Strona 1 z 1

Działanie a media - było: Demo w obronie austr. aktywistów

PostNapisane: 24 cze 2009, o 22:42
przez gzyra
Andrzej napisał(a):A to nie jest trochę tak, że tego typu demonstracje robione są przede wszystkim dla tych, z którymi solidaryzują się uczestnicy?


Media to przekaźnik, pośrednik pomiędzy nami a opinią społeczną. Chciałbym, żeby opinia społeczna była poinformowana nie tylko o tym, co wydarzyło się w Austrii, ale i o tym, co sądzą ludzie zajmujący się w Polsce podobną tematyką co prześladowani. Byłem na poprzednim demo, nie było mediów, dowiedziało się o nim wąskie grono wtajemniczonych. Nikt z Ambasady nie wyszedł, żadne tłumy nie przechodziły obok, bo ulica Gagarina nie jest deptakiem w centrum itd. Oczywiście przekazaliśmy info o demo ludziom z Austrii i na pewno im było miło i to jest cholernie ważne. Jednak gdyby nagłośniły to media, to Ambasada czułaby się w obowiązku odpowiedzieć, ponieważ ma obowiązek dbać o wizerunek swojego kraju. Obecność tematu w mediach, a jeszcze lepiej przychylność dziennikarzy, to o wiele większy nacisk na rząd Austrii niż niewielkie demo, którego prawie nikt nie zauważy. Zauważ jak dużą rolę odegrała powszechna znajomość tematu i przychylność mediów w sprawie polowań na foki w Kanadzie. Dzięki temu sondaże pokazywały poparcie np. dla zakazu importu wyrobów z fok na teren UE.

Zaistnienie tematu prześladowań w Austrii w mediach jest bardzo ważne, jednak dotychczas się nie udawało. Fajnie, że ukazał się artykuł "Wiedeń idzie na wojnę z obrońcami zwierząt", mam nadzieję, że w piątek będą w mediach relacje z czwartkowego demo.

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 25 cze 2009, o 18:22
przez Andrzej
gzyra napisał(a):
Andrzej napisał(a):A to nie jest trochę tak, że tego typu demonstracje robione są przede wszystkim dla tych, z którymi solidaryzują się uczestnicy?


Media to przekaźnik, pośrednik pomiędzy nami a opinią społeczną. Chciałbym, żeby opinia społeczna była poinformowana

Trudno się nie zgodzić, ważne jest, by opinia publiczna miała dostęp do jak najszerzszego wachlarza informacji, co więcej uważam, że jest to jej podstawowym prawem. Istotą moich poprzednich wypowiedzi było to, że moim zdaniem w tym przypadku zbyt wiele uwagi podczas oceny akcji przykłada się do liczenia przedstawicieli mediów. Wydaje mi się, że u podstaw takiego postrzegania sprawy leży różna hierarchizacja celów dzisiejszego zgromadzenia: nadrzędnym dla nas celem było wyrażenie solidarności z austriackimi aktywistami, pokazanie, że nie są w swojej walce z represjami osamotnieni i że gdzieś tam są ludzie, którym na ich losie zależy. Dlatego też mieliśmy baner w języku niemieckim. Oczywiście żałujemy, że z przedstawicieli mediów pojawiła się jedynie jedna stacja radiowa, mimo wszystko jednak ja uważam, że cel został osiągnięty. Dodatkowo warto wspomnieć, że ambasada była zaznajomiona z przyczyną demonstracji, tak więc nasze działanie na pewno nie idzie na marne.
Nie oszukujmy się jednak, że tego typu akcje są wyjątkowo niemedialne i niszowe, szczególnie gdy odbywają się w ustronnych miejscach. Byliśmy tego świadomi wcześniej, ze względu na obrane cele zdecydowaliśmy się jednak na taką a nie inną formę protestu. Gdybyśmy chcieli dotrzeć do jak największej liczby osób, to zorganizowalibyśmy tę demonstrację pewnie na placyku pod metrem, niewątpliwie przyszło by wtedy więcej osób. Wydaje mi się, że momentami zapominasz jednak Darku, że nie wszystkie działania odbywać się muszą w świetle reflektorów i błyskach fleszy, że czasami trzeba schować gwiazdorstwo do kieszeni i po prostu robić swoje. Opcjonalnie można założyć swoje własne media oddolne, w tym momencie ma się i serek, i słoninkę (odpowiednio sojowy i z seitanu). Możesz też publikować na indymediach, wysyłać rzeczy na alert24, imać się tysiąca innych sposobów. Należy jednak uważać, by w poszukiwaniu kanału dla swojego przekazu właśnie jego gdzieś po drodze nie zgubić.


