W kiosku Onetu pojawił się artykuł o mocnym tytule
Gastro-porno "Niezmordowani marketingowy, licząc na powszechną pożądliwą pasję, chcą seksem promować jedzenie warzyw. Nowy nurt zyskał już nawet miano gastro-porno lub foodvertising, a mistrzami w użyciu vegatrendu okazali się obrońcy praw zwierząt."Prekursorem była oczywiście PETA, w Polsce takich kampanii jeszcze nie było, ale nie wykluczone, że się pojawią. Głosy w tej sprawie są różne.
Generalnie, jak widzę w artykule, głosy poparcia na świecie i w Polsce wywodzą się z przekonania, że jak reklama jest dźwignią handlu, to seks może być dźwignią dla wegetarianizmu (w domyśle niektórych, dźwignią możliwości seksualnych).
Pytanie tylko, co ta dźwignia oznacza, na pewno potrafi wyciągnąć temat na czołówki gazet, ale osobiście odnoszę wrażenie, że znowu skupiamy się na ludziach, na własnym pępku i innych częściach ciała, na dogodzeniu sobie, byciu pięknym, atrakcyjnym, seksownym, sprawnym seksualnie. Jak dla mnie wegetarianizm zostaje w takim wypadku potraktowany instrumentalnie - jako metoda na atrakcyjność człowieka. Nie trudno się domyślić, co zrobią Ci, którym wegetarianizm nie doda urody czy nie zwiększy potencji w łóżku. Gdzie w takim przekazie jest miejsce na empatię, prawa zwierząt, określanie zakresu własnej wolności tak, by jej granice kończyły się tam, gdzie zaczyna się krzywda innych istot? Czy taką reklamą nie podnosimy do potęgi entej nasze trywialne w końcu interesy? Czy z takiej pozycji będzie łatwiej czy trudniej namówić ludzi do odmówienia sobie czegoś?
Podnoszona kwestia dobrego gustu/estetyki niestety nie mówi jeszcze nic o seksizmie i instrumentalizacji ciała kobiet, który jest mocno obecny w niektórych reklamach PETA. Wykorzystanie erotyki w społeczeństwie pełnym seksizmu jest od samego początku ryzykowne i warto o tym pamiętać.
Przy okazji mowa jest o potrzebnej kampanii jedzenia warzyw - w domyśle jak rozumiem jedzenia większej ilości warzyw (przykładem jest kampania duńskiego Ministerstwa Żywności). Kampania używa erotyki do swojego przekazu. Tu już zupełnie nie jest mowa o wegetarianizmie, Ministerstwo chce zachęcić ludzi, by się zdrowiej odżywiali i tyle, co w praktyce przekłada się na zmianę proporcji spożywanych produktów. Nie ma więc nic wspólnego z podmiotowym traktowaniem wszystkich zwierząt, a jedynie lepszym traktowaniem jednego gatunku:
homo sapiens.
Natomiast sprzeciw, o którym mowa w artykule pochodzi jak zauważyłam z dwóch źródeł: Po pierwsze dotyczy pruderyjności - w przypadku zakazu nadawania reklam PETA na NBC. "Spot bulwersował" jak się domyślam, stwierdzono, że był zbyt "śmiały erotycznie". Nie sądzę, by była tam mowa o dyskryminacji kobiet, biorąc pod uwagę amerykańskie standardy dotyczące "moralności publicznej" (demonizującej raczej seks jako coś związanego z "grzechem" (obrazą boga, itp.), niż traktującej poważnie często uwikłane w to kwestie praw człowieka, czy dyskryminacji).
Po drugie poruszono kwestię nieskuteczności - tu wypowiedział się psycholog i gzyra. Ja przytoczę jednego i drugiego, a może gzyra swoją wypowiedź sam rozwinie
"Psychologowie wytykają marketingowcom, że stosując seks w reklamie, liczą tylko na wywołanie pewnego afektu u konsumentów. Kreują lepsze zapamiętywanie produktu przez sprowokowanie bodźca bezwarunkowego – na przykład skojarzenia rzeczy z atrakcyjną kobietą, ale nie interesuje ich, co się dzieje w głowach odbiorców później. – A jak ktoś nie lubi warzyw, to i tak nie będzie ich kupował. A może się zdarzyć nawet, że awersja do brokuła przeniesie się na grającą w reklamie kobietę – ostrzega prof. Andrzej Falkowski, psycholog reklamy."
"Z PETA problem jest taki, że za pomocą d… chcą załatwić zbyt wiele rzeczy. Trzeba liczyć się z tym, że w pewnym momencie może nastąpić przesyt erotyką – zauważa Gzyra."