Strona 1 z 2

"Happy meat"

PostNapisane: 17 sty 2009, o 12:38
przez K.Biernacka
W ostatnich latach niektóre organizacje ochrony zwierząt utworzyły certyfikaty dla produktów pochodzących z hodowli, które wg autorów tych odznaczeń humanitarnie traktują zwierzęta. Powstała na przykład „marka”The certified Humane Raised and Handled, czy Freedom Food.

Można by pomyśleć, że lepsze traktowanie zwierząt i powyższe certyfikaty pochodzące od organizacji zajmujących się ochroną zwierząt to krok w dobrym kierunku. Jednak bliższe spojrzenie na tę kwestię prowadzi do zgoła odmiennych wniosków.

Po pierwsze, uchwalanie nowych przepisów trwa latami. Po drugie, na ich wprowadzenie w życie również trzeba czekać bardzo długo. Po trzecie, najczęściej nie obejmują one wszystkich zwierząt, tylko np. hodowle powyżej określonej ilości zwierząt. Po czwarte wreszcie, zmiany wprowadzane przez te przepisy są dużo mniejsze, niż to, co się o nich mówi w mediach. Po piąte, o zgrozo, prowadzą niektórych wegetarian do ponownego jedzenia mięsa.

Dla kogo te przepisy okazują się najlepsze? Dla hodowców, którzy dopasują się do nowych trendów, rozreklamują wszem i wobec jak dobrze traktują swoje zwierzęta (które następnie bez zmrużenia okiem oddadzą do rzeźni) i jak zdrowe jest z nich mięso, nabiał czy jaja i zarobią na tym więcej pieniędzy. Dla konsumentów, którzy chcą uspokoić, a może uśpić, swoje sumienia i mówić z dumą, że ich cielęcina (po co zawracać sobie głowę cielęciem) mogła sobie pospacerować (czytaj: niekoniecznie pospacerować, czasem po prostu móc zrobić parę kroków wte i wewte w zagrodzie), zanim trafiła do rzeźni. Wreszcie dla organizacji, które mogły zaliczyć owe „przełomowe” zmiany do swoich „oszałamiających’ sukcesów w walce o „prawa” zwierząt.

Czy te ‘”przełomowe” zmiany prowadzą do znacznej poprawy traktowania zwierząt? Śmiem wątpić, by była to znaczna poprawa. Zamiast mówić o poprawie, skłaniałabym się raczej do stwierdzenia, że takie zmiany mogą ewentualnie nieznacznie zmniejszyć dręczenie tych zwierząt. W większości przypadków bowiem, sposób traktowania tzw. zwierząt hodowlanych nie jest podporządkowany dobru zwierząt, lecz kwestii ekonomicznej. O dobro zwierząt dba się tylko dopóty, dopóki jest to w finansowym interesie hodowcy. Np. w interesie hodowcy jest, by kurczaki hodowane na mięso dożyły terminu, w którym zostaną zawiezione do rzeźni. Manipulacje hodowców doprowadziły do tego, by w jak najkrótszym czasie, jak najmniejszym kosztem wyhodować jak największe zwierzęta. To, że jest to olbrzymim obciążeniem dla kości i serca jest istotne tylko w tym sensie, by określony procent zwierząt dożył terminu zarżnięcia. Problemem nie jest, że zwierzęta cierpią. Problem z punktu widzenia hodowcy powstaje wtedy, gdy za duży procent zwierząt umrze przed dostarczeniem ich do rzeźni. Znakomita większość praktyk stosowanych legalnie wobec zwierząt hodowanych na mięso, mleko i jaja została by uznana za okrucieństwo ścigane prawnie, gdyby zostały zastosowane wobec psów czy kotów. Zmiany, propagowane jako „przełomowe” nie zmieniają tej dysproporcji i nie eliminują okrucieństwa. Ponadto, niezależnie jak traktowane, wszystkie zwierzęta, które weszły kiedykolwiek do sektora spożywczego hodowane na mięso, mleko, czy jaja, kończą w rzeźni.