Zaistnienie tematu prześladowań w Austrii w mediach jest bardzo ważne, jednak dotychczas się nie udawało. Fajnie, że ukazał się artykuł "Wiedeń idzie na wojnę z obrońcami zwierząt", mam nadzieję, że w piątek będą w mediach relacje z czwartkowego demo.

I tu się zgadzam. A nawet jeśli się nie pojawi informacja, to będzie ona w archiwach własnych, pojawi się również w kilku miejscach.

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 25 cze 2009, o 18:59
przez Adam Gac
Na dzisiejszej pikiecie przed ambasadą Austrii zebrało się kilkanaście osób z Inicjatywy Warszawskiej, Vivy oraz Empatii.
Rozpoczęliśmy punktualnie o 10. Jedna osoba, Emil wystąpił w stroju więziennym jako symbol austriackich obrońców zwierząt , przetrzymywanych w zeszłym roku bezprawnie w aresztach.
Pozostałe osoby stanęły w szeregu a ich ręce zostały skrępowane łańcuchem.
Demonstracji przewodził aktywista, który poprzez tubę informował przechodniów oraz pracowników ambasady o przyczynach dzisiejszego protestu. Mówił, że niemoralnym jest używanie paragrafu 278a, kóry został zaprojektowany do walki ze strukturami mafijnymi, do walki z przedstawicielami legalnie działającej organizacji obrony praw zwierząt VGT ( Verein Gegen Tierfabriken).

Andrzej oraz Adam Gac mówili, że zebraliśmy się po to aby dać wyraz naszemu sprzeciwowi przeciwko łamaniu praw człowieka w Austrii, oraz szykanowaniu i zastraszaniu obrońców zwierząt.
Domagaliśmy się zaprzestania represji i traktowania członków VGT zgodnie z prawem i zasadami porządku demokratycznego tak jak traktuje się członków innych organizacji pozarządowych.

Na proteście były także 3 osoby grające Sambę na instrumentach perkusyjnych.
Policja przyjechała trzema radiowozami i bacznie przyglądała się protestowi nie podejmując interwencji.


Do minusów myślę, że należy zaliczyć to, że z mediów zjawiła się tylko jedna osoba z Radia dla Ciebie.
Obyśmy nie musieli już powtarzać tej demonstracji
pozdrawiam,
--
adam

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 25 cze 2009, o 22:12
przez gzyra
Andrzej napisał(a):(...) zbyt wiele uwagi podczas oceny akcji przykłada się do liczenia przedstawicieli mediów.


Jeśli założeniem jest osiągniecie zmian, trzeba do nich przekonać opinię publiczną i decydentów. Żeby przekonać, przekonywani muszą nas usłyszeć. Jeśli chcemy edukować, musimy mieć słuchaczy. Jeśli nie mamy środków, aby wydawać czasopisma, książki, przeprowadzać wielkie kampanie telewizyjne, billboardowe, jeśli nie jesteśmy na tyle wpływowi, żeby prawa zwierząt były częścią podstawi programowych szkolnictwa itd, musimy zabiegać o media. I to najlepiej ogólnopolskie i opiniotwórcze. Celem akcji ulicznej zwykle jest właśnie zwrócenie opinii publicznej na jakiś problem lub chęć osiągnięcia konkretnej zmiany. W obu tych przypadkach media są odpowiednim i niezwykle silnym narzędziem.

