Strona 1 z 2

Gary Francione - wywiad (weganizm/abolicjonizm)

PostNapisane: 1 gru 2009, o 18:09
przez gzyra
Pierwsza część wywiadu z Francione, o którym proponuję podyskutować, tzn. mam nadzieję, że nie będziemy tego oglądać w nabożnym milczeniu i dziękować za dogmat, który nam podano na tacy. Części wywiadu będzie siedem i proponuję po kolei rozebrać je wszystkie na czynniki pierwsze (będę je wrzucał), ku nauce. Jedno można powiedzieć na pewno i często to powtarzam: Francione jest doskonałym mówcą i zwykle to, co przekazuje jest przejrzyste, a bardzo często przekonujące. Co nie znaczy, że zawsze.

W tym odcinku m.in.:

  • Czym jest schizofrenia moralna? To określenie na pogmatwany sposób, w jakim myślimy o zwierzętach. Z jednej strony wielu z nas opiekuje się zwierzętami, które traktuje jak członków rodziny, z drugiej wbijamy widelce w inne zwierzęta pod względem moralnym nieodróżnialne od tych pierwszych. Wszyscy zgadzamy się, że powodowanie zbędnego cierpienia i śmierci zwierząt jest złe, ale równocześnie większość ludzi zjada ciała zwierząt. Usprawiedliwieniem zabijania 56 miliardów zwierząt lądowych rocznie na świecie ma być to, że są smaczne. Z jednej więc strony traktujemy zwierzęta poważnie, z drugiej traktujemy je jak rzeczy. Jedne kochamy, drugie zjadamy.

  • Francione podaje przykład Michaela Vicka, amerykańskiego sportowca, który został aresztowany za zaangażowanie w walki psów i przyznał się do zarzucanych mu czynów. Wzbudziło to wielkie oburzenie opinii publicznej. Francione napisał na ten temat esej "We are all Michael Vick" ("Każdy z nas to Michael Vick"), w którym pytał jaka jest różnica pomiędzy zaangażowaniem w walki psów i jedzeniem mięsa. Vick robił, to co robił, bo sprawiało mu to przyjemność; ci, którzy jedzą produkty odzwierzęce robią to również dla przyjemności. Michael Vick z przyjemnością obserwował walki psów, większość ludzi z przyjemnością obserwuje ciała zwierząt smażące się na grillu. Tekst Francione spotkał się z wielkim zainteresowaniem. Głosy były podzielone. Ponad połowa osób po przeczytaniu przyznawała, że nigdy nie myślała w ten sposób o tym problemie. Pozostali byli wściekli na to porównanie jedzenia mięsa z popieraniem walk psów. To jest właśnie przejaw moralnej schizofrenii i to czyni "kwestię zwierzęcą" tak interesującą.

  • Kiedy Francione rozmawia z ludźmi o weganizmie, ktoś może powiedzieć, że weganizm jest tak daleki od tego, co ludzie myślą i robią, że rozmowa o nim i próba przekonania do niego jest przejawem idealizmu, czymś niepoważnym. W rzeczywistości wiele osób zgadza się co do zasad, które teoretycznie powinny prowadzić ich do weganizmu. Francione stara się po prostu wskazać ludziom implikacje tego, w co już wierzą - że zadawanie zbędnego cierpienia i śmierci zwierzętom jest złe. Jak mówi, od momentu, kiedy rozmówca zgodzi się z tym, w 15 minut można go doprowadzić do weganizmu.

  • Niektórzy mówią, że podawanie weganizmu jako rozwiązania może ludzi odstraszać i że lepiej jest przekonywać na początek do wegetarianizmu, bo jest on prostszy. Francione sądzi, że ta strategia jest trudniejsza. Jaka jest bowiem różnica pomiędzy mięsem a nabiałem?

  • Francione bywał często na akcjach przeciwko polowaniom. Podczas jednej z nich lokalna dziennikarka zapytała go jakie są jego ukryte zamiary. Wyjaśniło się wkrótce, że zarzucała mu, że w rzeczywistości nie chodzi mu tylko o polowania, a o to, żeby wszyscy przestali jeść mięso. Francione odrzekł, że właśnie o to mu chodzi, a nawet o więcej: o to, żeby ludzie nie jedli jakichkolwiek produktów odzwierzęcych. Organizatorzy akcji mieli do niego pretensje, że w komentarzu dla mediów nie ograniczył się do kwestii polowań, ponieważ bali się, że brzmiało to zbyt radykalnie. Francione nie zgadza się z tym i twierdzi, że ludzie oglądający protest przeciwko polowaniom sami zaczynają zadawać pytania typu: a jaka jest różnica pomiędzy kupowanie mięsa zwierząt, które mają fatalne warunki życia w hodowlach, a polowaniem na dzikie zwierzęta żyjące w lasach? Te drugie mogą co prawda umierać długo, ale czy naprawdę cierpią bardziej niż te hodowane na mięso?

