Strona 1 z 4

Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 21 cze 2010, o 13:09
przez gzyra
O tym jak się ma jedno do drugiego i że nie jest to to samo, pisaliśmy na forum wiele razy. Czasem się słyszy, że aktywiści promują "wegetarianizm lub weganizm", jakby to były zamienniki. Że nie są można przekonać się - wiem, że nie wszyscy lubią rozważania teoretyczne - w najbliższej pizzerii, zamawiając pizzę wegetariańską (np. z serem w krowiego mleka) i wegańską (bez produktów odzwierzęcych). Chciałbym zacząć ten wątek cytatem:

The term ‘vegetarian’ should not be applied to foods that are, or are made from or with the aid of products derived from animals that have died, have been slaughtered, or animals that die as a result of being eaten. The term ‘vegan’ should not be applied to foods that are, or are made from or with the aid of, animals or animal products (including products from living animals).

Wpadłem na to poprzez serwis evana.org i ich tekst "Better late than never: The European Parliament accepts terms 'vegetarian' and 'vegan'". Czyli Parlament Europejski już widzi różnicę pomiędzy wegetarianizmem i weganizmem, a niektórzy aktywiści - którzy teoretycznie powinni być awangardą - jeszcze nie. No cóż, bosz chroń nas od zachowawczych aktywistów i zachowawczych organizacji.

Czy przystanek "Wegetarianizm" jest konieczny?

PostNapisane: 12 lip 2010, o 12:11
przez AdamZ
W wielu miejscach, w tym na tym forum, podkreślamy że wegetarianizm to tylko krok , przystanek, w kierunku weganizmu.
Adam Kochanowicz w swoim blogu Vegan examiner idzie dalej - sugeruje że ten krok nie jest nam w ogóle potrzebny. Jak to uzasadnia?
W skrócie tak:
====================================================================================================================
More often, animal people are quick to defend making these distinctions with the argument that (1) by denouncing the promotion of vegetarianism one is thereby ostracizing vegetarians themselves and (2) one is somehow "stepping towards" veganism by going vegetarian. As evidence, they cite the fact that many vegans were first vegetarians.
[...]
I am personally one of these vegans who was first a vegetarian. Was I stepping towards veganism as a vegetarian? In fact, I was following the advice of an animal welfare organization who told me (lacto-ovo) vegetarianism was the answer. There was no mentioning of veganism or the significance of consuming non-meat animal products.
The bottom line is that I was lied to. I wanted to address violence and was misled into limiting the kind of violence I supported, rather than the quantity.
[...]
Even if there is a causal link as most would think, this only begs the question of what we ought to be doing as animal rights advocates. For every opportunity we use to promote vegetarianism, why not promote veganism instead?

When I asked this question, I received some very troubling, very elitist responses aligned to the fear of "scaring people away." I believe this comment actually reflects the fear of the person doing the promotion, not the recipient.
[...]
I am sure I would have more success with violent spouses if I asked them to cut down their violence by half than to ask them to stop beating their spouses, yet I am now recommending continued violence.
[...]
Let's also not jump to the conclusion that I am asking we "turn people vegan overnight." I have absolutely no idea why some readers are so motivated to make this argument. There is nothing wrong with incrementalism. There is something wrong when we lie to others thinking telling them the truth later is a better strategy.
====================================================================================================================

Warto przeczytać całość, daje do myślenia. Ja nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu że tak samo jak są jednostki na tyle "oporne" że nigdy nie zrezygnują z jedzenia mięsa tak samo są takie jednostki które nigdy nie zdecydują się na krok z wegetarianizmu na weganizm. Sam znam takie jednostki. Może to nie jest jednak wystarczający powód by namawiać innych tylko do wegetarianizmu.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 10 sie 2010, o 18:07
przez gzyra
John Davis z IVU wspomniał ostatnio o nowej propozycji definicji wegetarianizmu dla potrzeb International Vegetarian Union. Jak możemy przeczytać w tekście "Are you a positive or a negative veg*n?" i komentarzach, dotychczasową:

For the purpose of membership of IVU, vegetarianism includes veganism and is defined as the practice of not eating meat, poultry or fish or their by-products, with or without the use of dairy products or eggs.


miałaby zastąpić ta:

For the purpose of membership of IVU, vegetarianism is defined as living wholly on plant foods, whilst acknowledging that some member organisations may also accept the use of some eggs, honey and/or dairy products.


a nawet - po uwadze jednego z komentarzystów - taka:

For the purpose of membership of IVU, vegetarianism is defined as a living wholly on plant foods with fungi, algae and essential minerals, whilst acknowledging that some member organisations may also accept the use of eggs, honey and/or dairy products.


