Strona 7 z 8

módl się i strzelaj - Gott mit uns

PostNapisane: 4 gru 2011, o 17:38
przez krzysztof
WITAM :o

"Jednym strzałem ze stu metrów"
http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedz ... 0944&nr=57
Edycja zielonogórsko-gorzowska 44/2009
Jednym strzałem ze stu metrów
Z Wandą Zielińską rozmawia ks. Dariusz Gronowski

Ks. Dariusz Gronowski: – Spotykałem już kobiety, które potrafią dobrze przyrządzić dziczyznę, ale Pani jest jedyną kobietą, jaką znam, przyrządzającą dziczyznę przez siebie upolowaną. Od jak dawna jest Pani myśliwym?

Wanda Zielińska: – Nie od tak dawna, bo od ok. 15 lat, a mam obecnie 75 lat. Mój mąż Tadeusz był myśliwym znacznie dłużej. Ja zdecydowałam się na to dopiero, gdy nasze dzieci się usamodzielniły. Wcześniej po prostu nie byłoby to możliwe. Już wtedy jednak często towarzyszyłam mężowi na polowaniach, dzięki czemu byłam oswojona z gwarą łowiecką, sposobami polowania, ocenianiem zwierza, co pomogło mi zdać egzamin. Później przez wiele lat polowaliśmy wspólnie z mężem. Lubiłam z nim polować. Może na strzelaniu mu specjalnie nie zależało, ale on uważał, że myślistwo to taka instytucja, w której powinno się kultywować tradycję, zatrzymać to, co było dobre, co miało swój sens. Np. gdy strzeliłam pierwszego dzika, mąż zaraz zerwał gałązkę świerku, umoczył w farbie dzika (tzn. we krwi) i włożył mi za kapelusz, a druga gałązkę włożył w otwór, gdzie strzeliłam. To jest oddanie szacunku dla zwierza, który padł.

– Czyje są te trofea na ścianie?

– Moje i męża. A niektóre mojego ojca, który również był myśliwym, upolowane jeszcze przed wojną. To oczywiście nie wszystkie trofea. Wiele rozdaliśmy, wiele jeszcze jest schowanych.

– Nie drży Pani ręka, gdy trzyma Pani sztucer?

– Gdy zwierzę nagle wyleci blisko mnie i szybko chwycę za sztucer, to czuję jak mi serce mocniej bije. Najbardziej lubię, jak zwierzak wyjdzie daleko ode mnie i powoli zbliża się w moim kierunku. Gdy dobrze go zobaczę, wtedy strzelam ze spokojem. Jak do tej pory, nie miałam jeszcze przypadku, żebym nie „podniosła” zwierzaka, do którego strzelałam, tzn. zawsze trafiam. Szkoda, żeby zwierzę się miało męczyć zranione i dlatego myśliwy jest zobowiązany szukać zranionego zwierzaka. Często pomagają w tym psy, które tropią zwierzynę.

– Niektórzy wzdragają się na myśl o zabiciu zwierzęcia i uważają, że myśliwi robią coś strasznego...

– Spotykałam się z taką postawą. Ludzie przeważnie myślą, że robimy to dla mięsa czy dla pieniędzy. A to nie o to chodzi. Ja mogę w ogóle nie strzelać, ale gdy widzę, że gdzieś tam bryka zając, że gdzieś tam idzie lisek i zbiera myszki, to dla mnie już samo to jest wielką radością. Gdy w maju zaczyna się polowanie na koziołki, wyjdę sobie o 4 po południu, posiedzę do zmroku, a mogę ani razu nie strzelić. Przecież nie strzela się wszystkiego, co wyjdzie. Np. nie ma zakazu strzelania do zająca, ale ponieważ stały się taką rzadkością, to żaden myśliwy zająca nie strzeli, kiedy go zobaczy.

– Myśliwi nie strzelają do wszystkiego, co się rusza...

– Oczywiście. Przecież polowanie nie polega na tym, że pojadę sobie do lasu, zobaczę coś na łące i to sobie ustrzelę. Za każdym razem dostaję rozpiskę, na której wyszczególnione jest, do jakiego zwierza mogę strzelać, np. do kozła w I klasie wieku. Widząc potem koziołka, muszę przed strzałem ocenić, w jakiej on jest klasie wieku. Jeżeli odstrzelę niedobrze, a raz do roku daje się do oceny poroże samców, mogłabym być ukarana, zawieszona w prawach myśliwego na jakiś okres. W ogóle nie ma mowy do strzelania gatunków chronionych. To nie jest godne myśliwego.
Są okresy, w których zwierzęta są chronione. To dotyczy zwierzyny płowej, czyli jeleni i saren, bo na daniele nie polujemy, chociaż można je spotkać w lesie. Najtrudniejszym i najbardziej odpowiedzialnym zadaniem myśliwego jest ocenienie zwierzaka, którego się chce strzelić.
Raz do roku, zazwyczaj kiedy spadnie śnieg, bo wtedy dobrze widać tropy, doświadczeni myśliwi robią inwentaryzację zwierzyny, obliczają, ile jej jest w jakiej klasie wieku, jaki jest jej przyrost. Na podstawie tych wyliczeń zapadają decyzje, ile jakich zwierząt można ustrzelić. To planowa gospodarka. Przecież gdyby się strzelało do wszystkiego, cała zwierzyna by wyginęła.
Odpowiedzialny jest za to zrzeszający myśliwych Polski Związek Łowiecki, który liczy ponad 100 tys. członków, zrzeszonych w ponad 2500 kołach. Z kolei koła dzierżawią prawie 4800 obwodów łowieckich w całym kraju. Ja jestem w liczącym ponad 80 osób Kole Łowieckim „Drop”, które ma 4 obwody na terenie naszego województwa. Każdy obwód ma rewiry. Gdy jadę polować, ze względów bezpieczeństwa muszę się wpisać, że siedzę w danym rewirze i nikt bez mojej zgody nie ma tam wstępu.