Czy te ‘”przełomowe” zmiany prowadzą do zmiany statusu zwierząt, do bardziej podmiotowego traktowania? Chyba raczej do stworzenia, obok masowej produkcji kotletów, jaj i nabiału, - luksusowej półki dla wybrednego, zamożnego klienta, który dostanie lepszy i zdrowszy (bez antybiotyków, konserwantów itp.) produkt i zajadając się organiczną cielęciną, jajecznicą czy pijąc organiczne mleko, będzie miał nieco zdrowszy żołądek i całkiem uśpione sumienie. Czy da się podmiotowo traktować zwierzęta równocześnie korzystając z produktów ich eksploatacji? Czy da się traktować zwierzęta z szacunkiem zachwycając się walorami smakowymi ich ciał? Jaki związek istnieje między ochroną zwierząt, a zawożeniem ich do rzeźni?

Często odwiedzam portal gazety New York Times. Do jej wyszukiwarki wpisałam wczoraj „humanely raised”. Wyskoczył mi artykuł „Veal to Love, Without Guilt” (Delektuj się cielęciną, bez poczucia winy).

Cielęcina, o której mowa w artykule (przez znakomitą część artykułu używa się słowa „veal” – cielęcina, mimo tego, że w wielu momentach mowa o wciąż żyjącym zwierzęciu) to właśnie taki produkt z certyfikatem organizacji ochrony zwierząt. Tak, bez wątpienia to produkt, nie ciało zwierzęcia, nie zwierzę. To świetnie wyprodukowany artykuł spożywczy o wychwalanych walorach zdrowotnych (dla człowieka), smakowych i kolorze. To produkt, na który rośnie popyt, choć na pewno nie przekroczy pewnego pułapu procentowego, ze względu na cenę. Obecnie zajmuje 10% rynku. Farmerzy są zadowoleni, konsumenci też. Niektórzy konsumenci to byli wegetarianie, którzy stwierdzili, że nie ma nic złego w jedzeniu tego „produktu” skoro otrzymał certyfikat organizacji profesjonalnie broniącej zwierząt. Czy cielęta, w ostatnim tchnieniu swego krótkiego życia, wydają w rzeźni okrzyk radosnej wdzięczności dla twórców certyfikatu?

więcej o "happy meat" i weganizmie można przeczytać np. u Gary Francione "Happy" meat/animal products: A Step in the Right Direction or "An Easier Access Point Back" to Eating Animals". (Szczęśliwe mięso/produkty zwierzęce: Krok w dobrym kierunku, czy "Lepszy Punkt Zwrotny" do jedzenia zwierząt")

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 18 sty 2009, o 21:37
przez IAmSidVicious77
Prawdą jest, że wiele firm robi to dla reklamy, mimo, że to nie jest zgodne z prawdą.

Ale będąc w temacie: czy ktoś zna z zaufanych źródeł spis firm mięsnych, które mają certyfikaty dotyczące humanitarnego zabijania zwierząt w rzeźni? Jestem wegetarianką już kilka lat, a teraz muszę zacząć jeść znowu mięso, ze względów zdrowotnych, ale nigdy nie zjem zwierzęcia, które cierpiało.
Nie ukrywam, że to bardzo ważne, nigdzie nie mogę znaleźć takiego spisu, pisałam na wielu forach, wysyłałam maile do wielu organizacji...

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 18 sty 2009, o 21:46
przez Alispo
Każde zwierzę choćby z pseudohumanitarnej hodowli czy zabijane w"dobrej"rzeźni cierpiało..a czemu to niby musisz zacząć jeść mięso?W mięsie nie ma magicznych skladników niedostępnych w innych pokarmach,o co chodzi?

Jest dostępne mięso z eko-hodowli,humanitarną rzezią chyba się nikt nie szczyci,w każdym razie nie pod szyldem danej firmy,firmy korzystają zazwyczaj z różnych rzeźni...