Uwaga dotyczyła faktu, że mówienie o pożywieniu wyłącznie roślinnym jest bzdurą, bo przecież nawet weganie jedzą grzyby, glony i sól. Była to uwaga podobna do tych, które się wypowiada wobec używania uogólnienia w rodzaju "prawa zwierząt", wskazując natychmiast na gąbki, że też zwierzęta, ale zapewne niezdolne do odczuwania. No i ok, jak precyzja, to precyzja. Ostatnia propozycja zrobiła się więc enumeracyjnie dłuższa, ale wciąż jest jakaś niekompletna, bo nie ma w niej wody. Ciekawa wydaje się sugestia, że powinniśmy pozostać przy "dieta oparta o pożywienie roślinne", ale jak wykluczyć z definicji udział w diecie produktów odzwierzęcych, bo przecież "oparta o" sugeruje brak wyłączności.

Ciekawsze chyba jest to, że IVU zamierza przebudować definicję tak, aby wegetarianizm oznaczał właściwie weganizm jako bazę i normę, z ewentualnym dodatkiem krowiego mleka, jaj itd. w ramach niektórych organizacji zrzeszonych w IVU. IVU musi dokonywać takich zabiegów, bo z zasady jest unią wegetarian, a zapewne widzi wyraźnie, że wegetarianizm akceptujący produkty odzwierzęce jest nie do obrony. IVU mogłoby się nazwać Międzynarodową Unią Wegańską, ale na tę rewolucję jeszcze chyba za wcześnie, zresztą pewnie nie chcą tracić członkostwa organizacji wegetariańskich, które płacą składki. No i pewnie nie chcą "powodować rozłamu", być może w imię hasła "przecież wszystkim nam chodzi o to samo". Może w tym miejscu trzeba przypomnieć, że powstałe w 1944 roku The Vegan Society było jak najbardziej grupą rozłamową. Potrzebowali zdefiniować się inaczej niż ówczesny ruch wegetariański, z którym wchodzili w gorące dyskusje i który nie był zbyt przychylny weganizmowi (vide odmowa publikacji tekstów o weganizmie w wegetariańskiej prasie tamtych czasów). Weganizm, wtedy gdy powstawał, nie był i nie chciał być wegetarianizmem. Jeśli o mnie chodzi, ja dziś też nie chciałbym, żeby nim był. Weganizm jest weganizmem. Wegetarianizm jest wegetarianizmem, jest ogólną nazwą na podgrupy w rodzaju mleko-wegetarianizm, jajo-wegetarianizm, mleko-jajo-wegetarianizm. Wiem, że definicja pojęcia, a jego potoczne rozumienie to dwie różne rzeczy, ale nikt chyba nie powie, że to, co ludzie myślą, lub co im się wydaje, nie ma znaczenia. Kiedy zapytacie na ulicy, czy jajecznica lub naleśniki z serem są wegetariańskie, to ludzie powiedzą, że są. Z drugiej strony: o mięsie ryb też tak powiedzą.

Davis mówi też coś takiego:

Ultimately we should be aiming to abolish words like 'vegetarian' and 'vegan' completely - normality does not need a label, it's the flesh-eaters who should be branded as abnormal.


Podobnie mówią też niektórzy ateiści: "po co mamy się jakoś specjalnie nazywać, to wierni powinni nazwą podkreślać, że w coś wierzą, a my jesteśmy po prostu normalni". Tu nam się rzecz łączy jeszcze na jeden sposób - ateizm jest określeniem negatywnym (a-coś), a jak tytuł tekstu wskazuje, Davisowi chodzi również o to, żeby weg*anizm był definiowany pozytywnie, jako robienie czegoś, a nie nierobienie. Podczas Tygodnia Weganizmu 2009, kiedy miałem wykład o historii weganizmu, mówiłem podobnie.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 10 sie 2010, o 23:31
przez ais
Bardzo dobra zmiana i metoda - można zawęzić znaczenie slowa wegetarianizm, jest to latwiejsze do przepchnięcia, slowo jest juz znane - ktos sie spyta: to co jesz: to sie odpowie, ze produkty roslinne, zero nabiału, jajek itd i powoli sie zakoduje nowe znaczenie tego slowa.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 11 sie 2010, o 02:00
przez Adam Gac
Ja jednak pozostał bym przy terminie weganizm i starał się mocno aby odczarować negatywne konotacje tego słowa w naszym poronionym społeczeństwie. Myślę, że z pewnościa służyłoby dobrze temu gdybyśmy mieli koszulki z napisami Go vegan! oraz Stowarzyszenie Empatia.