– Myśliwi też w jakiś sposób dbają o zwierzynę?

– Dbają i to bardzo, dokarmiają zwierzęta. W każdym rewirze jest parę paśników, czyli zadaszonych miejsc, w których myśliwi przez całą zimę wykładają karmę dla zwierząt. Oprócz tego są specjalne poletka, które się zaoruje, żeby dziki mogły buchtować buraki czy marchewkę. Stawia się solanki. Wysypuje się dużo kukurydzy. Gdzie są ptaki, ustawia się specjalne karmniki dla nich. Są na to przeznaczane ogromne pieniądze. Tylko w naszym kole co roku na karmę wydaje się ok. 100 tys. zł.

– Myśliwi traktują zwierzynę w sposób cywilizowany. Ale przecież są też kłusownicy. Co z nimi?

– Co roku na wiosnę myśliwi zbierają wnyki. Niestety jest ich bardzo dużo. Kilka lat temu mieliśmy z mężem wypadek. Mąż schodził w lesie z górki i trafił na wnyk dla jelenia, który był akurat na wysokości jego twarzy. Całe szczęście, że się nie potknął, bo wtedy mógłby zginąć. Koła w sprawie kłusowników powiadamiają gminy, oddają sprawy do sądów, ale przegrywają, bo sąd orzeka, że nikomu się nie stała krzywda. Kłusownictwo w dużej mierze odbywa się ze względu na mięso.

– Co dzieje się ze zwierzyną po upolowaniu?

– Można po zgłoszeniu i wypełnieniu specjalnego protokołu zabrać zwierzynę na użytek własny. Są też punkty skupu, do których można oddać zwierzynę i zostawić za pokwitowaniem. Myśliwy dostaje za to symboliczne pieniądze. Np. w ubiegłym roku za koziołka dostałam 14 zł. Skup zwierzyny jest głównym źródłem utrzymania koła, a wydatki są bardzo duże. Oprócz dokarmiania zwierząt płacimy ogromne odszkodowania za zniszczenia wyrządzone przez zwierzęta leśne w uprawach, na polach. Myśliwi co prawda grodzą pola siatką, ale nie sposób zapobiec wszystkiemu, co robią zwierzęta. Zwierzyna w stanie wolnym jest własnością Skarbu Państwa, ale koła łowieckie jako dzierżawcy odpowiadają prawnie za szkody przez nią wyrządzone.

– Czy Pani życie było kiedyś zagrożone?

– Nie. Ale muszę powiedzieć, że moi synowie się o mnie boją. Cieszą się, że pojadę do lasu, jednak denerwują się, gdy późną jesienią zadzwonią do mnie o północy, a ja jeszcze jestem w lesie. Ale przecież w rewirze, do którego jeżdżę, znam każdą ścieżkę. Nic mi nie grozi.

– Ma Pani nabożeństwo do św. Huberta?

– Zawsze modlę się do św. Huberta
. Kiedyś siedzieliśmy z mężem w nocy na odległych od siebie o kilkaset metrów ambonach w lesie, przy pięknym świetle księżyca. Usłyszałam strzał. Mąż ustrzelił dzika, ale gdy podszedł do niego, ten zaczął go szarżować i wtedy go dobił. Wróciliśmy na ambony i nic już się nie działo. Następnego dnia zamieniliśmy się miejscami. W pewnym momencie wyszło 16 dzików, ale szły w innym kierunku. Więc modlę się: „Św. Hubercie, proszę, żeby chociaż jeden przyszedł bliżej...”. Nagle jeden dzik się odłącza i idzie, ale w kierunku męża. Modlę się więc dalej: „Św. Hubercie, nie dosyć, że mąż strzelił wczoraj, to dzisiaj dzik idzie do niego? Proszę...”. Dzik stanął na polu i stoi. Wreszcie obraca się i idzie do mnie. Dzieliło mnie od niego równe sto metrów. Padł bez ruchu po jednym moim strzale.



POZDRAWIAM Z ZIELONEJ GÓRY :o

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 24 sty 2012, o 20:10
przez Beria
Po przeczytaniu niniejszego wątku, doszedłem do następujących wniosków: dużo biadolenia zero konkretów. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mało kto wykazuje chęć do działania. Siedząc przed komputerem w bezpiecznym domu nie da się niczego zmienić (bynajmniej w takiej dziedzinie jaką jest łowiectwo).

Niektórym może się wydawać, że nic nie jest w stanie zagrozić zrzeszeniom łowieckim ani samym myśliwym. Są oni przecież znakomicie zorganizowani, dysponują ogromnymi środkami finansowymi i co najważniejsze - mają spore poparcie społeczne. W ich szeregach znajdują się ludzie z niemal wszystkich warstw i zawodów, począwszy od polityków najwyższego szczebla, a na zwykłych robotnikach skończywszy. Dzięki temu mają niezwykle szerokie wpływy. Oprócz niewątpliwie wielkiej siły, posiadają równie potężne wady. Ich najsłabszą stroną jest fakt, że większość ich ideologii opiera się na kłamstwach. Ci spośród nich, którzy odznaczają się wysoką inteligencją dobrze o tym wiedzą, ale mimo to tak manipulują informacjami, aby kłamstwo ukazać w oczach zwykłych ludzi jako prawdę. Stosując takie zabiegi udaje im się przekonać społeczeństwo, że tylko oni mają rację w kwestiach dotyczących dzikich zwierząt.

