Posty: 86
Dołączył(a): 28 kwi 2011, o 06:25
Konsekwencje antygatunkizmu/niekonsekwencja wegan
Wielu z was zapewne sprzeciwia się szowinizmowi gatunkowemu i ogólnie popiera myśl Singera. Mam parę pytań do takich osób.
1. Czy zgadzacie się z Singerowską maksymą: "Wobec cierpienia wszyscy jesteśmy równi" - i konsekwencjami, jakie z niej płyną? Piotruś zdaje się sądzić, że nie ma znaczenia, kto cierpi - świnka czy Einstein. Chodzi o sam ból; zakładamy, że nie spowoduje on śmierci ani kalectwa. W niektórych przypadkach idea wydaje się słuszna. Można ją jednak sprowadzić do absurdu - jeśli owad czuje ból tak samo jak ludzie (to niewykluczone), to znaczy, że lepiej jest torturować prądem własną matkę, niż dwie muchy?
2. Nie ma większego znaczenia, kto cierpi - i nie można sprawiać zwierzętom cierpienia dla trywialnych celów. Czyż spacer po lesie nie jest trywialnym celem? Można się bez niego łatwo obyć (dla wielu ludzi łatwiej, niż zrezygnować z mięsa) - a kiedy człapiemy po ściółce, sprawiamy cierpienie niezliczonym żyjątkom. Czy zatem spacer po lesie jest niemoralny? Jeśli nie ma znaczenie, jaki gatunek cierpi, to spacer opodal mrowiska może być tysiąc razy bardziej nieetyczny, niż trzymanie jednej maciory w kojcu.
3. Czy można sprzeciwiać się szowinizmowi gatunkowemu, a jednocześnie nie popadać w takie absurdy? Jak rozsądnie uzasadnić sprzeciw wobec męczenia hodowlanych zwierząt, jednocześnie zezwalając na męczenie owadów podczas spaceru? Jeśli kryterium posiadania interesów jest zdolność do odczuwania bólu, musimy także zważać na mieszkańców runa leśnego. Czy istnieje jakaś rozsądna teoria, która zabrania zarówno męczenia kur, jak i męczenia deptanych mrówek w lesie? Dotąd czytałem tylko Singera. Czy inny myśliciel, np. Regan, daje jasną odpowiedź, jak należy traktować wszystkie zwierzęta zdolne do odczuwania?
Proszę o rzeczowe odpowiedzi.
EDIT:
A, jeszcze jedno. Jeśli wartość życia zależy wyłącznie od indywidualnych cech, to znaczy, że ludzkie warzywo pozbawione jakiejkolwiek świadomości, jednak zdolne do odczuwania bólu i cierpienia - jest mniej warte, niż myszka czy nawet żuk? Myszka coś tam widzi, może nawet myśli, bo potrafi rozwiązać różne problemy - warzywko zaś nie. Czy zatem antygatunkista powinien zabić raczej ludzkie warzywo, niż mysz? Zakładamy, że ów człowiek nie ma rodziców, znajomych - ogólnie nikt z racji jego śmierci nie będzie cierpiał.