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 18 sty 2009, o 23:03
przez xpert17
IAmSidVicious77 napisał(a):nigdy nie zjem zwierzęcia, które cierpiało


pozostaje Ci więc jedynie zjadać padlinę...

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 20 sty 2009, o 17:35
przez IAmSidVicious77
Alispo napisał(a):Każde zwierzę choćby z pseudohumanitarnej hodowli czy zabijane w"dobrej"rzeźni cierpiało..a czemu to niby musisz zacząć jeść mięso?W mięsie nie ma magicznych skladników niedostępnych w innych pokarmach,o co chodzi?

Jest dostępne mięso z eko-hodowli,humanitarną rzezią chyba się nikt nie szczyci,w każdym razie nie pod szyldem danej firmy,firmy korzystają zazwyczaj z różnych rzeźni...

Anemia i te sprawy. Póki co na pierwszym miejscu stawiam swoje przekonania, a nie zdrowie. Nie będę przecież robić czegoś wbrew sobie.
Jednak jeżeli ktoś zna spis takich firm, bo istotnie takie istnieją, to bardzo prosiłabym o podanie.

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 20 sty 2009, o 22:54
przez K.Biernacka
IAmSidVicious77 napisał(a):
Alispo napisał(a):Każde zwierzę choćby z pseudohumanitarnej hodowli czy zabijane w"dobrej"rzeźni cierpiało..a czemu to niby musisz zacząć jeść mięso?W mięsie nie ma magicznych skladników niedostępnych w innych pokarmach,o co chodzi?

Jest dostępne mięso z eko-hodowli,humanitarną rzezią chyba się nikt nie szczyci,w każdym razie nie pod szyldem danej firmy,firmy korzystają zazwyczaj z różnych rzeźni...

Anemia i te sprawy. Póki co na pierwszym miejscu stawiam swoje przekonania, a nie zdrowie. Nie będę przecież robić czegoś wbrew sobie.
Jednak jeżeli ktoś zna spis takich firm, bo istotnie takie istnieją, to bardzo prosiłabym o podanie.


A propos diety, jej składników i anemii, zachęcam do lektury dyplomowanego dietetyka z organizacji Vegan Outreach:
http://veganhealth.org/
tłumaczenie części tej strony, pt. "Jak zostać i pozostać zdrowym weganinem" w tym o anemii, jest tu: http://www.animal-liberation.pl/index.php?d=378

Polecam tym bardziej, że na anemię zapadają osoby niezależnie od tego, czy jedzą mięso, czy nie, a leczenie anemii nie polega na jedzeniu mięsa, tylko zapisanych przez lekarza suplementów.

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 21 sty 2009, o 18:46
przez IAmSidVicious77
K.Biernacka napisał(a):
IAmSidVicious77 napisał(a):
Alispo napisał(a):Każde zwierzę choćby z pseudohumanitarnej hodowli czy zabijane w"dobrej"rzeźni cierpiało..a czemu to niby musisz zacząć jeść mięso?W mięsie nie ma magicznych skladników niedostępnych w innych pokarmach,o co chodzi?

Jest dostępne mięso z eko-hodowli,humanitarną rzezią chyba się nikt nie szczyci,w każdym razie nie pod szyldem danej firmy,firmy korzystają zazwyczaj z różnych rzeźni...

Anemia i te sprawy. Póki co na pierwszym miejscu stawiam swoje przekonania, a nie zdrowie. Nie będę przecież robić czegoś wbrew sobie.
Jednak jeżeli ktoś zna spis takich firm, bo istotnie takie istnieją, to bardzo prosiłabym o podanie.


A propos diety, jej składników i anemii, zachęcam do lektury dyplomowanego dietetyka z organizacji Vegan Outreach:
http://veganhealth.org/
tłumaczenie części tej strony, pt. "Jak zostać i pozostać zdrowym weganinem" w tym o anemii, jest tu: http://www.animal-liberation.pl/index.php?d=378

Polecam tym bardziej, że na anemię zapadają osoby niezależnie od tego, czy jedzą mięso, czy nie, a leczenie anemii nie polega na jedzeniu mięsa, tylko zapisanych przez lekarza suplementów.


