Zwierzę w sądzie. Podmiotowość a odpowiedzialność.
Napisane: 13 lip 2011, o 19:18
Przyglądając się dyskusji w wątku "Konsekwencje antygatunkizmu/niekonsekwencja wegan", wpadł mi do głowy kolejny problem (swoją drogą, może wypadałoby doprecyzować tamten tytuł, bo wydaje mi się nieco zbyt szeroki). Otóż, jeśli uznamy zwierzęta za podmiot, co wiąże się z tym, że dalibyśmy im prawo do decydowania o sobie, to w ten sposób stwarzamy teoretyczną możliwość tego, że zwierzę popełni przestępstwo (konsekwencja wolnej woli i istnienia praw). Tzn, wolna wola implikuje odpowiedzialność za wybory i podstawę do sądzenia. Jak wiadomo, prawu podlega każdy i to, czy ktoś je zna, czy nie, nie zmienia tego, że będzie wg niego sądzony.
Pytanie do Was: co sądzicie na ten temat?
Teraz kilka moich własnych, "wstępnych" przemyśleń:
Z jednej strony, absurdem byłoby karanie zwierząt za wykroczenia wobec prawa, ale z drugiej strony - założenie, że zwierzę jest zawsze niewinne, byłoby równoznaczne z odebraniem mu podmiotowości, albo postawieniem ponad ludźmi.
W tym kontekście hasło "człowiek jest zwierzęciem", byłoby nie na miejscu.
Można też rozważyć taką sytuację: na pewnym terytorium szaleje tygrys-ludożerca (dajmy na to, wieś w Indiach), zabił 3 ludzi i teraz ich rodziny polują na niego, by go zabić. Nie jest to równoznaczne z gatunkowizmem - zapewne, gdyby nie był to tygrys, a jakiś dzikus-morderca, te rodziny także chciałyby się zemścić. Dodatkowo, działałyby też w interesie swojej społeczności, udaremniając przyszłe "zbrodnie" owego tygrysa. Abstrahując od tego, czy zemsta jest właściwym rozwiązaniem - co Wy byście proponowali zrobić w takiej sytuacji?
Do głowy przychodzi mi przesiedlenie tego zwierza, ale raz, że jest to kosztowna operacja, a dwa, że terenów, gdzie nie stałby się problemem kogoś innego, jest coraz mniej.
Widzę też, że istnieje jakaś tendencja do dawania zwierzętom większych praw, niż ludziom. Np, znalazłem taki tekst:
"Światowa Deklaracja Praw Zwierząt
uchwalona przez UNESCO w dniu 15.10.1978 w Paryżu
[...]
Art.4.
Każde zwierzę, które należy do gatunku dzikiego, ma prawo do życia na wolności w swym naturalnym otoczeniu: ziemskim, powietrznym lub wodnym, oraz prawo do rozmnażania się. Każde pozbawienie wolności, choćby w celach edukacyjnych jest pogwałceniem tego prawa."
http://www.niechcianeizapomniane.org/index.php?id=3
Zdaję sobie sprawy z tego, że występuję tu jako swego rodzaju "adwokat diabła", ale moim zdaniem problem jest realny, podstawowy i poważnie rozpatrywana teoria praw zwierząt musi go brać pod uwagę.
Ps. Zakładam też możliwość, że nie rozumiem czegoś fundamentalnego w kwestii praw zwierząt, ale w takim wypadku, może niech wątek pozostanie "ku pamięci".
Pytanie do Was: co sądzicie na ten temat?
Teraz kilka moich własnych, "wstępnych" przemyśleń:
Z jednej strony, absurdem byłoby karanie zwierząt za wykroczenia wobec prawa, ale z drugiej strony - założenie, że zwierzę jest zawsze niewinne, byłoby równoznaczne z odebraniem mu podmiotowości, albo postawieniem ponad ludźmi.
W tym kontekście hasło "człowiek jest zwierzęciem", byłoby nie na miejscu.
Można też rozważyć taką sytuację: na pewnym terytorium szaleje tygrys-ludożerca (dajmy na to, wieś w Indiach), zabił 3 ludzi i teraz ich rodziny polują na niego, by go zabić. Nie jest to równoznaczne z gatunkowizmem - zapewne, gdyby nie był to tygrys, a jakiś dzikus-morderca, te rodziny także chciałyby się zemścić. Dodatkowo, działałyby też w interesie swojej społeczności, udaremniając przyszłe "zbrodnie" owego tygrysa. Abstrahując od tego, czy zemsta jest właściwym rozwiązaniem - co Wy byście proponowali zrobić w takiej sytuacji?
Do głowy przychodzi mi przesiedlenie tego zwierza, ale raz, że jest to kosztowna operacja, a dwa, że terenów, gdzie nie stałby się problemem kogoś innego, jest coraz mniej.
Widzę też, że istnieje jakaś tendencja do dawania zwierzętom większych praw, niż ludziom. Np, znalazłem taki tekst:
"Światowa Deklaracja Praw Zwierząt
uchwalona przez UNESCO w dniu 15.10.1978 w Paryżu
[...]
Art.4.
Każde zwierzę, które należy do gatunku dzikiego, ma prawo do życia na wolności w swym naturalnym otoczeniu: ziemskim, powietrznym lub wodnym, oraz prawo do rozmnażania się. Każde pozbawienie wolności, choćby w celach edukacyjnych jest pogwałceniem tego prawa."
http://www.niechcianeizapomniane.org/index.php?id=3
Zdaję sobie sprawy z tego, że występuję tu jako swego rodzaju "adwokat diabła", ale moim zdaniem problem jest realny, podstawowy i poważnie rozpatrywana teoria praw zwierząt musi go brać pod uwagę.
Ps. Zakładam też możliwość, że nie rozumiem czegoś fundamentalnego w kwestii praw zwierząt, ale w takim wypadku, może niech wątek pozostanie "ku pamięci".