Moim zdaniem nie ma konfliktu pomiędzy "robię demo dla prześladowanych" a "robię nagłośnione medialnie demo dla prześladowanych", to drugie ma po prostu dodatkowy walor, nie tracąc pierwszego.

Wydaje mi się, że momentami zapominasz jednak Darku, że nie wszystkie działania odbywać się muszą w świetle reflektorów i błyskach fleszy, że czasami trzeba schować gwiazdorstwo do kieszeni i po prostu robić swoje.


Słowo "gwiazdorstwo" ma się nijak do całej naszej rozmowy. I wydaje mi się, że nawet, gdybym chciał o tym zapomnieć, to bym nie mógł, bo w rzeczywistości, codziennie, większość działań odbywa się "w cieniu". Moment akcji ulicznej to tylko chwila, na którą się długo pracuje. W dodatku akcje uliczne są tylko jednym z rodzajów działań. Oczywiście są tacy "działacze", których jedyną aktywnością jest przyjście na akcję uliczną, doskonale o tym wiem. Czy ja się do nich zaliczam, to niech inni ocenią.

Ja media traktuje zgodnie z ich przeznaczeniem. Traktuje je instrumentalnie, nie są celem samym w sobie, mają ułatwić dojście do celu. Kiedy za ciężkie pieniądze drukujemy dziesiątki tysięcy ulotek, potem rozdajemy je, robimy to samo, co mówiąc w mediach, tylko o wiele mniej efektywnie. Przy okazji przypominam ten wątek.

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 26 cze 2009, o 07:15
przez Andrzej
gzyra napisał(a): musimy zabiegać o media. I to najlepiej ogólnopolskie i opiniotwórcze. Celem akcji ulicznej zwykle jest właśnie zwrócenie opinii publicznej na jakiś problem lub chęć osiągnięcia konkretnej zmiany. W obu tych przypadkach media są odpowiednim i niezwykle silnym narzędziem.

Mam wrażenie, że w tej dyskusji nie do końca jasno przedstawiłem moje stanowisko, przez co nieco mijamy się z argumentacją.
Pisząc o wczorajszej demonstracji nie miałem zamiarów dokonywania jakichkolwiek uogólnień. Pisząc o osiąganiu zakładanych celów miałem na myśli tylko i wyłącznie tę akcję (i jej analogiczne), której głównym celem nie była edukacja społeczeństwa. To, że nie była głównym celem, oczywiście nie oznacza, że była ona niepożądana i nieobecna - wręcz przeciwnie - przypisywaliśmy jej się jedynie nieco niższą wartość w hierarchii zakładanych celów. Zasadniczo jednak, podobnie jak ty, jestem zwolennikiem załatwiania kilku spraw za jednym zamachem (o ile to możliwe), dlatego też media o tej akcji zostały poinformowane, informację na jej temat można było znaleźć również w internecie. Nie można zatem powiedzieć, że zignorowaliśmy ten aspekt organizacji akcji ulicznej. Natomiast faktu, że nie przyszedł nikt z zewnątrz (ale za to prawie cała IW - super!) oraz praktycznie nikt z mediów nie uznajemy za decydujący w jej ocenie, chociaż na pewno ją modyfikuje (była ona udana, ale nie była wielkim sukcesem).

