Posty: 1374
Dołączył(a): 3 wrz 2008, o 13:10
Lokalizacja: Kraków
Ćwiczę, więc myślę. Eksperymentujemy, bo możemy.
"Ćwiczę, więc myślę" - zatytułował swój artykuł Sławomir Zagórski na gazeta.pl
"O tym, że regularny wysiłek fizyczny ma zbawienny wpływ na nasze kości, mięśnie, serce, naczynia krwionośne, wiemy od dawna. Okazuje się, że narządem, który wyraźnie korzysta na tym, że wstaniemy z kanapy czy odejdziemy od komputera, jest także nasz mózg - poinformowano podczas toczącego się w Chicago 39. zjazdu amerykańskich neurologów i neurobiologów (Neuroscience 2009)."
(...)
"Zespół psychologów z University of Massachusetts w Amherst (USA) pod kierunkiem dr. Matthew Davidsona postanowił sprawdzić, czy ćwiczenia fizyczne mają wpływ na chwiejność emocjonalną młodych kobiet tuż przed menstruacją i w trakcie niej."
W tym celu przeprowadzono doświadczenie z dobrowolnym udziałem kobiet. Dowiedziono, że 30-minutowy wysiłek fizyczny wyciszał ich emocje.
Przeprowadzono też inne doświadczenie, którego celem miało być sprawdzenie jak wysiłek fizyczny działa na pamięć i nastrój. Tym razem użyto zwierzęta.
"Dr Christina Williams z Duke University w Durham (USA) sprawdzała, czy ćwiczenia fizyczne są w stanie poprawić psychiczną kondycję myszy, których mózgi przyjęły dość dużą dawkę promieniowania. Badanie to przeprowadzono z myślą o ludziach cierpiących z powodu złośliwych guzów mózgu. W ich przypadku często jedynym sposobem leczenia jest naświetlanie całej czaszki. Niestety, to często powoduje działania uboczne - poważne kłopoty z pamięcią i wyraźny spadek nastroju. Depresja i utarta pamięci bardzo obniżają jakość życia chorych i niezależnie od postępu choroby nowotworowej mają bezpośredni wpływ na długość ich życia.
Zespół naukowców pod kierunkiem dr Williams poddał ogólnemu znieczuleniu, a następnie naświetlił mózgi grupie dorosłych myszy (połowa z nich została poddana tylko znieczuleniu - te posłużyły jako kontrola).
Dwa tygodnie później sprawdzono ich zdolność uczenia się i zapamiętywania, a także "nastrój". Pierwszy test polegał na odnalezieniu wyjścia z pułapki (przypomina to odnajdywanie przez nas samochodu na dużym parkingu - tłumaczyła Williams). Badanie "nastroju" polegało natomiast na unieruchomieniu gryzonia poprzez przywiązanie jego ogona (zwierzę w dobrym nastroju próbuje się uwolnić, co jest zresztą możliwe, a smutne natychmiast się poddaje).
Obserwacje wykazały, że napromieniowane myszki mają kłopot z zapamiętaniem drogi wyjścia z pułapki, a przede wszystkim pokornie siedzą przywiązane, ani przez myśl im nie przejdzie, by się uwalniać.
I tu - jak się okazuje - pojawia się szansa w postaci ruchu. Do części klatek wstawiono specjalne kołowrotki, na których zwierzęta uwielbiają ćwiczyć. Mogły wskakiwać na nie w dowolnym czasie i kręcić się do woli.
Po 2,5 miesiąca ponownie sprawdzono ich pamięć i nastrój. Okazało się, że u gryzoni, które nie miały możliwości ruchu, niekorzystne efekty napromienienia były bardziej widoczne niż na początku eksperymentu. Natomiast ćwiczenia na kołowrotkach świetnie zrobiły zwierzętom. Łatwiej odnajdowały wyjście z pułapki i aktywniej zabiegały o uwolnienie.
Co ciekawe, naświetlone, ale ćwiczące zwierzęta wypadały w testach wcale nie gorzej niż te, których nie poddano napromieniowaniu, ale za to które unieruchomiono w klatkach.
Pod koniec badań wszystkie myszy poświęcono dla celów nauki i zbadano ich mózgi. U naświetlonych, ale ćwiczących zwierząt pojawiły się nowe neurony (w hipokampie - ważnym ośrodku pamięci i nastroju).
