drejan napisał(a):Chodziło mi tylko o to, że według mnie - nie istnieją tak na prawdę "ortodoksyjni" ateiści.
Którzy zresztą, w sytuacji realnego zagrożenia życia i tak odwołają się najprawdopodobniej do Absolutu.
Nie wiem co robi człowiek w sytuacji realnego zagrożenia życia, bo w takiej nie byłem. Znalazłem się natomiast kiedyś w naprawdę kiepskim położeniu, w dosyć beznadziejnej sytuacji i ponadto wiedziałem, że od pewnych rzeczy na które całkowicie nie miałem wpływu, zależy mój dalszy los i w pewnym sensie życie. Większość znanych mi osób w takiej sytuacji modliłaby się do Boga o pomoc. Powiem szczerze, że w ogóle mi to nie przyszło do głowy, oczywiście nie tylko modlenie się do jakiegoś Jahwe, ale jakieś wycieczki myślowe w kierunku Absolutu również. W skrajnej desperacji w moim mózgu lęgły się różne irracjonalne pomysły, byłem całkiem blisko do uwierzenia w jakąś telepatię, natomiast idea Boga, Absolutu czy innej formy "istoty wyższej" czy czegokolwiek w tym stylu, jakikolwiek wątek religijny (z jakiejkolwiek religii) w ogóle nie przemknął przez moje myśli. Serio.
Wiem, że jest takie przekonanie, że w obliczu jakiegoś naprawdę wielkiego nieszczęścia w stylu: "cała Twoja rodzina leży w szpitalu po wypadku i walczy o życie" nawet zatwardziały ateista będzie się "na wszelki wypadek" modlił. Czemu ateista miałby się akurat modlić, a nie "na wszelki wypadek" oczekiwać interwencji krasnoludków i elfów - nie wiem. Człowiek w desperacji robi różne rzeczy i mogę to zrozumieć. Dlaczego nagłe desperackie odwołanie się do miłosierdzia Jahwego miałoby być jakoś "lepsze" i bardziej zrozumiałe od odwołania się do uzdrowicielskich umiejętności elfów - i dlaczego o tym pierwszym człowieku powiemy że "w obliczu nieszczęścia odnalazł wiarę w Boga", a o tym drugim, że "zwariował z nieszczęścia" - pozostawiam czytelnikom tego posta do samodzielnego rozstrzygnięcia.