A warto spojrzeć na kontrargumenty, bo prawda zazwyczaj jest bardziej skomplikowana niż chcieliby tego poszczególni naukowcy/autorzy.
Jakie kontrargumenty? Żadnych nie podałeś.
Wręcz przeciwnie, wyobrażam. Jak sama pisałaś kultura ma duży wpływ na postawy, oceny i zachowanie. To, że ludzie w średniowieczu doświadczali śmierci na co dzień i jakoś musieli z tym żyć, to jedno. Natomiast uczucia i relacje matka-dziecko, to drugie. Oba te aspekty się przenikają, ale nie wykluczają.
Podaj proszę źródło tego twierdzenia, bo Twoja intuicja to trochę mało. Historia myśli społecznej jasno pokazuje, że do czasów Rousseau nie było w naszych rejonach czegoś takiego jak więź matki z dzieckiem, nie musisz nawet iść do biblioteki żeby o tym poczytać, wklep Rousseau w wyszukiwarkę a wyskoczy Ci np.:
http://www.englishstory.pl/tekst/_op/smdo//237.html„W tym czasie, około 1760 roku, rozpoczęła się we Francji propaganda filozofów (oraz urzędników i lekarzy, a nawet policjantów) mająca na celu nakłonienie rodziców - przede wszystkim matek - do większej troskliwości i dbałości o własne dzieci. Propaganda ta dotyczyła nie tylko karmienia piersią (ówczesne matki rzadko same karmiły swe dzieci - powszechne było oddawanie noworodków mamkom), ale i innych przejawów rodzicielskiej (a zwłaszcza macierzyńskiej) troskliwości, w tym również stosowania powijaków (pasów z płótna, którymi owijano niemowlęta tak szczelnie, że nie mogły się właściwie poruszać). Pojawiły się wówczas liczne publikacje, z wydanym w 1762 roku Emilem Jana Jakuba Rousseau na czele, nakazujące matkom, by osobiście zajmowały się swoimi dziećmi, karmiły je piersią, wychowywały i... kochały. Swoją drogą ciekawe, że pionier i wielki orędownik miłości rodzicielskiej oddał pięcioro swoich własnych dzieci do sierocińca...
Pod koniec XVIII wieku zaczęto więc wymagać od matek miłości i dbałości o swoje dzieci. Potrzeba było jednak kolejnych stu lat, by zalecenia te zaczęto stosować w praktyce, tj. by dzieci były otaczane miłością i troską. Jak już wspomniano, głównym, niezaprzeczalnym powodem obojętności rodzicielskiej była bardzo wysoka śmiertelność niemowląt. Obojętność tę tłumaczono również brakiem kategorii dzieciństwa oraz brakiem wrodzonego instynktu macierzyńskiego.”
Kultura wpływa zarówno na to czy uważamy dzieci za ludzi wartych zainteresowania, ile chcemy mieć dzieci, kiedy chcemy rodzić dzieci, czy w ogóle chcemy, jakiej płci i koloru skóry chcemy, od którego momentu i na jakich warunkach je kochamy… Kultura wpływa na wszystkie nasze zachcianki - także te związane z dziećmi. Obejrzyj np.
http://alterkino.org/kiedy-w-indiach-ro ... ziewczynka i zobacz jak różne w dzisiejszym świecie są warunki na których kochamy dzieci.
dlaczego więc WSZYSTKIE gatunki zwierząt się rozmnażają? Dlatego, że zostały poddane treningowi kulturowemu? Czy zadałaś sobie kiedyś trud, żeby zajrzeć do podręczników z psychologii ewolucyjnej i zobaczyć co badania z tego obszaru wnoszą do dyskusji? Albo chociaż 'Samolubny gen' Dawkinsa? Polecam.
Gdyby kobiety przywiązywały się do dzieci i samej idei ich posiadania tylko pod wpływem kultury, to zapewne nasz gatunek nie przetrwałby do dzisiaj (kultura wyrosła na biologii i psychologii, a nie odwrotnie). Noworodek to ogromne wyzwanie i inwestycja - w przypadku człowieka. Gdyby ewolucyjnie nie wykształciły się w ludziach uczucia i emocje, żadna samica nie znosiłaby niepotrzebnego trudu czy poświęcała życia za swoje dziecko.