Ja jednak jestem innego zdania. Skutkiem wieloletniego wegetarianizmu jest anemia, to, że nie zawsze zastępowałam mięsa innymi rzeczami, by nie mieć żadnych niedoborów to 2 sprawa.

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 21 sty 2009, o 19:05
przez a_meba
IAmSidVicious77 napisał(a):Skutkiem wieloletniego wegetarianizmu jest anemia, to, że nie zawsze zastępowałam mięsa innymi rzeczami, by nie mieć żadnych niedoborów to 2 sprawa.


O, a możesz mi podać tytuł publikacji / artykuł / link do tej teorii? Bo piszesz to na podstawie swojej wiedzy, a nie stereotypów, prawda?
Druga sprawa, jeśli nie chcesz mieć anemii, to polecam natkę pietruszki w ilości pół pęczka dziennie. Smacznie i zdrowo. Bo wiesz, gdy teorie o niezbędności mięsa kwitły, akurat za młodości mojej mamy (która chorowała na anemię, aż miło, podobnie jak jadła mięso), to kazali jeść surowe kurze wątróbki. Jeśli wierzysz i głosisz teorie w stylu "skutkiem wieloletniego wegetarianizmu jest anemia", to stoisz na tym samym poziomie wiedzy, co ci lekarze, którzy wpychali w moją mamę wątróbki. Jeśli chcesz być konsekwentna, to powinnaś właśnie te wątróbki - koniecznie surowe! - wcinać.
Chociaż wydaje mi się, że tak naprawdę ta anemia to tylko wymówka, bo wstydzisz się przyznać, że ci się po prostu wegetarianizm znudził, albo że ci się najzwyczajniej w życiu nie chce. Gdyby było inaczej, prosiłabyś nie o listy proucentów happy meat, tylko o przepisy na posiłki bogate w żelazo.

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 21 sty 2009, o 20:23
przez Alispo
a_meba napisał(a): Gdyby było inaczej, prosiłabyś nie o listy proucentów happy meat, tylko o przepisy na posiłki bogate w żelazo.


A takowych jest mnóstwo,pokrzywa,buraczki,trzeba oczywiście najpierw chcieć,rozejrzeć się co można zrobić,ale naprawdę jest pare roślinnych pomysłów,które działają genialnie,lekarze bywają zadziwieni,zajrzyj np.na forum wegedzieciak,gdzie wiele mamusiek genialnie radzi sobie bez suplementacji z ciążową anemią.Ostatecznie można też korzystać z vege-suplementów.Nie spotkałam się jeszcze z taką sytuacją,żeby mięso w diecie było niezbędne.Bo ono po prostu nie ma magicznych składników,to samo w różnych ilościach jest w vege-produktach(b12 nie ma w roślinach,to fakt,ale to inna bajka)

Re: "Happy meat"

PostNapisane: 21 sty 2009, o 22:50
przez gzyra
IAmSidVicious77 napisał(a):Ja jednak jestem innego zdania. Skutkiem wieloletniego wegetarianizmu jest anemia (...)


Anemia może być skutkiem weg*anizmu, jeśli jest fatalnie praktykowany. W końcu frytki codziennie, popijane Colą, zagryzane kajzerką ze śnieżno białej mąki itd. to też weg*anizm. Na tej zasadzie nie tylko weg*anizm może prowadzić do anemii, a każda kiepsko ułożona dieta. Jeśli Twój lekarz powiedział, że nieuniknionym skutkiem wieloletniego wegetarianizmu jest anemia, to jest to lekarz-nieuk. Jeśli w walce z anemią zastosuje mięso jako lek, to naprawdę idź do innego lekarza, szkoda Twojego zdrowia.