Strona 1 z 1

Ćwiczę, więc myślę. Eksperymentujemy, bo możemy.

PostNapisane: 24 paź 2009, o 13:50
przez K.Biernacka
"Ćwiczę, więc myślę" - zatytułował swój artykuł Sławomir Zagórski na gazeta.pl

"O tym, że regularny wysiłek fizyczny ma zbawienny wpływ na nasze kości, mięśnie, serce, naczynia krwionośne, wiemy od dawna. Okazuje się, że narządem, który wyraźnie korzysta na tym, że wstaniemy z kanapy czy odejdziemy od komputera, jest także nasz mózg - poinformowano podczas toczącego się w Chicago 39. zjazdu amerykańskich neurologów i neurobiologów (Neuroscience 2009)."
(...)
"Zespół psychologów z University of Massachusetts w Amherst (USA) pod kierunkiem dr. Matthew Davidsona postanowił sprawdzić, czy ćwiczenia fizyczne mają wpływ na chwiejność emocjonalną młodych kobiet tuż przed menstruacją i w trakcie niej."


W tym celu przeprowadzono doświadczenie z dobrowolnym udziałem kobiet. Dowiedziono, że 30-minutowy wysiłek fizyczny wyciszał ich emocje.

Przeprowadzono też inne doświadczenie, którego celem miało być sprawdzenie jak wysiłek fizyczny działa na pamięć i nastrój. Tym razem użyto zwierzęta.

"Dr Christina Williams z Duke University w Durham (USA) sprawdzała, czy ćwiczenia fizyczne są w stanie poprawić psychiczną kondycję myszy, których mózgi przyjęły dość dużą dawkę promieniowania. Badanie to przeprowadzono z myślą o ludziach cierpiących z powodu złośliwych guzów mózgu. W ich przypadku często jedynym sposobem leczenia jest naświetlanie całej czaszki. Niestety, to często powoduje działania uboczne - poważne kłopoty z pamięcią i wyraźny spadek nastroju. Depresja i utarta pamięci bardzo obniżają jakość życia chorych i niezależnie od postępu choroby nowotworowej mają bezpośredni wpływ na długość ich życia.

Zespół naukowców pod kierunkiem dr Williams poddał ogólnemu znieczuleniu, a następnie naświetlił mózgi grupie dorosłych myszy (połowa z nich została poddana tylko znieczuleniu - te posłużyły jako kontrola).

Dwa tygodnie później sprawdzono ich zdolność uczenia się i zapamiętywania, a także "nastrój". Pierwszy test polegał na odnalezieniu wyjścia z pułapki (przypomina to odnajdywanie przez nas samochodu na dużym parkingu - tłumaczyła Williams). Badanie "nastroju" polegało natomiast na unieruchomieniu gryzonia poprzez przywiązanie jego ogona (zwierzę w dobrym nastroju próbuje się uwolnić, co jest zresztą możliwe, a smutne natychmiast się poddaje).

Obserwacje wykazały, że napromieniowane myszki mają kłopot z zapamiętaniem drogi wyjścia z pułapki, a przede wszystkim pokornie siedzą przywiązane, ani przez myśl im nie przejdzie, by się uwalniać.

I tu - jak się okazuje - pojawia się szansa w postaci ruchu. Do części klatek wstawiono specjalne kołowrotki, na których zwierzęta uwielbiają ćwiczyć. Mogły wskakiwać na nie w dowolnym czasie i kręcić się do woli.

Po 2,5 miesiąca ponownie sprawdzono ich pamięć i nastrój. Okazało się, że u gryzoni, które nie miały możliwości ruchu, niekorzystne efekty napromienienia były bardziej widoczne niż na początku eksperymentu. Natomiast ćwiczenia na kołowrotkach świetnie zrobiły zwierzętom. Łatwiej odnajdowały wyjście z pułapki i aktywniej zabiegały o uwolnienie.

Co ciekawe, naświetlone, ale ćwiczące zwierzęta wypadały w testach wcale nie gorzej niż te, których nie poddano napromieniowaniu, ale za to które unieruchomiono w klatkach.