  • Ze wszystkimi kampaniami poświęconymi wyłącznie jednemu sposobowi wykorzystywania zwierząt jest podobny problem. Kampanie takie Francione określa mianem jedno-tematycznych (single-issue campaigns). Jeśli zaczynasz przedstawiać określony rodzaj eksploatacji jako bardziej problematyczny moralnie niż inne, zachęcasz ludzi do pytań w rodzaju: "nie zamierzam odrzucać eksploatacji jako takiej, dlaczego miałbym porzucić akurat tę jedną część?". Chodzi o to, aby do ludzi dotarło, że jeśli naprawdę przejmują się problemem, powinni odrzucić całość. Rzecz w tym, aby wyciągnęli wnioski z tego, w co już wierzą.

  • Zachęcanie ludzi do przejścia najpierw na wegetarianizm, a dopiero później na weganizm, jest problematyczne. Po pierwsze jest nieszczere. Ludzie mogą myśleć, że istnieje znacząca różnica pomiędzy jedzeniem mięsa a jedzeniem innych produktów odzwierzęcych. Nie ma takiej różnicy. Strategia "najpierw wegetarianizm, później weganizm" to de facto zachęcanie ludzi do tworzenia takiego odróżnienia. Wielu ludzi po tym, jak zostają wegetarianami, zaczyna jeść np. więcej nabiału, co w rzeczywistości może powodować większą ilość cierpienia i śmierci zwierząt.

  • Trzeba być wobec ludzi uczciwym od samego początku i zawsze mówić im prawdę, w tym przypadku o tym, że nie ma różnicy pomiędzy jedzeniem mięsa i innych produktów odzwierzęcych.

Ta część wywiadu kończy się stwierdzeniem fundamentalnym, że musimy mówić prawdę. Niby jest to proste, a jednak rzadkie, nie tylko po stronie przemysłów wykorzystujących zwierzęta, co i po drugiej - aktywistów i organizacji.



Spójrz także na inne części wywiadu: część 2, część 3, część 4, część 5, część 6, część 7 (ostatnia).

Całość wywiadu (filmy i streszczenia) znajdziecie także w dziale Weganizm->Etyka na stronach internetowych Empatii.

Re: Francione - część 1

PostNapisane: 4 gru 2009, o 14:53
przez K.Biernacka
gzyra napisał(a):(...) proponuję po kolei rozebrać je wszystkie na czynniki pierwsze (...)
W tym odcinku m.in.:
[list][*] klasyka, czyli o moralnej schizofrenii (jedne kochasz, drugie zjadasz)


To ja w takim razie trochę popisze o tej schizofrenii moralnej, na kanwie tego wywiadu. Jako, że mi się trochę przydługi - jak na forum - tekst napisał, podzieliłam go śródtytułami, coby był strawniejszy.

"Moralna schizofrenia" – strzał w dziesiątkę
Moralna schizofrenia – brzmi groźnie, dla wielu obraźliwie. Bo co ona znaczy? To za jednym zamachem diagnoza społeczeństwa, rodziny i jednostki. Ale to ważne pojęcie i wydaje mi się strzałem w dziesiątkę.

Dlaczego schizofrenia? Bo stwarza się podziały tam, gdzie nie ma znaczących różnic. Pies, kot, świnka morska czy kanarek są w podobny sposób zdolne do odczuwania jak świnia, krowa, norka czy kura. Schizofrenia również dlatego, że postawa ta jest jak choroba dziedziczna, efekt wychowania – nie zaś skutek złej woli. Dlaczego moralna? Bo dotyczy kwestii istotnych z etycznego punktu widzenia. Czy zjem jabłko czy gruszkę – to wybór czysto estetyczny. Czy zjem kotlety schabowe czy sojowe – to już wybór etyczny. Niestety w społeczeństwie dotkniętym moralną schizofrenią obydwa wybory zostają wrzucone do jednego worka – co jem, to kwestia gustu, upodobań estetycznych, jeden lubi makaron inny ryż, ktoś trzeci kaszankę, jeden lubi befsztyki krwiste, drugi zjada mocno wysmażone,

