Re: Niekonsekwencja wegan
K.Biernacka napisał(a):Wracając do meritum, czyli kwestii niekonsekwencji wegan, to muszę powiedzieć, że mam raczej ambiwalentny stosunek do tych rozważań. Z jednej strony rozważania jako takie są interesujące i mogą prowadzić do korzystnych wniosków/zmian - np. ulepszenia/zmiany teorii, polepszenia praktyki. Z drugiej strony, mogą też prowadzić na manowce gonienia własnego ogona, albo czynności kompulsywnej, swoistego onanizmu intelektualnego. który pełna zgoda, może być bardzo przyjemny ale z którego dziecka nie będzie.
Mogę powiedzieć w swoim imieniu: mnie takie rozważania są potrzebne głównie po to, żeby podjąć decyzje o praktyce. Poranek bardzo słusznie zauważył niekonsekwencję, chociaż oczywiście nie każde wytknięcie niekonsekwencji ma podobną wartość, a konsekwencja jako taka nie nie musi być dobra, choćby wtedy, kiedy jest konsekwentnym pomnażaniem zła lub nawet i dobra, ale takim, które w - no właśnie - konsekwencji, prowadziłoby do przeciwnego skutku, czyli zła.
Gdyby nad tym problemem dyskutował ktoś, dla kogo rozważania nie mają odniesienia do jego życia i jego rzeczywistości, rozmowa miałaby inny smak. Wciąż jednak mogłaby być ważna dla kogoś, kto byłby świadkiem takiej dyskusji. Nie sądzę, żeby poprawność argumentu zależała od tego, czy ktoś jest weganinem, czy nie. Na pewno nie weganin może mieć inne intencje prowokowania takiej dyskusji, może np. chcieć rozmontować lub poddać w wątpliwość sens teorii i chcieć spowodować jej porzucenie. W każdym razie, dzieckiem takich rozważań może być albo własne, albo czyjeś potomstwo.
Nie sądzę też, żeby temat dyskusji był błahy. Jako że nie umiem wykluczyć, że owady mają status moralny i przyjmuję domniemanie, że są zdolne do odczuwania, każda taka dyskusja jest dla mnie ważna. W ogóle temat owadów jako zwierząt o (domniemanym) statusie moralnym ma kolosalne znaczenie - jest ich ogromna liczba, większość zwierząt. Teoria praw zwierząt, która nie rozważa ich obecności i statusu jest kanapową filozofią lub też zabawą w kącie sali gimnastycznej. W kucki. Teoria, która udaje, że nie widzi problemu, jest budowaniem zamku na piasku. Jedną z rzeczy, które moim zdaniem powinniśmy bardzo energicznie robić, jest zdobywanie wiedzy na temat zdolności owadów. Tylko dzięki temu będziemy mogli dowiedzieć się na ile poważne rzeczy rozpatrujemy i ile praktyki ma z tego wynikać.
Mam podejrzenie, że nie chcemy tego robić ochoczo, ponieważ ewentualne konsekwencje poważnego potraktowania tego problemu - poszukiwań wiedzy o owadach i włączenie jej w spójną teorię i praktykę - są dla nas niewygodne. Wolimy mówić: to drugorzędny problem. Jednak w ten sposób przyjmujemy już założenie, że jest drugorzędny. A my mamy dopiero się dowiedzieć, czy jest.
To, że dotychczasowe teorie praw zwierząt marginalizowały problem owadów nie jest żadnym usprawiedliwieniem naszego bagatelizowania i żadnym alibi. Wspominałem, że Regan wydaje się być otwarty na uznanie owadów za podmioty życia, w każdym razie rozumie, że problem jest nie do zignorowania. Mam nadzieję, że w kolejnej książce, którą zdąży napisać, pochyli się nad nim. Jego postawa mi się podoba, to jest intelektualna uczciwość nawet w obliczu perspektywy trudnych konsekwencji własnej teorii. Trudna konsekwencją oczywiście mogłoby być uznanie za równie niedopuszczalne jak picie krowiego mleka czy jedzenie mięsa, np. deptanie podmiotów życia w ramach niekoniecznej formy relaksu, jaką chyba jest spacer po lesie.