Hamulcowi, czyli dietetyczne dziwactwa w ramach weganizmu
Znów z przyjemnością zacytuję Virginię Messinę:
Chciałoby się powiedzieć: święte słowa! Ale się nie powie, bo zaraz mi ktoś wypomni, jak to, że w pewnym radiu powiedziałem "i dzięki bogu". Naprawdę kilka razy słyszałem zdziwienie, kiedy mówiłem, że jestem weganinem i - o zgrozo!- smażę potrawy, lubię tłuste to i owo, używam również białej mąki, obżeram się czekoladą, pijam kawę, soki z kartonu, wódkę, słodzę herbatę, a na dodatek siedzę przy stole, kiedy jem! Nie na podłodze! Dodając do tego fakt, że szczepię dzieci i korzystam z antybiotyków, kiedy trzeba, jeżdżę samochodem, nie mam tatuaży i dreadów oraz nie przepadam za piercingiem, to już w ogóle, jest niemal niemożliwe, żebym był weganinem. A jednak. I jak bozię kocham (znowu mi się wymskło) nie zamierzam robić razowych biszkoptów słodzonych wyłącznie korzeniem lukrecji!
W innym miejscu Messina pisze tak:
Zdefiniować dietę wegańską tak, aby nie była zbyt czasochłonna, była smaczna i wygodna. Żeby zawierała również gotowce, mrożonki i produkty z puszki. Żeby dopuszczała różne smaczne sposoby przygotowania jak smażenie, duszenie, gotowanie, a nawet mikrofalowanie. Wszystko z rozsądną ilością tłuszczu, ponieważ nadaje on potrawom smak i konsystencję, stają się smaczniejsze i atrakcyjniejsze. Żeby nie kojarzyła się wyłącznie/głównie z kuchnią hinduską czy jakąkolwiek inną egzotyczną. Oczywiście, niech się kojarzy również z otwarciem na kuchnie świata i niech istnieją pasjonaci gotowania, którzy robią perełki kulinarne, pracochłonne, z wyszukanych ingrediencji. Naprawdę, weganizm, nawet w najbardziej przystępnej formie, jest dla ludzi egzotyką. Wszelkich odjazdów noszących znamiona dziwactwa, których da się uniknąć, lepiej unikać. Messina pisze:
Co myślicie?
- When I order a vegan meal on a plane, it invariably comes with fat-free salad dressing. This annoys me more than I can say. It’s not just because I think fat-free salad dressing is basically inedible (which it is IMHO), but because somehow, vegan diets have become synonymous with low-fat eating. That’s not good for vegans or for the animals we want to help.
Given the fact that vegan eating is well outside the mainstream and very different from the way most Americans eat, it’s not surprising that many people view it as difficult and restrictive. (Most people view any dietary change as difficult and restrictive.) Making vegan diets as accessible as possible is an important part of activism.
Chciałoby się powiedzieć: święte słowa! Ale się nie powie, bo zaraz mi ktoś wypomni, jak to, że w pewnym radiu powiedziałem "i dzięki bogu". Naprawdę kilka razy słyszałem zdziwienie, kiedy mówiłem, że jestem weganinem i - o zgrozo!- smażę potrawy, lubię tłuste to i owo, używam również białej mąki, obżeram się czekoladą, pijam kawę, soki z kartonu, wódkę, słodzę herbatę, a na dodatek siedzę przy stole, kiedy jem! Nie na podłodze! Dodając do tego fakt, że szczepię dzieci i korzystam z antybiotyków, kiedy trzeba, jeżdżę samochodem, nie mam tatuaży i dreadów oraz nie przepadam za piercingiem, to już w ogóle, jest niemal niemożliwe, żebym był weganinem. A jednak. I jak bozię kocham (znowu mi się wymskło) nie zamierzam robić razowych biszkoptów słodzonych wyłącznie korzeniem lukrecji!
W innym miejscu Messina pisze tak:
- If our goal is to put an end to the inhumane treatment on factory farms, we need to encourage as many people as possible to embrace vegan diets. To do that, we need to show them that this way of eating is healthful and practical and appealing. Promoting additional restrictions that have no known health advantage—like eating all raw or eating very-low-fat—simply creates an image of vegan diets that makes them look more difficult and less appealing.
Studies of consumer behavior show that time, convenience and taste are huge factors in people’s food choices. As activists, we need to define vegan diets in ways that address those concerns. Both raw foods diets and very-low-fat diets embrace certain all-or-nothing food concepts that simply do not resonate with most Americans. Trust me on this: After 20-plus years of nutrition counseling, I can promise that it is easier to attract people to a vegan diet if we assure them that they can use some convenience foods at home and have the occasional meal at Taco Bell.
Zdefiniować dietę wegańską tak, aby nie była zbyt czasochłonna, była smaczna i wygodna. Żeby zawierała również gotowce, mrożonki i produkty z puszki. Żeby dopuszczała różne smaczne sposoby przygotowania jak smażenie, duszenie, gotowanie, a nawet mikrofalowanie. Wszystko z rozsądną ilością tłuszczu, ponieważ nadaje on potrawom smak i konsystencję, stają się smaczniejsze i atrakcyjniejsze. Żeby nie kojarzyła się wyłącznie/głównie z kuchnią hinduską czy jakąkolwiek inną egzotyczną. Oczywiście, niech się kojarzy również z otwarciem na kuchnie świata i niech istnieją pasjonaci gotowania, którzy robią perełki kulinarne, pracochłonne, z wyszukanych ingrediencji. Naprawdę, weganizm, nawet w najbardziej przystępnej formie, jest dla ludzi egzotyką. Wszelkich odjazdów noszących znamiona dziwactwa, których da się uniknąć, lepiej unikać. Messina pisze:
- I am downright depressed when I see the amount of attention that both raw foods and fat-restricted diets receive these days. Especially when I see vegan activists embracing or promoting them. Needlessly restrictive diets like these are not a part of the all-important effort to create an image for vegan diets that is positive and mainstream. And that’s why promoting these practices hurts farm animals.
Co myślicie?