Powszechne, tradycyjne, legalne, arbitralne
Jeśli chodzi o diagnozę, to mowa jest o społeczeństwie, w którym powszechnie panują usankcjonowane prawem arbitralnie zróżnicowane zasady traktowania zwierząt pozaludzkich. Ponieważ są powszechne i legalne, zasady te są również uznawane za obowiązującą normę. Normalnym jest np. jeść mięso świni, powszechnie nazywane wieprzowiną. Ponieważ zasady te są często oparte na wielowiekowej tradycji, ludzie uznają je za naturalne i logiczne, a kwestionowanie ich uważane jest za oznakę dziwactwa, nieprzystosowania społecznego lub wiązane z buntowniczym charakterem okresu dojrzewania. Naturalnym jest jeść mięso niektórych zwierząt, polować na zwierzęta określonych gatunków, nosić skóry i futra zwierząt tradycyjnie w tym celu hodowanych i zabijanych. Skoro od wieków wykorzystujemy zwierzęta, nielogicznym byłoby nagle z tego rezygnować.

Zwierzęta "do kochania" i "do zjadania"
Powszechnie przyjęty podział to w dużym uproszczeniu – zwierzęta do kochania i zwierzeta do zjadania. Tylko zwierzęta do kochania zyskują status podmiotów, którym należy się szacunek, ochrona i opieka. W kategorię "zjadanie" wpisana jest nie tylko faktyczna konsumpcja ciał zwierząt innych niż Homo sapiens, ale również wiele innych sposobów instrumentalizacji zwierząt: wykorzystywanie skór i futer zabitych zwierząt, wykorzystywanie zwierząt do produkcji mleka, jaj czy wełny, do płodzenia i rodzenia kolejnych zwierząt, do wykonywania różnych prac czy do eksperymentów w laboratoriach.

Klucz gatunkowy? Nie zawsze
Do jednej lub drugiej grupy zwierzęta są zazwyczaj przydzielane zgodnie z kluczem gatunkowym: pies, czy kot jest przyjacielem człowieka lub wręcz członkiem rodziny (kiedy ktoś mówi, że kocha zwierzęta, ma zazwyczaj na myśli właśnie psy i koty oraz zwierzęta dzikie uznawane za element piękna przyrody), natomiast krowa od dawna wykorzystywana jest na mleko, cielęcinę i wołowinę, świnia na kotlety schabowe czy szynkę, kura na jaja i do rosołu. Ale bywa i tak, że pies przechodzi w mniejszym lub większym stopniu do grupy "do zjadania", gdy jest trzymany na łańcuchu jako żywy detektor ruchu w obejściu, w laboratorium jako narzędzie badawcze, hodowany i rozmnażany dla przyjemności lub dla zarobku, czy przerabiany na smalec o rzekomych leczniczych właściwościach. Zdarza się również, że człowiek zaprzyjaźni się lub zżyje z krową, którą latami eksploatował i nie zdecyduje się oddać jej do rzeźni, postanawiając zapewnić jej utrzymanie do naturalnej śmierci. Jest też przypadek królika, który przeskakuje z jednej grupy do drugiej, raz hodowany na mięso, futro lub jako maskotka, innym razem adoptowany.

Warunki życia
Zwierzęta "do zjadania" są hodowane i transportowane w warunkach, które – gdyby zastosować je do zwierząt z uprzywilejowanej kategorii – wymagałyby w większości interwencji policji i prokuratorskiego oskarżenia. Niemniej zamiast sądu, mamy rozporządzenia, które sankcjonują te warunki czyniąc z nich standard. I tak np. maciora jest legalnie unieruchamiana na długie tygodnie w szczękach kojca porodowego, a jej właściciel nazywa się hodowcą i biznesmenem. Natomiast właściciel psiej suki za podobne czyny może liczyć na wyrok i miano oprawcy.

