Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
Re: handel dobry, handel zły?
Czterdzieści lat temu Polska była konną potęgą w Europie
W połowie lat 80. mieliśmy półtora miliona roboczych koni. Dziś najwyżej 200–300 tysięcy. Tymczasem trend się odwraca...
Stare Żukowice pod Tarnowem. W przeszłości niemal każde gospodarstwo miało tu przynajmniej jednego konia pociągowego. Obecnie są na wyginięciu, za to pojawiło się sto kilkadziesiąt koni sportowych i rekreacyjnych. Przyleciały prosto z USA.
A więc mamy konie pociągowe, konie sportowe i konie rekreacyjne. Dla porządku dodam, że wiele z tych koni zamienia się po okresie użytkowania w "żywiec rzeźny koński" a następnie w koninę.
Ostatni targ konny w Bochni odbył się jakieś piętnaście lat temu. Władysław Sobczyk z Sobolowa dokładnie już nie pamięta. Ale dobrze pamięta, że działo się wtedy, oj, działo…
– Ruch był wielki. Kupcy robili próby, sprawdzali konie na różne sposoby, jak chodzą w zaprzęgu, jak ciągną, możliwe były przejażdżki, a targowanie odchodziło na całego. Na koniec, gdy kupcy dobijali targu, bili się w dłonie, jak to na konnym jarmarku.
I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, wielu sprzedających robiło wszystko, by ich towar wyglądał na lepszy niż w rzeczywistości. Bo nie tylko na giełdzie samochodowej używa się sztuczek, żeby auta wydały się atrakcyjniejsze. Picownicy, ludzie specjalnie przygotowujący towar do sprzedaży, w branży konnej też się pojawiali.
Więc nie zawsze sprawdza się powiedzenie, że koń jaki jest, każdy widzi.
– Pewne wady zwierzęcia, związane głównie z jego charakterem, można ukryć – twierdzi ze znawstwem Sobczyk, uczestnik mnóstwa konnych targów. – Chociaż nie na długo. Jeśli się ktoś nabrał, prawda na wierzch wychodziła dopiero w domu. Tak jak z samochodem.
Picownik z branży konnej na przykład podawał zwierzęciu trochę wódki. Żeby grzecznie chodziło, robiło dobre wrażenie. Kto się nabrał, nieraz potem przeklinał. Bo jak tylko koń "wytrzeźwiał", robił się nie ten sam; narowisty jakiś albo w parze z innym koniem nie chciał chodzić. Albo krnąbrny był, ciągnąć nie chciał za bardzo.
Wytłuściłam wyrazy związane z handlem, żeby nie uciekły, nie wtopiły się w tło. Kupić, sprzedać towar. Reklamować sprzedawany towar, sprawdzać kupowany towar.
Władysław Sobczyk w życiu gospodarza miał trzynaście koni, najczęściej od początku, od źrebięcia. Gdy był dziewięcioletnim chłopcem, zmarł mu ojciec, w gospodarstwie pozostawił kobyłkę. Koniem zaraz zajął się wuj mieszkający we wsi, za kościołem, ale Władek dzielnie pomagał mu go oporządzać. Bywały potem czasy, gdy sam, jako rolnik, trzymał parę koni. Teraz ma Kubę, spokojnego, zimnokrwistego, który waży grubo ponad pół tony, a tonę pociągnie bez trudu nawet tu, pod górkę. Izabelowaty, z białą grzywą.
(...)
Władysław Sobczyk i jego zięć od lat mają ciągnik, ursusa, sześćdziesiątkę. Mocny traktor. Ale nikomu nie przychodzi do głowy, żeby sprzedać Kubę.
– Pewnych prac w polu nikt lepiej od konia nie wykona – zapewnia pan Władysław. – Do obróbki ziemniaków nie ma lepszego. Traktor, jak się go wpuści w rolę, przygniecie grządki. Tu wokół ludzie mają ciągniki, ale gdy przyjdzie obsypać ziemniaki na polu, wołają mnie i Kubę. Mamy we wsi powodzenie…
(...)