My, obrońcy praw zwierząt też jesteśmy winni takiego stanu rzeczy. Z naszej strony nie ma żadnej przeciwwagi wobec łowiectwa. Pozwoliliśmy aby myśliwi przejęli inicjatywę edukatorów ekologicznych, dlatego mogą oni bez przeszkód zatruwać swoim jadem umysły normalnych ludzi. W Polsce jak na razie nie ma nikogo, kto poważnie walczyłby z tym problemem. Sytuacja zwierząt pogarsza się z roku na rok i nic nie wskazuje, aby ten prąd uległ zawróceniu. Nie łudźcie się, że politycy, celebryci lub naukowcy zrobią coś w tej sprawie. Oni są jednym, wielkim, samo-adorującym się kółkiem, które szuka jedynie własnych korzyści.

Ja ze swojej strony mogę jeszcze dodać, że przerwanie tej myśliwskiej hegemonii jest możliwe ale potrzebne są do tego dwie rzeczy. Po pierwsze, aby jakiekolwiek przedsięwzięcie mogło się udać, to konieczne musi być oparte na odpowiednim pomyśle. Najważniejsze jest aby był on dopasowany do istniejących warunków i nie narażał jego inicjatorów na pośmiewisko. Drugą, nie mniej ważną kwestią jest dobór wykonawców tego projektu. Nie trudno się domyśleć, że w naszym wypadku jedynie osoby które naprawdę wiedzą czego chcą, mogą coś osiągnąć. To wymaga pełnego poświęcenia się dla sprawy, a nie tylko wtedy gdy przyjdzie na to ochota. Wiele zależy również od tego, ilu nas będzie bo dwóch czy trzech to trochę mało jak na 120 000 łowczych i drugie tyle ich stronników.

W innych krajach walka już trwa
http://www.anti-jagd-demo.de/index.html
http://www.abolition-chasse.org/

tylko my jak zwykle ze wszystkim jesteśmy do tyłu.

Zapraszam do współpracy wszystkich, którzy chcą podjąć to wyzwanie. http://teriantropia.pl/kontakt.html

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 28 sty 2012, o 13:44
przez Beria
Oto kolejny przykład psychopatycznego zwyrodnienia myśliwych.

Masarz spod Pszczyny hoduje dziki w celu używania ich jako "worków treningowych" dla psów myśliwskich.
Facet oczywiście sam jest członkiem PZŁ.
http://wyborcza.pl/1,75248,11042853,Hobby_masarza_z_Wisly_Wielkiej__szczuje_psy_na_dziki.html

Bestialstwo pod Pszczyną. Masarz trenuje psy gończe na dzikich zwierzętach przetrzymywanych w klatkach. Żeby ominąć prawo, zamierza zastąpić dzika świnią. Ekolodzy są zszokowani. Grożą masarzowi prokuratorem.

Sprawa wyszła na jaw przez zamieszczony w internecie film. Widać na nim dziczą zagrodę w trakcie treningu psów. Nie nagrał go z ukrycia żaden aktywista ekologiczny, ale pewna internautka o nicku "Gryfna z Katowic". 6 stycznia zamieściła film na stronie ogarkowo.pl. Nie zrobiła tego w obronie zwierząt. Chwali się przed internautami postępami w nauce polowania swoich ogarów Gniewa i Czuprynki. "To drugie podejście Gniewa do tematu dziczego" - pisze na forum. "Od jutra zaczynam przyzwyczaić chłopaków do rogu" - dodaje.

Na filmie są trzy psy. Jak wyjaśnia w notce właścicielka ogarów, towarzyszy im "piękna Fanta (gończy Hamiltona)". Psy biegają w kółko po ogrodzonym ośnieżonym polu za dzikiem i ujadają, niemal dotykając go pyskiem z tyłu i z boków. Dzik pędzi przed siebie w popłochu. Widać tylko zwierzęta, drewnianą budę, płot oraz las i zabudowania w oddali. Pewien myśliwy po obejrzeniu filmu rozpoznał miejsce. Sprawdziliśmy - to gospodarstwo z Wisły Wielkiej pod Pszczyną.

Na budynku w gęstej wiejskiej zabudowie wisi szyld "Masarnia" z nazwiskiem właściciela. Za domem ciągnie się podwórze otoczone tujami, zza których można dojrzeć puste, druciane, brudne klatki. Na końcu pole - identyczne jak w filmie.

Masarz niechętnie rozmawia, ale wpuszcza nas do domu i przyznaje się, z zastrzeżeniem anonimowości, że trenuje dzikarzy, czyli psy myśliwskie do polowań na dziki. Nazywa to swoim hobby. - Niewiele jest takich miejsc, na Śląsku tylko u mnie. Ekologom i dziennikarzom się to nie podoba, dlatego nie ma chętnych na treningi - mówi.

Właściciele psów wybierają sztuczne metody - zwierzę zastępuje melax przebrany w dziczą skórę. Ale, jak mówi masarz, "to nie to samo co natura".

