Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
ateiści, agnostycy
Spodobało mi się wyjaśnienie dotyczące ateizmu:
"Są dwa rodzaje ateizmu. Pierwszy to zdecydowane przekonanie, że Bóg z pewnością nie istnieje. Dla ateisty drugiego rodzaju, wiara w Boga nie odgrywa żadnego znaczenia, a istnienie Boga nie jest brane pod uwagę jako wiarygodna hipoteza. W praktyce oznacza to życie bez wiary w Boga i różni się zdecydowanie od pełnego niepewności agnostycyzmu, który wiarę i niewiarę uznaje za niemal równorzędne możliwości."
Tego chyba nie lubi i nie rozumie wielu wierzących w Boga (piszę z dużej litery mając na myśli religie monoteistyczne) w ateistach, że mogą nie brać poważnie hipotezy o istnieniu Boga, nie posiadać w swoim umyśle postaci „Ojca-Matki”, któremu jest się wdzięcznym za swoje istnienie, do której się zwraca o pomoc, na strachu do którego buduje się w negatywny i dogmatyczny sposób swoją moralność. Tak jakby w związku z tym w umyśle pozostawała pustka, którą należy czymś zapełnić – może innym Bogiem? Tak jakby etykę można budować tylko w oparciu o Wielkiego Strażnika/Sędziego/Surowego Ojca. Tak jakby wybory dokonywane ze strachu były pewniejsze od tych, do których ktoś dotarł poprzez użycie rozumu i empatii. A co to jest za etyka, gdy wynika ze strachu, a nie wyboru?
Autor artykułu przytoczył również zgrabny cytat Bertranda Russella z eseju pt. „Jestem ateistą czy agnostykiem?”
„Jako filozof, gdybym przemawiał do publiczności złożonej z samych filozofów, musiałbym określić siebie jako agnostyka, gdyż nie sądzę, by istniał wiążący argument, za pomocą którego można udowodnić, że Bóg nie istnieje.
Z drugiej jednak strony, gdybym miał zrobić odpowiednie wrażenie na zwykłym człowieku z ulicy, sądzę, że powinienem stwierdzić, że jestem ateistą, gdyż kiedy mówię, iż nie mogę udowodnić nieistnienia Boga, powinienem dodać jednocześnie, że nieistnienia bogów homeryckich dowieść też nie sposób.”
Fajnie Russel ujął bezsens przekonania, że skoro nie da się udowodnić, że Boga nie ma, to należy w niego wierzyć. W skrajnych przypadkach taka tendencja może prowadzić do niekończącego się strumienia przesądów, bo jak tu udowodnić, że czarny kot nie może rzucić czaru, a zamieszkanie pod trzynastką może sprowadzić nieszczęście. Poddanie się temu poglądowi grozi otwarciem się na wszelkiej maści manipulacje natury religijnej, duchowej, ideologicznej czy medycznej. Paradoksalnie bywa bowiem tak, że im bardziej czegoś nie da się udowodnić, tym łatwiej jest to ludziom wcisnąć.