Posty: 60
Dołączył(a): 1 maja 2011, o 19:53
Teoria ewolucji wg JKM, a weganizm.
Cześć,
ostatnio przeczytałem tekst Janusza Korwina-Mikke nt. interesów zwierząt. Całość dostępna jest tutaj, a ja przytoczę krótki fragment (jedyny chyba w miarę sensowny) nad którym chciałbym się zastanowić.
Jak odpowiedzieć na taki argument? Przyznam się że z dotychczasowych x rozmów (i to niezależnie od płci, wieku czy narodowości drugiej osoby) jakie stoczyłem przez ostatnie lata, mało kto powoływał się na teorię ewolucji. Osobiście sam przeczytałem parę książek Dawkinsa (Bóg Urojony, Samolubny Gen), i rzeczywiście wydaje mi się, że geny i ewolucja tak jak ją postrzega Dawkins ma sens.
Osobiście odpowiadając JKM, zacząłbym od poddania w wątpliwość opierania się na teorii ewolucji przy dokonywaniu decyzji moralnych w życiu. Teoria ewolucji opisuje stan faktyczny (podobnie zresztą jak osławiony "łańcuch pokarmowy", na który często powołują się rozmówcy) i sama w sobie nie daje odpowiedzi na pytania co jest dobre, a co złe. A jeśli już patrzeć na nią w ten sposób to raczej w odwrotnym kontekście niż sugeruje JKM. Otóż często aby przetrwać ludzie musieli (muszą) robić złe rzeczy. Przykładów możnaby mnożyć. Od starożytnej Sparty, gdzie należało wręcz kraść, a karano ludzi nie za kradzież, a za sam fakt, że ktoś dał się złapać, przez czasy starożytne gdzie bardziej opłacało się (geny tych ludzi przetrwały dłużej) przyłączyć do chrześcijan i kamieniować pogan, na przykład Hypathię z Aleksandrii (której to geny nie zasiliły puli genowej, bo została do końca życia dziewicą). Przez Hitlerowskie Niemcy (Sophie Scholl i inni członkowie Białej Róży zginęli szybko i nie mieli dzieci), gdzie bardziej opłacało (z punktu widzenia ewolucji) i bezpieczne było przyłączyć się do Hitlera niż być przeciwko niemu. Po czasy dzisiejsze, gdzie dobrzy ludzie często mają w życiu trudniej (z punktu widzenia ewolucji, lepiej mieć raczej w życiu łatwiej).
Po drugie nie zgodziłbym się z przedostatnim zdaniem z cytowanego fragmentu o korzystnym wpływie jedzenia mięsa dla organizmu. Jest to wg mnie półprawda w tym kontekście w którym opisuje to JKM. Być może kiedyś ułożenie diety bogatej w białko było rzeczywiście niełatwym zadaniem i z konieczności ludzie musieli "suplementować" białko zwierzęce, przez co wegetarian praktycznie nie było. Szczególnie że dzięki niemu szybciej zbuduje się odpowiednie mięśnie które kiedyś były znacznie bardziej pożądane niż dzisiaj. Dzisiaj jednak mamy na tyle urozmaicony wybór w sklepach że możliwe (ba, bezproblemowe) jest ułożenie diety wegańskiej, zdrowszej niż dieta przeciętnego człowieka. Nie doszukiwałbym się jednak wpływu ewolucji na to że teraz zdecydowana większość społeczeństwa je teraz mięso. To nie jest takie proste. Mięso nie jest na tyle niezdrowe by powodować zgony w takim wieku w którym nie zostawiło się po sobie potomka. Jeśli tłumaczyć by wszystko ewolucją to co powiedzieć o palaczach? Palenie nie jest korzystne dla organizmu (naukowcy są zgodni co do tego), a mimo to ewolucja nie wytępiła jeszcze palaczy. Można też na to spojrzeć z innej strony: być może jedzenie mięsa czy palenie papierosów jest uznawane za bardziej "męskie", przez co facetowi łatwiej znaleźć atrakcyjną partnerkę do przedłużenia swojej puli genowej. Nie mówię że tak jest, chcę tylko zaznaczyć że relacja, na którą powołuje się Korwin nie jest wcale taka prosta.
Nie wiem czy dobrze kombinuje, czy to co napisałem ma sens. Co wy byście odpowiedzieli?
ostatnio przeczytałem tekst Janusza Korwina-Mikke nt. interesów zwierząt. Całość dostępna jest tutaj, a ja przytoczę krótki fragment (jedyny chyba w miarę sensowny) nad którym chciałbym się zastanowić.