Dzicze zagrody działają oficjalnie, reklamują się w internecie. Są legalne, ale trzeba mieć zgodę ministra środowiska na przetrzymywanie dzikiej zwierzyny. Jeśli celem jest edukacja, jak w przypadku masarza z Wisły, dzik musi mieć przynajmniej hektar powierzchni wyglądem zbliżonej do natury. - Zagroda najczęściej ma 3-4 ha, największa we Wrocławiu liczy 7 ha - mówi Andrzej Bradec z Polskiego Związku Łowieckiego.

Krótko mówiąc, zgodnie z prawem jest to wydzielony kawał lasu, w którym dzik porusza się swobodnie. - Absolutnie nie można go zamykać w klatce - dodaje Bradec.

Na polu w Wiśle dzika nie widać ("Mam go, ale wolałbym nie pokazywać"), a samo pole uchybia wszystkim warunkom zagrody. Na kwadracie o boku 90 kroków nie ma ani jednego drzewa, nawet krzaczka. Film z ogarkowo.pl godzi również w zasadę przeprowadzenia treningu. - Do zagrody może być wpuszczony naraz jeden pies. Inaczej byłoby to niehumanitarne - mówi Bradec.

Masarz z Wisły doskonale zna przepisy - jest członkiem PZŁ w Katowicach oraz Związku Kynologicznego. - Nie potrzebuję zgody ministra, bo mój dzik to krzyżówka ze świnią - mówi. Dzikoświnia wygląda jak dzik, ale właściciel nie boi się ewentualnej kontroli. By udowodnić mu nieprawdę, trzeba przeprowadzić test DNA zwierzęcia.

- Kiedyś hodowałem lisy, na które w ogóle nie trzeba mieć zgody. W przyszłości dzika zastąpię świnią albo świnkami wietnamskimi. Mają zapach jak dzik, na trening się nadają, a przynajmniej nikt już nie będzie się czepiał.

I tu nasz bohater się myli. Do boju z masarzem szykują się już organizacje ekologiczne. - To złośliwe dręczenie zwierząt - mówi Dominik Nawa z przystani Ocalenie pod Pszczyną. - Bestialstwo, gorsze od walk zwierząt. Byk przynajmniej ma równe szanse z człowiekiem i po jednej walce ginie - mówi Jacek Bożek z Klubu Gaja pod Bielskiem.

Ekologowie są zszokowani. Nie słyszeli wcześniej, że zwierzęta można szczuć na siebie w świetle prawa. Ale na masarza, który działa poza prawem normującym dziczą zagrodę, mają jednak haka. Bożek: - Ten człowiek wprost przyznaje, że będzie łamał Ustawę o ochronie zwierząt, której również świnia podlega. Nawet przy uboju nie wolno jej zadawać cierpienia. Z tak instrumentalnym podejściem do zwierząt jeszcze się nie spotkałem. Niesłychane barbarzyństwo. To potrwa, ale oddamy sprawę do prokuratury.

Tuż po naszej wizycie u masarza z Wisły film o treningu psów w jego zagrodzie został usunięty z internetu.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 29 sty 2012, o 17:14
przez K.Biernacka
Zauważcie, że w artykule "Hobby masarza z Wisły Wielkiej: szczuje psy na dziki" barbarzyńcą jest masarz, a myśliwy występuje jako ekspert od "prawidłowego" traktowania "dzikiej zwierzyny". Barbarzyństwem jest zatem tylko taka krzywda, której prawo zabrania. Krzywda zalegalizowana barbarzyństwem już nie jest. Stąd w powszechnym użyciu jest np. określenie "zwierzyna" - a znaczy ono przecież zwierzęta, które ludzie zamierzają zabijać dla przyjemności w ramach prawem dozwolonych polowań. Mało kto wzdraga się na dźwięk tego de facto złowieszczego określenia. "Wnyki" dużo bardziej pobudzają wyobraźnię. Z takim kreatywnym "księgowaniem" krzywdy mamy zresztą do czynienia w większości przypadków naszych relacji z innymi zwierzętami (wystarczy wspomnieć kwestię smalcu z psów i ze świń, lub hodowlę klatkową psów czy kur)

Nielegalnym jest trzymanie dzików w klatkach i używanie ich jako worków treningowych na terenie mniejszym niż 1 ha po to, by właściciele psów mogli trenować do późniejszych polowań w "realu". Krzyczymy więc: Barbarzyństwo! (Świadomie używam tu określenia "właściciele", trudno ich bowiem nazwać opiekunami).

Jednak rzecz cała staje się legalna, kiedy dziki - wciąż używane jako worki treningowe - trzymane są na ogrodzonym terenie leśnym lub leśno-podobnym (tzw. zagrodzie) o powierzchni minimum 1 ha[1]. Barbarzyństwa już nie ma. Autorka artykułu pisze przecież, że "Ekologowie są zszokowani. Nie słyszeli wcześniej, że zwierzęta można szczuć na siebie w świetle prawa." Czy znaczy to, że nie słyszeli nigdy wcześniej o hodowlach psów "myśliwskich", o szkoleniach, konkursach i polowaniach urządzanych z udziałem "dzikarzy"? To raczej pytanie retoryczne. Słyszeć musieli. Zatem, czy znaczy to, że dopóki nie złamane zostały przepisy prawa, ludzie (organizacje) związani z ochroną przyrody (a po części i zwierząt), o których pisze dziennikarka, nie dostrzegali w tych praktykach znamion barbarzyństwa?