Re: Czy przystanek "Wegetarianizm" jest konieczny?

PostNapisane: 11 sie 2010, o 15:01
przez K.Biernacka
AdamZ napisał(a):Adam Kochanowicz w swoim blogu Vegan examiner idzie dalej - sugeruje że ten krok nie jest nam w ogóle potrzebny. Jak to uzasadnia?
W skrócie tak:(...)


Ten tekst Kochanowicza jest moim zdaniem bardzo dobry. Jest w nim parę bardzo ważnych kwestii. Niektóre wytłuściłeś.

Generalnie dla mnie istotne jest to, że pisze, że został najpierw wegetarianinem dlatego, że organizacja prozwierzęca powiedziała mu, że wegetarianizm jest właściwą postawą, jeśli ktoś sprzeciwia się przemocy wobec zwierząt. Zaznaczmy to wyraźnie: organizacja powiedziała mu, że rozwiązaniem jest wykluczenie z diety mięsa, a pozostanie przy diecie zawierającej, oprócz roślin, nabiał i jaja. Kochanowicz ocenia to bardzo surowo i jednoznacznie: okłamano go. On zapewne drążył dalej i doszedł do weganizmu. Ale ilu ludzi pozostaje przy rezygnacji z mięsa i uważa, że odhaczyło sprawę zwierząt? I czy można ich za to winić, skoro upewniły ich w tym organizacje prozwierzęce?

Większość wegan było wegetarianami, to prawda - właśnie z powodu promocji wegetarianizmu.Trzeba niestety dodać, że większość wegetarian jest totalnie odpornych na weganizm, o czym świadczą statystyki. To również jest moim zdaniem "zasługa" kampanii, które powtarzają Meat is murder".

To nieprawda, że promocja weganizmu musi być promocją natychmiastowego skoku na głęboką wodę. Promocja weganizmu ma tę zaletę, że od razu pokazuje jasno i wyraźnie o co chodzi w prawach zwierząt i o co chodzi w instrumentalnym ich traktowaniu. Indywidualna ścieżka refleksji nad tą sprawą i przejścia na weganizm może być stopniowa, ważniejsze by była zdrowa i trwała.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 8 paź 2010, o 10:10
przez K.Biernacka
Na portalu ugotujto, informacja o diecie wegetariańskiej na przykładzie Blogu Zielenina prowadzonego przez Magdę. Jest mowa o zdrowiu i o etyce:

Od co najmniej 7 lat. Nie pamiętam dokładnie, bo nie była to spektakularna decyzja "Od jutra nie jem mięsa!". Mięsa nie lubiłam nigdy, zawsze jadłam go mało, a im byłam starsza tym, bardziej leżał mi na sercu los zwierząt. Czułam się jak hipokrytka biadoląc nad losem zwierząt i jednocześnie jedząc mięso, więc któregoś dnia przestałam to robić.


Niestety okrutny los zwierząt bezpośrednio wynika z eksploatacji na mleko czy jaja, które jednak znajdują się w menu wegetariańskim i są określane jako doskonałe czy godne wykorzystania:

Doskonałym źródłem aminokwasów są również jajka.

Produkcja jaj jest też "doskonałym" źródłem cierpienia i śmierci wielu milionów kur.

Ostatni kamień milowy to witamina B 12. Występuje ona w jajkach, mleku i jego produktach, więc wegetarianie nie muszą jej suplementować.

A czy suplementowanie to jakiś problem? Gdyby zechcieli suplementować, mogliby odciąć się od produkcji jaj i mleka, które przekłada się na tyle cierpienia i śmierci.