Ale nasz gatunek przetrwał właśnie dzięki popędowi płciowemu, a nie chęci posiadania dzieci. Do dziś to „wpadki” stanowią znaczną większość przyczyn urodzenia się człowieka, nawet w rozwiniętych społeczeństwach. Rozmawiamy cały czas o „instynkcie macierzyńskim” w rozumieniu chęci posiadania potomstwa zanim w ogóle zostało ono poczęte? Naprawdę uważasz że ludzie i zwierzęta rodzą się dlatego że dwoje istot patrzy sobie w oczy i myśli „Chcę stworzyć cud życia z siebie i Ciebie, chcę aby nasze dziecko miało twoją twarz/wąsy/rogi/dziób itd.?” Przecież na pierwszy rzut oka widać, że zachcianka jest czysto kulturowa, jakiś nikły procent istot na ziemi powstał z takiej potrzeby. Rozmnażamy się przecież tak samo jak zwierzęta, bo czujemy popęd płciowy którego produktem ubocznym jest ciąża, za seks dostajemy od natury nagrody (przyjemność). Większość zwierząt i część ludzi nie łączy w ogóle faktu przyjemności ileśtam miesięcy wcześniej, z tym co stało się potem. To, że potrafimy zrozumieć skąd biorą się dzieci, powoduje że przez większość naszego życia zapobiegamy ich powstaniu. Zaspokajamy swój popęd seksualny ale zapobiegamy niechcianym przez nas konsekwencjom tego popędu właśnie dlatego że są one dla nas kosztowne i nieprzyjemne. Nawet Ci, którzy chcą mieć dzieci, gdy osiągają liczbę którą chcieli, zaczynają się zabezpieczać przed kolejnymi. To jasny dowód że to popęd seksualny jest naturalnym instynktem i potrzebą, a chęć dziecka występuje albo nie, zależnie od wielu innych czynników.
Dlaczego akurat przytaczasz Samolubny gen? W nim nie ma dowodu na istnienie instynktu macierzyńskiego w rozumieniu europejskim, chyba że coś przeoczyłam? To, że Dawkins opisuje pewne reguły używając słów że jednostka np. „coś planuje czy chce”, nie oznacza że dosłowne planowanie i chcenie ma na myśli. Dawkins wielokrotnie w tej książce zastrzega żeby nie rozumieć jego wypowiedzi w sposób dosłowny, np. na początku rozdziału 8:
„słowo „pupil” nie niesie za sobą żadnych emocjonalnych konotacji, pod słowem zaś „powinna” nie kryją się żadne nakazy moralne. Matka jest dla mnie maszyną zaprogramowaną tak, by czyniła wszystko, na co ją stać, w celu rozsiewania kopii obecnych w niej genów. Ty i ja jesteśmy ludźmi i wiemy, czym jest świadomość celów, toteż jako metafor służących opisowi zachowania maszyn przetrwania wygodnie jest mi używać wyrażeń określających działanie celowe”
Dawkins personifikuje gen i personifikuje organizm co powoduje pewien zamęt, sugerując że organizm coś planuje albo kalkuluje w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jednak jak sam podkreśla opisując sytuację karła który ofiarnie i dobrowolnie umiera „ Nie zakłada się tu, że karzeł podejmuje decyzję i wybiera to, co sprawi mu przyjemność. Zakłada się natomiast że jednostki w darwinowskim świecie
jak gdyby wykonują obliczenia, by ustalić, co byłoby lepsze dla ich genów”
Dawkins sam jednak mówi coś bardzo pozytywnego i raczej opowiadającego się za współczuciem i budowaniem kultury altruistycznej pomocy, nie zachęca nas raczej byśmy zachowywali się tak jak „zachowują się” geny.
