Posty: 65
Dołączył(a): 21 lut 2012, o 15:47
Jajka od kury zielononóżki
Od jakiegoś czasu śledzę to forum i rozważam przejście na weganizm. Przyznam szczerze, że trochę przeraża mnie perspektywa odstawienia wszystkich produktów odzwierzęcych i kombinowania czym je zastąpić, żeby nie nabawić się niedoborów pokarmowych. No i jak ułatwić to przejście mężowi, który jest wielkim wielbicielem serów, żeby tak bardzo nie odczuł ich braku.
Początkowo planowaliśmy tylko rezygnację z mięsa i to było w miarę proste do zaakceptowania przez męża, jak i resztę rodziny. Jednak kiedy zaczęłam przebąkiwać o pełnym weganizmie natrafiam na coraz silniejszy opór i niezrozumienie. Teściowa po obejrzeniu przesłanych jej makabrycznych filmików i różnych tekstów doszła do wniosku, że w Polsce na pewno nie jest tak źle, bo przecież są organizacje walczące o prawa zwierząt, więc "na pewno nie pozwoliłyby by coś takiego się działo". I tu moje pierwsze pytanie. No właśnie, jak to jest z sytuacją w Polsce? Bo chyba większość tych wstrząsających doniesień jest jednak z innych krajów? Filmik o kurach z bezklatkowych hodowli był np. z Niemiec. Czy w Polsce wygląda to dokładnie tak samo, czy jest jednak jakaś różnica?
Zastanawia mnie też kwestia jajek od kur zielononóżek. Jajka z numerem 0 oraz 1 na skorupce już wykluczyłam, po obejrzeniu między innymi wyżej wspomnianego filmiku, jednak z tego co czytałam kur zielononóżek nie da się tak traktować. Wiem, że Wy odrzucacie wszelkie wykorzystywanie zwierząt i jakiekolwiek korzystanie z ich produktów, jednak dla mnie kluczową kwestią na ten moment jest jedynie ich cierpienie. I mogę sobie na przykład wyobrazić taką sytuację. Jest sobie jakaś babcia na wsi, ma kilka swoich kurek zielononóżek, które swobodnie biegają po trawie i znoszą jajka. Kogutów nie musi zabijać, bo zabiera im wszystkie jajka, więc nie mają jak się wykluć. Kur też nie bierze z wylęgarni, bo ma od pokoleń swoje. Zdaję sobie sprawę z tego, że w końcu te kury i tak pójdą na rosół, ale pewnie szczęśliwie przeżyją jednak kawał swojego życia. A zabicie ich na rosół przez taką wiejską babcię będzie pewnie szybkie i sprawne, więc się kura jakoś makabrycznie nie nacierpi. Zdaję sobie sprawę, że z Waszego punktu widzenia to co piszę brzmi pewnie makabrycznie, ale taki jest stosunek zdecydowanej większości społeczeństwa i wydaje mi się, że już zmniejszenie w bardzo dużym stopniu cierpienia zwierząt i na przykład kupowanie jajek tylko od wiejskich zielononóżek, od jakiejś babci na targu, będzie i tak bardzo dużym osiągnięciem. Chciałabym tylko wiedzieć, czy moja sielankowa wizja życia tych kur jest realistyczna? Bo dotychczas wyobrażałam tak sobie życie wszystkich kur z tzw. "wolnego wybiegu" i przeżyłam spory szok odkrywając rzeczywisty stan rzeczy.
Piszecie, że takie działania nie rozwiązują problemu wykorzystywania zwierząt i w pełni się z tym zgadzam. Jednak wizja przejścia całego społeczeństwa na weganizm jest całkowicie utopijna! Na pewno łatwiej będzie zachęcić to społeczeństwo do bojkotowania masowych hodowli katujących zwierzęta i kupowania produktów okupionych mniejszym cierpieniem. Uważam, że to już bardzo dużo, a być może z czasem świadomość takiego społeczeństwa będzie wzrastać w tym temacie i można będzie przesuwać tą granicę dalej, aż do całkowitego wyeliminowania wykorzystywania zwierząt.