Pod koniec badań wszystkie myszy poświęcono dla celów nauki i zbadano ich mózgi. U naświetlonych, ale ćwiczących zwierząt pojawiły się nowe neurony (w hipokampie - ważnym ośrodku pamięci i nastroju).

- To realna nadzieja dla chorych na guzy mózgu - twierdzi dr Williams. - W prosty sposób mogą oni próbować poprawić sobie jakość życia. Nikt wcześniej nie pokazał, że ćwiczenia fizyczne działają dobroczynnie na mózg po jego naświetleniu. Będziemy to dalej badać - zapowiedziała uczona.
"


Wytłuszczenia w cytacie - moje.

Podczas tych eksperymentów u zdrowych zwierząt wywołano chorobę, następnie zadawano im cierpienie poprzez skutki choroby, wiązanie ogona, unieruchamianie w klatkach i wreszcie odebrano im życie. Wszystko w imię nauki, w celu szukania sposobów na polepszenie jakości życia chorych ludzi. Wiele osób twierdzi, że to jest właśnie taka sytuacja płonącego domu "Twoje dziecko, czy pies? wybieraj". Ale przyjrzyjmy się dokładniej temu doniesieniu.

Czy eksperyment przeprowadzono w celu ratowania życia ludziom? Nie, chodziło o eksperyment, który być może rzuci światło na sposoby polepszenia jakości życia ludzi.

Czy nie ma innych sposobów na rzucenie światła na to konkretne zagadnienie? Wydaje się, że można by przecież przeprowadzić doświadczenie na ludziach - dobrowolne i etyczne - grupie chorych na guzy mózgu zaproponować kontrolowane ćwiczenia fizyczne. Czy to nie rzuciłoby światła na tę sprawę? Wydaje się, że tego światła mogłoby być nawet więcej, niż po eksperymencie na myszach.

W USA myszy i szczury eksploatowane w laboratoriach nie są nawet ujmowane w statystykach ani objęte amerykańską ustawą o ochronie zwierząt (link).

Myślę, że szowinizm gatunkowy zaślepia, ale nie mogę się powstrzymać od takiej refleksji:
zastanawiam się, czy gdyby ludzie autentycznie wyznawali zasadę niezadawania nieuzasadnionego cierpienia, to czy robiliby takie eksperymenty, zatwierdzali je, spokojnie o nich pisali nawet przy założeniu, że autentyczny konflikt w postaci przysłowiowego płonącego domu rozwiązywaliby zawsze na korzyść homo sapiens.

Re: Ćwiczę, więc myślę. Eksperymentujemy, bo możemy.

PostNapisane: 25 paź 2009, o 00:00
przez Adam Gac
Być może się mylę ale ten przypadek ilustruje klasyczny argument przeciwko wykorzystywaniu zwierząt w eksperymentach w celu uzyskania wiedzy na temat zdrowia człowieka. Mianowicie chodzi o to, że gdy użyjemy myszy w doświadczeniach to zdobędziemy wiedzę na temat myszy.
Aby uzyskać wiedzę na temat zachowań ludzi, trzeba użyć w doświadczeniach przedstawicieli tego gatunku. Nie ma więc większego sensu badanie myszy, królików i innych zwierząt aby uzyskać wiedzę na temat homo sapiens.
Ale czy na pewno tak jest?....

Re: Ćwiczę, więc myślę. Eksperymentujemy, bo możemy.

PostNapisane: 26 paź 2009, o 09:20
przez AdamZ
Adam Gac napisał(a):Być może się mylę ale ten przypadek ilustruje klasyczny argument przeciwko wykorzystywaniu zwierząt w eksperymentach w celu uzyskania wiedzy na temat zdrowia człowieka. Mianowicie chodzi o to, że gdy użyjemy myszy w doświadczeniach to zdobędziemy wiedzę na temat myszy.
Aby uzyskać wiedzę na temat zachowań ludzi, trzeba użyć w doświadczeniach przedstawicieli tego gatunku. Nie ma więc większego sensu badanie myszy, królików i innych zwierząt aby uzyskać wiedzę na temat homo sapiens.
Ale czy na pewno tak jest?....