„przesłanie Samolubnego genu głosi, że nie powinniśmy naszych wartości wysnuwać z darwinizmu, a jeśli już, to ze znakiem przeciwnym. Nasze mózgi wyewoluowały do tego stopnia, że jesteśmy w stanie przeciwstawić się naszym samolubnym genom. Fakt, ze korzystamy ze środków antykoncepcyjnych jest najlepszym tego dowodem. Ta sama zasada mogłaby się okazać skuteczna również i na szerszą skalę”
Czy „Jeszcze jedną cechą, właściwą przypuszczalnie wyłącznie człowiekowi, jest zdolność do autentycznego, bezinteresownego altruizmu (…)
Mamy moc przeciwstawienia się samolubnym genom, z którymi przyszliśmy na świat, a jeśli trzeba, także samolubnym memom, którymi nas indoktrynowano. Możemy nawet zastanowić się nad sposobami świadomego kultywowania i rozwijania czystego, bezinteresownego altruizmu – czegoś, co w naturze nie występuje, czegoś, czego nigdy przedtem w całej historii świata nie było. Zostaliśmy zbudowani jako maszyny genowe i wychowani jako maszyny memowe, ale dana jest nam siła przeciwstawienia się naszym kreatorom. My, jako jedyni na Ziemi, możemy zbuntować się przeciw tyranii samolubnych replikatorów”
Oraz „ Wygląda na to, że Rose i jego koledzy zarzucają nam, iż zjedliśmy ciastko, a mimo to wciąż je mamy. Możemy być „genetycznymi deterministami” albo wierzyć w istnienie „wolnej woli”; obu tych rzeczy naraz wyznawać nam nie wolno. Rzecz w tym, że „genetycznymi deterministami” jesteśmy tylko w oczach Rose’a i jego kolegów – mówię to, jak sądzę, zarówno w imieniu swoim jak i profesora Wilsona. Nie rozumieją oni (trudno w to uwierzyć, jednak na to wygląda) iż
nie ma żadnej sprzeczności w utrzymywaniu, że geny wywierają statystyczny wpływa na ludzkie zachowania i jednoczesnym żywieniu przekonania, że inne wpływy mogą go zmodyfikować, przewyższyć lub odwrócić. Wszelkie wzorce zachowań, które wyewoluowały w drodze doboru naturalnego, z pewnością podległe są statystycznemu wpływowi genów. Mniemam, że Rose i jego koledzy zgodzą się, że popęd płciowy człowieka powstał na drodze doboru naturalnego, w taki sam sposób, jak wszystko, co drogą doboru naturalnego kiedykolwiek powstało. Muszą więc się zgodzić, że istnieją geny wpływające na popęd płciowy – w tym samym sensie, w jakim geny wpływają na cokolwiek innego. Niemniej, bez żadnych, jak sądzę, kłopotów powściągają oni swój popęd płciowy, jeśli jest to wskazane z punktu widzenia społecznego. Cóż w tym dualistycznego? Oczywiście nic. I nie bardziej dualistyczne jest moje wezwanie do rebelii „przeciw tyranii samolubnych replikatorów” My, to jest nasze mózgi, jestesmy dostatecznie odrębni i niezależni od naszych genów, by się przeciw nim zbuntować. Robimy to na małą skalę za każdym razem, gdy stosujemy środki antykoncepcyjne. Nie widzę powodu, byśmy nie mogli zbuntować się przeciwko nim również w większym wymiarze.”
Z tej książki można też wyczytać że Dawkins raczej popiera ideę wstrzymywania się od rozrodu, tak przynajmniej odbieram dwa długie fragmenty rozdziału "planowanie rodziny" gdzie pisze m.i. o dramatycznych skutkach przeludnienia naszej planety. Obalając teorię Wynne- Edwardsa pisze przy okazji wyraźnie, co myśli o przyroście populacji ludzi który obecnie mamy na ziemi: że jeśli nie powstrzymamy się od rozrodu to czeka nas głód, epidemia albo wojna, nie powstrzymuje się też przed wyrażaniem własnego niepochlebnego zdania na temat osób które zachęcają ludzi do rozrodu.
Gdyby natura nie chciała by człowiek się rozmnażał, zrobiłaby to inaczej [analogicznie gdyby natura nie chciała, żeby były drapieżniki pożerające inne organizmy, też by to zrobiła inaczej].
Czyli nie ma sensu starać się być dobrym dla innych ludzi i innych gatunków bo „tak chciała natura”? Mało przekonujące. Sama jestem weganką, mimo że wiem iż człowiek jest z natury wszystkożerny i dobrze trawi mięso. Wiem też że mięso jest smaczne. Ale są ważniejsze dla mnie sprawy takie jak dobro drugiej istoty. Analogicznie – mam macicę, lubię seks, lubię dzieci i w TV mówią że posiadanie ich jest przyjemne. Ale to nie znaczy, że zrobię sobie dziecko do kochania będąc świadoma, że odbędzie się to kosztem śmierci innych ludzi i zwierząt.
Oceny pośrednio i bezpośrednio kierowane pod moim adresem, także w tym poście, a najbardziej aroganckie to chyba porównania do nazizmu czy faszyzmu ...
Ale to autor słów z Krytyki Politycznej nazwał propagowanie rozrodu w ten sposób, ja tylko się z nim zgodziłam i zacytowałam: „Lewica powinna być niezwykle uczulona na dyskurs o „kryzysie demograficznym” czy „starzeniu się społeczeństwa”. Pojawianie się takich wypowiedzi jest symptomem wbudowanego w dominującą wyobraźnię polityczną głębokiego rasizmu.”