Katalog usprawiedliwień
- Nie jest to jednak zaletą ministra Radziszewskiej, należy ona bowiem do jednego z najważniejszych sejmowych lobby - myśliwych. Podobnie jak jowialny i godnie stroszący wąsy (a, zdaje się, że zgolił, ale nadal ma je mentalnie) Bronisław Komorowski. Dziwi mnie, że komuś może przeszkadzać szerszy udział kobiet we władzy, a nie przeszkadza to, że rządzą nami ludzie, dla których rozrywką jest zabijanie.
Nie chcę w tym miejscu wdawać się w spory o wegetarianizm i sposoby pozyskiwania mięsa. Cóż, ludzie jedzą mięso, bo są głodni, a pracują w tym przemyśle, bo muszą pracować. Oczywiście przymusy te nie są bezwzględne, ale powiedzmy, że nie żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Za to jednak, co robimy dla przyjemności i rozrywki, odpowiadamy w pełni. I jeśli dla kogoś zabawą jest zabijanie, to nie wiem, czy można oczekiwać od niego takiej troski i sympatii, która jest potrzebna, żeby w polityce załatwiać coś poza swoimi interesami i potrzebami ego. Osobiście nie miałabym nic przeciwko temu, żeby miejsce myśliwych w Sejmie zajęły niepolujące kobiety. ("Orliki i orliczki", felieton z Wysokich Obcasów)
Jedzenie mięsa zestawione jest z polowaniem. To pierwsze przedstawiane jest przez Dunin jako konieczność fizjologiczna, a aktywna eksploatacja w ramach przemysłu jako konieczność ekonomiczna. Polowanie ma natomiast być rozrywką i widzimisie. W pierwszym przypadku rzekomo (prawie) nie ma wyboru, w drugim jest tylko wybór. Jeśli przyjrzymy się bliżej, okaże się, że głód można zaspokoić grochem (przysłowiowym), a pracować w wielu przypadkach gdzie indziej, przy czym o przemyśle mięsnym, jajecznym i mlecznym nie rozmawialibyśmy w ogóle, gdybyśmy mieli inne nawyki zaspokajania głodu. Dla wykształconych mieszkańców miast wybór polowania jako rozrywki może wydawać się wyjątkowo okrutny. Jednocześnie wykształceni mieszkańcy miast mają niezwykle ułatwiony wybór zaspokajania głodu w taki sposób, aby był to akt tworzenia doskonalszego świata, jednak tego wyboru nie dokonują.
Dunin asekuruje się (pewnie słyszała co nieco nawet o weganizmie) uwagą, że przymus jedzenia mięsa i pracy w przemyśle związanym z eksploatacją zwierząt "nie są bezwzględne". Natychmiast jednak - jakby się bała implikacji tego stwierdzenia - zawraca i próbuje zatrzeć ślady (które prowadzą nieodwołalnie do tegoż weganizmu, bo nie ma przymusu jedzenia jakichkolwiek produktów odzwierzęcych) defetystycznym "nie żyjemy w najdoskonalszym ze światów". Oto świat staje się usprawiedliwieniem unikania lepszych wyborów. Świat, czyli co właściwie? Coś najwyraźniej niezmiennego, zewnętrznego i nietykalnego. Silniejszego od ludzi, którzy... go tworzą. Co za wygodny dystans i jakaż tolerancja! Ale przede wszystkim bierność i to fatalne usprawiedliwienie niedoskonała naturą świata. Czy Dunin pozwoliłaby sobie na taką uwagę w kwestiach feminizmu? Sparafrazujmy, zobaczymy co wyjdzie:
- Nie chcę w tym miejscu wdawać się w spory o przemoc domową wobec kobiet i gwałty małżeńskie. Cóż, ludzie biją kobiety i uprawiają z nimi seks, bo nie umieją nad sobą zapanować, mają wiele problemów, które muszą znaleźć jakieś ujście. Oczywiście przymus wyładowywania się (pięścią i nasieniem) na płci przeciwnej nie jest bezwzględny, ale powiedzmy, że nie żyjemy w najdoskonalszym ze światów.
Jak to brzmi? Strasznie brzmi. Wracając do tekstu z WO: w tym cytacie z Dunin więcej widzę krytycznego entuzjazmu w namyśle nad wąsami Marszałka niż w komentarzu dotyczącym zabijania zwierząt dla mięsa. W tej sprawie feministyczny ogień przygasa i zamienia się w "eee, na to się nie poradzi, tak już jest", bo przecież kwestia mięsa nie ma ludzkiej płci, a więc problem jest zapewne drugorzędny. Tak oto świat raz mówi spocznij, a innym razem baczność. Kiedy co mówi, a właściwie, kiedy kto co słyszy, jest kwestią wygody i specjalizacji. Raz jest powodem i areną zmian, innym razem staje, na własne życzenie, problemem nie do rozwiązania.