
Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
Re: Nauczanie szowinizmu
Moskiewska restauracja "Szinok" przenosi gości w świat wiejskiej idylli z najprawdziwszą babuszką i inwentarzem gospodarskim w tle.
Po pewnym czasie zrezygnowano z przewożenia konia windą towarową i zastąpiono go krową o imieniu Sorka. Dwa razy dziennie poczciwa krasula pokonuje trzy piętra - w dół, aby rozprostować kończyny - i w górę, aby wrócić do pracy w restauracji "Szinok". Windę wybudowano specjalnie dla konia, ale zwierzak musiał się wybiegać i potrzebował za dużo wolnej przestrzeni. Cóż, trzymanie konia w mieście w charakterze żywego rekwizytu restauracyjnego nastręcza sporo problemów. Krowa natomiast jest zdecydowanie spokojniejsza i łatwiejsza w opiece. Jednym słowem bydlątko idealnie nadaje się do pracy w gastronomii.
Sorka nie mieszka samotnie w "Szinoku". Ma do towarzystwa kozę, kury, króliki i wróbla-przybłędę. Wiejskim inwentarzem opiekuje się Irina Ostapienko, jedna z pięciu kobiet pracujących w restauracji w charakterze tradycyjnej babuszki. Trudno powiedzieć, który z aktorów wiejskiej sielanki robi największą furorę wśród gości(...)
Stoły, krzesła, zaplecze kuchenne, wiejski przypiecek i goście tworzą kulisy dla najważniejszej części lokalu odgrodzonej specjalną szybą: wiejskiego gospodarstwa, udekorowanego sztucznymi słonecznikami, sadzawką, miniaturowym wiatrakiem, drzewami z plastiku i prawdziwą słomą. Tak wygląda stanowisko pracy Iriny i krowy Sorki.
Krowa pracuje w restauracji przez rok, a potem dostaje zmienniczkę. Tymczasem krągła, niebieskooka Irina ubrana w haftowaną bluzkę, ze sznurem sztucznych pereł wielkości pomidorów na obfitym biuście pracuje w "Szinoku" już dwanaście lat. Wcześniej była fryzjerką, potem znalazła zajęcie w moskiewskim zoo. Teraz do jej obowiązków należy opieka nad inwentarzem restauracyjnym - kobieta głaszcze zwierzęta, karmi je, rozmawia z nim i dwa razy dziennie doi krowę.
(wytłuszczenia - K.Biernacka)
Nazywając zwierzęta "aktorami" znowu nawiązano do rzekomego wolontariatu zwierząt w takich czy innych przedsięwzięciach. Z pewnością mają tu czyściej i więcej przestrzeni życiowej niż w regularnej hodowli, i zdecydowanie więcej plastiku. Warto zwrócić uwagę, że krowa tam przetrzymywana wytwarza mleko (a więc musiała wcześniej urodzić cielę, które jej odebrano) i przebywa w restauracji rok - a więc okres w którym przechodzi laktację, z której korzysta restaurator, a po tym okresie krowa jest sprzedawana (nie wiemy jaki jest jej dalszy los - czy będzie wykorzystana przez kolejny rok na cielęcinę i mleko, czy od razu sprzedana do rzeźni na wołowinę) i na jej miejsce przychodzi następna samica po porodzie do wydojenia przez kolejny rok, której również odebrano potomstwo.
Kolejne krowy są zapewne zewnętrznie do siebie podobne, także nawet stali bywalcy mogą mieć wrażenie, że jest tam cały czas to samo zwierzę. Kto by tam porównywał łaty. Ważne, że do wiadra leci łaciate. Ważne, że można się na krowę bezrefleksyjnie pogapić podczas jedzenia steku. Ważne, że można na tym mleku i gapieniu dodatkowo zarobić oprócz kasy, która wpłynie za sam stek.