Zasady zabijania
Zabijanie tych pierwszych, jest akceptowane i legalne tylko w określony sposób (u weterynarza zastrzykiem usypiającym, a następnie zastrzykiem zabijającym) i tylko, gdy jest uzasadnione ciężką chorobą lub agresją stwarzającą zagrożenie dla otoczenia. Zabijanie tych drugich jest akceptowane w sposób, jaki byłby niedopuszczalny moralnie i prawnie w stosunku do tych pierwszych (nikt nie pozwoliłby na rażenie swojego psa prądem, wbijanie mu kołka do czaszki, trucie w komorze gazowej i oglądanie przez niego takiej samej śmierci innych zwierząt). Uzasadnienie stosowane do zabijania zwierząt "do zjadania" również byłoby niedopuszczalne w przypadku zwierząt "do kochania", bo świnie, kury czy lisy zabija się rutynowo dla smaku, wygody czy mody, a także z przyczyn ekonomicznych – w rzeźni kończy krowa, która przestała produkować określoną ilość mleka, cielę, które urodziło się po to, by ta produkcja była w ogóle możliwa czy wreszcie kura nieznosząca już odpowiednio wysokiej liczby jajek.

Nienaruszalny status quo
Ze zwierzętami, które są rutynowo zabijane w związku z ich wykorzystywaniem lepiej się nie zaprzyjaźniać, bo utrudniałoby to gorsze ich traktowanie, zabijanie i zjadanie ich ciał. I tak pogardzane za życia (głupia krowa i kura, brudna i zła świnia) są uwielbiane dopiero po śmierci (pyszny befsztyk, kotlety cielęce, rosołek z kury, kurze udka, schabowy czy soczysta szyneczka).

Powszechność, tradycja (powszechność rozciągnięta w czasie) i legalność gorszego traktowania, zabijania i zjadania niektórych zwierząt stanowią mur obronny dla status quo. Nie dopuszczają rozważań o sensowności/arbitralności podziału zwierząt nie różniących się niczym istotnym na te kochane i szanowane (np. pies) i te zjadane i pogardzane (np. świnia). Taki podział jest w społeczeństwie tak utrwalony, że przeciętny człowiek potrafi zjeść kromkę ze smalcem ze świni, następnie być oburzony informacją o zabijaniu psów na smalec i nie zauważyć analogii między procederem, z którego ze smakiem korzysta, a tym, który ostro krytykuje. Kiedy mu uzmysłowić, że choć jest przeciwny zabijaniu psów, to bez zmrużenia okiem akceptuje zabijanie zwierząt tak samo zdolnych do odczuwania, najczęściej odwołuje się właśnie do tradycji, powszechności i legalności i ja osobiście odnoszę wrażenie, że te argumenty są uznawane za mocne, wiążące i wystarczające. Co więcej, wychowanie w społeczeństwie dotkniętym moralną schizofrenią sprawia, że większość ludzi nie dopuszcza do siebie rozważań o sensie i etyczności zabijania zwierząt jako takiego.

Schizofrenię moralną można tłumaczyć wychowaniem. Tak też zapewne powstaje w dziecięcych pokojach wypełnionych po brzegi pluszowymi zwierzątkami, gdzie dziecko głaszcze ukochanego psa, a potem zasiada do talerza z "mięskiem", ziemniaczkami i surówką lub je kanapkę z szynką. Wyrastamy w takiej dwoistości, najpierw nie wiedząc o niej, a potem oswajając ją do tego stopnia, że staje się niewidzialna, przezroczysta. Podobnie jak schizofrenia właściwa, to moralne rozdwojenie leczy się dość ciężko, biorąc pod uwagę procent trwale "wyleczonych".

Nie zadawać niepotrzebnego cierpienia - ta zasada, jeśli autentyczna, powinna wystarczyć ...
Chyba największy procent wegetarian obserwuje się wśród młodzieży, bo w okresie dojrzewania większość ludzi kwestionuje powszechnie obowiązujący porządek. Łatwo jest wtedy dostrzec ten podział i go zakwestionować. Nawet pobieżna znajomość innych kultur pozwala dostrzec jego kompletną arbitralność (w Chinach zabicie i zjedzenie psa jest jak u nas zabicie i zjedzenie królika) oraz fakt, że bez mięsa można żyć (czego dowód dają całe społeczności żyjące na diecie wegetariańskiej). Nawet pobieżna znajomość biologii i doświadczenie bliskiego kontaktu z psem czy kotem wystarcza, by dojść do wniosku, że zwierzęta pozaludzkie to nie automaty, a istoty pod wieloma względami do nas podobne, zdolne nie tylko do odczuwania bólu, ale wielu innych emocji, czy procesów umysłowych. Całkiem pobieżna znajomość drogi przez rzeźnię, która czeka świnię, zanim na naszym talerzu wyląduje kotlet wystarczy, by wiedzieć, że bez cierpienia się nie obejdzie. Kiedy dopuścimy do siebie te fakty i pozwolimy sobie na zakwestionowanie istniejących "zasad gry", nie do zaakceptowania stanie się zabijanie takich (czujących) istot dla zaspokojenia kulinarnych zachcianek, bo przecież - według Francione i ja się z nim zgadzam - większość ludzi deklaruje, że są przeciwni zadawaniu zbędnego cierpienia. Jeżeli nasze działanie będzie zgodne z tą podstawową deklaracją, nie będziemy mogli kontynuować jedzenia mięsa. Gdybyśmy byli lepiej wyedukowani, a wciąż nie jesteśmy, ta podstawowa zasada wystarczyłaby również, by zrezygnować z wszystkich produktów odzwierzęcych, czyli przejść na weganizm.

