Posty: 11
Dołączył(a): 9 lip 2011, o 18:40
Re: Nadwaga
Ja osobiście będąc wegetarianinem miałem nadwagę. Przez pół roku schudłem 26 kilo. 4 miesiące to był okres przechodni i już jako weganin 2 miesiące. 16 kilo zeszło na okresie przejściowym. Pozostałe dziesięć już na weganiźmie. Tylko co mnie zdziwiło: na weganiźmie pozwalałem sobie na więcej przyjemności niż wcześniej. Musiałem sobie psychicznie jakoś wynagrodzić pewne kulinarne rozstania. Nie żałowałem sobie ani ciast, nie pożałowałem pizzy, a zdarzyło się, że pewnego pięknego wieczora przysiadłem i nagle zniknęły całe 2 tabliczki gorzkiej czekolady! Niczego sobie nie żałowałem, absolutnie nie chodziłem głodny. Mimo to schudłem 10 kilo w 2 miesiące.
Dodam, ze od 1,5 miesiąca moja waga stoi w miejscu i chyba po prostu organizm uznał że teraz jest w sam raz. Rzeczywiście, i optycznie i w BMI wszystko jest już w porządku. Wszystko zatem chyba zależy od organizmu danej osoby.
Moja aktywność fizyczna w tamtym okresie nie była zbyt wielka bo matura itd.
Jedyna moje skrajność w żywieniu to póki co 3 rzeczy:
1. nie jem nic co zawiera kukurydzę i produkty pochodzenia z kukurydzy (tak, może to wydawać się śmieszne ale mam coś na kształt fobii wobec gmo)
2. soję ograniczam tylko do mleka alpro i suchych ziaren soi (tak, znowu gmo) produktów z soją też unikam. A z ziarna to chcę się przerzucić na czarną soję, z niej chyba nie zrobili jeszcze GMO.
3. prawie nie używam soli. Ogólnie mam tak jakoś dziwnie, że domownicy mówią: chodź dosolę ci zupę bo jest niedosolona, a ja na to: ale przecież ona jest przesolona! Zatem za każdym razem jak ja coś gotuję dla wszystkich to pierwsza ich czynność to idą po sól do kuchni (bo jest mdłe, a dla mnie jest takie pikantne, że mnie wykrzywia). Dziwne
Dodam, ze od 1,5 miesiąca moja waga stoi w miejscu i chyba po prostu organizm uznał że teraz jest w sam raz. Rzeczywiście, i optycznie i w BMI wszystko jest już w porządku. Wszystko zatem chyba zależy od organizmu danej osoby.
Moja aktywność fizyczna w tamtym okresie nie była zbyt wielka bo matura itd.
Jedyna moje skrajność w żywieniu to póki co 3 rzeczy:
1. nie jem nic co zawiera kukurydzę i produkty pochodzenia z kukurydzy (tak, może to wydawać się śmieszne ale mam coś na kształt fobii wobec gmo)
2. soję ograniczam tylko do mleka alpro i suchych ziaren soi (tak, znowu gmo) produktów z soją też unikam. A z ziarna to chcę się przerzucić na czarną soję, z niej chyba nie zrobili jeszcze GMO.
3. prawie nie używam soli. Ogólnie mam tak jakoś dziwnie, że domownicy mówią: chodź dosolę ci zupę bo jest niedosolona, a ja na to: ale przecież ona jest przesolona! Zatem za każdym razem jak ja coś gotuję dla wszystkich to pierwsza ich czynność to idą po sól do kuchni (bo jest mdłe, a dla mnie jest takie pikantne, że mnie wykrzywia). Dziwne