- To realna nadzieja dla chorych na guzy mózgu - twierdzi dr Williams. - W prosty sposób mogą oni próbować poprawić sobie jakość życia. Nikt wcześniej nie pokazał, że ćwiczenia fizyczne działają dobroczynnie na mózg po jego naświetleniu. Będziemy to dalej badać - zapowiedziała uczona."
Wytłuszczenia w cytacie - moje.
Podczas tych eksperymentów u zdrowych zwierząt wywołano chorobę, następnie zadawano im cierpienie poprzez skutki choroby, wiązanie ogona, unieruchamianie w klatkach i wreszcie odebrano im życie. Wszystko w imię nauki, w celu szukania sposobów na polepszenie jakości życia chorych ludzi. Wiele osób twierdzi, że to jest właśnie taka sytuacja płonącego domu "Twoje dziecko, czy pies? wybieraj". Ale przyjrzyjmy się dokładniej temu doniesieniu.
Czy eksperyment przeprowadzono w celu ratowania życia ludziom? Nie, chodziło o eksperyment, który być może rzuci światło na sposoby polepszenia jakości życia ludzi.
Czy nie ma innych sposobów na rzucenie światła na to konkretne zagadnienie? Wydaje się, że można by przecież przeprowadzić doświadczenie na ludziach - dobrowolne i etyczne - grupie chorych na guzy mózgu zaproponować kontrolowane ćwiczenia fizyczne. Czy to nie rzuciłoby światła na tę sprawę? Wydaje się, że tego światła mogłoby być nawet więcej, niż po eksperymencie na myszach.
W USA myszy i szczury eksploatowane w laboratoriach nie są nawet ujmowane w statystykach ani objęte amerykańską ustawą o ochronie zwierząt (link).
Myślę, że szowinizm gatunkowy zaślepia, ale nie mogę się powstrzymać od takiej refleksji:
zastanawiam się, czy gdyby ludzie autentycznie wyznawali zasadę niezadawania nieuzasadnionego cierpienia, to czy robiliby takie eksperymenty, zatwierdzali je, spokojnie o nich pisali nawet przy założeniu, że autentyczny konflikt w postaci przysłowiowego płonącego domu rozwiązywaliby zawsze na korzyść homo sapiens.
"O tym, że regularny wysiłek fizyczny ma zbawienny wpływ na nasze kości, mięśnie, serce, naczynia krwionośne, wiemy od dawna. Okazuje się, że narządem, który wyraźnie korzysta na tym, że wstaniemy z kanapy czy odejdziemy od komputera, jest także nasz mózg - poinformowano podczas toczącego się w Chicago 39. zjazdu amerykańskich neurologów i neurobiologów (Neuroscience 2009)."
(...)
"Zespół psychologów z University of Massachusetts w Amherst (USA) pod kierunkiem dr. Matthew Davidsona postanowił sprawdzić, czy ćwiczenia fizyczne mają wpływ na chwiejność emocjonalną młodych kobiet tuż przed menstruacją i w trakcie niej."
W tym celu przeprowadzono doświadczenie z dobrowolnym udziałem kobiet. Dowiedziono, że 30-minutowy wysiłek fizyczny wyciszał ich emocje.
Przeprowadzono też inne doświadczenie, którego celem miało być sprawdzenie jak wysiłek fizyczny działa na pamięć i nastrój. Tym razem użyto zwierzęta.
"Dr Christina Williams z Duke University w Durham (USA) sprawdzała, czy ćwiczenia fizyczne są w stanie poprawić psychiczną kondycję myszy, których mózgi przyjęły dość dużą dawkę promieniowania. Badanie to przeprowadzono z myślą o ludziach cierpiących z powodu złośliwych guzów mózgu. W ich przypadku często jedynym sposobem leczenia jest naświetlanie całej czaszki. Niestety, to często powoduje działania uboczne - poważne kłopoty z pamięcią i wyraźny spadek nastroju. Depresja i utarta pamięci bardzo obniżają jakość życia chorych i niezależnie od postępu choroby nowotworowej mają bezpośredni wpływ na długość ich życia.
Zespół naukowców pod kierunkiem dr Williams poddał ogólnemu znieczuleniu, a następnie naświetlił mózgi grupie dorosłych myszy (połowa z nich została poddana tylko znieczuleniu - te posłużyły jako kontrola).