Nie, wegetarianizm to nie to samo co weganizm.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 12 paź 2010, o 01:24
przez karis
Owszem, te dwa pojęcia nie są jednoznaczne, powiem więcej: bardzo się od siebie różnią. Jednak myślę, że przejście na weganizm jest dużo poważniejszym krokiem od wyeliminowania z diety jedynie mięsa.
Jestem wegetarianką od prawie pięciu lat. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem przejścia na weganizm i w związku z tym zbadałam temat nieco dogłębniej. Myślę, że czytający mój post weganie zgodzą się ze mną - można zaryzykować twierdzenie, że taka dieta wywraca cały dotychczasowy styl życia do góry nogami. Jest to bardzo poważny krok, znacznie poważniejszy niż przestawienie się z diety mięsnej na wegetariańską. Myślę, że mięsożercy, którzy zetknęli się z argumentami organizacji pro-zwierzęcych, łatwiej zaakceptują wyeliminowanie z diety jedynie mięsa, co nie oznacza że w późniejszym czasie nie zrezygnują także z nabiału i jaj. Co by tu nie mówić, już sam wegetarianizm, mimo że jest małym kroczkiem naprzód, może dużo zmienić w mentalności człowieka i sposobie postrzegania przezeń tematu. Dlatego też rozumiem propagację wegetarianizmu, choć nie uważam by rzeczywiście wegetarianin nie przyczyniał się do cierpienia zwierząt. Powinno się od początku jasno i wyraźnie podkreślać, czym są dla zwierząt masowe hodowle wykorzystujące je do produkcji nabiału i jaj. Doświadczenie uczy, że małe kroczki są znacznie pewniejsze niż skok na głęboką wodę.
Kolejną rzeczą jest znacznie mniejsza dostępność produktów wegańskich. Dla chcącego nic trudnego, rzeczywiście, jednak dla niektórych ludzi mogłoby stać się to uciążliwe, gdyby od razu na starcie musieli kombinować z produktami wegańskimi. Wegetarianin ma możliwość rozejrzeć się za taką żywnością, wdrożyć w temat, mając jednocześnie okazję do kupowania w normalnych sklepach.
A tu już moje prywatne przemyślenie - nie przekonują mnie wysokie ceny produktów wegańskich, biorąc pod uwagę że nie osiągnęłam jeszcze samodzielności finansowej, a moi rodzice nie należą do osób majętnych.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 12 paź 2010, o 04:17
przez AdamZ
karis napisał(a):Doświadczenie uczy, że małe kroczki są znacznie pewniejsze niż skok na głęboką wodę.


Tylko dobrze wiedzieć gdzie się tymi małymi kroczkami chce dojść.

Re: Weganizm a wegetarianizm

PostNapisane: 12 paź 2010, o 13:34
przez K.Biernacka
karis napisał(a):Owszem, te dwa pojęcia nie są jednoznaczne, powiem więcej: bardzo się od siebie różnią. Jednak myślę, że przejście na weganizm jest dużo poważniejszym krokiem od wyeliminowania z diety jedynie mięsa.

oczywiście, na pewno się różnią i pod względem implikacji etycznych i z czysto praktycznego punktu widzenia
Jestem wegetarianką od prawie pięciu lat. Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem przejścia na weganizm i w związku z tym zbadałam temat nieco dogłębniej. Myślę, że czytający mój post weganie zgodzą się ze mną - można zaryzykować twierdzenie, że taka dieta wywraca cały dotychczasowy styl życia do góry nogami. Jest to bardzo poważny krok, znacznie poważniejszy niż przestawienie się z diety mięsnej na wegetariańską.

To zależy. Pozostając teraz tylko na poziomie diety można sobie rozważyć sprawę tak: jeśli ktoś je dużo mięsa, to oczywiście trudniej będzie mu je wyeliminować z diety. Ale są osoby, które jedzą mięso, ale konsumują go mało, raz czy dwa razy w tygodniu i wtedy sprawa jest łatwiejsza.

