Strona 1 z 1

Ubezpłodnić gazele czy jeść szynkę?

PostNapisane: 12 lis 2011, o 03:48
przez poranek
Odparowujemy argumenty w stylu gdyby nie mięso, to świnie w ogóle by się nie urodziły! Nie traktujemy zwierzęcego życia jako wartości samej w sobie i jeśli miałoby ono zostać celowo skrócone, to wolimy, aby w ogóle nie zaistniało. Zwłaszcza jeśli miałoby być nieprzyjemne!

To oczywiste na pozór rozumowanie może nas zaprowadzić w zgoła nieciekawe rejony.

Otóż jeśli lepiej, aby nie zaistniało życie, które skończy się przedwczesną śmiercią i będzie prawdopodobnie nieprzyjemne - to powinniśmy ubezpłodnić wszystkie zwierzęta świata! Zwierzęta bowiem w naturze praktycznie nie dożywają starości, a ich życie często bywa pasmem udręki. Wypisz wymaluj los świniaka hodowanego na szynkę.

Oczywiście można powiedzieć, że chamska ingerencja w ekosystem to zakładanie sobie pętli na szyję. Przyroda to system naczyń połączonych i nie wiadomo, czy zlikwidowanie tęczowych pstrągów nie wygubi na zasadzie efektu motyla populacji pszczół, co skończyłoby się dla ludzi tragicznie. To wszystko prawda, ale przecież nie dlatego sprzeciwiamy się eksterminacji fauny. My po prostu wierzymy, że lepiej jest dla gazeli żyć w znoju i zdechnąć w paszczy lwa - niż w ogóle się nie urodzić. A mimo to sprzeciwilibyśmy się hodowaniu takich gazel na mięso, nawet jeśli miałyby zapewniony lepszy byt niż na sawannie. To oczywista niekonsekwencja, którą trudno wytłumaczyć inaczej niż za pomocą mętnej frazeologii w rodzaju kreślenia podziału na dobre naturalne życie i złe życie nienaturalne.

Wydaje się zatem, że wegańscy piewcy gazelego życia powinni dla konsekwencji albo pogodzić się z szynką, albo odrzucić pogląd o dodatniej wartości żywota tych pociesznych ssaków.

Co sądzicie?

Re: Ubezpłodnić gazele czy jeść szynkę?

PostNapisane: 12 lis 2011, o 16:04
przez Obiektywny
Zależy na czym budujemy nasz światopogląd. Jeżeli uwzględnia się tylko kwestie etyczne, to często dochodzi się do absurdu, ale w przypadku organizmów żywych musimy uwzględnić ich podstawowe prawa, które z kolei podlegają Naturze i nie nam je osądzać. Oczywiście możemy próbować je oceniać, ale to bez sensu. Albo je zrozumiemy i zaakceptujemy i na nich zbudujemy filozofię, albo do końca życia będziemy się borykać z 'nierozstrzygalnymi' kwestiami. Co albo zaprowadzi nas do złudzenia, że wszystko w porządku, bo jakaś siła wyższa (Bóg) się nami opiekuje i mądrze to wszystko zaplanowała, albo zmusi do zaakceptowania nieograniczonego determinizmu w wersji ateistycznej.

Tak więc jeśli przyjmujemy teorię ewolucji i zdamy sobie sprawę, że organizmy wyewoluowały po to, by przekazać dalej swoje DNA oraz, że dobór naturalny to wielka loteria, w której wygrywa się albo wszystko, albo nic, to stajemy przed pytaniem: czy lepiej jest oszczędzić istocie MOŻLIWE cierpienie spowodowane porażką, czy dać jej szansę na najwyższą wygraną w tym bezlitosnym wyścigu? Wybierając pierwszą opcję automatycznie odbieramy gazeli jakiekolwiek szanse. Pozwalając jej żyć w środowisku niebezpiecznym - do którego jest przystosowana! - z samej swojej natury pozostawiamy ją na pastwę Przyrody (której wbrew życzeniom np. Schweizera nie wolno nam rozpatrywać jako dobrą lub złą; jest jaka jest i koniec), ale nie ma w tym nic niefair. Dla mnie sprawa jest oczywista. Problemem jest jednak zaakceptowanie swojej niewielkiej roli na tym padole łez.

Jak powiedział Heidegger: trzeba zaakceptować fakt, że nasze życie jest określone pewnymi ramami na które nie mamy wpływu i nigdy nie będziemy mieć, ale poza tym jesteśmy absolutnie wolni.