Cała dyskusja na temat roli mediów w organizacji akcji ulicznych wywiązała się z tego powodu, że uznawanie jakiegokolwiek działania a priori za porażkę tylko dlatego, że media nie przyjdą/przyjdzie ich mało jest moim zdaniem nieuzasadnione. Zgadzam się oczywiście, że rola mediów jako instrumentu do przekazywania treści edukacyjnych jest niezmiernie ważna - byłbym zresztą głupcem, jeśli twierdziłbym inaczej - natomiast wykorzystanie tego instrumentu ma również swoje negatywne strony, o których nie należy zapominać:
1. Media (ogólnopolskie czy lokalne, raczej tradycyjne niż nowoczesne) z zasady charakteryzują się jednostronnością komunikacji. Komunikat wysyłany przez nadawcę (czyli w tym przypadku przez nas) dociera co prawda do wielu odbiorców, nie mają oni natomiast żadnej możliwości wzięcia aktywnego udziału w procesie komunikacji. W związku z tym istnieje zagrożenie wypaczenia komunikatu przez odbiorcę. Takiej ewentualności uniknąć można przez komunikację tradycyjną, czyli rozmowę - najlepiej podczas akcji ulicznej.
2. Media posiadają władzę decydowania o treści komunikatu. Poprzez montaż czy komentarz czyjekolwiek słowa mogą zostać nagięte do postawionej przez dziennikarza tezy.
3. Przekaz medialny cechuje nieprawdopodobny szum informacyjny, w którym twój komunikat musi zaistnieć.
Z tych też powodów byłbym bardzo ostrożny w ubóstwianiu mediów jako najlepszego instrumentu edukacyjnego i uznawaniu ich obecności za główne kryterium podczas oceny czegokolwiek. Podkreślam jednak jeszcze raz, że tym samym nie odrzucam ich, przypisuje im jedynie nieco mniejszą rangę.


Moim zdaniem nie ma konfliktu pomiędzy "robię demo dla prześladowanych" a "robię nagłośnione medialnie demo dla prześladowanych", to drugie ma po prostu dodatkowy walor, nie tracąc pierwszego.

Zgadzam się.


Słowo "gwiazdorstwo" ma się nijak do całej naszej rozmowy. I wydaje mi się, że nawet, gdybym chciał o tym zapomnieć, to bym nie mógł, bo w rzeczywistości, codziennie, większość działań odbywa się "w cieniu". Moment akcji ulicznej to tylko chwila, na którą się długo pracuje. W dodatku akcje uliczne są tylko jednym z rodzajów działań. Oczywiście są tacy "działacze", których jedyną aktywnością jest przyjście na akcję uliczną, doskonale o tym wiem. Czy ja się do nich zaliczam, to niech inni ocenią.


Słowo gwiazdorstwo miało określić postawę, w której za wszelką cenę prze się na szkło. Ale być może faktycznie nie było najbardziej fortunnym ze sformułowań, natomiast było moim skojarzeniem z sytuacją, gdy za wszelką cenę chce się zaistnieć w mediach. Jest naturalne, że większość działań odbywa się "w cieniu", a akcja uliczna, czy też jakakolwiek inna, jest ukoronowaniem pracy wielu osób. Prawdę mówiąc dla mnie cenni są również ci działacze, którzy tylko i wyłącznie przyjdą na taką akcję, nie udzielając się przy jej organizacji. Nie chciałbym tu zaczynać jakiegoś off-topu, ale zasadniczo wydaje mi się, że m.in. przez takie właśnie postawy - że zostaniesz uznany za pseudoaktywistę po czym spotkasz się z ostracyzmem, bo nie jesteś weganinem - na akcje przychodzi tak mało osób.

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 26 cze 2009, o 21:37
przez AdamZ
Po pierwsze powinniśmy wydzielić oddzielny wątek dla tej dyskusji (Media a działanie czy coś takiego), chyba zaraz to zrobię i przeniosę do działu Praktyka.

