Posty: 76
Dołączył(a): 23 sie 2011, o 07:00
Re: Weganizm a płodzenie potomstwa
nie spotkałeś się nigdy z opiniami o kulturowym źródle instynktu macierzyńskiego, skoro jest to jeden z głównych sporów naukowców, a to znaczy że jest bardzo dużo polemizujących ze sobą publikacji.
Nigdzie nie napisałem, że NIGDY się nie spotkałem. Przeinaczasz fakty. Jestem zwyczajnie przeciwny głoszeniu jednej z możliwych interpretacji jako jedynej słusznej w oderwaniu do masy faktów dotyczących innych aspektów życia, które wszystkie razem tworzą całość. Oczywiście to Twoja sprawa, który z nich odegra ważniejszą rolę w tworzeniu Twojej własnej etyki/światopoglądu, ale mówienie 'jest tak, i to mówi nauka' jest zwyczajnym nadużyciem.
już dawno w trakcie tej dyskusji, gdybyś czytał całą a nie odnosił się do wyrywków, to byś pewnie już je poznał
Zrozum, nie jestem w stanie ogarniać takich ilości informacji - mam pracę, która mnie pochłania bez reszty i wpadam tu tylko od czasu do czasu. Natomiast jeśli chodzi o Elisabeth Badinter - cenię jej twórczość, ale niemądre jest traktowanie jednej książki jako źródła wszelkiej wiedzy. Napisała ją feministka i filozofka, która jest pod wpływem pewnej idei, którą próbuje forsować. Słusznej czy nie - nie chcę oceniać. A warto spojrzeć na kontrargumenty, bo prawda zazwyczaj jest bardziej skomplikowana niż chcieliby tego poszczególni naukowcy/autorzy.
Chyba nie wyobrażasz sobie że np w średniowieczu istniała jakaś głęboka magiczna więź matka-dziecko, kiedy proces rozmnażania przypominał raczej produkcję na dużą skalę a dzieci umierały jak muchy
Wręcz przeciwnie, wyobrażam. Jak sama pisałaś kultura ma duży wpływ na postawy, oceny i zachowanie. To, że ludzie w średniowieczu doświadczali śmierci na co dzień i jakoś musieli z tym żyć, to jedno. Natomiast uczucia i relacje matka-dziecko, to drugie. Oba te aspekty się przenikają, ale nie wykluczają.
Nie ma czegoś takiego jak potrzeba posiadania dzieci, są oczywiście odpowiednie mechanizmy które uwalniają się po urodzeniu dziecka, aby się nim zająć, ale nie ma instynktu „chcę mieć dziecko”. Ta potrzeba posiadania potomstwa została wymyślona stosunkowo niedawno, jest bardzo użyteczna z wielu powodów, np. wmawianie kobietom że przed 30 muszą zostać matkami przywiązuje je do domu, blokuje ich naturalnie wyższą w tym okresie życia (30-40lat) seksualność, odbiera niezależność, eliminuje z rynku pracy który jest zapchany i każde wolne miejsce jest na wagę złota, odbiera osobowość i indywidualność narzucając jedynie słuszną cechę- opiekuńczość, najlepiej w niewykonalnej wersji maryjnej czyli „matki dziewicy”, świętej i dobrej.
Aha, jasne... dlaczego więc WSZYSTKIE gatunki zwierząt się rozmnażają? Dlatego, że zostały poddane treningowi kulturowemu? Czy zadałaś sobie kiedyś trud, żeby zajrzeć do podręczników z psychologii ewolucyjnej i zobaczyć co badania z tego obszaru wnoszą do dyskusji? Albo chociaż 'Samolubny gen' Dawkinsa? Polecam.
Koncepcja człowieka jako czystej karty, która zapełnia się pod wpływem rozwoju (wpływu kulturowego) jest zwyczajnie nie do obronienia. Gdyby kobiety przywiązywały się do dzieci i samej idei ich posiadania tylko pod wpływem kultury, to zapewne nasz gatunek nie przetrwałby do dzisiaj (kultura wyrosła na biologii i psychologii, a nie odwrotnie). Noworodek to ogromne wyzwanie i inwestycja - w przypadku człowieka. Gdyby ewolucyjnie nie wykształciły się w ludziach uczucia i emocje, żadna samica nie znosiłaby niepotrzebnego trudu czy poświęcała życia za swoje dziecko. Jakkolwiek podobają mi się niektóre idee postmodernizmu, tak z punktu widzenia nauki niewiele wnosi do dyskursu sam z siebie. Trzeba z niego wyciągać co ciekawsze i nie pozwalać, aby tonęły w reszcie absurdu.