Re: Odzwierzęce i wegańskie?
Tak jak wspomniałem, weganizm z definicji traktuje kwestię wykorzystywania zwierząt i własnej decyzji o unikaniu uczestnictwa w nim arcypoważnie, tym właśnie jest. W obliczu tego moim zdaniem nie każde poczucie, że nie ma się wegańskiego wyboru, jest usprawiedliwione, tzn. godne weganina/weganki. Jak w wielu innych przypadkach, trudno sztywno ustalić takie granice, ale przykład hipochondrii jest chyba prosty do ogarnięcia - to jest schorzenie, nad którym człowiek nie panuje. Jak mówi Encyklopedia PWN: "hipochondria [gr.], med. objaw zaburzeń psychicznych, chorobliwa, przesadna troskliwość o własne zdrowie; typowa dla nerwicy i depresji". Osoba chora traci możliwość wyboru swojego zachowania. Ciekawe, że żeby wyleczyć się z tej choroby, podobno stosuje się mieszankę psychoterapii i odpowiednich leków przeciwdepresyjnych (niech jakiś lekarz mnie ewentualnie poprawi). Jeśli tak, to w tym przypadku, a źródła wspominają nawet o 9 proc. populacji jako o hipochondrykach, dojście do weganizmu jako dosłownie zdrowej możliwości wyboru, wiedzie poprzez użycie leków testowanych na zwierzętach. Alternatywą jest nieleczenie, a więc również korzystanie z tych leków, tyle że nieuzasadnione medycznie i ilościowo większe.
Według zmodyfikowanej definicji, którą zaproponowałem do dyskusji i którą rozważamy w tym wątku, leki są niewegańskie. Nawet wówczas, gdy nie mając innego wyboru (oprócz samobójstwa lub choroby/kalectwa rzecz jasna) musimy je brać.
Jeszcze jedna ważna rzecz: przy wielu okazjach staram się mówić, że definicja weganizmu (ta klasyczna, pochodząca od twórców pojęcia i do dziś używania przez np. The Vegan Society) wyklucza właściwie prywatyzowanie go, chowanie. Dokładniej: mówi o tym, że jest to wybór osobisty powiązany z promowaniem alternatyw wobec produktów odzwierzęcych (i wszystkiego, co w życiu wiąże się z wykorzystywaniem zwierząt). Weganizm powinien się więc wiązać z jakąś formą aktywizmu poza wycofanym, dyskretnym byciem weganką/weganinem we własnej kuchni. Tylko suma wielu wyborów ludzi jest w stanie rzeczywiście znieść przemysły wykorzystujące zwierzęta, a więc osobisty weganizm musi wiązać się z jakimś udziałem w dziele zwiększania tej sumy poza tym, że się jest dla siebie (w ten sposób i nas zmieniono). Wracając do oceny które przekonanie o niemożliwości wegańskiego wyboru jest godne weganina/weganki (innymi słowy: które jest poważne, jak poważny jest weganizm) - znów widać ogromną rolę wzajemnej oceny i krytyki, dyskusji, wpływu jednych na drugich, inspiracji, wychodzenia poza ciasny krąg własnych myśli, antydogmatyzmu jako zasady itd. Zwykłe zwrócenie uwagi innej osobie, że sytuacja braku wyboru jest fikcyjna, że można wybrać weganizm, jest właśnie czymś takim. Np. na tym forum był taki przypadek - ktoś pisał, że na jakimś obozie nie ma możliwości żywić się po wegańsku, a inni podpowiedzieli (podając konkrety), że raczej byłoby to możliwe. Osobie, która zgłaszała się z takim problemem mogło wydawać się, że nie ma możliwości być weganką i nie miało to nic wspólnego z jej złej wolą, raczej z niedoświadczeniem, niewiedzą czy może nieporadnością. Aktywizm innych to zweryfikował.