Dwa tygodnie później sprawdzono ich zdolność uczenia się i zapamiętywania, a także "nastrój". Pierwszy test polegał na odnalezieniu wyjścia z pułapki (przypomina to odnajdywanie przez nas samochodu na dużym parkingu - tłumaczyła Williams). Badanie "nastroju" polegało natomiast na unieruchomieniu gryzonia poprzez przywiązanie jego ogona (zwierzę w dobrym nastroju próbuje się uwolnić, co jest zresztą możliwe, a smutne natychmiast się poddaje).
Obserwacje wykazały, że napromieniowane myszki mają kłopot z zapamiętaniem drogi wyjścia z pułapki, a przede wszystkim pokornie siedzą przywiązane, ani przez myśl im nie przejdzie, by się uwalniać.
I tu - jak się okazuje - pojawia się szansa w postaci ruchu. Do części klatek wstawiono specjalne kołowrotki, na których zwierzęta uwielbiają ćwiczyć. Mogły wskakiwać na nie w dowolnym czasie i kręcić się do woli.
Po 2,5 miesiąca ponownie sprawdzono ich pamięć i nastrój. Okazało się, że u gryzoni, które nie miały możliwości ruchu, niekorzystne efekty napromienienia były bardziej widoczne niż na początku eksperymentu. Natomiast ćwiczenia na kołowrotkach świetnie zrobiły zwierzętom. Łatwiej odnajdowały wyjście z pułapki i aktywniej zabiegały o uwolnienie.
Co ciekawe, naświetlone, ale ćwiczące zwierzęta wypadały w testach wcale nie gorzej niż te, których nie poddano napromieniowaniu, ale za to które unieruchomiono w klatkach.
Pod koniec badań wszystkie myszy poświęcono dla celów nauki i zbadano ich mózgi. U naświetlonych, ale ćwiczących zwierząt pojawiły się nowe neurony (w hipokampie - ważnym ośrodku pamięci i nastroju).
- To realna nadzieja dla chorych na guzy mózgu - twierdzi dr Williams. - W prosty sposób mogą oni próbować poprawić sobie jakość życia. Nikt wcześniej nie pokazał, że ćwiczenia fizyczne działają dobroczynnie na mózg po jego naświetleniu. Będziemy to dalej badać - zapowiedziała uczona."
Wytłuszczenia w cytacie - moje.
Podczas tych eksperymentów u zdrowych zwierząt wywołano chorobę, następnie zadawano im cierpienie poprzez skutki choroby, wiązanie ogona, unieruchamianie w klatkach i wreszcie odebrano im życie. Wszystko w imię nauki, w celu szukania sposobów na polepszenie jakości życia chorych ludzi. Wiele osób twierdzi, że to jest właśnie taka sytuacja płonącego domu "Twoje dziecko, czy pies? wybieraj". Ale przyjrzyjmy się dokładniej temu doniesieniu.
Czy eksperyment przeprowadzono w celu ratowania życia ludziom? Nie, chodziło o eksperyment, który być może rzuci światło na sposoby polepszenia jakości życia ludzi.
Czy nie ma innych sposobów na rzucenie światła na to konkretne zagadnienie? Wydaje się, że można by przecież przeprowadzić doświadczenie na ludziach - dobrowolne i etyczne - grupie chorych na guzy mózgu zaproponować kontrolowane ćwiczenia fizyczne. Czy to nie rzuciłoby światła na tę sprawę? Wydaje się, że tego światła mogłoby być nawet więcej, niż po eksperymencie na myszach.
W USA myszy i szczury eksploatowane w laboratoriach nie są nawet ujmowane w statystykach ani objęte amerykańską ustawą o ochronie zwierząt (link).
Myślę, że szowinizm gatunkowy zaślepia, ale nie mogę się powstrzymać od takiej refleksji:
zastanawiam się, czy gdyby ludzie autentycznie wyznawali zasadę niezadawania nieuzasadnionego cierpienia, to czy robiliby takie eksperymenty, zatwierdzali je, spokojnie o nich pisali nawet przy założeniu, że autentyczny konflikt w postaci przysłowiowego płonącego domu rozwiązywaliby zawsze na korzyść homo sapiens.