Podobnie z przejściem z diety wegetariańskiej na wegańską. Dieta wegetariańska wegetariańskiej nierówna. Ktoś mógł np. wyrzucić z diety mięso i zastąpić je kolejnymi produktami odzwierzęcymi - np. miejsce kotleta na talerzu zajęły sadzone jajka lub smażony krowi ser. Ktoś inny zamiast tego wstawił kotleciki z soczewicy czy kotlety sojowe. Podobnie z tym co na chlebie - zamiast szynki ktoś wstawił żółty ser krowi ale mógłby pasztet z fasoli. Używanie tłuszczów w diecie wegetariańskiej też jest różne - jeden używa olejów i oliwy, drugi wszędzie wsadza masło i śmietanę. Tak więc są wegetarianie bardziej i mniej "roślinni". Tym bardziej "roślinnym" łatwiej przeskoczyć na weganizm - i to nie jest - szczególnie jeśli mowa o jedzeniu w domu - kwestia przeskakiwania wyższych cen, ale bardziej zmieniania przyzwyczajeń. Przejście na dietę wegańską można więc robić stopniowo - tak z diety wszystkożernej jak i wegetariańskiej - mając na uwadze po prostu zwiększanie roślinnych dań, produktów na kanapki i sposobu przyrządzania jedzenia - z użyciem tłuszczów roślinnych.

Myślę, że mięsożercy, którzy zetknęli się z argumentami organizacji pro-zwierzęcych, łatwiej zaakceptują wyeliminowanie z diety jedynie mięsa, co nie oznacza że w późniejszym czasie nie zrezygnują także z nabiału i jaj. Co by tu nie mówić, już sam wegetarianizm, mimo że jest małym kroczkiem naprzód, może dużo zmienić w mentalności człowieka i sposobie postrzegania przezeń tematu. Dlatego też rozumiem propagację wegetarianizmu, choć nie uważam by rzeczywiście wegetarianin nie przyczyniał się do cierpienia zwierząt. Powinno się od początku jasno i wyraźnie podkreślać, czym są dla zwierząt masowe hodowle wykorzystujące je do produkcji nabiału i jaj. Doświadczenie uczy, że małe kroczki są znacznie pewniejsze niż skok na głęboką wodę.
Kolejną rzeczą jest znacznie mniejsza dostępność produktów wegańskich. Dla chcącego nic trudnego, rzeczywiście, jednak dla niektórych ludzi mogłoby stać się to uciążliwe, gdyby od razu na starcie musieli kombinować z produktami wegańskimi. Wegetarianin ma możliwość rozejrzeć się za taką żywnością, wdrożyć w temat, mając jednocześnie okazję do kupowania w normalnych sklepach.

Czym innym są małe kroczki w indywidualnym dostosowaniu swojego trybu życia do posiadanej wiedzy i zweryfikowanych przekonań a czym innym propagowanie przez organizacje prozwierzęce diety bezmięsnej jako diety bez okrucieństwa czy wegetarianizmu jako zamiennika weganizmu. Niestety, wegetarianizm nie jest dietą bez okrucieństwa, bo jest ściśle związany z hodowlą, eksploatacją i zabijaniem zwierząt w związku z produkcją mleka i jaj. I, niestety, skupianie się w promocji wegetarianizmu na związku mięsa z okrucieństwem spycha w głęboki cień kwestię innych form eksploatacji i tworzy zastępy ludzi, którzy - jak najbardziej z dobrej woli - chcąc odciąć się od okrucieństwa, dalej przykładają do niego rękę - przekonani, że zrobili już co do nich - moralnie - należy.

Wielu wegetarian, właśnie dlatego, że utwierdzili się w przekonaniu, że zrobili co było trzeba, bardzo niechętnie patrzą na weganizm, na zasadzie "czego jeszcze ode mnie chcecie?" i nie chcą po raz drugi w swoim życiu pochylić się nad tematem rzeźni - wcale się nie dziwię, bo temat jak wszyscy wiemy jest dramatyczny. Dlatego myślę dziś - ja też weryfikuję swoje poglądy, że przekaz organizacji powinien być prosty i jednoznaczny, zaś realizacja weganizmu w życiu prywatnym - to już kwestia wyboru wielkości, ilości i tempa kroków.