Uczeni w znacznej większości wierzą w Teorię Ewolucji. Należy założyć, że w pierwotnej populacji ludzi jedni lubili mięso, a inni szpinak. I po wielu latach ewolucji przytłaczającą większość społeczeństwa stanowią miłośnicy schabowego, a drobną mniejszość zwolennicy kotleta z selera z soją. Przy tym – to bardzo istotna uwaga – ci pierwsi nazywają „smacznym” mięso, a ci drudzy szpinak. Populacja tych, którzy za „smaczne” uważali mięso, w wyniku ewolucji wygrała. Gdyby dla organizmu korzystne było niejedzenie mięsa, ogromną większość ludzkości stanowiliby jarosze. I to jest koniec dyskusji.
Jak odpowiedzieć na taki argument? Przyznam się że z dotychczasowych x rozmów (i to niezależnie od płci, wieku czy narodowości drugiej osoby) jakie stoczyłem przez ostatnie lata, mało kto powoływał się na teorię ewolucji. Osobiście sam przeczytałem parę książek Dawkinsa (Bóg Urojony, Samolubny Gen), i rzeczywiście wydaje mi się, że geny i ewolucja tak jak ją postrzega Dawkins ma sens.
Osobiście odpowiadając JKM, zacząłbym od poddania w wątpliwość opierania się na teorii ewolucji przy dokonywaniu decyzji moralnych w życiu. Teoria ewolucji opisuje stan faktyczny (podobnie zresztą jak osławiony "łańcuch pokarmowy", na który często powołują się rozmówcy) i sama w sobie nie daje odpowiedzi na pytania co jest dobre, a co złe. A jeśli już patrzeć na nią w ten sposób to raczej w odwrotnym kontekście niż sugeruje JKM. Otóż często aby przetrwać ludzie musieli (muszą) robić złe rzeczy. Przykładów możnaby mnożyć. Od starożytnej Sparty, gdzie należało wręcz kraść, a karano ludzi nie za kradzież, a za sam fakt, że ktoś dał się złapać, przez czasy starożytne gdzie bardziej opłacało się (geny tych ludzi przetrwały dłużej) przyłączyć do chrześcijan i kamieniować pogan, na przykład Hypathię z Aleksandrii (której to geny nie zasiliły puli genowej, bo została do końca życia dziewicą). Przez Hitlerowskie Niemcy (Sophie Scholl i inni członkowie Białej Róży zginęli szybko i nie mieli dzieci), gdzie bardziej opłacało (z punktu widzenia ewolucji) i bezpieczne było przyłączyć się do Hitlera niż być przeciwko niemu. Po czasy dzisiejsze, gdzie dobrzy ludzie często mają w życiu trudniej (z punktu widzenia ewolucji, lepiej mieć raczej w życiu łatwiej).
Po drugie nie zgodziłbym się z przedostatnim zdaniem z cytowanego fragmentu o korzystnym wpływie jedzenia mięsa dla organizmu. Jest to wg mnie półprawda w tym kontekście w którym opisuje to JKM. Być może kiedyś ułożenie diety bogatej w białko było rzeczywiście niełatwym zadaniem i z konieczności ludzie musieli "suplementować" białko zwierzęce, przez co wegetarian praktycznie nie było. Szczególnie że dzięki niemu szybciej zbuduje się odpowiednie mięśnie które kiedyś były znacznie bardziej pożądane niż dzisiaj. Dzisiaj jednak mamy na tyle urozmaicony wybór w sklepach że możliwe (ba, bezproblemowe) jest ułożenie diety wegańskiej, zdrowszej niż dieta przeciętnego człowieka. Nie doszukiwałbym się jednak wpływu ewolucji na to że teraz zdecydowana większość społeczeństwa je teraz mięso. To nie jest takie proste. Mięso nie jest na tyle niezdrowe by powodować zgony w takim wieku w którym nie zostawiło się po sobie potomka. Jeśli tłumaczyć by wszystko ewolucją to co powiedzieć o palaczach? Palenie nie jest korzystne dla organizmu (naukowcy są zgodni co do tego), a mimo to ewolucja nie wytępiła jeszcze palaczy. Można też na to spojrzeć z innej strony: być może jedzenie mięsa czy palenie papierosów jest uznawane za bardziej "męskie", przez co facetowi łatwiej znaleźć atrakcyjną partnerkę do przedłużenia swojej puli genowej. Nie mówię że tak jest, chcę tylko zaznaczyć że relacja, na którą powołuje się Korwin nie jest wcale taka prosta.
Nie wiem czy dobrze kombinuje, czy to co napisałem ma sens. Co wy byście odpowiedzieli?