Wielu ludzi nie wie w jakich warunkach żyją zwierzęta hodowane na mleko, jaja i inne produkty oraz że nie idą one na emeryturę, gdyż są rutynowo zabijane po określonym czasie ich eksploatacji. Wciąż wielu ludzi nie wie też, że na weganizmie można żyć zdrowo, a nawet jeśli o tym słyszeli, to powątpiewają, lub nie wiedzą jak mieliby to zrobić. Pod względem wiedzy zdrowotnej i dostępności produktów wzbogacanych czy podobnych do tych tradycyjnych (roślinne sery twarde, roślinne wędliny, roślinna śmietana) jesteśmy jak sądzę dużo bardziej do tyłu, niż w USA.

Jeśli dobrze rozumiem, to według Francione, wystarczy ludziom, którzy deklarują zasadę niezadawania niepotrzebnego cierpienia, uświadomić arbitralność podziału na kochane i zjadane, realia związane z hodowlą i zabijaniem zwierząt, możliwość zdrowego i wygodnego życia na diecie roślinnej, by skierowali się ku weganizmowi. Ja osobiście uważam, że nie jest to aż takie proste, gdyż schizofrenia moralna nie jest jedynym etycznym problemem. Jest niemało sytuacji, gdzie zastanawiam się, czy w danym przypadku działa wciąż moralna schizofrenia, czy raczej niewiedza i obawa o własne zdrowie lub, w przypadku posiadania wystarczającej wiedzy, hipokryzja, wygodnictwo i konformizm, które często biorą górę, gdy wchodzi się w dorosłe życie. To, że to nie jest proste nie prowadzi mnie do wniosku, że nie należy próbować, ale stawiałabym raczej na to, by uświadamianie szło wielotorowo, różnymi środkami wyrazu, przy czym – tu zgadzam się z Francione – bez uciekania się do demagogii, półprawd i taniej propagandy na krótkich nogach.

Re: Francione - część 1

PostNapisane: 28 gru 2009, o 10:25
przez K.Biernacka
oj coś cienizna, nikt się nie chce wypowiadać?

Re: Francione - część 1

PostNapisane: 10 lut 2010, o 15:00
przez ais
ja właśnie ten temat ujrzałam przy okazji czytania o drugiej części wywiadu.

Wrzucę to na bibliotekę na Facebook, może studenci prawa to wykorzystają w pracach! :)

Re: Francione - część 1

PostNapisane: 16 mar 2010, o 13:03
przez K.Biernacka
moralnej schizofrenii najskuteczniej uczymy się w dzieciństwie od swoich rodziców i bliskich. Jak skutecznie, sami wiemy najlepiej studiując dostępne statystyki wegetarian i wegan.

Obrazek
źródło zdjęcia: guardian.co.uk/lifeandstyle

Obrazek
źródło zdjęcia: Big Game: Trophy hunting in Africa (Guardian)

Re: Francione - część 1

PostNapisane: 14 cze 2010, o 21:22
przez K.Biernacka
O schizofrenii moralnej wypowiedział się kiedyś Wojciech Eichelberger w wywiadzie dla czasopisma Zwierciadło.

Przyjaciel na talerzu czyli zwierzęta są do kochania, nie do jedzenia

fragment:

- Czy zwierzęta są do jedzenia?

- Zwierzęta są do kochania, nie do jedzenia.

- Przecież kochamy zwierzęta, ale to nie przeszkadza nam zabijać ich i zjadać, Jak to się dzieje, że jedzenia mięsa nie wiążemy z faktem zabijania, z cierpieniem zwierząt?