Andrzej napisał(a):
Cała dyskusja na temat roli mediów w organizacji akcji ulicznych wywiązała się z tego powodu, że uznawanie jakiegokolwiek działania a priori za porażkę tylko dlatego, że media nie przyjdą/przyjdzie ich mało jest moim zdaniem nieuzasadnione. Zgadzam się oczywiście, że rola mediów jako instrumentu do przekazywania treści edukacyjnych jest niezmiernie ważna - byłbym zresztą głupcem, jeśli twierdziłbym inaczej - natomiast wykorzystanie tego instrumentu ma również swoje negatywne strony, o których nie należy zapominać:
1. Media (ogólnopolskie czy lokalne, raczej tradycyjne niż nowoczesne) z zasady charakteryzują się jednostronnością komunikacji. Komunikat wysyłany przez nadawcę (czyli w tym przypadku przez nas) dociera co prawda do wielu odbiorców, nie mają oni natomiast żadnej możliwości wzięcia aktywnego udziału w procesie komunikacji. W związku z tym istnieje zagrożenie wypaczenia komunikatu przez odbiorcę. Takiej ewentualności uniknąć można przez komunikację tradycyjną, czyli rozmowę - najlepiej podczas akcji ulicznej.


Media coraz bardziej przestają mieć formę o której piszesz. Coraz więcej rzeczy można skomentować na stronie internetowej, forach czy innych do tego wydzielonych miejscach. Nawet jeśli nie możesz skomentować u mediów bezpośrednio to coraz większa jest możliwość tego że Twój komentarz zobaczą inni - filmy na youtube, blogi, fora. I to się będzie coraz bardziej rozwijać.

Andrzej napisał(a):
2. Media posiadają władzę decydowania o treści komunikatu. Poprzez montaż czy komentarz czyjekolwiek słowa mogą zostać nagięte do postawionej przez dziennikarza tezy.


Do tego jest autoryzacja żeby słów nie naginać. Ale masz tu dużo racji. Nie zawsze też można tę autoryzację przeprowadzić. Ponownie jednak kłania się internet ze swoimi możliwościami komentowania tego co uznasz za "nagięte" czy wyjęte z kontekstu.


Andrzej napisał(a):
3. Przekaz medialny cechuje nieprawdopodobny szum informacyjny, w którym twój komunikat musi zaistnieć.


To prawda, dlatego też starajmy się żeby być w wielu mediach , żeby się przez ten tłum przebić.

Andrzej napisał(a):
Z tych też powodów byłbym bardzo ostrożny w ubóstwianiu mediów jako najlepszego instrumentu edukacyjnego i uznawaniu ich obecności za główne kryterium podczas oceny czegokolwiek. Podkreślam jednak jeszcze raz, że tym samym nie odrzucam ich, przypisuje im jedynie nieco mniejszą rangę.


Ja jeszcze raz z tym internetem. Coraz większe są możliwości żeby tym medium samemu być. Weźmy Cygana, dowcipy o Chucku Norrisie, Jożina z Bażin czy kandydata z Białegostoku. Nie trzeba ich było promować w żadnych mediach. Jest youtube, twitter, indymedia (chciałbym żeby miały większą rolę i lepiej funkcjonowały), różne wykopy. Zadziwiająca jest też skuteczność poczty. Czasami od dwóch zupełnie innych osób, które się nie znają dostaję ten sam dowcip, który krąży. Jest więc naprawdę duży potencjał do wykorzystania.

Re: Demo w obronie austrackich aktywistów - W-wa 25.06

PostNapisane: 26 cze 2009, o 23:09
przez Andrzej
AdamZ napisał(a):Media coraz bardziej przestają mieć formę o której piszesz. Coraz więcej rzeczy można skomentować na stronie internetowej, forach czy innych do tego wydzielonych miejscach. Nawet jeśli nie możesz skomentować u mediów bezpośrednio to coraz większa jest możliwość tego że Twój komentarz zobaczą inni - filmy na youtube, blogi, fora. I to się będzie coraz bardziej rozwijać.


Wiem o tym, dlatego też zaznaczyłem, że chodzi mi o media tradycyjne. Ale czyż nie do końca właśnie na ich temat toczy się ta dyskusja? Radio, telewizja i gazety to, bądź co bądź, wciąż media o największym zasięgu. Nowe media, choć coraz bardziej powszechne (http://bi.gazeta.pl/im/6/4228/m4228296.jpg), wciąż z nimi przegrywają. W związku z tym dominującym modelem komunikacji wciąż jest ten jednostronny nadawca -> odbiorcy. Zapraszając media na akcję, przynajmniej połowa z nich reprezentuje media tradycyjne, które nie umożliwiają swobodnej zamiany ról pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Dodatkowo to właśnie te media są tymi najbardziej prestiżowymi i opiniotwórczymi, poprzez które dociera się do największej liczby zainteresowanych.