Warto również zaznaczyć, a nawet trzeba zrobić to z całą mocą, że w tej sprawie po przeciwnych stronach barykady nie stoją dziki i psy. To raczej ludzie vs. dziki i psy. To przecież ludzie prowadzą hodowle tych psów, szkolą je (szczują) i prowadzą na polowania. To dzikom i psom grozi największe niebezpieczeństwo - urazy, poranienia, śmierć, a psom dodatkowo kalectwo na całe życie.

Artykuł sugeruje, że masarz już planuje sposoby ominięcia przepisów. Swoim cynizmem obnaża nie tylko własny stosunek do zwierząt, ale pokazuje szerszą perspektywę: co to są za przepisy i w jak arbitralny sposób chronią ("chronią") zwierzęta.

"Bożek: - Ten człowiek wprost przyznaje, że będzie łamał Ustawę o ochronie zwierząt, której również świnia podlega. Nawet przy uboju nie wolno jej zadawać cierpienia. Z tak instrumentalnym podejściem do zwierząt jeszcze się nie spotkałem. Niesłychane barbarzyństwo."

Ja rozumiem przywiązanie Klubu Gaja do ustawy, w której uchwalenie włożyło dużo pracy, ale nie da się niestety stwierdzić, że ustawa ta zabrania zadawania cierpienia. Zarządzenia, które działają z nią w zgodzie, pozwalają na zadawanie ogromu cierpień, sam ubój zaś jest masowym zabijaniem, z którego etycznym uzasadnieniem jest ogromny kłopot. Ustawa ta jednak bez kłopotu mówi o "potrzebie gospodarczej" i pstryk, po kłopocie.

Ustawa o ochronie zwierząt odzwierciedla szowinizm gatunkowy społeczeństwa, zatem nie można jej jednoznacznie traktować jako przeciwwagi do barbarzyństwa wobec zwierząt pozaludzkich. Może być pomocna do pewnego stopnia przede wszystkim w kontekście tzw. zwierząt domowych, zatem większą szansę widziałabym tutaj w zastosowaniu jej w obronie tych psów niż nieszczęsnych dzików. Samo istnienie ustawy można uznać za przejaw zauważenia problemu naszych relacji ze zwierzętami, stwierdzenia, że zwierzęta jakoś się liczą, że są zdolne do cierpienia, a więc można zrobić im krzywdę. Problem oczywiście w tym, że ustawa odzwierciedla przeważające wciąż podejście, że ta krzywda przestaje się liczyć, gdy w grę wchodzą nasze interesy, potrzeby, czy nawet zachcianki takie jak myślistwo ale nie tylko ono, bo również sporty z wykorzystaniem zwierząt, cyrki ze zwierzętami, hodowla zwierząt rasowych - by wymienić tylko te najbardziej trywialne.

1. Paragraf 3 Regulaminu przeprowadzania prób i konkursów pracy dzikarzy.

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 6 lut 2012, o 22:05
przez xpert17

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 10 lut 2012, o 20:33
przez pisii35
straszne....

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 7 maja 2012, o 09:43
przez krzysztof
WITAM :o

Beria napisał(a): ....Pozwoliliśmy aby myśliwi przejęli inicjatywę edukatorów ekologicznych, dlatego mogą oni bez przeszkód zatruwać swoim jadem umysły normalnych ludzi. W Polsce jak na razie nie ma nikogo, kto poważnie walczyłby z tym problemem. Sytuacja zwierząt pogarsza się z roku na rok i nic nie wskazuje, aby ten prąd uległ zawróceniu. Nie łudźcie się, że politycy, celebryci lub naukowcy zrobią coś w tej sprawie. Oni są jednym, wielkim, samo-adorującym się kółkiem, które szuka jedynie własnych korzyści.

Ja ze swojej strony mogę jeszcze dodać, że przerwanie tej myśliwskiej hegemonii jest możliwe ale potrzebne są do tego dwie rzeczy. Po pierwsze, aby jakiekolwiek przedsięwzięcie mogło się udać, to konieczne musi być oparte na odpowiednim pomyśle. Najważniejsze jest aby był on dopasowany do istniejących warunków i nie narażał jego inicjatorów na pośmiewisko. Drugą, nie mniej ważną kwestią jest dobór wykonawców tego projektu. Nie trudno się domyśleć, że w naszym wypadku jedynie osoby które naprawdę wiedzą czego chcą, mogą coś osiągnąć. To wymaga pełnego poświęcenia się dla sprawy, a nie tylko wtedy gdy przyjdzie na to ochota. Wiele zależy również od tego, ilu nas będzie bo dwóch czy trzech to trochę mało jak na 120 000 łowczych i drugie tyle ich stronników. ...


Tak jak piszesz to zorganizowane , zdyscyplinowane i dofinansowane towarzystwo.

Potrzebne są kampanie , działanie docierające do szerokiego spektrum społeczeństwa pokazujące obrzydliwość tego haniebnego "zajęcia". Z tym ,że środowisko stanowiące opozycję do myślistwa jest "co nieco" rozproszone .Nie wspominam już o dofinansowaniu ewentualnej kampanii medialnej tv., radio , która byłaby o wiele bardziej skuteczna niż tylko net.
Główny problem widzę w tym,iż myśliwi/-istwo ma poparcie grup biznesowych , polityków , celebrytów a wyjątki są nieliczne ( ale i to jest do obejścia :roll: )
Myślę ,że ewentualne zorganizowane działania można by na początek skierować głównie do dzieci - to chyba podstawa.