Po pierwsze : niewątpliwie badania na zwierzętach nieludzkich nie zawsze mają zastosowanie dla ludzi, więcej, czasami mają efekt przeciwny.
Po drugie: z pewnością jednak czasami można wyciągnąć słuszne wnioski z badań na zwierzętach nieludzkich dotyczących mechanizmów które są wspólne dla zwierząt i człowieka.
Po trzecie: może być różna skala przydatności doświadczeń na zwierzętach nieludzkich dla ludzi. Dajmy skrajne przykłady nowego kosmetyku i próby wynalezienia lekarstwa na raka.
Po czwarte: Jestem przekonany przy dużych nakładach na rozwój alternatywnych metod badań można by wyeliminować zdecydowaną większość badań na zwierzętach nieludzkich.
I po piąte , najważniejsze chyba: zakładając że skala przydatności doświadczeń jest duża, mechanizm ma bardzo duże szanse być taki sam u ludzi i że nie ma znanych ani w najbliższej przyszłości nadziei na metody alternatywne do badań nad zwierzętami nieludzkimi w danej dziedzinie to czy mamy prawo do badań w tym przypadku ?
Pomocne może tu być pytanie o eugenikę. Czy moglibyśmy badać grupkę skazanych na śmierć ludzi (bez ich zgody) jeśli mielibyśmy nadzieję na wyleczenie tysięcy?
Pozostaje mieć nadzieję że kwestia punktu piątego się nie pojawi. Wierzę że modele informatyczne i inne mogą być na tyle zaawansowane że zastąpią całkowicie badania na żywych zwierzętach (czy ludzkich czy nieludzkich) , i nie będziemy musieli sobie stawiać tych trudnych etycznie pytań.

Re: Ćwiczę, więc myślę. Eksperymentujemy, bo możemy.

PostNapisane: 26 paź 2009, o 10:26
przez K.Biernacka
AdamZ napisał(a):Po pierwsze : niewątpliwie badania na zwierzętach nieludzkich nie zawsze mają zastosowanie dla ludzi, więcej, czasami mają efekt przeciwny.
Po drugie: z pewnością jednak czasami można wyciągnąć słuszne wnioski z badań na zwierzętach nieludzkich dotyczących mechanizmów które są wspólne dla zwierząt i człowieka.
Po trzecie: może być różna skala przydatności doświadczeń na zwierzętach nieludzkich dla ludzi. Dajmy skrajne przykłady nowego kosmetyku i próby wynalezienia lekarstwa na raka.
Po czwarte: Jestem przekonany przy dużych nakładach na rozwój alternatywnych metod badań można by wyeliminować zdecydowaną większość badań na zwierzętach nieludzkich.


Problem w tym, że zadając takie pytania poruszamy się wyłącznie w obszarze pragmatyzmu. Nie włączamy etyki. Zwierzęta pozostają de facto poza nią. Jak to się przekłada na praktykę?

Jeśli kwestia eksperymentowania na zwierzętach pozaludzkich jest traktowana jako neutralna etycznie - jeśli chodzi o zwierzęta, zaś pozytywna etycznie - jeśli chodzi o homo sapiens, to nie ma motywacji do rozwoju metod niewykorzystujących zwierząt innych, niż homo sapiens. Motywacja do zmiany proporcji między metodami wykorzystującymi zwierzęta i innymi metodami (nie zaś motywacja do zaprzestania eksperymentów na zwierzętach w ogóle) pojawia się tylko wtedy, gdy metody bez wykorzystania zwierząt mogą być tańsze i skuteczniejsze. Jeśli kosztują podobnie i mają podobną skuteczność, motywacji brak.

Metody niewykorzystujące zwierząt nazywane są "metodami alternatywnymi". Myślę, że to jest znamienne. Metoda alternatywna, czyli opcjonalna, nieobowiązkowa, niekoniecznie pożądana.