AdamZ napisał(a):Do tego jest autoryzacja żeby słów nie naginać. Ale masz tu dużo racji. Nie zawsze też można tę autoryzację przeprowadzić. Ponownie jednak kłania się internet ze swoimi możliwościami komentowania tego co uznasz za "nagięte" czy wyjęte z kontekstu.


Ponownie kłania się problem dostępu do internetu. Nie wszyscy odbiorcy pierwotni będą mieli możliwość przeczytania twojego komentarza.

AdamZ napisał(a):To prawda, dlatego też starajmy się żeby być w wielu mediach , żeby się przez ten tłum przebić.


Można na to też spojrzeć z drugiej strony: dołóżmy swoją część do szumu i utońmy w nim jeszcze bardziej.
Odwieczne pytanie: ilość czy jakość?


AdamZ napisał(a):Ja jeszcze raz z tym internetem. Coraz większe są możliwości żeby tym medium samemu być. Weźmy Cygana, dowcipy o Chucku Norrisie, Jożina z Bażin czy kandydata z Białegostoku. Nie trzeba ich było promować w żadnych mediach. Jest youtube, twitter, indymedia (chciałbym żeby miały większą rolę i lepiej funkcjonowały), różne wykopy. Zadziwiająca jest też skuteczność poczty. Czasami od dwóch zupełnie innych osób, które się nie znają dostaję ten sam dowcip, który krąży. Jest więc naprawdę duży potencjał do wykorzystania.


Oczywiście, natomiast zauważ jakie treści przytoczyłeś - są to przede wszystkim tzw. "polewki" (podkategoria działu "rozrywka"), które rzecz jasna bardzo szybko zyskują szerokie grono zwolenników (ja sam przyznam, że Cygan bardzo mnie bawi). Tylko że zyskują one taką popularność, gdyż są łatwe w odbiorze, nie wymagają zaangażowania emocjonalnego czy intelektualnego, właściwie nie wymagają od odbiorcy niczego prócz gotowości do poświęcenia im kilku minut. Nie powiesz mi chyba, że taką samą popularność mógłby zyskać na przykład ten filmik http://www.youtube.com/watch?v=U6_hjA4cdjM, chociaż moim zdaniem bije na głowę wszystkie powyższe.

Re: Działanie a media - było: Demo w obronie austr. aktywistów

PostNapisane: 27 cze 2009, o 19:00
przez AdamZ
Przy okazji: wstawiam ostatni artykuł z Newsweeka, trochę na temat o którym mówimy.

Wasz telewizor, nasza sieć
Jeśli nadal ślęczysz przed telewizorem, możesz się czuć starym zgredem. Młodym ludziom to medium nie jest już do niczego potrzebne.
JAROSŁAW MURAWSKI