Możliwe ,ze ktoś ma pomysł i wiedzę jak postarać się o środki z U.E w ramach inicjatyw ekologicznych gdzie jednym z elementów byłaby "praca w kwestiach myślistwa".

Kilka słów od samych myśliwych:
Łowiec Polski 10/2010
http://www.lowiecpolski.pl/index.php?p=Archiwum&nr=1974
str.80, dział z życia związku
Nasz choć nie myśliwy
Promowanie łowiectwa , budowanie silnej pozycji myśliwych w społeczeństwie i pilnowanie aktów prawnych oraz decyzji dotyczących myślistwa nie może być - powtarzam to od dawna- sprawą wyłącznie członków PZŁ.Musimy budować koalicję z różnymi środowiskami i ludźmi , którzy w swoich środowiskach mają autorytet i silną pozycję. Także z niemysliwymi.
Obecna kampania samorządową to dobra okazja , aby- poza kandydatami w wyborach z legitymacją PZŁ, jak Jerzy Barbarowicz , z którym rozmowę zamieszczamy powyżej- wesprzeć także niemyśliwych ,którzy znają sprawy łowiectwa, rozumieją nas i będą wspierać myśliwskie potrzeby w samorządach.
Jednym z takich ludzi jest Andrzej Marszałek z Żywca kandydujący do Sejmiku Województwa Ślaskiego . Znam Andrzeja od ponad dziesięciu lat i wiele razy mogłem się przekonać o jego gotowości do wspierania także naszych łowieckich spaw.To wielki pasjonat rodzinnych stron ,sponsor i patron wielu szkół i dzieci powodzian , człowiek ,który - wiem to na pewno- z zapałem powalczy w Semiku śląska również o inserty PZŁ .Takich ludzi powinniśmy gremialnie wspierać.
Fragment wspomnianej rozmowy :
...Od 1995 roku , kiedy zostałem prezesem wojewódzkiej rady Łowieckiej , wspólnie z łowczym okręgowym Marianem Wilczewskim konsekwentnie realizujemy pewne zasady dotyczące łowiectwa.Podstawowym założeniem była i jest zmian wizerunku w oczach mieszkańców regionu.Mamy tu duże osiągnięcia.W minionych kadencjach organizowałem wile ważnych wydarzeń z dziedziny kultury łowieckiej i promocji łowiectwa.Mieliśmy XX edycję Międzynarodowego Konkursu Pracy Psów Dzikarzy w Przechlewku , X edycję Pomorskiego Festiwalu Muzyki Myśliwskiej i Sygnałów Łowieckich ....
W minionej kadencji zbudowaliśmy w Słupsku nową siedzibę związku.A teraz , po wykupieniu od gminy Miastko terenu , na którym mamy strzelnicę myśliwską, rozpoczynamy kolejna inwestycję - budowę centrum Edukacji ekologiczno - łowieckiej . Obok bardzo aktywnego Centrum Szkolenia Psów Myśliwskich w Przechlewku będzie to drugi , bardzo potrzebny ośrodek dydaktyczny służący nie tylko myśliwym , ale i społecznością lokalnym....


POZDRAWIAM Z ZIELONEJ GÓRY :o

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 13 maja 2012, o 13:12
przez Beria
Howgh

krzysztof napisał(a):Potrzebne są kampanie , działanie docierające do szerokiego spektrum społeczeństwa...


Zgadza się, tyle że same kampanie to za mało aby uwaga społeczeństwa została dłużej skupiona na tym problemie. Działania czysto informacyjne są oczywiście bardzo potrzebne, jednak ich wpływ jest niewielki jeżeli są używane jako jedyny środek do osiągnięcia danego celu. Chcę przez to powiedzieć, że nawet gdy udostępni się dobry materiał, w naszym wypadku - anty łowiecki, to niestety, ale przejdzie on bez echa. Ludzie są obecnie zarzucani taką ilością informacji, że wielu po prostu nie wie, co zasługuje na dłuższą chwilę skupienia. W konsekwencji czytają/oglądają wszystko jak najprędzej i równie szybko to zapominają. Tak więc, to, co my kierujemy do społeczeństwa, aby nie zostało stłumione przez różne głupoty, musi być wsparte dobrym czynnym przykładem. Kiedy ludzie zobaczą, że my sami heroicznie poświęcamy się za sprawę, wtedy z zainteresowaniem będą śledzić nasze poczynania.

Należy też pamiętać, że bardzo duży odsetek osób, nawet tych, którzy by nas poparli, sam boryka się z wieloma problemami egzystencjalnymi (kłopoty z pracą etc). Nie mają zatem czasu, aby dodatkowo zaprzątać sobie głowę problemami zwierząt. W takim wypadku, najlepiej byłoby ukazać im kwestię łowiectwa w taki sposób, aby sami dostrzegli analogię między własnymi troskami a martyrologią swoich braci mniejszych. Gdyby udało się to osiągnąć, wówczas ludzie z większą ochotą będą nas popierać.

Teraz ważna rzecz:

Ludzie strasznie nie lubią kiedy robi się z nich idiotów, szczególnie wtedy, gdy się nimi manipuluje poprzez nieprawdziwe informacje. Jeżeli zobaczą, że się ich okłamuje lub okrada, to można "pakować walizki i wracać do siebie". Wniosek stąd taki, że zawsze trzeba mówić prawdę, nawet wtedy, gdy jest tylko z pozoru dla nas niewygodna.

Nie wspominam już o dofinansowaniu ewentualnej kampanii medialnej tv., radio , która byłaby o wiele bardziej skuteczna niż tylko net.


