K.Biernacka napisał(a): (1)Czyli Ty poranku, jeśli dobrze rozumiem, nie jesteś "miodofobicznym weganinem" chodzącym do parku, aby depcząc po mrówkach "popatrzeć na młode dupy". Jakie postępowanie preferujesz i praktykujesz?
poranek napisał(a):(1)Moja osoba nie jest przedmiotem tej dyskusji, panienko Katarzyno. Proszę się odnieść ad rem, a nie ad hominem. Czy widzisz jakieś błędy w moim rozumowaniu - a jeśli nie, to jak wytłumaczysz niekonsekwencję weganizmu?
gzyra napisał(a):Wiesz co, Twoja odpowiedź lepiej by zabrzmiała bez tej "panienki". Dlaczego piszesz do Kaśki w ten sposób?
poranek napisał(a):Jestem staromodnym dżentelmenem i tytuł "panienka" wyraża w moich ustach szacunek. W Kaśce jestem prawie zakochany, więc niezasadne są podejrzenia o lekceważenie tej niebiańskiej istotki.
Pisząc powyższe (1) dałam przykład w cytatach Twojej poranku "dżentelmenerii". Tak więc nie wiem, z czym dokładnie ją identyfikujesz, czy bardziej z protekcjonalnym patriarchalizmem czy też może może w kierunku kolonialnej jowialności, tak czy owak ja osobiście preferuję zwykłą kulturę osobistą i obycie z przynajmniej podstawami poprawności politycznej podszytymi akceptacją dla praw człowieka (czy ten jest biały, czarny, płci żeńskiej czy męskiej). Miej to na względzie przynajmniej, żebyśmy mogli cieszyć się wspólnie dobrym poziomem tego forum. No i rekomendowałabym powrót do "ad rem", poranku tak jak sam mówiłeś. Coś brak Ci w tym konsekwencji - nie chcesz się przyznać czy jesteś weganinem, a na talerzu kładziesz stan swoich uczuć tudzież wytykasz mi moje pochodzenie?
Wracając do meritum, czyli kwestii niekonsekwencji wegan, to muszę powiedzieć, że mam raczej ambiwalentny stosunek do tych rozważań. Z jednej strony rozważania jako takie są interesujące i mogą prowadzić do korzystnych wniosków/zmian - np. ulepszenia/zmiany teorii, polepszenia praktyki. Z drugiej strony, mogą też prowadzić na manowce gonienia własnego ogona, albo czynności kompulsywnej, swoistego onanizmu intelektualnego. który pełna zgoda, może być bardzo przyjemny ale z którego dziecka nie będzie.
Kwestia konsekwencji/niekonsekwencji wegan na przykładzie owadów jest trochę takim przykładem dyskusji na krawędzi sensu. Tak w sensie prostszych układów nerwowych i wątpliwości jakie wzbudza kwestia świadomości i zdolności do cierpienia u tych zwierząt jak i ich wszechobecności i często niewielkich rozmiarów, które czynią uniknięcie ich przypadkowego zabijania praktycznie niemożliwe. Ale również w tym sensie, że konsekwencja jest czymś złożonym, nie da się powiedzieć, że jest jednoznacznie cnotą o zaletą, choć niewątpliwie na pierwszy rzut oka prezentuje się pozytywnie.
Wyobraźmy sobie konsekwencję w przypadku negatywnych wyborów. Idę wydeptaną ścieżką w lesie. Zdaję sobie sprawę z faktu, że pod moimi butami zginą owady, których nie zauważę, lub te, których nie zdążę ominąć. Mogę sobie powiedzieć: no tak, czy tego chcę czy nie, nie uniknę zabijania owadów: przecież nawet gdybym zrezygnowała ze spacerów po lesie, to przecież przemieszczam się do pracy; a nawet gdybym przestała przemieszczać się do pracy, owady giną podczas produkcji roślin, które spożywam. W związku z tym, gdy zobaczę ślimaka czy żuka – kierowana konsekwencją – mogę powiedzieć sobie, no tak skoro i tak mam na swoim „koncie” szereg owadzich żywotów i skoro w przyszłości zdarzą się kolejne śmierci, to lepiej będzie, jeśli nadepnę na tego ślimaka i tamtego żuka, żeby konsekwencji stało się zadość. Mogę też pomyśleć sobie, że mrówka, ślimak, żuk to zwierzęta. Dlaczego ograniczać się do owadów.
Pociąg do konsekwencji jako takiej może prowadzić do eskalacji zła/cierpienia. Konsekwencja jawi się jako imperatyw i estetycznie pożądane rozwiązanie. Ale życie nie jest przecież łowicką wycinanką idealnie dopasowaną do założonego wzoru.
Myślę, że ważniejszą od konsekwencji jest jakość ogólnych założeń i świadomość, że nie istnieją one w teoretycznej próżni, tylko realizują się w strefie ziemskiej grawitacji. Innymi słowy, że dotyczą konkretnych sytuacji, osób, miejsc, stanów psychicznych, itp. Stąd świadomość, że nie unikniemy niedoskonałości, wyjątków, przesunięć, lokalnych i indywidualnych różnic, itp.
Empatia nie propaguje weganizmu jako instrumentu, za pomocą którego osiąga się osobistą doskonałość czy powszechne szczęście. Jest to raczej próba podjęcia osobistej odpowiedzialności za relacje z innymi zwierzętami oraz konstatacja, że jest to de facto minimum przyzwoitości, którego powinniśmy od siebie wymagać. Mówimy też o szerokim wymiarze – tak w kwestii jakościowej (nie tylko dieta), czasowej (nie tylko dziś) i osobowej (nie tylko ja). Nasza propozycja nie jest dogmatycznym monolitem, ale bardziej formą, którą aktywnie kształtujemy i poprawiamy.
Ja też nie zacznę jeść miodu, podobnie jak nie zdepczę ślimaka w akcie konsekwencji. W takim akcie można by również nie udzielić pomocy komuś potrąconemu przez samochód, bo przecież nie pomożemy wszystkim.
Świat nie jest łowicką wycinanką. Z bliska przypomina zapewne bardziej obrus z łatami i plamami. Eleganckie teorie wyjaśniające wszystko i cudownie konsekwentne są chyba wyłącznie wytworami naszej – ludzkiej wyobraźni. Nie oznacza to, że mamy zrezygnować z jakichkolwiek założeń i popaść w totalną abnegację, marazm czy okrucieństwo. Można przecież pogodzić się z faktem, że praktyka do pewnego stopnia będzie różna od teorii i że częściej mamy do czynienia z dylematami niż prostymi wyborami.