Rosnąca potęga internetu w sprzężeniu z kryzysem gospodarczym miała przynieść ostateczny upadek prasy. Tymczasem okazuje się, że internet powoli wykańcza telewizję. - W każdym domu, w którym pojawia się komputer, telewizja od razu spada na dalsze miejsce. Na pierwszym lądują gry, potem ściąganie filmów, portale społecznościowe, komunikatory. I dopiero po nich telewizja - twierdzi dr Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. - Już teraz w USA mówi się, że kupno 40-calowego telewizora z myślą o rodzinie jest inwestycją chybioną, bo dzieci na pewno nie zainteresuje - dodaje.
Nie da się ukryć. Czarne pudło traci fanów. Szczególnie wśród pokolenia milenium, czyli osób, które właśnie wchodzą w dorosłość. Według ubiegłorocznych badań firmy De-loitte amerykańska młodzież do 25. roku życia siedzi przed szklanym ekranem już tylko 10,5 godziny tygodniowo, zaś 43-, 6l-latko-wie i jeszcze starsi wyrabiają ponad 20-go-dzinną normę. To samo zjawisko widać
w Polsce. O ile pokolenie 50+ jest jeszcze przyssane do telewizora i spędza przed nim prawie sześć godzin dziennie, o tyle 16-, 24-latkowie oglądają telewizję tylko 2 godziny. Dokładnie tyle samo czasu surfują w internecie. I co istotne, o ile młodzi ludzie zawsze oglądali telewizję krócej niż dorośli, to dorastając, nadrabiali różnicę. Dziś, przyzwyczajeni do internetu, nie rezygnują już z niego dla telewizji.
A komputerów (z internetem) jest coraz więcej. W USA ponad 80 proc. gospodarstw domowych ma co najmniej jeden komputer. W Polsce, według przeprowadzonych w marcu badań CBOS, wśród osób do 34. roku życia 80 proc. porusza się w wirtualnej sieci (to ta grupa coraz częściej rezygnuje z telewizji). Wgrupie między 35- a 50. rokiem życia nieco ponad połowa korzysta z internetu, a wśród starszych - jedna piąta.
Odwrót od telewizji zbiega się w czasie z gwałtownym wybuchem popularności portali społecznościowych, takich jak Face-
book czy Nasza Klasa. I nie jest to zbieżność przypadkowa. To one zassały młodych ludzi. Przeglądają i komentują zdjęcia znajomych, umawiają się na spotkania, odpowiadają na quizy i nie mają czasu na siedzenie przed szklanym ekranem. Jeśli mają kartę telewizyjną, mogą oglądać telewizję na ekranie komputera i często to robią. Ale to raczej podglądanie niż oglądanie.
Efekt: wśród najmłodszych grup widzów spada oglądalność dużych stacji telewizyjnych. Nie interesują ich już serwisy informacyjne (po co je oglądać, skoro wcześniej wszystko przeczytało się i obejrzało w internecie) ani rozrywkowe show (70 proc. widzów polsatowskiego „Jak oni śpiewają" to ludzie powyżej 40. roku życia).
Zdaniem Tomasza Sobierajskiego problem młodej generacji z telewizją jest znacznie poważniejszy niż tylko brak czasu. - Telewizja nie spełnia oczekiwań młodych ludzi. To płaskie medium, tak jak płaski jest ekran. Co z tego, że można zagłosować na uczestnika „You can dance". Ale nie można podzielić się wrażeniami, porozmawiać. Przed telewizorem młody człowiek czuje się masą. Dopiero w internecie staje się podmiotem.
Tak jak za komuny - zauważa Sobierajski - dla większości społeczeństwa telewizja była „ich", czyli władzy, tak dziś dla kilkunasto- i 20-latków telewizja również jest „ich" - teraz rozumianych jako dorosłych, niezorientowanych w możliwościach sieci. Biernych odbiorców przygotowanego przez kogoś przekazu.
Rzecz jasna telewizje nie chcą być po innej stronie barykady niż młodzi. Jeśli młode pokolenie dziś odzwyczai się od telewizji, to kto za kilka lat będzie oglądał skierowane do niego reklamy? Stacje dwoją się i troją, żeby im się przypodobać. Wprowadzają do oferty coraz prostsze i głupsze programy, licząc, że tego właśnie oczekują młodzi widzowie. Pozycje, które istnieją od lat, poddawane są procesowi odmładzania - wprowadza się młodych bohaterów, nowe, dynamiczne wątki. Taki zabieg (chyba jednak mało skuteczny) przeszedł kilka lat temu nadawany przez TVP1 serial „Plebania".