- Od dziecka jesteśmy w tej sprawie uczeni hipokryzji. Małe dzieci bardzo kochają zwierzęta. Dziecięca miłość do zwierząt jest naturalna i wszechogarniająca. Gdy byłem dzieckiem, wszystko, co żyje pies, kot, koń, ptak, motyl, robak, ryba, meduza, jaszczurka czy wąż - przedstawiało sobą jakieś zachwycające objawienie. Ku utrapieniu mamy hodowałem z bratem w domu, co się dało. Sporo czasu w dzieciństwie spędzałem na wsi. Pamiętam, jak godzinami przesiadywałem w żłobie u pewnego konia. Uwielbiałem patrzeć, jak zanurza w owies swój wielki pysk, wydmuchuje nozdrzami powietrze i powoli, cierpliwie żuje. To był ogromny pociągowy koń, spokojny i silny. Dobrze było być blisko niego. Moje dziecięce serce pełne było zachwytu i przywiązania do wielu różnych zwierząt. To z nimi przeżywałem swoje pierwsze miłości. Myślę, że niemal każdy dorosły, jeśli mu pamięć dopisuje, odnajdzie w sobie podobne wspomnienia. A mimo to, jak większość dzieci jadłem mięso. Z pewnością któregoś dnia na moim talerzu też wylądowało "mięsko" albo "kotlecik". Dziecko nie wie przecież, skąd się wzięło "mięsko". Nie było świadkiem zabijania tego zwierzęcia. Pyta więc rodziców, co to jest. Wtedy wyraźnie zmieszani rodzice mówią mu, że "to taki kawałeczek cielaczka albo kurczaczka, albo świnki. Dziecko jest zaskoczone, zaczyna mieć pierwsze wątpliwości, pyta zatem, co się stało z tym kurczaczkiem. Czy to znaczy, że został zabity? Wtedy słyszy, że został zabity jakiś inny kurczaczek, nie ten, którego zna i lubi. W ten właśnie sposób uczymy się hipokryzji i podwójnej moralności. Rozpoczyna się w nas proces wewnętrznego rozszczepienia na dwie niemajšce ze sobą nic wspólnego części. Jedna przeżywa w związku ze zwierzętami niestety już nieprawdziwe, egzaltowane miłosne wzruszenia, a druga zachwyca się smakiem mięsa i udaje, że nie ma nic wspólnego z zabijaniem. Już jako dzieci całujemy i przytulamy zwierzątka, jednocześnie nieświadomie uczestnicząc w ich zabijaniu. Świat naszych wyższych uczuć oddziela się całkowicie od świata kuchni i stołu. Zwierzęta, które żyją obok nas i mają swoje imiona, nazywamy przyjaciółmi. Cała anonimowa reszta jest do zabicia i zjedzenia. Zaczynamy żyć podwójnym życiem.


całość na eioba.pl

Re: Gary Francione - wywiad (weganizm/abolicjonizm)

PostNapisane: 3 lip 2013, o 13:04
przez martaposty1
Jak zmotywować siebie żeby zacząć dietę wegańską i przetrwać z nią ten najtrudniejszy, początkowy etap? ;)
Bardzo chciałabym pokonać samą siebie ale nie mam chyba wystarczającego zaparcia, ażeby zacząć i powiedzieć sobie to jest ten czas.

Re: Gary Francione - wywiad (weganizm/abolicjonizm)

PostNapisane: 9 lip 2013, o 13:24
przez eva_nyss
martaposty1 napisał(a):Jak zmotywować siebie żeby zacząć dietę wegańską i przetrwać z nią ten najtrudniejszy, początkowy etap? ;)
Bardzo chciałabym pokonać samą siebie ale nie mam chyba wystarczającego zaparcia, ażeby zacząć i powiedzieć sobie to jest ten czas.


uwierz w siebie ;) skoro wiesz, że chcesz to musisz wiedzieć, że dasz radę, najgorszy początek i walka z samym sobą przy rodzinnym posiłku, ale jak pokonasz pokusy -wygrasz ze wszystkim ;)

Re: Gary Francione - wywiad (weganizm/abolicjonizm)

PostNapisane: 10 wrz 2013, o 22:11
przez miseczka
Wiara w siebie i w to co się robi to podstawa.
I wiara w to, że to co się robi jest słuszne.

Re: Gary Francione - wywiad (weganizm/abolicjonizm)

PostNapisane: 11 wrz 2013, o 07:03
przez silver4426
pięknie powiedziane.. wiara czyni cuda, lecz nie zawsze się uda :(


----------------------------
kredyt online, klimatyzacja bochnia, pożyczka przez internet, zakład krawiecki bochnia