W dzisiejszym społeczeństwie, gdzie znakomita większość produktów codziennego użytku pochodzi z trzeciej, czwartej czy dwudziestej piątej ręki i jest wynikiem masowej produkcji, 99,9% produktów odzwierzęcych pochodzi z eksploatacji zwierząt, o której często mało wiemy albo o której nic nie chcemy wiedzieć. Ta eksploatacja może być mniej lub bardziej intensywna, ale eksploatacją być nie przestaje. Jest związana z cierpieniem zwierząt i ich masowym i systematycznym zabijaniem i sprowadzaniem na świat kolejnych zastępów do wykorzystania i zabicia. W tak sformułowanej rzeczywistości, nie ma czegoś takiego jak jaja czy wełna pozyskiwane bez okrucieństwa. Jest produkcja. Zwierzęta są jednostkami produkcyjnymi, narzędziami do celu i ich warunki życia, przestrzeń życiowa, zdrowie, psychiczny komfort, relacje z innymi zwierzętami, członkami stada, rodziny czy wreszcie ich życie - wszystko to jest podporządkowane uzyskaniu określonych produktów po konkurencyjnych rynkowo cenach. Podporządkowane, znaczy z założenia mniej ważne, lekceważone. W takiej rzeczywistości, wegetarianizm pojmowany jako sposób życia, w którym odrzuca się tylko mięso i skóry a kontynuuje się regularną konsumpcję innych produktów eksploatacji zwierząt jest oczywiście praktycznie możliwy i łatwiejszy od weganizmu, ale z etycznego punktu widzenia niestety nie ma racji bytu.

Napisałam 99,9% produktów pochodzi z eksploatacji zwierząt. Czyli, że mogę sobie wyobrazić produkty odzwierzęce niepochodzące z eksploatacji? Tak - ale jest ich bardzo mało i nie stanowiłyby podstawy do wegetarianizmu rozumianego tak, jak napisałam powyżej. Co by to np. było?

Mogę sobie wyobrazić sytuację, że ratuję parę kur, one mieszkają u mnie i od czasu do czasu podkradnę im jajko. Było by to zatem jajko od czasu do czasu. Cały rok? Niekoniecznie - bo przecież kury niestymulowane paszą i sztucznym światłem znoszą jajka głównie w okresie wiosenno letnim (dlatego na wsiach są często zabijane przed zimą). Ale czy codziennie jajecznica? Nie, aż tyle jajek by nie było bez tej stymulacji i bez wielkiego stada. Gdybym się miała jeszcze z kimś podzielić, to takie jajko byłoby rzadkością.

Mleko krowie? Musiałabym adoptować krowę w ciąży albo z cielakiem i gdyby to nie było ze szkodą dla cielaka i gdyby krowa nie wyrażała niezadowolenia, mogłabym sobie parę kubków udoić w trakcie okresu laktacji. Ale potem, laktacja by się skończyła, a ja musiałabym pilnować, by mieć środki na utrzymanie adoptowanej krowy i jej dziecka. Nie byłoby najlepszym pomysłem pozwolić im się rozmnażać, bo przecież mogłabym w miejsce kolejnego potomka zaadoptować inne zwierzę. Tym samym skończyłoby się na krótkim podpięciu się jak drugie dziecko krowy w okresie tej jednej laktacji.
Jak widać nie jest to propozycja ani na regularną konsumpcję mleka czy jaj, ani nie jest łatwiejsza niż weganizm.

Pozyskiwanie mleka i jaj, które byłoby regularne i masowe i nie było związane z eksploatacją i zabijaniem zwierząt jest po prostu niemożliwe. Dlatego proponowanie diety roślinno-mleczno-jajecznej jako sprzeciwu wobec okrucieństwa wobec zwierząt jest kompletnym nieporozumieniem.

A tu już moje prywatne przemyślenie - nie przekonują mnie wysokie ceny produktów wegańskich, biorąc pod uwagę że nie osiągnęłam jeszcze samodzielności finansowej, a moi rodzice nie należą do osób majętnych.

Cena większości produktów wegańskich, a więc warzyw i owoców, szczególnie sezonowych, zbóż nie jest wysoka. Z praktycznych półproduktów - kotlety sojowe, krajanka i granulat są tanie, łatwe w przechowywaniu i mogą stanowić bazę do wielu pożywnych dań. Niektóre produkty są droższe to fakt, ale można mieć ich mniej w diecie. Ja np. stawiam na mleko sojowe z wit D2 i wapniem i tofu - to główne rzeczy z tych droższych które kupuję regularnie, pozostałe od czasu do czasu.

Bardzo fajnie, że myślisz o weganizmie i badasz temat - to właśnie jeden z dobrych kroków ;)