Szkoda pieniędzy na te pijawki. Zamiast wtykania ludziom na siłę moralnych wywodów, trzeba robić tak aby media same się nami zainteresowały.

...środowisko stanowiące opozycję do myślistwa jest "co nieco" rozproszone


Wcale nie jestem tym zdziwiony. Ludzi jest wprawdzie sporo, ale nie ma "spoiwa" które by ich zebrało w jeden "organizm". Wielu oczywiście działa w pojedynkę lub w małych grupach. Taka walka jest niestety mało skuteczna. Wszelkie inicjatywy podjęte w rozproszeniu przeciwko silnemu nieprzyjacielowi są zawczasu skazane na porażkę. Aby odnieść wymierne korzyści, trzeba się zjednoczyć pod jednolitym dowództwem. Wielu aktywistów z pewnością jest znużonych brakiem efektów, dlatego najwyższy czas aby zasiąść do stołu i opracować wspólną strategię. Na początku zawsze jest trudno, ale przecież każdy sukces trzeba sobie wypracować. W innych krajach jakoś sobie poradzili - głównie z własnym lenistwem.
Tymczasem w Polsce nie ma nawet konkretnej strony internetowej która byłaby temu poświęcona. Ale to wszystko da się zrobić. Najważniejsze co trzeba teraz przygotować, to zbiór argumentów anty myśliwskich. Jest tego sporo i co najważniejsze - można przy ich pomocy podważyć główne filary współczesnego łowiectwa.

Główny problem widzę w tym,iż myśliwi/-istwo ma poparcie grup biznesowych , polityków , celebrytów...


Gdybyśmy mieszkali w państwie totalitarnym, wówczas rzeczywiście byłby to problem nie do ruszenia przy pomocy pokojowych środków. Te czasy na szczęście minęły i obecnie panuje względna wolność. Oczywiście teraz też są silni i mają wpływ na wiele rzeczy. Nie mogą jednak zamknąć nam ust. Konstytucja gwarantuje każdemu wolność słowa, dlatego nie jesteśmy całkiem bezbronni wobec nich. Słowo, o ile znajduje oparcie w rzeczywistej prawdzie, może dużo zmienić.

Myślę ,że ewentualne zorganizowane działania można by na początek skierować głównie do dzieci - to chyba podstawa.


A dlaczego głównie do dzieci? To myśliwi prowadzą swoją propagandę najczęściej wśród dzieci ze szkół podstawowych. Wiesz co jest tego przyczyną? Otóż chodzi o to, że 10-cio latki nie zadają niewygodnych pytań i chłoną te wszystkie bzdury o "szlachetnym " dokarmianiu zwierząt, walce z kłusownikami, zwyczajach łowieckich (oni opowiadają tylko tych, które nie są brutalne) itp.

Możliwe ,ze ktoś ma pomysł i wiedzę jak postarać się o środki z U.E w ramach inicjatyw ekologicznych gdzie jednym z elementów byłaby "praca w kwestiach myślistwa".


Nikt ci nie da pieniędzy "ot tak". Takie środki da się pozyskać, ale dla celów o których wspominałeś, mogą się o nie starać tylko formalne stowarzyszenia. Aby zawiązać jakąś formę organizacji, to potrzebni są oczywiście ludzie którzy naprawdę chcą coś osiągnąć...

To na razie tyle,
pozdrawiam

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 7 lis 2012, o 14:46
przez poranek
K.Biernacka napisał(a):Zadaj sobie te wszystkie pytania mając na myśli ludzi. Zobaczysz, jak świetnie brzmią. Nie tędy droga. Szanując kogoś nie można myśleć o regulacji i mieć na myśli zabijanie.


Problem w tym, że zwolennicy takich regulacji nie uznają analogii z ludźmi. Chciałbym mieć bardziej uniwersalny argument, analogie z ludźmi są przekonujące głównie dla wegetarian.

Re: myśliwstwo, wędkarstwo, itp.

PostNapisane: 8 lis 2012, o 16:00
przez Beria
poranek napisał(a):Co to jest myśliwstwo?

Mam pytanie. Czy można bezodstrzałowo poradzić sobie z problemem nadmiernych populacji zwierząt? Nasuwa się na myśl ubezpładnianie. Ale to jest chyba diablo drogie.

Co zatem zrobić, kiedy dana populacja zaczyna rozpychać ekosystem? Czy takie coś jest w ogóle możliwe, czy ten system sam się reguluje? Obrońcy myślistwa powiadają czasem, że odstrzały są koniecznością, bo dany gatunek tak się rozprzestrzenił, że zagraża innym i samemu sobie - będzie po prostu zdychać zimą z głodu.


Ten rzekomy nadmierny rozrost populacji to jeden z głównych argumentów dla obrony łowiectwa. Problem jest dość zawiły ponieważ rzeczywiście dotyka wszystkich gatunków lecz nie w jednakowym stopniu. Różne są też jego przyczyny. O ile występuje on z powodów czysto naturalnych - bez "pomocy" człowieka to liczebność danego gatunku nigdy nie "urośnie" do rozmiarów zagrażających jemu samemu lub tym bardziej innym. W przyrodzie czynnikiem regulującym są: dostępność pokarmu, drapieżniki i choroby. Jest to bardzo sprawny mechanizm i sprawdza się wszędzie o ile człowiek nie próbuje go dostosowywać do własnych potrzeb.