Sobczak swoje lata już ma, ale cieszy się, że zięć, młody człowiek, polubił konia. Więc jeśli jemu nie starczy sił, by z Kubą wyjść w pole, jest szansa, że zrobi to za niego zięć. I może Kuba ocaleje…
A jeżeli zięć nie zdecyduje się "użytkować" Kuby, koń stanie się niepotrzebnym "darmozjadem" i może zostać odsprzedany komuś innemu jeśli wciąż będzie "sprawny" i będzie miał pewną "wartość rynkową". Jeśli zaś będzie na to mała szansa, będzie go można sprzedać za cenę jego wagi (kilogramów przyszłej koniny czy kabanosów) do rzeźni. No chyba, że dowie się o zagrażającym mu losie jakaś fundacja i odkupi Kubę od rolnika i będzie łożyć na jego utrzymanie i leczenie do naturalnej śmierci zwierzęcia "post-użytkowego", które w fazie post-użytkowej nie ma prawa do życia, może co najwyżej liczyć na łaskę. A ile jest fundacji i jakimi środkami dysponują w porównaniu z ilością koni które się "zużyły"?
Dwa lata temu w Krakowie Międzynarodowa Koalicja dla Ochrony Wsi Polskiej (ICPPC) zorganizowała konferencję "Renesans koni roboczych". Później, pod tym tytułem, ICPPC wydała publikację.
– Chodzi nam o to, by przywrócić wartość znikających z polskiej wsi koni roboczych, wzmocnić pozycję rolników, którzy jeszcze je wykorzystują – podkreśla Jadwiga Łopata, dyrektorka ICPPC. – Zamierzamy przełamać barierę, zmienić świadomość społeczną i przekonanie, że koń jest symbolem zacofania na wsi. To nie koń jest nienowoczesny, lecz maszyny do pracy z nimi. We Francji, Anglii, Niemczech czy USA powstają liczne organizacje rolników wykorzystujących w gospodarstwach konie pociągowe, a z myślą o nich skonstruowano nowe, wydajne maszyny: specjalne pługi, brony, glebogryzarki, prasy belujące.
(...)
– W dodatku koń jest ekologiczny, nie tylko nie zanieczyszcza środowiska, ale go wzbogaca – podkreśla Jadwiga Łopata. – W naszym i w wielu innych krajach jest też liczne grono naukowców i leśników, które opowiada się za wykorzystaniem koni również w leśnictwie.
Wzmocnić pozycję rolników wykorzystujących konie i wykorzystywanie zwierząt uczynić miarą postępu?
ICPPC ma sojuszników w tej sprawie, między innymi Polskie Stowarzyszenie Użytkowników i Przyjaciół Koni Roboczych. Podobna organizacja powstała w USA ćwierć wieku temu.
Stowarzyszenie Użytkowników i Przyjaciół Koni Roboczych. Można być użytkownikiem i przyjacielem równocześnie? np. użytkownik i przyjaciel kobiet...
Przyjaciele konia roboczego zdążyli też zorganizować, również w Krakowie, wystawę unowocześnionego sprzętu rolniczego do pracy z końmi. Na wspomnianej konferencji prof. Anna Stachurska z Katedry Hodowli i Użytkowania Koni AR w Lublinie dowodziła, przedstawiając szczegółowe obliczenia, że użytkowanie pary koni w 10–hektarowym gospodarstwie rolnym przynosi w dłuższej perspektywie więcej korzyści ekonomicznych niż eksploatacja ciągnika.
Ciekawe co jeszcze wyliczyła prof. Stachurska. Podejrzewam, że mogła również wziąć pod uwagę średnią długość "użytkowania" koni - po ilu latach nie opłaca się już ich użytkować, bo np. zaczynają być słabsze, chorować. Po ilu latach opłaca się je wymienić na nowe. Czy stare opłaca się trzymać na emeryturze do naturalnej śmierci. A może bardziej opłaca się je sprzedać do rzeźni?
Tylko jak tu mówić o małych gospodarstwach, gdy wielu chce polskiej wsi wielkoobszarowej, farmerskiej, opłacalnej w tym, co robi? Międzynarodową Koalicję, odwołującą się do tradycji, taka wizja mierzi.
Tradycja znowu złotym cielcem?