prof. Józef Dulak, Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego:- Wspominana przez tego pana substancja o nazwie Gendicine jest zarejestrowana w Chinach jako lek na raka szyi i głowy. W Europie i USA specyfik nie jest zarejestrowany w ogóle, za wcześnie, by uznać jego skuteczność. Wciąż jest w fazie testów na szczurach. Wiele pseudoklinik z krajów azjatyckich oferuje terapie genowe, ale ich działanie nie zostało naukowo zweryfikowane. Gdyby istniała skuteczna terapia genowa, byłaby praktykowana we wszystkich centrach onkologicznych. Ale nie istnieje.[...]
- A jednak ludzie płacą i wyjeżdżają...
- Po pierwsze, nadzieja - zaczyna prof. Marek Pawlicki z Krakowa, autor 200 prac naukowych i podręczników onkologii. - Po drugie, działa magia pojęcia "chińska medycyna". Chińczycy, jakąkolwiek by metodę wprowadzili na rynek, zawsze twierdzą, że jest ona oparta na medycynie tradycyjnej. Wychodzą też z założenia, że lepiej podać cokolwiek, niż nie podawać niczego i odebrać pacjentowi nadzieję. A to nieprawda. Takie metody leczenia niekonwencjonalnego, po pierwsze, męczą chorego, po drugie, obciążają kosztami. Po co marnować wielkie sumy? Nie widziałem ani jednego chorego, którego dziwne azjatyckie metody doprowadziły do wyleczenia nowotworu. [...]
- Pani Izabelo, nie znaleźliśmy nikogo, komu by chińska terapia pomogła. Z siedmiu osób, do których dotarliśmy, sześć nie żyje, jedna umiera. Umówiliśmy panią na konsultacje w bydgoskim Centrum Onkologii.
- Chyba jednak wybiorę Chiny. Właściwie jesteśmy z mężem już zdecydowani. Wiem, że oni tam, w Tianjin, nie gwarantują niczego, ale mimo to spróbujemy. Jakaś nadzieja przecież jest.