W polskich warunkach, zresztą jak i we wszystkich obszarach intensywnie użytkowanych przez ludzi, naturalny system regulacji jest w pewnym stopniu rozregulowany. Paradoksalnie przyczynili się do tego sami myśliwi. Na ten przykład często słyszy się, że jeleniowate albo dziki (są najbardziej dokuczliwe) dokonały zniszczeń w uprawach leśnych czy polnych. Później ci, którym to najbardziej przeszkadza (leśnicy i rolnicy) mówią, że owe zwierzęta bardzo się rozmnożyły i rzeczywiście jest to prawda. Generalnie istnieją dwie przyczyny takiego stanu - baza pokarmowa i brak dużych drapieżników. Za dostarczanie paszy dzikom odpowiadają ludzie. Jeżeli pola blisko lasu są obsadzone kukurydzą czy ziemniakami to przecież wiadomo, że dzik nie będzie szukał całymi dniami jedzenia na wielkim obszarze tylko wyjdzie na pole gdzie ma wszystko przygotowane na miejscu. Po drugie, jest rzeczą niezaprzeczalną, że myśliwi wywożą do lasów tony płodów rolnych: jabłek, marchwi ziemniaków i to bynajmniej nie zgniłych. Mówią, że to wszytko w celu dokarmienia zwierzyny aby nie padała w zimie z głodu. - To jest zarazem ich argument dla obrony łowiectwa: "bo my dbamy o zwierzęta dokarmiając je". Jednocześnie zapominają albo celowo przemilczają fakt, że im więcej pokarmu, tym bardziej dany gatunek się rozmnaża. Później kiedy przychodzi okres polowań, usprawiedliwiają zabijanie w ten sposób: "zwierzyna za bardzo się rozmnożyła i jest konieczne aby ograniczyć ich liczbę. Ponieważ nie ma dużych drapieżników (bo je wcześniej wytłukli) dlatego my teraz spełniamy ich rolę". Jest to więc samonakręcająca się patologia: "najpierw hodujemy zwierzynę dokarmiając ją, a potem biadolimy że jest jej za dużo ". Na dodatek przekonują otoczenie o swoim "bólu serca" gdy muszą do nich strzelać.

Istnieją wreszcie gatunki zwierząt na które dziś nie ma sensu polować np. na ptactwo, bo jaką szkodę mogą wyrządzić słonki czy kuropatwy ?

Myśliwi lubią też powtarzać, że wyrzucanie w lesie warzyw jest właśnie po to, aby zwierzęta nie wychodziły na pola. Czy ten sposób jest skuteczny? Raczej nie bardzo, bo mimo obecności w lesie całej masy smakołyków, sarny i dziki dalej żerują w uprawach.

Oczywiście wiadomo, że nawet gdyby zabronić dokarmiania które jest tylko jedną z przyczyn nadmiernego rozrostu populacji, to i tak z powodu min. intensywnego rolnictwa nie rozwiąże to problemu "nadmiaru" zwierząt. Aby tego dokonać, należałoby zredukować liczbę ludności do rzędu "milionowych" wielkości i dokonać przekształceń społecznych, gospodarczych i kulturowych. Ponieważ jednak nie ma co liczyć na to, że ludzie dobrowolnie wprowadzą te zmiany, dlatego trzeba szukać innych dróg, które będą dostosowane do obecnych realiów.

Sądzę, że większości przeciwnikom polowań nie chodzi o całkowite zlikwidowanie łowiectwa lecz o jego "uzdrowienie". Ja osobiście godzę się na to, że człowiek w pewnych okolicznościach może z czystym sumieniem zabić. Sytuacja kiedy idzie się polować w celu zaspokojenia głodu, jest klasycznym przykładem drapieżnictwa.
Zatem raczej nikt nie będzie miał pretensji do eskimosa czy buszmena że poluje, bo jest mu to przecież potrzebne do życia. Natomiast w krajach wysoko rozwiniętych, rola polowania sprowadza się przede wszystkim do rozrywki. Oczywiście spełnia ono także role "regulatora" populacji niektórych gatunków zwierząt aczkolwiek jest to rola wymuszona przez samych myśliwych. I nie mam tu bynajmniej na uwadze tylko dzików, ale i inne gatunki np. daniele czy muflony gdzie za samą obecność tam gdzie nie powinno ich być, winę ponoszą tylko i wyłącznie myśliwi.

Mnie zależy na tym, aby zniszczyć obecny model łowiectwa tzn. usunąć z niego element rozrywkowy, czyli te przejawy kultury myśliwskiej, które wiążą się z niepotrzebnym sadyzmem i brakiem szacunku dla zwierząt. Trzeba odciąć do niego drogę bandytom i psychopatom którzy lubią sobie postrzelać, tudzież poznęcać się nad żywymi istotami. Zamiast tego, polowania należy pozostawić ludziom uczciwym i zdrowym psychicznie którzy żyli by tylko z tego - i co najważniejsze - aby posiadali szacunek do przyrody.

poranek napisał(a):
K.Biernacka napisał(a):Zadaj sobie te wszystkie pytania mając na myśli ludzi. Zobaczysz, jak świetnie brzmią. Nie tędy droga. Szanując kogoś nie można myśleć o regulacji i mieć na myśli zabijanie.


Problem w tym, że zwolennicy takich regulacji nie uznają analogii z ludźmi. Chciałbym mieć bardziej uniwersalny argument, analogie z ludźmi są przekonujące głównie dla wegetarian.


Jeżeli pycha tych ludzi nie pozwala im uznać tak prostych analogii to już ich problem.