Konsekwentny wegetarianizm?
Jak wiemy, najbardziej konsekwenta praktyczna realizacja idei praw zwierzat jest weganizm. Zakladamy, ze nie uzywajac produktow odzwierzecych nie wspieramy ekonomicznie ich wyzysku, a co za tym idzie zmniejszamy oplacalnosc ferm, hodowli itd. Naszla mnie jednak dzisiaj mala refleksja odnosnie konsekwencji wegetarianizmu.
Skupiam sie wylacznie na kwestiach ekonomicznych. Pomijam kwestie czy ktos czuje obrzydzenie na mysl o zjedzeniu jajka itp.
Wegetarianizm zwyklo sie generalnie uwazac za niekonsekwentny. Nie spozywamy miesa, ale jedzac nabial nadal wspieramy finansowo eksploatacje zwierzat. Sprobojmy to jednak przeanalizowac dokladniej. Osoba nie jedzaca miesa, a pijaca np mleko finansuje fermy mleczne, ktore najpierw eksploatuja zwierzeta, a nastepnie posylaja je do rzezni, skad trafiaja na sklepowe polki. Tego elementu wegetarianin jednak bezposrednio nie wspiera bo sam nigdy tego miesa nie kupi. Jesli upraszczajac zalozymy, ze "produkcja" nabialu jest procesem dwuetapowym (wyzysk zwierzecia, a w dalszej kolejnosci jego zabicie) to osoba nie jedzaca miesa przyczynia sie bezposrednio do pierwszego. Pytanie, czy "produkcja" nabialu bylaby ekonomicznie oplacalna gdyby nie etap drugi.
Zalozmy idealistycznie, ze wszystkich ludzi na swiecie udalo sie przekonac do wegetarianizmu. Nikt nie je miesa. Czy w takim wypadku jakakolwiek hodowla zwierzat na mleko, sery czy jaja bylaby oplacalna i mialaby sens? Wyeksploatowane krowy nie trafialby do rzezni bo tych by juz nie bylo. Tym samym hodowcy straca olbrzymia szanse na dalszy zarobek. Pojawia sie tez problem co robic ze zwierzetami juz nieoplacalnymi? Skoro nikt nie je miesa, nie ma ich komu sprzedac. Wszystkie inne wyjscia (lacznie z masowa "utylizacja") beda obciazac finansowo samych hodowcow.
Nie znam statystyk, ale przypuszczam, ze hodowla zwierzat wylacznie na produkty nabialowe bylaby nieoplacalna. Wynikaloby z tego, ze nie jedzac miesa jednoczesnie zmniejsza sie oplacalnosc ferm mlecznych itd. W takim wypadku swiatowy wegetarianizm doprowadzil do plajty wszelka forme hodowli, a tym samym doprowadzil chcac nie chcac do weganizmu.
Nie wiem na ile te nocne rozmyslania sa dla Was zrozumiale i sensowne:)
Skupiam sie wylacznie na kwestiach ekonomicznych. Pomijam kwestie czy ktos czuje obrzydzenie na mysl o zjedzeniu jajka itp.
Wegetarianizm zwyklo sie generalnie uwazac za niekonsekwentny. Nie spozywamy miesa, ale jedzac nabial nadal wspieramy finansowo eksploatacje zwierzat. Sprobojmy to jednak przeanalizowac dokladniej. Osoba nie jedzaca miesa, a pijaca np mleko finansuje fermy mleczne, ktore najpierw eksploatuja zwierzeta, a nastepnie posylaja je do rzezni, skad trafiaja na sklepowe polki. Tego elementu wegetarianin jednak bezposrednio nie wspiera bo sam nigdy tego miesa nie kupi. Jesli upraszczajac zalozymy, ze "produkcja" nabialu jest procesem dwuetapowym (wyzysk zwierzecia, a w dalszej kolejnosci jego zabicie) to osoba nie jedzaca miesa przyczynia sie bezposrednio do pierwszego. Pytanie, czy "produkcja" nabialu bylaby ekonomicznie oplacalna gdyby nie etap drugi.
Zalozmy idealistycznie, ze wszystkich ludzi na swiecie udalo sie przekonac do wegetarianizmu. Nikt nie je miesa. Czy w takim wypadku jakakolwiek hodowla zwierzat na mleko, sery czy jaja bylaby oplacalna i mialaby sens? Wyeksploatowane krowy nie trafialby do rzezni bo tych by juz nie bylo. Tym samym hodowcy straca olbrzymia szanse na dalszy zarobek. Pojawia sie tez problem co robic ze zwierzetami juz nieoplacalnymi? Skoro nikt nie je miesa, nie ma ich komu sprzedac. Wszystkie inne wyjscia (lacznie z masowa "utylizacja") beda obciazac finansowo samych hodowcow.
Nie znam statystyk, ale przypuszczam, ze hodowla zwierzat wylacznie na produkty nabialowe bylaby nieoplacalna. Wynikaloby z tego, ze nie jedzac miesa jednoczesnie zmniejsza sie oplacalnosc ferm mlecznych itd. W takim wypadku swiatowy wegetarianizm doprowadzil do plajty wszelka forme hodowli, a tym samym doprowadzil chcac nie chcac do weganizmu.
Nie wiem na ile te nocne rozmyslania sa dla Was zrozumiale i sensowne:)