Ale przede wszystkim telewizje zerkają w stronę internetu, szukając tam recepty na przyciągnięcie młodych ludzi. Z jednej strony - skoro młodzi siedzą przed komputerami, starają się dostarczyć im telewizyjne treści przez komputer. Czyli wykorzystać sieć jako jeszcze jeden kanał dystrybucji swych programów. To dlatego na stronach TVP, Polsatu i TVN oglądać można odcinki wybranych * show i seriali, np. „M jak miłość", „39 i pół" § czy „Jak oni śpiewają" (niecierpliwy internauta może je nawet zobaczyć - oczywiście za opłatą - jeszcze przed telewizyjną premierą).
Z drugiej strony telewizje starają się przyciągnąć młodych ludzi do telewizora tym, co ich trzyma przy komputerze. Ściągają do siebie wykreowanych w sieci bohaterów, jak np. słynną Barbarę Kwarc z internetowego projektu „Klatka B". Kwarc pojawiła się w programach TVN (m.in. jako stały gość Szymona Majewskiego), „Klatkę B" nadaje od marca kanał Polsat Play. TV4 właśnie rozpoczęła emisję „nlcoli" - serialu, którego pierwowzorem była niezwykle popularna wśród międzynarodowej społeczności internautów produkcja „LonelyGirll5", wzorowana na amatorskim wideoblogu.
Nie chcąc pozostawać w tyle za internetem, telewizja staje się coraz bardziej interaktywna. Na antenę nie wejdzie już show bez głosowania SMS-owego. Materiały z internetu i telefonów komórkowych trafiają do emisji (np. w „Szkle kontaktowym" czy serwisach TVN24), zdarza się, że widzowie mogą nawet dzwonić do prowadzącego program, korzystając z internetowego komunikatora Skype („Publiczna.tv" w TVN24). W młodzieżowym kanale 4fun.tv można czatować z rówieśnikami, wysyłając SMS-y wprost na ekran telewizora. - Telewizja musi się dostosować do zmieniającego się świata - przyznaje Piotr Piętka, wiceprezes domu mediowego Starcom.
Piętka przekonuje, że zmiany już widać: znacząco wzrosła liczba programów, w których widzom oddaje się wpływ na losy uczestników. W ten sposób wciąga się ich w program i buduje zaangażowanie. - Jednokierunkowa komunikacja już by nie zadziałała - podkreśla Piętka. Co się dzieje, kiedy prześpi się internetową rewolucję, pokazuje przykład MTV. Stacja, która była synonimem całej generacji młodzieży, dziś jest cieniem takich marek jak MySpace czy Twitter.
Waldemar Ostrowski, dyrektor marketingu i badań TVN, nie zgadza się z tezą o odchodzeniu młodzieży od telewizji. - Oni raczej odchodzą od telewizora. Telewizja staje się producentem treści, które dzięki nowym technologiom można
odbierać na różne sposoby: w komputerze, telefonie komórkowym. Nie widzę linii de-markacyjnej między telewizją a internetem, te media będą się przenikać i z tego przenikania powstaną nowe wartości.
Ostrowski podkreśla, że widzowie, także młodzi, zawsze będą poszukiwać programów wysokiej jakości, a takie dostarcza dziś telewizja, a nie amatorzy na YouTube. Wskazuje na należący do największych koncernów medialnych amerykański portal Hulu, gdzie można oglądać odcinki telewizyjnych programów i seriali. - Ruch na YouTube jest gigantyczny, na Hulu nieporównanie mniejszy, ale to Hulu generuje przychód. A koniec końców o to przecież chodzi.
To dlatego TVN utworzył z Onetem serwis Plejada.pl, którego rolą jest integrowanie telewizji z siecią i tworzenie społeczności skupionych wokół TVN-owskich produkcji.
Zdaniem medioznawcy prof. Macieja Mrozowskiego szansą telewizji jest rola organizatora spektaklu. - Nadmiar informacji obserwujemy już teraz, ludzie się gubią i potrzebują przewodnika - twierdzi Mrozowski.
Pytanie tylko, czy młodzi ludzie naprawdę go potrzebują, czy też raczej sami stają się przewodnikami dla rodziców. ¦