Szowinizm gatunkowy zaślepia na krzywdę innych gatunków zwierząt. Robi grubą kreskę, poza którą obowiązują już zupełnie inne założenia, a z takich założeń wynikają bardzo konkretne działania. Tutaj założenie jest takie, że zwierzęta inne, niż homo sapiens są surowcem do wykorzystania przez ludzi. Tylko przy takim założeniu możliwe jest to wszystko, co się dzieje, a metody "alternatywne" pojawiają się:
(a) bo nauka się rozwija i ludzie szukają różnych skutecznych metod dla postępu wiedzy
(b) bo niektóre metody bez użycia zwierząt mogą okazać się/okazują się tańsze i/lub skuteczniejsze od eksperymentów na zwierzętach
zaś regulacje dotyczące wykorzystywania zwierząt w eksperymentach są w większości kosmetyczne.

Gdyby początkowe założenie nie było szowinistyczne, nie mielibyśmy legalnych eksperymentów na zwierzętach. Ewentualnie byłyby eksperymenty na zwierzętach nie czyniące im krzywdy, podobne do dzisiejszych legalnych eksperymentów na ludziach. Zapewne istniałyby też eksperymenty nielegalne.

Gdyby organizacje prozwierzęce były w większości (o całości nie ma co marzyć) organizacjami walczącymi o prawa zwierząt, opowiadałyby się stanowczo - tak w tej jak i w innych dziedzinach, gdzie wykorzystuje się zwierzęta - właśnie przeciwko szowinizmowi gatunkowemu.

Sprzeciw wobec szowinizmu gatunkowego nie polega na przekonywaniu, że eksperymenty na zwierzętach są nieskuteczne, mięso krowy, czy kury trujące, mleko krowy powoduje pryszcze, jaja kurze impotencję, fermy futrzarskie zanieczyszczenie środowiska, a cyrki ze zwierzętami są antyedukacyjne, bo nie pokazują naturalnych zachowań zwierząt. Analogicznie, sprzeciw wobec łamania praw człowieka, nie polega na tłumaczeniu gwałcicielowi, że gwałt może być dla niego niezdrowy, bo podczas niego grożą mu choroby weneryczne, zaś temu, kto bije własne dziecko, że może sobie zwichnąć nadgarstek.

Sprzeciw wobec szowinizmu gatunkowego jest krok wcześniej - to protest wobec eksploatacji zwierząt i czynienia z nich surowców. Sprzeciw wobec odzierania ich z podmiotowości, indywidualności, biografii niezależnie od tego czy to jest dla ludzi korzystne, zdrowe, smaczne, wygodne, itp.

Gdyby taki głos był wyraźnie słyszalny, sądzę, że mielibyśmy większą szansę na bardziej prężny rozwój metod niewykorzystujących zwierzęta oraz eliminację wykorzystywania zwierząt w nauce (nie mówiąc już o innych sferach życia).

Interniche, kierując swoje działania do studentów, robi świetną robotę - uwrażliwia ludzi u progu kariery naukowej, daje szansę, by nie stępili wrażliwości już na samym początku ścieżki zawodowej.

AdamZ napisał(a):I po piąte , najważniejsze chyba: zakładając że skala przydatności doświadczeń jest duża, mechanizm ma bardzo duże szanse być taki sam u ludzi i że nie ma znanych ani w najbliższej przyszłości nadziei na metody alternatywne do badań nad zwierzętami nieludzkimi w danej dziedzinie to czy mamy prawo do badań w tym przypadku ?
Pomocne może tu być pytanie o eugenikę. Czy moglibyśmy badać grupkę skazanych na śmierć ludzi (bez ich zgody) jeśli mielibyśmy nadzieję na wyleczenie tysięcy?
Pozostaje mieć nadzieję że kwestia punktu piątego się nie pojawi. Wierzę że modele informatyczne i inne mogą być na tyle zaawansowane że zastąpią całkowicie badania na żywych zwierzętach (czy ludzkich czy nieludzkich) , i nie będziemy musieli sobie stawiać tych trudnych etycznie pytań.


Punktu piątego nie zrozumiałam, mógłbyś przeparafrazować?

P.S.
Szowinizm gatunkowy przejawia się też w robieniu różnicy między smalcem z psa, a smalcem ze świni.
Bronienie psów argumentami, że
- nie powinny być zabijane na smalec, bo są psami,
- nie powinny być zabijane na smalec, bo smalec psi wcale nie ma właściwości leczniczych
jest niestety i bezsprzecznie podtrzymywaniem tego szowinizmu.